Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Mafioso z cygarem i idiota

Pierwsze co rzuca mi się w oczy to stary Roger rozmawiający z moją matką. Chociaż właściwie trudno to nazwać rozmową, bo Matt gestykuluje i mówi coś ze zdenerwowaniem, a mama tylko kiwa potulnie głową.

Założyłbym się z kimś, że karci ją za niepodlewanie roślin w ogrodzie, ale wciąż przecież nie mam przy sobie pieniędzy, więc taki zakład nie miałby większego sensu.

Aha, no tak. Ewentualnie może karcić ją jeszcze za ciuchy Brendy na terenie jego działki, bo w końcu nie wiem, jak zakończyła się ta cała sytuacja. Ta bielizna w panterkę i tak dalej. Fuj.

Najpierw zauważa mnie Matt i widzę po tym figlarnym błysku w jego oczach, że dzisiejszego dnia mimo swojej pozornej irytacji jest nastawiony pozytywnie do życia. Różnie z nim bywa. Jego emocje są jak te wagoniki na rollercosterze, jeżdżące to w górę, to w dół. Kiedy dopada go wisielczy humor, potrafi być podły, nie zdając sobie z tego sprawy, ale częściej ta podłość dopada Brendę niż mnie. Tak, czy siak, mnie też to zwykle w jakiś sposób dotyka. Facet na przykład powiedział mi kiedyś w twarz, że z trupa byłoby więcej pożytku niż ze mnie, bo one przynajmniej milczą, a ja odzywam się w najbardziej nieodpowiednich sytuacjach – co jest niestety szczerą prawdą. Zaznaczył wtedy też, że trup by posłużył mu za niezłą podpałkę do komina, co było dość absurdalne, bo nie pamiętam, kiedy było u nas naprawdę zimno – oczywiście taki mocno wysuszony trup – a ja tylko narobiłbym niepotrzebnego hałasu. Cóż, nie każdy lubi tarzać się w ogniu.

Jeszcze coś à propos jego humorów? Brenda, kiedy coś ją ugryzie wżera wegańskie żarcie, a kiedy ma totalną chandrę – może zjeść całe pudełko lodów (nigdy nie zrozumiem tych babskich diet – raz się kończą, raz zaczynają), za to wkurzony Matt zje pół kilo papryczek chilli i popije czystą – jak dla mnie nie wiadomo, co trudniej przełknąć. Aha, i jeszcze będzie strzelał z karabinu do tarcz, które rozstawił sobie na podwórzu (niech nikt mnie nawet nie pyta, jak mu się udaje trafiać w nie po pijaku. Pewnie po prostu nie trafia. Ale jeszcze żyję, więc nie jest źle).

Hm, teraz pozostaje jedna kwestia – mianowicie, kto dał Mattowi Rogerowi, staremu kawalerowi i wariatowi, spluwę i pełno nabojów? Kto mu na to pozwolił? I czemu nie ma żadnych skarg?

Sam nie wiem. To znaczy nie jakoś dokładnie. Roger wyjaśnił mi to po krótce. Gdybym był jeszcze bardziej zbzikowany niż jestem, pewnie bym ją mu odebrał, tę jego spluwę, ale na szczęście nie jestem. Z pewnością by dostał szału, odebrałby mi ją i mnie zastrzelił. I wtedy ewentualnie mógłbym posłużyć jako podpałka.

Historia Matta Rogera
(w kilku, no może kilkunastu lub kilkudziesięciu zdaniach nie mam zamiaru liczyć)

No więc tak. Istnieje wielu ludzi, którzy umieją rewelacyjnie opowiadać bajki, ale ja się do nich nie zaliczam. Poza tym to nie bajka, tylko życie. Dość duża różnica, duh. Otacza mnie krąg osób, które są oryginalne (można je nazwać też wariatami, wariaci przecież zawsze są dość oryginalni), w tym Matt Roger. Zawsze mnie inspirowały jego historie wojenne, a jako dziecko myślałem, że jest świętym Mikołajem – przez jego białą brodę, chociaż nie tak długą jak na obrazkach.

Trochę się zawiodłem.

Ale sam Matt Roger nigdy nie stracił na wartości. Jego autorytet buduje między innymi biały kapelusz, taki jak noszą mafiosi i cygaro oraz pas z nabojami. Kiedyś nawet zagrał w jednym z filmów – tych moich i Harry'ego – i jako mafioso sprawdzał się doskonale. Jeżeli by się zastanowić, może to nawet on był wzorem dla Harry'ego – w końcu tyle przeklina, ma spluwę i często wali ni stąd, ni zowąd jakieś swoje głębokie, wojenne przemyślenia. Takie osoby muszą przecież budzić szacunek, nie?

Aha, miałem opowiedzieć, kto mu dał spluwę.

Jest byłym komandosem, więc ma chyba jakieś pozwolenie, chociaż... Czy ja wiem? Może ma ją nielegalnie? Sąsiedzi regularnie wnoszą na niego skargi, ale policja nic sobie z tego nie robi. To w końcu Kalifornia. Są ważniejsze sprawy niż zwariowany dziadek z obsesją na punkcie swojego karabinu. Nie zrobił nikomu krzywdy. Tylko to policję interesuje.

A mama go lubi, bo często nam pomaga w robotach w ogrodzie i wspierał nas w trudnym dla nas okresie. Żadne z nas nigdy mu tego nie zapomni. Jak wiadomo wariat ciągnie do wariata, dlatego też Matt jest dla nas jak członek rodziny i odwiedzamy się z nim nawzajem od czasu do czasu.

Poza tym wydaje mi się, że ukazałem go w nieco złym świetle... Matt miewa dobre chwile, jak na przykład dzisiaj. Krzyczy, karci – jest w formie. Naprawdę, dziś jest w doskonałym humorze.

Koniec historii starego Rogera
(nazywam go starym, bo po prostu kompletnie nie wiem, ile ma lat. Nigdy mi nie powiedział. Wiem, tylko, że właśnie jest stary. I że dużo zmyśla. Bo w pierwszej wojnie nie miał prawa brać udziału – za żwawo się porusza, żeby mieć ze sto dwadzieścia lat. No i kto właściwie dożywa stu dwudziestu lat?)

– Hej, młody. – Roger klepie mnie na powitanie po ramieniu, co jest dość bolesne. Tłumię krzyk, ale się szczerzę. Ach, ta jego brutalność. Matt nigdy z tego nie wyrośnie. Ma krzepę i dobrze o tym wie – przecież był w wojsku – ale i tak musi mi ciągle o tym przypominać.
– Hej, stary – odpowiadam, a on rzecz jasna się nie obraża, tylko gardłowo się śmieje, a mama kręci głową. To jedynie pozory, bo dobrze wie, że w niektórych sprawach Roger traktuje mnie jak równego sobie, a może nawet w większości. Pewnie po prostu nie chce mnie dołować.

Matt wyjmuje cygaro z ust, jakby chciał nawdychać się czystego powietrza, ale chyba stwierdza, że czyste powietrze to jakaś ściema, bo moment później ponownie się zaciąga.
– I gadajże – zaczyna prosto – cóż takiego ta twoja siostra uczyniła, że są takie spiny są między wami? – To połączenie starego języka z aktualnym slangiem brzmi dość groteskowo. Za dużo używam slangu młodzieżowego, kiedy z nim przebywam. To serio dziwnie brzmi.
– Dorośli słuchają. – Wskazuję na matkę.
– Czemuś ty, Seth, zawsze musisz ze mnie dzieciaka robić, nawet przy własnej matce? – Wzruszam ramionami i uśmiecham się niewinnie, a Matt prycha, po czym zaczyna kaszleć.
– Mówiłam ci, Matt, że za dużo fajczysz – mówi z westchnieniem mama, a on wydyma usta. Nie mam pojęcia, jak to cygaro trzyma się w jego ustach.
– Jestem za stary, żeby się oduzależniać. I posiadam prawo do jakiegoś odłamku szczęścia, nieprawdaż? Każdy je posiada.
– No dobrze, idźcie już się bawić – mówi ironicznie mama. – Tylko sobie nic nie zróbcie. A ty, Matt naprawdę powinieneś rzucić palenie. – Spogląda na niego. – Moja matka umarła przez nie na raka płuc.
– Lilly, muszę ci jedno zdradzić. – Roger kiwa głową w zadumie. – Powinnaś się nauczyć tego już dawno – przy staruszkach nie mówi się o śmierci.

Od autorki
Wyszedł dość krótki rozdział, nie chciałam teraz się rozpisywać. Pytanie: czy ktoś tu jeszcze jest? Bo ostatnio coraz mniej osób, mam wrażenie... I co myślicie o bohaterach, bo już sama nie wiem... No nic, buziaki i miłych wakacji 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro