9. Idiota pogrąża się coraz bardziej
Leżę niczym w paraliżu, wpatrując się w dziewczynę. Wygląda na wściekłą. Tak, wiem, raczej nie powinienem się temu dziwić, sam jestem sobie winien. Może mi ktoś powiedzieć, jakim trzeba być idiotą, żeby prawie rozpłaszczyć się na murze, nie zważając na okrzyki przyjaciół (takie jak na przykład: "Mur!"), które powinny dość dużo sugerować? Czasem mam wrażenie, że zachowuję się jak głuchoniemy ślepiec, albo i nie, głuchoniemi ślepcy raczej nie jeżdżą na deskorolkach i z pewnością są jakieś sto razy ostrożniejsi, jeżeli w ogóle wolno im coś robić.
– Ehm... Co? – wykrztuszam w końcu, ciągle wpatrując się w jej oczy koloru mlecznej czekolady.
– Idiota. I-dio-ta. Jesteś taki głupi, że tego też nie rozumiesz? – syczy, a potem zaciska usta.
– Ehm... No, tego, nie no... – plączę się bardziej i bardziej. Zastanawiam się, czy to nie dzieje się przypadkiem za sprawą jej oczu, są takie hipnotyzujące... Ona jest zaklinaczem, grającym na drewnianym flecie, a ja nieporadnym wężem, kołyszącym się tak, jak pan powie. Dziewczyna wzdycha z irytacją, a ja dostrzegam kątem oka zdyszanego Harry'ego, który zeskakuje z deski na trawnik, potykając się o własne nogi i do nas podbiega. Deska wywraca się, kiedy styka się z ziemią, musiał naprawdę szybko jechać.
– Ella, Seth! Żyjecie? – wrzeszczy, jakbym rzeczywiście miał jakieś problemy ze słuchem.
– Prawie – stwierdzam, krzywiąc się przez ten hałas.
– Nie stało się nic? – Chcę wzruszyć ramionami, ale nie za bardzo mi to wychodzi.
– Skąd mam wiedzieć?
– Jest coś takiego jak nerwy, stary – mówi niby żartem, ale słyszę i niepokój w jego głosie. – Czujesz ból gdzieś konkretnie?
– A "wszędzie" to jest konkretnie?
– Tak, to prawda, że chłopacy później dorastają – odzywa się Ella, a ja tym razem nie prycham, co na sto procent bym zrobił, gdybym usłyszał te słowa kilka dni temu. Dociera do mnie, że to prawdopodobnie nie jest mit mający dowartościować dziewczyny, tak jak wcześniej sądziłem. Bardzo możliwe, że to jest fakt, chociaż trudno mi to przyznać nawet przed samym sobą. Palą mnie policzki ze wstydu. Nie wiem, czy oni to widzą, czy nie, ale na zażenowanego na pewno wyglądam – nie ma żadnych wątpliwości. – Co się tak na mnie gapisz?
– Może dlatego, że na mnie leżysz? – mówię słabym głosem, dając jej tym do zrozumienia, że trochę jednak waży. Nie jest gruba, ale przepraszam, nawet jeżeli do ziemi przygniata coś, co waży trzydzieści parę kilo, to daje się to we znaki.
– Mógłbyś przynajmniej podziękować – warczy jeszcze, po czym ze stęknięciem unosi się na ramieniu i siada ciężko na trawie obok mnie. Odwracam głowę w jej stronę. Dotyka prawej dłoni, musiała się o coś drasnąć, bo gęsta krew spływa po jej skórze na ziemię. Oby nie miała jakiegoś zakażenia.
– Ella! Nic ci nie jest? To znaczy wam? – Nowy głos sprawia, że natychmiast podnoszę się i podpieram na łokciach. Ignoruję ból, który w momencie tego nagłego ruchu, nagle rozprzestrzenia się po moim ciele. Nie mogę okazać się słabszy niż ten debil, który stoi przede mną, jej chłopak, jak mniemam. – Ojej! Jaka śliwa! – mówi, a ja nie jestem w stanie zdecydować, czy w tych dwóch krótkich wypowiedziach znajduje się więcej przerażenia, czy podziwu. Najwyraźniej ma słaby wzrok, nie wiem jak można było nie zobaczyć tej wielkiej śliwy nawet z tej głupiej rampy.
– No – mówię pod nosem. – Ojej.
Wydaje się być zmieszany tym, że go przedrzeźniam i mimo że właśnie taki był mój cel, jest mi go w jakiejś części żal.
– Nie zwracaj uwagi na Setha. Dzisiaj naprawdę zachowuje się jak baran, ale zazwyczaj taki nie jest – usprawiedliwia mnie Ella z przekąsem.
– Ja tu ciągle jestem.
Mierzę się wzrokiem z brunetem. To zadziwiające, że w przeciągu kilkunastu sekund można dokonać aż tylu ocen, a już w pierwszych sekundach się uprzedzić. Jest wyższy niż Harry, do tego rysy ma jakieś dojrzalsze, nie do końca twarde i męskie, jest w nich coś kobiecego, ale niestety i tak wygląda niczego sobie. W duchu zgrzytam zębami, widząc jego oczy – takie jak u Elli – kolejna rzecz, która ich łączy. Doszukuję się w nim najmniejszej wady, każdy pojedynczy pryszcz i nieliczne pieprzyki sprawiają mi dziką satysfakcję. Jestem pewien, że on również szuka w moim wyglądzie słabszych stron, ale zupełnie nie daje tego po sobie poznać, ten jego cały anielsko niewinny wyraz twarzy zaczyna mnie powoli denerwować. Czyżbym aż tak się wydurnił, że nie zawraca sobie mną nawet głowy?
– Pomóc ci wstać? – pyta Harry i wyciąga w moją stronę rękę, którą odpycham lekko, traktując ją niczym zniewagę.
– Daj spokój. Nie jestem kaleką.
– A ktoś mówił, że jesteś? Sam daj spokój! Nieźle się wypierdoliłeś, to wiesz, możesz mieć jakieś problemy z równowa...
– Wszystko w porządku! – przerywam mu i chwiejnie wstaję, zły na siebie, że robię z siebie pokrakę przed tym obcym chłopakiem. Wciąż kręci mi się w głowie, kiedy rozglądam się w poszukiwaniu mojej deski. Zauważam ją leżącą niezdarnie w krzakach i chcę natychmiast do niej podbiec, ale nie za bardzo mi się to udaje – zamiast tego zataczam się jak pijany. Ella podrywa się gwałtownie z ziemi i przytrzymuje mnie, żebym nie upadł.
– Idiota!!! – wrzeszczy ponownie. – W ogóle to co żeś se myślał, co?!
– Nic!
– Mogłam się tego spodziewać! – mówi przez zęby.
Harry, wcześniej dość przejęty i zdenerwowany tym zajściem, teraz po prostu ma z tego wszystkiego bekę. Nie ogarniam, jak można patrzeć na życie z takim dystansem i nic sobie nie robić z poważnych spraw, no i nie ogarniam tej całej jego filozofii Carpe diem!, którą się kieruje. Jeżeli nawet się czymś przejmie, to tylko na moment, ale nigdy nie rozpamiętuje negatywnych sytuacji. Nie jest z tych, którzy dzień w dzień rzucają tobie ponure spojrzenia, bo schrzaniłeś coś pięć lat temu. Z jednej strony to dobrze, bo muszę przyznać, że osobiście często coś schrzaniam, ale z drugiej teraz gotów byłbym go udusić gołymi rękami, albo i nie gołymi, bo nie jestem takim frajerem, żeby zostawić odciski na miejscu zbrodni (to znaczy – nie byłbym w stanie popełnić morderstwa, rzecz jasna. Na razie za bardzo bolą mnie dłonie od tego upadku, żeby tego dokonać. No i nie mam przy sobie rękawiczek).
Kiedy wreszcie dostrzega moje zabójcze spojrzenie, rzuca coś w stylu, że mam wrzucić na luz i idzie po moją deskę. Kilka metrów dalej leży własność Elli, na wpół zanurzona w stawie. Ups. Jeśli się nie mylę, niedawno wymieniała wiele elementów, bo jej się zniszczyły. Podąża spojrzeniem w tym samym kierunku.
– Zabiję cię, jeśli coś się jej stało! – rzuca przez ramię, lecąc w stronę stawu. – Griptape* do wymiany! – woła ze złością. – I módl się mocno, żeby trucki** mi nie zerdzewiały!
Teatralnie składam ręce i wznoszę je ku niebu, a potem padam na kolana.
– Boże, spraw, żeby Elli nie zerdzewiały trucki w najbliższym czasie – mówię głosem pełnym pasji. – Spraw, żeby Elli nie zerdzewiały trucki. Proszę, spraw, żeby te trucki nie zerdzewiały, zmiłuj się! – Zamykam oczy i zaciskam mocniej dłonie. – Spraw, żeby stał się ten cud! Amen!
– Bardzo śmieszne – cedzi, podchodząc do mnie, z dechą pod ręką, tą z której nie leci krew. – Żeby nie było, ty wymieniasz grip. W końcu naraziłam na ciebie życie.
Milczę, wpatrując się w niesiony przez nią przedmiot. Chyba przesadza. Nie jest tak źle. Przyznam, woda niezbyt dobrze działa na deski, mogą pojawić się przez nią jakieś rozwarstwienia a grip może być mniej przyczepny, ale bez przesady. A trucki nie powinny tak szybko zerdzewieć. Ale cóż, wiem, że nienawidzi wymieniać griptape'a, więc mogę to za nią zrobić, żeby wyrazić swoją wdzięczność. Przecież naprawdę narażała dla mnie życie! Mogłaby na przykład złamać nogę, a to by się równało z utratą życia, wiem, że ona kocha skateboarding równie mocno, co ja.
– Niech ci będzie – wypowiadam to tak cichym głosem, że nie jestem pewien, czy w ogóle mnie słyszy. Patrzy na mnie wyczekująco. – No co? Powiedziałem: "Niech ci będzie"! – Nie zmienia wyrazu twarzy. Nagle mnie oświeca. –Aha. No tak. I dzięki.
– Nie ma sprawy – rzuca lekko. – Nic wielkiego.
Nigdy nie zrozumiem kobiet. Harry podaje mi moją deskę, a ja biorę ją pod pachę i zaczynam kierować się w stronę ramp. Wszelkie zawroty głowy minęły jak pstryknięcie palcami.
– Chyba żartujesz! – prycha dziewczyna. Kręcę głową, nie oglądając się do tyłu.
– Oszalał – mówi Harry. – Dokładniej mówiąc, na twoim punkcie.
– Wmawiaj sobie – wołam, dalej zmierzając w tamtą stronę. Ten skate park nie jest rozbudowany, znajdują się tu jedynie dwie pary poręczy do slide'ów i dwie rampy, jedna dla początkujących, czyli dość płaska, a druga dla zaawansowanych, na której jeżdzę od około półtora roku. Oczywiście to na niej mam zamiar zjechać, nie na tej, na której ćwiczą się dzieciaki.
– Nie rób tego! Dlaczego tak się dzisiaj zachowujesz?! I skąd to podbite oko?! – mówi nerwowo Ella, kiedy do mnie podbiega i ciągnie za rękaw mojej bluzy, która natychmiast barwi się na czerwono. Mimo to dziewczyna nie puszcza mnie. Pozwalam, żeby rękaw opadł i wchodzę po schodach prowadzących na platformę przy większej rampie.
– Lubię triki. – Ledwo poruszam ustami, ale wiem, że mnie słyszy. Kątem oka widzę, jak łza spływa po jej policzku, ale udaję ślepego – skoro wtedy nie dostrzegłem muru, teraz bardzo prawdopodobne jest, że nie dostrzegam łez, nie powinna się temu dziwić. Delikatnie odpycham jej rękę wspinając się po starych, metalowych schodkach. Zabawa dopiero się rozpoczyna.
*griptape (czyt. "griptejp") – papier ścierny pokrywający deck, czyli główny element deskorolki. Zapewnia większą przyczepność.
**truck (czyt. "trak") – element umożliwiający montaż kółek do deski oraz kierowanie nią przez pochylenie w stronę, w którą chce się skręcić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro