14. Rozmowa dwóch idiotów
Gorączkowo poprawia swoje żałosne okulary, a potem przełyka ślinę. Wydaje się teraz taki mały... Nic nie znaczący. Zaczyna się gorzko śmiać, żeby zatuszować swoje podenerwowanie.
– Spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiej bezczelności. Na korytarz! Już! – Wskazuje władczo drżącym palcem na drzwi, a ja posłusznie wychodzę, nieco przybity swoimi własnymi słowami. Powinienem najpierw pomyśleć, a nie mówić. Facet idzie za mną, krzycząc jeszcze wgłąb sali, że wszyscy mają się uciszyć. Hmm. Nie sądzę, że go posłuchają.
Zatrzaskuje za sobą drzwi.
– Williams – powtarza już któryś z kolei raz.
– Cieszę się, że zna pan moje nazwisko. Ciekaw jestem tylko, jak musi się pan czuć, widząc mnie, brata Brendy, z którą podobno pan bardzo dobrze się dogadywał.
Prawie że słyszę, jak zgrzyta zębami, słysząc te słowa.
– Mów ciszej. Wiesz, że mogę doprowadzić do wydalenia cię ze szkoły?
Wzruszam ramionami, udając, że jego słowa wcale mnie nie ruszają. Nie lubię jakoś szczególnie szkoły, jak pewnie większość ludzi, ale nie chciałbym przecież, żeby mnie od razu wywalili. Najbardziej bolałoby mnie pewnie niedowierzające spojrzenie mamy, że do tego doprowadziłem. I głupio by było w środku drugiego semestru zmieniać szkołę. Albo kiblować siódmą klasę.
Przyglądam się uważnie mężczyźnie. Nigdy nie zrozumiem Brendy. Dziwnie się czuję, stojąc z tym człowiekiem twarzą w twarz i niemal słysząc jak krew zaczyna płynąć coraz szybciej w jego żyłach. Och. Czyżby się stresował?
– Co wiesz? – mówi pospiesznie szeptem.
– Wiem, jakie są fakty.
Mężczyzna mierzy mnie groźnie wzrokiem i staram się tego nie okazywać, ale w duchu kulę się w sobie. Obym tylko nie przełknął śliny. Obym nie przełknął śliny.
Przełykam ślinę, a on niestety to zauważa i uśmiecha się z triumfem i pogardą. Właśnie dałem mu do zrozumienia, że się go boję. Wie, że ma nade mną przewagę.
– Poza tym to pana wywalą, jak się dowiedzą – próbuję coś wskórać. Nauczyciel śmieje się gorzko.
– Jeśli się dowiedzą. A nie dowiedzą się, prawda, Seth? – Błysk w białkach jego oczu daje mi do zrozumienia, że to już nie są żarty. Wygląda, jakby był gotów mnie zamordować na miejscu. Szkoda tylko, że ja mówię wcześniej niż myślę – dlatego też odzywam się:
– Dowiedzą się szybciej niż pan myśli. I nie znajdzie już pan pracy. Chyba, że w jakimś gejowskim burdelu.
Ja naprawdę mam niewyparzony język. Po chwili widzę, jak bierze duży zamach ręką, a potem jego dłoń ląduje na moim policzku. Z moich ust wydobywa się przygłuszony krzyk.
– Co tam się dzieje? – słyszę skrzekliwy głos i odwracam się, masując się po policzku. W korytarzu nikogo nie ma, ale moment później u jego wylotu pojawia się woźna. – Panie profesorze, co się stało?
Nauczyciel uśmiecha się promiennie, jakby widok kobiety sprawił jej ogromną radość.
– O! Droga pani Catherine! Jak miło panią widzieć! – Przenosi wzrok na mnie z wymuszoną troską. – Mieliśmy do pogadania à propos tego podbitego oka i biedak nadział się jeszcze na klamkę.
Kobieta kiwa głową z politowaniem. Poważnie? Uwierzyła w to coś, co przed chwilą zmyślił? Najwyraźniej niewiele słyszała z naszej rozmowy. Ja nie mogę... Historyk czochra mnie po głowie, a ja się wzdrygam.
– To naprawdę dobry chłopak – dodaje. – Tylko czasem trudno mu nad sobą zapanować. Wie pani jak to jest z tym dojrzewaniem. W ciele buzują hormony, plecie się głupoty i tak dalej... – ciągnie, ciągle się uśmiechając niczym jakaś postać z creepypasty, a woźna śmieje się ze zrozumieniem.
Proszę, niech ktoś weźmie stąd tego dziada. Niech go ktoś stąd zabierze. Czuję coraz większe obrzydzenie do Łysej Pały. Sprzątaczka odchodzi, a wtedy facet odpycha mnie na bok tak, że się zataczam. Dlaczego w tym miejscu nie ma kamer?
– Będziesz milczał, to nie będziesz miał konsekwencji – warczy, po czym naciska klamkę. Klasa, tak jak myślałem, wcale nie zamierzała być cicho przez ten czas. Raczej nikt nie podsłuchiwał, ale pewnie obgadywali tę sytuację, bo teraz patrzą na nas jak osoby przyłapane na gorącym uczynku. – Drodzy państwo, nie ma o czym rozmawiać. Seth ma nieco wybujałą wyobraźnię i wszystko już sobie wyjaśniliśmy, prawda Seth? – Przeszywa mnie ostrym spojrzeniem. Chcę powiedzieć, że nie, ale coś mnie blokuje.
– Tak, panie profesorze – mówię przez zęby. Jeszcze mnie popamięta. Może nie dziś, ale kiedyś na pewno.
Reszta lekcji dłuży się niemiłosiernie. Odgłos tykania zegara wlatuje do moich uszu i odbija się echem w czaszce. Historyk rzuca mi często jakieś spojrzenia, które pewnie mają przypominać mi o jego groźbach. Nie potrzebnie się martwi, nie zapomnę o nich szybko, ale jeszcze zobaczy, kogo wywalą. I nie mam zamiaru być tym kimś. Nadal przyłapuję wzrok ludzi z mojej klasy i ponownie jedynie Angelstone robi to życzliwie. Pokrzepienie duszy. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością, a potem rozglądam się wokoło w poszukiwaniu jego siostry, ale jej nie widzę.
– Gdzie Mary? – pytam niemal bezgłośnie. Chłopak marszczy brwi, musiał nie zrozumieć. – Gdzie Mary? – powtarzam trochę głośniej, powodując tym kolejne zwrócenie uwagi przez historyka.
– Na przerwie powiem – odpowiada, gdy mężczyzna wraca do tematu. Bliźniacy jak dotąd prawie zawsze przychodzili do szkoły, dlatego też dziwi mnie to, że nie ma Mary. A jeśli o nich już mowa, nie są jakimiś moimi wielkimi przyjaciółmi. Nie rozmawiamy dużo, nie byli nawet u mnie w domu, ale i tak zawsze mnie wspierają. Nie żebym był wyróżniony. Oni wszystkich wspierają. Mówiłem – anioły. Nie rozumiem za bardzo ich postępowania. Chyba nie da się doprowadzić ich do szału, a przynajmniej ja nie byłem świadkiem żadnej takiej sytuacji. Jeżeli zawiedzie się na wszystkich innych, oni zawsze są. Ta świadomość działa pokrzepiająco. Jedyną rzeczą, która mnie w nich irytuje, jest mówienie o Jahwe. Próbują nawrócić każdego z kim rozmawiają na judaizm. Pewnie dlatego nigdy u mnie nie byli – moja mama nienawidzi wszystkiego, co jest związane z jakimikolwiek religiami, chociaż kiedyś była protestantką. Oczywiście nie gadają wyłącznie o nim, ale często można usłyszeć temat judaizmu z ich ust.
Wreszcie nadchodzi tak długo wyczekiwany przeze mnie moment, gdy dłuższa wskazówka zegara spotyka się z dwunastką, a dzwonek punktualnie zaczyna wydawać tak dobrze znany wszystkim dźwięk. Zrywam się z krzesła, które szura mocno o podłogę.
– Williams. – Chyba nikt nie musi zgadywać, to oczywiście mówi Łysa Pała. – Nauczyciel kończy lekcję.
Tak, to prawda. Nauczyciel kończy lekcję. Tyle że on w ogóle nie powinien nazywać siebie nauczycielem – a w moich oczach nie jest nim od czasu, kiedy się dowiedziałem o wpisie z pamiętnika. I jeszcze pogorszył sprawę tamtą rozmową. Mógł postąpić inaczej. Ale nie postąpił. On nie jest nauczycielem.
Ignoruję jego słowa i chowam do plecaka podręcznik, chociaż nie pamiętam nawet, żebym go wyjmował, ale to taki szczegół. To samo robię z piórnikiem, a potem demonstracyjnie wychodzę z sali, nie zważając na dalsze gadanie tego faceta.
Następnie idę pod klasę, w której zaraz będę miał angielski i siadam z westchnieniem na podłodze, opierając się o ścianę. Jakby się tak głębiej zastanowić, moje życie zahacza nieco o patologię.
Ktoś przysiada się obok mnie i klepie po ramieniu. Odwracam głowę. Czego można się było spodziewać? To Joseph, rzecz jasna.
– Co się takiego stało? Mówiłeś mu wtedy prawdę? – pyta, a ja wzruszam ramionami. Ta informacja raczej nie zmieni nic w jego życiu, na nic mu się nie przyda, a ja nie jestem typem, który mówi wszystkim na około, co go dręczy i rozsiewa plotki. – A ogólnie to Mary nie ma, bo złamała nogę.
Mary? To znowu wydaje się trochę dziwne, dziewczyna zazwyczaj nie lubi aktywności fizycznej i jest ostrożna. Ale okej.
– A co u ciebie, Seth? Nie pamiętam już kiedy ostatnio ze sobą mówiliśmy.
– U mnie wszystko tak samo – mówię na odczep. To nie czas na zwierzenia. I być może nigdy go nie będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro