Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zacisze, seks i infiltracja

*Yi*

- Wychodzimy. Nie ma czasu. Porozmawiamy jak będziemy bezpieczni. - Yasuo zaczął, popychając moje plecy w stronę wyjścia. Sam mężczyzna wydał się odrobinę zestresowany, jakby zbroił coś poważnego by się do mnie dostać. O ile rzeczywiście tak nie było...

- Co znów zrobi... - Nie pozwolił mi dokończyć, ponieważ złapał mnie w pasie jak szmacianą lalkę i zaczął nieść. Krok kapitana Gwiazdy Porannej przeistoczył się w średniej szybkości żołnierski bieg, który nie wymagał całej siły mięśni, ale był sprawny i wyglądał jak marsz mieszany z podskakiwaniem. Yasuo wraz ze mną, przerzuconym przez plecy szybko przemieszczał się między warsztatem, a rozłożonymi tutaj namiotami. Najwyraźniej Imperialiści mieli dużo na głowie i nie obchodził ich los mechanika. To bardzo dobrze. Ochrona była tak mierna, że najpewniej sam Swain zstąpi z nieba by ich ukarać. Namioty szybko ustąpiły miejsca krętym schodom, dającym widok na rozległe w oddali sztuczne lasy. Ucieczka była tak blisko. Kroki Yasa odrobinę spowolniły, bowiem przed nami stał malutki myśliwiec. A więc tak tutaj dotarł? Otworzył maleńki właz po czym podsadził mnie bym mógł spokojnie wejść do środka. Rzeczywiście wehikuł był maleńki. Znajdowały się tu tylko dwa siedzenia zaraz przed kokpitem sterowania. Spokojnie usiadłem na miejsce pasażera, a Yasuo uczynił to samo tylko z miejscem kierowcy.

- Jak mnie znalazłeś? - Spytałem, gdy białowłosy podejmował się do lotu.

- Fakt. Było ciężko, ale jakoś mi się udało. Miałem naprawdę ogromne szczęście, że cię odnalazłem. I cieszę się, że nic ci nie jest. - Wymamrotał, gdy już myśliwiec uniósł się do góry i wylecieliśmy z garnizonu Imperium.

- Oni chcą zbudować machinę z energii próżni. Nie możemy do tego dopuścić. Może zdarzyć się katastrofa! - Zacząłem tłumaczyć Yasuo. Mężczyzna nie do końca rozumiał, ale ściśnięte wargi i lekko ściągnięte brwi pokazywały, że chyba próbował wczuć się w to co mówię.

- Później jakoś postaramy się temu zaradzić. Teraz musimy skupić się na ucieczce. - Odpowiedział skupionym tonem. Myśliwiec leciał coraz wyżej i wyżej, aż w końcu ziemia wydawała się małym wspomnieniem.

- Gdzie lecimy? Reszta załogi na nas czeka? - Chwyciłem się oparcia, wpatrując w wielką szybę statku.

- Muszą się przemieszczać. W Imperium nie jesteśmy bezpieczni. Jakoś ich znajdziemy. - Yasuo wydawał mi się dość dziwne zdenerwowany. Ciekawe dlaczego? Jest spięty? Może przytłacza go obecność w Imperium.

- Okej. A co robimy? - Wzrok z szyby przeniosłem na twarz białowłosego. Yasuo na ten moment przez chwilę się postarzał. Cały stres spowodował iż mężczyzna wyraźnie zbladł, a jego oczy wydały się zmęczone, a sam cień na twardy dodawał mu lat.

- Ukryjemy się gdzieś i poczekamy na sygnał. Powinni mam go dać jak już Gwiazda Poranna znajdzie się w bezpiecznym położeniu. - Wytłumaczył, lecąc dalej.

- Źle wyglądasz. Jesteś zmęczony. Widzę to po tobie. - Dotknąłem delikatnie jego ramienia, obserwując ruchy mięśni pod ubraniem.

- Ostatnimi czasy bardzo źle sypiam...

- Dopilnuję żebyś solidnie odpoczął. Najpierw dolećmy w bezpieczne miejsce. - Zapewniłem mężczyznę. Po dłuższym jednostajnym locie w końcu trafiliśmy do odludnego i bezpiecznego miejsca. Yas wylądował, a ja przeciągnąłem się leniwie i spojrzałem na teren wokół. Miejsce rzeczywiście było odludne. Nie wyglądało na często odwiedzany teren, a to nawet lepiej.

- Dobra. Jesteśmy bezpieczni. Teraz możemy trochę rozprostować kości. - Yasuo wysiadł z fotela kierowcy, po czym wyszedł na zewnątrz myśliwca i stanął na żwirowej ziemi. Musiała to być jakaś konkretna planeta albo opuszczona stacja kosmiczna. Ja także postawiłem stopy na szarych kamykach. Na miejscu było dość... Chłodno...

- Ciekawe kiedy po nas przylecą? Przylecą prawda?

- Powinni. W końcu jestem ich kapitanem. - Yas uśmiechnął się lekko a jego zmęczona twarz stała się teraz bardziej żywa. Usiadł na kamieniu, spoglądając w górę. - Mam nadzieję jednak, że nie zajmie im to zbyt dużo czasu. Jak było w Noxusie?

- Noxusie... Średnio. Może oprócz tego, że znalazłem siostrę, to nic dobrego mi się nie przydarzyło. - wytłumaczyłem, siadając obok mężczyzny.

- Noxianie... A przynajmniej żołnierka nie należy do najprzyjemniejszych w obyciu... - Yasuo uśmiechnął się ponownie. Białowłosy wyglądał na zmęczonego, jednak znacznie mniej zmartwionego. Musiał cieszyć się moim powrotem...

- To prawda. Chociaż mąż mojej siostry jest naprawdę wspaniałym człowiekiem... - Nastała ponowna cisza. Wszystko było jakieś takie ciche...

- Może się przejdziemy... Nudno tutaj... Wiesz taki tam spacerek...

- Spacer wokół? Romantyku. - Zaśmiałem się wesoło. Faktycznie, oboje woleliśmy się poszlajać po miejscu gdzie oczekujemy. Wstaliśmy więc i udaliśmy w wędrówkę. Na początku nie było tu nic ciekawego... No może oprócz widoków. Te były interesujące... Miejscami pojawiał się nawet wielokolorowy piasek... Ależ mi się to podoba...

- Spacer? Romantyczny. W sumie... To tak... Jeśli jest się romantykiem... - Białowłosy westchnął, po czym kontynuował naszą dalszą wędrówkę. Wtem jakby znikąd pojawił się męski acz młodzieńczy głos. Za nami.

- Ręce do góry, albo was zastrzelę. - Nie śmiałem się odwrócić. W końcu to zrobiłem. Moim oczom ukazał się rudowłosy mężczyzna z bródką, gnatem i kolegami wokół, którzy także posiadali broń. - To nasze terytorium i nie pozwolimy się wykurzyć.

- Nie zamierzamy. Jesteśmy tu tylko przelotem. Czekamy na naszą załogę. - Yasuo zaczął tłumaczyć mężczyźnie, a ja liczyłem...nie... Błagałem w duchu, żeby nieznajomi mu uwierzyli. Byliśmy niemalże bezbronni.

- A macie na to jakiś dowód? Nie pierwsi próbujecie nas oszukać. - Rudowłosy Syknął, dociskając gnata do moich pleców.

- Zależy do jakiej jednostki przynależycie. - Yasuo uniósł wzrok , po czym sięgnął powoli dłonią do kieszeni bojówek i wyjął z nich swoją legitymację wojskową.

- O mój... Najmocniej przepraszam, proszę Pana! Bronimy tylko terenu! - Młodziak natychmiast speszył się, wypuszczając pistolet i chowając go. - Niech kapitan nie będzie zły za ten brak profesjonalizmu! Zapraszamy na kolację!

- Nie jestem zły. Wykonujecie bardzo dobrze swoją pracę. Jesteście czujni. Szepnę o tym komu trzeba. - Białowłosy uśmiechnął się lekko do chłopaka, po czym nachylił się do mnie. - Trafiliśmy na Ioniańską bojówkę.

Szczęście... To mało powiedziane... Odetchnąłem z ulgą, a potem ruszyliśmy za mężczyznami. Zaprowadzili nas do przytulnej bazy kontrolnej. Zawsze lepsze to niż czekanie na dworze, lub spanie w myśliwcu. Gwiazda Poranka raczej tak szybko się nie pojawi... Akurat trafiliśmy na kolację, więc nie musieliśmy iść spać głodni. Mieszkańcy bazy byli naprawdę bardzo mili i po pysznym posiłku, dostaliśmy własny pokój. Co prawda, nie był taki duży ale ja i Yas już wiele razy mieszkaliśmy razem w mniejszych klitkach.

- Mieliśmy farta. - Yasuo zaśmiał się, gdy tylko wyszedł spod prysznica. Owinięty był tylko w ręcznik, a białe rozpuszczone włosy szalały po plecach kapitana. Plecy były także naznaczone długą blizną, przebiegająca przez całą długość ciała.

-Ogromnego. To mogli być Imperialni najemnicy... A to nasi... Nie wiedziałem, że mamy taki zasięg.

- Bojówki nie są nawet w ogólnym spisie jednostek. Ma do nich dostęp tylko generał i kapitanowie. - Yasuo przysiadł obok mnie. Jego ciało odrobinę wyprowadzało mnie z równowagi...

- Rozumiem... Stawiacie na tajność. To dobry pomysł. Z pewnością Imperium robi to samo.

- To wiadomo. Już spotkaliśmy kilka ich bojówek. - Uśmiechnął się, po czym położył rękę na moim ramieniu. - Idź pod prysznic. Zrelaksujesz się.

Pokiwałem głową, po czym poszedłem w stronę łazienki. Szybko zdałem ubrania, po czym powiesiłem je na szafce, to samo uczyniłem z ręcznikiem i szybko wskoczyłem pod prysznic. Woda była przyjemnie ciepła, ale jednocześnie ochładzała moje ciało. Szybko umyłem się, wysuszyłem i wróciłem do Yasuo.

*Yasuo*

Yi poszedł do łazienki, a ja ubrałem się i usiadłem w fotelu, czekając na mechanika. Nudziłem się trochę. Chciałem, żeby było jak dawniej. Nasza załoga... Przygody... Teraz groziła nam wojna z Imperium... Była ona coraz bliżej. Niemalże na wyciągnięcie ręki. Po dłuższej chwili mechanik wyszedł spod prysznica, ubrany w koszulkę i spodenki. Ja wcześniej przydziałem bokserki, więc z nagością nie było problemu. Szatyn przysiadł obok mnie i razem zajęliśmy miejsca na fotelach, obok małego stolika nocnego.

- To był ciężki dzień... - Westchnąłem, opierając głowę jak i rozpuszczone włosy na oparciu siedziska. Lekkie zmęczenie odrobinę dawało mi się znać.

- Owszem. Ciężki. Ale dziękuję, że mnie uratowałeś. Nie wiem co bym musiał robić w Noxusie, gdyby nie ty... - Zielone oczy Yi błysnęły, a ja delikatnie się uśmiechnąłem. To było urocze. Zupełnie jak dziecko.

- Nie ma za co. Kapitan powinien dbać o załogę...

- To oznacza, że jesteś dobrym kapitanem... - Yi zbliżył się, po czym oparł swoją głowę na moim nagim ramieniu. Włosy mechanika śmiesznie mnie łaskotały.

- To miłe. - Uśmiechnąłem się, słysząc komplement po czym przytuliłem do siebie Yi. Najwyraźniej po całym ciężkim dniu potrzebowaliśmy bliskości.

- Myślisz, że oni po nas wrócą? Wiesz... Załoga. Dość długo ich nie ma.

- Jasne. Każda jednostka potrzebuje kapitana. A i jesteśmy przecież przyjaciółmi.

- Mhm. - westchnął. - Jeszcze jedno. Kim... Ja dla ciebie jestem?

To pytanie dość mnie zaskoczyło. Byliśmy przecież bardzo blisko. Nie zdefiniowaliśmy wszystkiego, jednak... To było wyraźnie widoczne...

- Nie znasz odpowiedzi na to pytanie? - Zacząłem bezpiecznie. Nie chciałem skrzywdzić uczuć mechanika, bo może nie czuliśmy jednak tego samego. A może... Może było to identyczne uczucie.

- To pytanie. Pytam, bo jej nie znam. - Uniósł głowę by spojrzeć mi w oczy.

- Pozwól więc, że ci odpowiem w sposób niekonwencjonalny... - Nachyliłem się nad szatynem delikatnie muskając jego pełne usta. Yi wyraźnie na moment się zdziwił, jednak wydawało się że szybciutko odzyskał rezon. Mężczyzna przymknął oczy i odpowiedział na mój pocałunek. Wyglądało na to, że raz na zawsze przypieczętowaliśmy to co czujemy.

- Ja... Ja chyba też to czuję, Yasuo... - Szepnął, gdy oderwaliśmy nasze ciepłe wargi od siebie.Usmiechnąłem się lekko, po czym ponownie pocałowałem mechanika. Uczucie piętrzyło się i oboje wiedzieliśmy czego chcemy. Odstąpiłem od ust młodziaka i spojrzałem mu w oczy. Rozumiał. Bez słów.

- Jeśli czujesz się nieko...

- Nie, jest okej. - Dotknął mojej nagiej piersi. - Po prostu nigdy nie robiłem tego z mężczyzną...

- Nie przejmuj się. - Uśmiechnąłem się lekko. - Ja też.

Yi uniósł zmartwiony wzrok.

- Czy my... Wiesz... Będziemy... - O co chodziło? Pomyślałem przez chwilę. Równie dobrze mogło chodzić o seks... Właściwie... Czy jesteśmy już na tyle zżyci by to robić. Kiedy Viv żyła, nie zaczęliśmy z tym tak szybko... Nie wiem czy to dobry pomysł, jednak boję się gdy powiem mu że nie czuje się do końca gotowy, to mnie odrzuci...

- Hm. Zależy czy czujemy się obaj na to gotowi... Nie chcę żebyś potem czuł się przeze mnie skrzywdzony...

-Kiedy ja... Czuję do ciebie coś... Bardzo wiele... - Zawstydził się.

To oznaczało, że naprawdę jesteśmy blisko. Może nie znamy się długo, ale długość znajomości nie musi być uniwersalnym wyznacznikiem.

- Odpowiedź na moje pytanie. Chcesz to zrobić? - Utkwiłem swoje oczy w jego oczach.

- Z tobą? Chcę... - Szepnął, zbliżając się do mnie i szukając moich ust. Jak mogłem mu odmówić? Mechanik wtulił się w moją pierś, przyciskając swoje usta do moich, a ja jakoś podniosłem go i skierowałem się w stronę łóżka. Co prawda, było ono wąskie, jednak to chyba nie jest aż taki problem,prawda? A więc robiliśmy to... W kwaterze bojówki, na końcu korytarza, tam gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć... Położyłem mechanika na łóżku, a ten spojrzał mi głęboko w oczy, lekko otwierając usta...

- Pomożesz mi się rozebrać? - Westchnął, sunąć dłonią po mojej piersi.

- Jasne. Ale zróbmy to powoli. - Wyglądało na to, że ja muszę prowadzić. - Robiłeś to już kiedyś? Czy jeszcze nigdy.

- Raz. Po pijaku. Nie pamiętam tego najepiej i nie chcę pamiętać... - Westchnął zasmucony. Racja, to nie był najlepszy pierwszy raz.

- Okej. Nie martw się. Zrobimy wszystko na spokojnie. - Uśmiechnąłem się czule, gładząc szatyna po policzku.

Ponownie połączyliśmy nasze usta, a ja zacząłem zdejmować z żółtodzioba koszulkę. Zlustrowałem ciało mechanika wzrokiem. Był... Piękny. Delikatny i czysty, bez żadnych blizn, skaz ani niczego innego.

- Powinieneś trochę więcej ćwiczyć. - Zazartowałem, opierając dłoń na klatce piersiowej Yi.

- Co... Coś nie tak? - Mechanik najwyraźniej nie przyjął do końca mojego żartu. Pobladł, a jego twarz pokryła się lekkim różem.

- Skąd. - Przejechałem dłonią po miejscu gdzie rozpoczyna się mostek, a potem zniżyłem twarz w kierunku szyi Yi. Przyłożyłem ciepłe wargi do skóry mechanika. Otworzył usta z lekkim zaskoczeniem, lecz po chwili uspokoił się nieco. - Nie stresuj się... Wszystko jest dobrze. - Uśmiechnąłem się krzepiąco, szepcząc nad uchem mężczyzny.

- Przepraszam... To dla mnie coś nowego... - Yi także szepnął. Widocznie brały go lekkie nerwy. Nie mogę mieć mu tego za złe.

- Nie przepraszaj. Po prostu się zrelaksuj. - Oparłem jego głowę na poduszce. Zaraz potem znów byłem na jego szyi i badałem skórę mechanika. Szatyn ponownie jęknął, wpatrując się se mnie, a jednocześnie próbując przymknąć oczy. Przez dłuższy czas badałem jego szyję, naznaczając ją w niektórych miejscach. Mogliśmy zatem przejść dalej. Moje wargi znalazły się na klatce piersiowej mechanika. To miejsce także zbadałem, przechodząc przez miękką skórę, wzdłuż brzucha, aż w końcu dotarłem do linii spodni. - W porządku?

- T- tak. Nie przeszkadzaj sobie. Jest dobrze. - Yi szepnął, dokładnie obserwując co robię.

Pokiwałem głową, po czym delikatnie zacząłem zdejmować spodnie mechanika, ukazując bokserki. Piżama i bokserki? Kto tak robi? Yi przeniósł ponownie wzrok na mnie, obsuwając swoją szczupłą dłoń na moją klatkę piersiową. Szybko pozbyliśmy się krępującego nas materiału ubrań, właściwie to w końcowym momencie rozbieraliśmy się nawzajem, a po chwili nastała chwila ciszy.

Ta niepewna... Cisza.

W tym natychmiastowym momencie zrozumiałem, że... Jesteśmy nadzy...

Mechanik wtulił połowę policzka w poduszkę, a jego delikatne włosy opadły na cześć na której znajdował się owy kawałek twarzy. Mężczyzna wyraźnie był zakłopotany, jednak jego oczy mówili coś innego...

- Na pewno tego chcesz? - zapytałem ponownie. Nie chcę by potem cierpiał. Naprawdę nie.

Szatyn uśmiechnął się lekko i zawstydzenie odrobinę zniknęło.

- Ile razy będziesz jeszcze o to pytał... - przejechał dłonią po mojej klatce piersiowej i zaraz potem mogłem wyczuć jak dotyka mnie coraz niżej i niżej, aż w końcu... W końcu zaczął masować mój członek, odrobinę niepewnie jednak z jakąś hipnotyzującą dozą delikatności. Z moich ust wydobyło się ciche mruknięcie, a po dolnych partiach ciała rozlał się przyjemny dreszcz, związany z ruchami wzdłuż penisa. Mechanik dobrze wiedział co robi, jednak wiem że robił to pierwszy raz. Odchyliłem głowę, przegryzając wargę gdy poczułem kolejną falę przyjemnego mrowienia, które rozlewało się po moim podbrzuszu i znacznie niżej. Yi poprawił włosy wolną dłonią, po czym obrócił się i nachylił nad moją męskością. Wpatrywał się przed moment w członek, po czym delikatnie wziął go w usta końcówkami warg. Gdy już się ośmielił, przeszedł go badania go ustami, a ja jeszcze bardziej czułem przyjemność, która atakowała dolne części mojego tułowia. Z ust wydobywał się sporadyczny jęk, a oddech był przyspieszony. Mechanik rozkręcił się na dobre i zaraz oprócz delikatnych muśnięć mogłem poczuć bardziej pewne testy i szybkie ruchy dłoni.

- Mówiłeś, że nie wiesz jak to robić... - zażartowałem, odrobinę dysząc i poprawiając pozę także by Yi czuł się jak najbardziej komfortowo. Mężczyzna na moment wyjął członek z ust, po czym lekko się uśmiechnął.

- Szybko się uczę.

Seria przyjemności trwała jeszcze przez moment, aż zdecydowałem że muszę się odwdzięczyć bo... Bo dojdę...

Złapałem więc mechanika, po czym delikatnie położyłem mężczyznę na plecy, tak by leżał. W końcu musiałem mu zapewnić przyjemność. Chwyciłem więc członek Yi i zacząłem delikatnie go masować. Szatyn rozchylił usta, wpatrując się w wykonywaną przeze mnie czynność. Wpierw chciałem to robić delikatnie, by ten się nie wystraszył. Przecież nigdy tego nie doświadczył... Starałem się odrobinę przyspieszyć ruchy, co wyraźnie spodobało się mechanikowi. W końcu pozwoliłem sobie na jeszcze większe tempo. Yi odchylił ciało, mrucząc cicho. Po takiej chwili przyjemności zdjąłem dłoń z członka mechanika, po czym nachyliłem się nad nim.

- Chcesz tego? - mruknąłem, przegryzając płatek ucha mężczyzny, gdy zbliżyłem się do niego.

Szatyn spojrzał mi w oczy, po czym niepewnie pokiwał głową. Było już widać iż jest odrobinę spocony, lekka mgiełka pokrywała jego skórę, sprawiając że skrzył się w słabym dostępie światła, które zasłaniałem sobą. Nie zostało mi więc nic innego jak przystąpić do działania. Oparłem ciało na poduszkach, po czym delikatnie wszedłem w mechanika, dbając by nie stała mu się krzywda. To pewnie jego pierwszy raz w taki sposób, mój w sumie też, bo zawsze uprawiałem seks z kobietami. Początkowo moje ruchy były powolne i delikatne, aż w końcu przyspieszały. Mechanik złapał się moich pleców, dysząc i wydając z siebie ciche jęki. Modliłem się by nikt nas nie usłyszał, nie chciałem przecież... Chyba wszyscy wiedzą jakie to uczucie...

- Wszystko w porządku? - Zapytałem, dotykając piersi mechanika, a ten rozchylił usta i pokiwał głową. Dostając taki sygnał postanowiłem przyspieszyć ruchy. Tak też uczyniłem. Yi wydawał z siebie coraz głośniejsze odgłosy, powoli wbijając paznokcie w moje plecy.  Nie przeszkadzało mi to. Czas mijał, aż w końcu po długiej chwili oboje osiągnęliśmy spełnienie. Opadłem na poduszkę obok, po czym wtuliłem do chłopaka. Jakim cudem poczułem... Zmęczenie... Ale... Oprócz zmęczenia miałem w sercu jakąś dziwną, bezgraniczną radość...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro