Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Cisza w domu idiotów

Nie ma to jak prawdziwi przyjaciele. Gdy Ella i Oliver znikają z pola widzenia, Harry nie wytrzymuje i wybucha śmiechem.
– Wiesz, Seth? Szczerze mówiąc, cieszę się, że cię poznałem, bo przynajmniej mam się z czego pośmiać. – Na moment przestaje chichotać, ale zaraz potem kontynuuje, widząc moją minę. Zjeżdża lekko na desce, a gdy się zatrzymuje, klepie mnie po plecach, jakbym chwilę temu wcale nie rozwalił komuś nosa, tylko wykonał całkiem dobrą robotę.

Nikomu nie wmówię, że jego słowa są dla mnie miłe, ale wolę je niż prawienie jakichś durnych kazań, które i tak by do mnie nie przemówiły.

– Śmiejesz się z cudzego nieszczęścia, wiesz? – mówię, mimo że wcale nie jest mi żal Olivera.
– No i? Zasługiwał na to, pedał jeden. – Czy już wspominałem, że Harry odznacza się dość ciekawymi poglądami? Podpowiem, że nie wierzy w tolerancję.

– Jesteś taki nieczuły... – Nadaję swojemu głosowi ton teatralnej rozpaczy, przez co muszę brzmieć jak jakaś laska z tandetnego serialu, która właśnie dowiedziała się o zdradzie męża, czy coś. Nie wiem dokładnie, bo na ogół nie oglądam tego typu rzeczy. – Przecież on mógł umrzeć! Mógł dostać wstrząśnienia mózgu! Zapaść w śpiączkę i się już nie obudzić! – udaję oburzenie.
– Miałbyś jednego konkurenta mniej... – stwierdza, na co przybieram sceptyczny wyraz twarzy. – Hej, Seth, przecież to widać na dziesięć mil. Nie okłamuj samego siebie, bo to nic nie da. Wiem, że Ella ci się podoba. Twoja reakcja mówiła za siebie, wiesz, mur i tak dalej. Jesteś po prostu zazdrosny o tego, jak mu tam?
– Oliver – warczę. – Nazywa się Oliver. I Ella mi się wcale nie podoba, to tylko taka koleżanka, z którą się jeździ na rampach.

Mój przyjaciel prycha. Co on się tak uwziął?!
– Okłamujesz samego siebie – powtarza.
– Wracajmy już, okej? – Postanawiam, że pójdę pieszo. Mimo że uwielbiam swoją deskę, muszę przyznać, że dziś miałem z nią o wiele za dużo wpadek jak na jeden dzień. Lepiej będzie i dla niej, i dla mnie, jak po prostu wezmę ją pod pachę i zaniosę. Harry podąża za mną.

– A nawet porządnie sobie nie pojeździłem. Dobra, wynagradza mi to ta szopka, którą tu odwaliłeś. Mimika w ogóle była najlepsza, coś bezcennego. Ej, Seth? Teraz wiesz, jaki zawód wybrać! Zostań mimem! Wiadomo, trochę niestała robota, czasem kapnie więcej hajsu, czasem mniej, ale... – zaczyna paplać (pewnie ma to po matce) o plusach i minusach bycia mimem, a ja czuję ulgę, że porzucił poprzedni temat. Chociaż mówiłem wtedy prawdę. Ella mi się nie podoba, zresztą związki w tym wieku to jak dla mnie czysty bezsens. Zdaję sobie sprawę, że jest ładna i da się z nią pogadać, ale... To nie to. Naprawdę nie moglibyśmy być razem. Naprawdę. To by się i tak nie udało. – Ty mnie w ogóle słuchasz? – głos Harry'ego wytrąca mnie z tych rozmyślań.

– Co?
– Tak myślałem.
– Ale jak? Co? – Przyglądam mu się zdezorientowany, a Harry wznosi oczy do góry i ciężko wzdycha.
– Nie słuchasz mnie.
– Oczywiście, że słucham.
– Tak, to co przed chwilą powiedziałem?
– Że zarobki mimów są niestałe?
– O tym mówiłem z jakieś pięć tematów temu – mówi urażony, że go tak zlekceważyłem.
– Sorry. Myśli mi gdzieś uciekły.

Przez całą drogę powrotną się dąsa, co nie znaczy, że przestaje gadać. Widząc mój dom, przełykam ślinę. No tak. Pobyt w parku zapewnił mi tyle emocji, że przez te kilkadziesiąt minut zapomniałem o tym, co wczoraj miało miejsce. Nie wiem, jak ja to wszystko wytrzymuję.

– To cześć! Dzięki za odprowadzkę! – rzucam na odchodne. Harry zawsze mnie odprowadza z ramp, więc dziwię się sam sobie, że jeszcze mu dziękuję, szczególnie, że ma po drodze. Nie ma to wielkiego sensu, ale jakby się zastanowić, w życiu wiele spraw jest niego pozbawione.
– Nara! I spróbuj się trochę ogarnąć przez to popołudnie, okej? – Kieruje się w stronę przystanku, nie czekając na odpowiedź.
– Okej – szepczę, chociaż wiem, że nie usłyszy. Otwieram furtkę, której nikt nigdy nie zamyka na klucz i wsłuchuję się w jęk dawno nieoliwionych śrub. Staram się działać jak najciszej, jednak jakoś niespecjalnie mi to dziś wychodzi. Gdy zamykam tę furtkę, wydaje się jęczeć jeszcze głośniej. Drepczę ku drzwiom frontowym, przeklinając w duchu ten cichy świat, który teraz sprzysięga się przeciw mnie. A ja głośno przezeń kroczę, wręcz hałasuję. Męczę się z pękiem kluczy, próbując odnaleźć ten właściwy, aż wreszcie go odszukuję i uchylam niepewnie drzwi.

Kiedy wchodzę do domu, nadal czujnie nadstawiam uszu. Najwyraźniej nikogo nie ma, Brenda i mama musiały gdzieś wyjść, pewnie na zakupy, czy inne takie babskie rzeczy. Oddycham z ulgą, po czym idę do kuchni, żeby się napić Pepsi. Następnie wbiegam na górę. Deskę kładę obok biurka, a potem kucam i przyglądam się jej uważnie. Raczej nic się jej nie stało. Tylko trochę starł się papier ścierny, ale od tego przecież powstała jego nazwa. Głaszczę ją przepraszająco po tailu* i siadam przy niej po turecku. Traktuję ją niemal jak przyjaciela. Ma na imię Meredith. Na cześć Meredith Grey z "Chirurgów"**.

– To twoja wina, czy moja? – pytam się jej głupio. Kiedy milczy, wzdycham. – Jasne, że moja.

Tym razem oboje milczymy przez długi czas. Dom jest taki pusty! Denerwuje mnie nieco, że mama wyszła z moją siostrą, mimo że nieczęsto wracam o tej porze. Niby miały do tego absolutne prawo, ale i tak mnie to boli. Mama rzadko gdzieś ze mną wychodzi.
– Mogłabyś się przynajmniej odezwać. Nie wiem, co tak naprawdę o mnie myślisz – mamroczę z żalem. – Poza tym mów, co tobie leży na sercu. Może wydaje ci się, że mnie to wcale nie obchodzi, ale to nieprawda.

Nie jestem pewien, czy mój krótki monolog jest rzeczywiście kierowany do deski, czy może do kogoś innego...

Wstaję, z braku innego pomysłu podnoszę z biurka pierwszy tom "Pozaświatowców", który aktualnie czytam i rozsiadam się na łóżku. Przewracam kolejno strony, pierwszą, drugą, trzecią i następną. Dopiero gdy kończę drugi rozdział, dociera do mnie, że tekst tylko przelatuje przed moimi oczami, a treści mój umysł nie wyłapuje.

Kurde, dlaczego nie mogę się na niczym skupić?! To przez tę spiekotę? A może przez emocje? Tfu, jeżeli będę tak myślał, to przez przypadek założę sobie jeszcze pamiętnik jak Brenda.

Jak na zawołanie odzywa się z dołu przekręcany przez klucz zamek, a potem słyszę śmiech mamy i Be. Marszczę brwi. Jak mogą teraz się tak po prostu śmiać?! Zostawiam książkę i pędzę na dół. Gdy zbiegam ze schodów obitych czerwonym, wkurzającym dywanem, przez który nie mogę się dobrze rozpędzić, Bren pogardliwie wydyma usta.
– Jak się bawiłyście? – próbuję powiedzieć to tak, żeby nie zabrzmiało sarkastycznie. Boże, ile one kupiły tych rzeczy! Są obładowane siatkami!
– Na pewno lepiej niż ty. – Kochana siostrzyczka.
– Raczej tak – przyznaję, chociaż przychodzi mi to z trudem. Ale grunt to pokazać, że mnie nie rusza jej zachowanie. Nie chcę, by znowu wyprowadziła mnie z równowagi, a w tym akurat wprawiła się jak w niczym innym. Mama udaje, że tego nie słyszy i tylko się uśmiecha.
– Kupiłyśmy parę ciuchów i byłyśmy w kinie – wtrąca jeszcze moja siostra. Brenda i kino? Ciekawe. Czyżby poszły na "Ciemniejszą stronę Greya"?
– Aha. Fajnie – stwierdzam sucho.

– Nie martw się, nie zapomniałyśmy o tobie – mówi mama, na co uśmiecham się ironicznie. Podaje mi jakąś reklamówkę.
– Dzięki.
– Podobają ci się? – dopytuje się. To, że jest zakupoholiczką nie znaczy, że ja mam na tym punkcie obsesję. Wręcz przeciwnie. Wszystko mi jedno, co ubieram, byle było w miarę wygodne.
– No.
– Przecież nawet nie zajrzałeś!
– Po prostu wiem, że wszystko, co kupisz, będzie mi się podobać – słodzę.

Kobieta kręci głową, jakby nie dowierzała, że jestem jej synem, po czym mierzwi mi włosy.
– Mamo! Nie jestem małym dzieckiem! – mówię zirytowany, a Brenda kaszle znacząco.
– Wiem – wzdycha mama. – Tak szybko wydorośleliście.

My? Nie sądzę. Harry nauczył mnie dystansu do siebie, dlatego też tak łatwo mi to stwierdzić. Nam obydwu, i Brendzie, i mnie, daleko jest jeszcze do dojrzałości...

*tail (czyt. "tejl") – część podgięta deskorolki znajdująca się na jej tyle.

**"Chirurdzy" – oryginalna nazwa to "Grey's Anatomy". Jest to amerykański serial telewizyjny o tematyce medycznej, o którym to już wcześniej Seth wspominał. Serial jest mieszanką dramatu, filmu obyczajowego i komedii. Wspomniana Meredith Grey jest jego główną bohaterką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro