16. Co wiesz o idiotkach?
Wchodzę na fejsa, a Harry patrzy mi przez ramię na komórkę, co jest dość irytujące. Zresztą chyba zawsze irytowało mnie, kiedy ktoś gapił się na to, co robię na telefonie, nawet jeśli tym kimś był mój przyjaciel. Postanawiam jednak nie komentować jego zachowania, bo wiem, że to nic nie zmieni i robię swoje.
– Na jej koncie, czy moim? – pytam, nie pamiętając już, czy przed chwilą o tym mówił, czy nie.
– Na obu. Zobacz, gdzie chcesz.
Wybieram jej konto, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie usunęła postu. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to nagłówek ewidentnie napisany przez mojego przyjaciela uwielbiającego sensację – "Rozpoznajecie pismo? Brudy Brendy zostają ujawnione" – a potem spoglądam na zdjęcia. Jeszcze nie widziała. Bo nie usunęła. Przełykam głośno ślinę, zastanawiając się, jak będzie się na mnie wyżywać, po zobaczeniu tego, ale nie mogę też nie powiedzieć, że moja wrodzona złośliwość (pewnie po Brendzie) się nie cieszy z faktu, że doprowadzę ją do szału. Ciekawe, jak będzie wyglądać jej twarz, kiedy to zobaczy. Nagrałbym, ale kamera przecież rozwalona i w posiadaniu Ricka, a aparat w telefonie zepsuty.
Wpatruję się w foty wstawione przez Harry'ego. Na zdjęciach znajduje się pięć kartek z zapiskami, przed oczami migają mi tylko pojedyncze słowa, bo nadal nie mam ochoty i cierpliwości czytać całości.
– Nie wiedziałem, ile chciałeś, żebym publikował. Jeśli chcesz mogę więcej – mówi Harry, a ja kręcę przecząco głową.
– Narazie raczej wystarczy. A o czym to?
– A nie czytasz? Najlepszych momentów nie wstawiłem, ale i tak się wkurzy.
Sprawdzam, jakie są reakcje pod postem i aż unoszę z wrażenia brwi.
– Emm... Kiedy to wstawiłeś?
– Jakoś wczoraj koło jedenastej wieczorem.
Reakcji pod postem narazie jest dwieście dwadzieścia siedem, większość z nich to emotikony śmiechu, złości lub płaczu zamiast lajków, czy czegoś tam. Komentarzy jest jeszcze więcej. Trzysta osiemdziesiąt jeden. Od wczoraj. Dwieście dwudziestu siedmiu ludzi zobaczyło to od wczoraj i zostawili trzysta osiemdziesiąt siedem komentarzy. Matko!
Swoją drogą dziwne, że Brenda tak długo nie była na fejsie, myślałem, że to jest właściwie jej życie. No i nie miałem pojęcia, że ma tylu znajomych. Zaczynam czytać komentarze. W większości z nich ludzie albo przeklinają i żalą się na to, co napisała, albo śmieją z tych głupot.
– O cholera. Jej kochani przyjaciele, jak widać, też się dość wkurzyli. – Chociażby komentarz Rosalie mówi za siebie, w którym to nazywa Brendę kurwą. Znaczy, nie wiem, jak zwykle się do siebie zwracają, ale przypuszczam, że nie tak, ta nazwa jest za mocna jak na żartobliwe przezwisko. Odrywam wzrok od telefonu, gdy spostrzegam, że Harry odchodzi i kładzie się na moim łóżku z rękami założonymi za głowę i uśmiecha się, jakby nie miał na głowie żadnych zmartwień.
– To chyba dobrze – stwierdza.
– Chyba. – Uśmiecham się gorzko, ale nie jestem co do tego taki pewny. Przeciera sobie dłonią nos i szczerzy się jeszcze szerzej, a ja zaczynam się zastanawiać, czy nie robi mi tego na złość. Zamykam Facebooka i telefon, a potem odpalam komputer. – Chcesz oglądać coś ze Stathamem?
Tak, zdaję sobie sprawę z tego. że oglądałem dzisiaj akcję, no i ze Stathamem właśnie, ale nieważne. Jak wpadnę w wir oglądania filmów, naprawdę trudno mnie z niego wyciągnąć. Raz, jak byłem chory obejrzałem chyba z siedem z rzędu, z nielicznymi przerwami na jedzenie i toaletę. Harry przekręca głowę.
– W zasadzie i tak mam zryty mózg tym wszystkim, więc co mi tam! – mówi, a ja przewracam oczami.
– Przecież oboje wiemy, że lubisz patrzeć jak Statham rozpieprza wszystkim mordy.
– Możliwe, że tak jest – stwierdza wymijająco, ale przecież ja go znam i to bardzo dobrze. On po prostu uwielbia patrzeć jak Jason napieprza na ekranie tych wszystkich przygłupów.
W sumie nieźle by było, jakby przyjechał do mojej szkoły i zlał Łysą Pałę i jeszcze paru innych gości z liceum (uczniów), którzy należą do tej szkoły jedynie dlatego, że ich dziani rodzice za to płacą. Wyobraźnia podsyła mi naprawdę dobre scenariusze, jak na filmowca-amatora przystało. Hej, zastanawiałem się nad tym co prawda dużo, ale teraz myślę, że naprawdę mógłbym na tym zarabiać niezły hajs, nieskromnie mówiąc.
– Aha i... Harry? Właśnie, co do filmów... Jak z naszym kręceniem? – Nigdy nie kręciliśmy filmów jakoś regularnie, ale nie rzadziej niż co tydzień – jednak już teraz odczuwam brak naszych reżysersko-aktorskich spotkań.
– Nie wiem – odpowiada po prostu, a ja patrzę na niego wyczekująco. – No co? Serio, nie wiem! A co, mam teraz wygłosić jakąś olśniewającą mowę na temat tego, co mamy zrobić? I może jeszcze podać pięć różnych wariantów kolejnych działań?
Hmm. W sumie na to liczyłem.
Wzruszam ramionami.
– Na tę chwilę mogę powiedzieć ci jedno: dajmy z tym sobie spokój. Na jakiś czas – dodaje, kiedy dostrzega moją minę.
– Okej – mówię smętnie. – To co chcesz oglądać?
Coś tam wybiera. Nie zapamiętuję nawet tytułu, bo po co? I tak bym zaraz zapomniał. Ważne, że jest ten Jason i walenie po mordach. Jest krew i dźwięk strzałów i wysadzanych budynków, przemyty i nieczysta gra, zdrady, pieniądze, bankiety i romans w tle (oczywiście romans, nie jakaś miłość na wieczność) – wszystko, żeby odciągnąć umysł od rozmyślań. W życiu trzeba myśleć, to prawda. Można zastanawiać się nad sensem istnienia, nietrwałością kwiatów i ludzi oraz niesprawiedliwymi prawami natury. Tylko że co za dużo, to niezdrowo.
A ja wręcz choruję przez filozofię (lepiej nie mówić o tym Harry'emu), prawie nią wymiotuję. Muszę od niej odpocząć. I przy okazji odpocząć od tego świata.
W filmach tego typu męczy mnie tylko jeden fakt – dlaczego główni bohaterowie muszą być tacy idealni? Niby z jakąś kiepską przeszłością, problemami i tak dalej, ale hej! I tak wszystko im wychodzi! A mają groźniejszych wrogów niż starsze siostry (no i co, że są bardziej napakowani niż wszyscy "koledzy" Brendy razem wzięci?).
Chociaż jednej rzeczy im nie zazdroszczę – są łysi (pewnie, żeby wyglądać na jeszcze większych twardzieli) – a ja narazie lubię swoje włosy, mimo ich idiotycznego koloru. Za nic bym ich nie zgolił. Zresztą mama by mi nie pozwoliła, bo ma obsesję na punkcie wyglądu – nie tylko swojego, ale i naszego (znaczy się Brendy i mnie), bo według niej nasz wygląd jest jej wizytówką. Chyba by mnie zabiła, gdybym wziął sobie golarkę, jeżeli w ogóle jakąś mamy i po prostu zgolił wszystkie włosy. Nie zdziwiłbym się nawet, jakby je pozbierała z ziemi i chciała z powrotem przyczepić na miejsce.
– Harry! Seth! Na pewno nie chcecie nic do jedzenia? – To mama. Ha! Jednak wie, jak prowadzić tę grę. Wie, że ja nie będę jadł, ale ma przy tym świadomość, że Harry się na to złapie. Na hasło "jedzenie" może zapomnieć o dosłownie wszystkim. Gdyby ktoś zadał mu pytanie, czy je po to, by żyć, czy żyje po to, by jeść, bez wątpienia wybrałby to drugie i do tego zapytał tę osobę, czy nie ma przypadkiem czegoś do żarcia. Odwracam głowę w jego stronę – jego oczy aż błyszczą i jestem pewien, że gdyby otworzył usta, pociekłaby mu ślinka.
– Tak, pani Williams! – Jakimś cudem nie jest z nią na "ty", mimo że krzyczy to do niej przez cały dom.
– A co?
– A co jest, psze pani?
– Przypalone spaghetti, chyba, że wolisz coś innego?
– Nie, spaghetti jest okej i jeszcze kawę, jakby pani mogła!
Mama jest przyzwyczajona do nietypowego gustu Harry'ego – między innymi do zamiłowania do kawy, którą pije o każdej porze dnia, do śniadania, do lunchu, do obiadu, do kolacji lub nawet częściej.
– Jak ty możesz w ogóle lubić kawę? – pytam go pewnie już setny raz.
– Jest smaczna – mówi zdawkowo, nie odrywając wzroku od ekranu monitora. – Mocniej mu dowal! Tak! Ej, to musiało boleć...
Kręcę głową i lekko się uśmiecham. Harry zawsze mi humor poprawia. No dobrze, z nielicznymi wyjątkami, ale naprawdę rzadko takie wyjątki się zdarzają. Może zaraz to minie. W okamgnieniu, cały ten raban, cała ta plątanina zdarzeń, w którą się zaplątałem jak mucha w sieć. Czy wszystko wraca do normy? Pytanie: jaka jest ta moja norma?
Może moją normą jest życie w patoli?
Aż podskakuję na ruchomym fotelu, kiedy do moich uszu dociera huk otwieranych na oścież frontowych drzwi. Boże, czy ktoś je w ogóle zamyka na kłódkę? Przecież ktokolwiek mógłby tutaj wejść!
Serce zaczyna mi bić szybciej i nie zwracam uwagi na film. Do moich uszu docierają krzyki Brendy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro