Wypad do Imperium
*Yas*
Mechanik zasnął mi w ramionach i zrobił się cięższy niż wcześniej.
Cholera,nie chcę przeszkadzać mu we śnie ale muszę go obudzić,żeby go dokładnie opatrzyć.
-Hej,przynęto.-Położyłem go delikatnie na swoim łóżku,żeby się nie wystraszył.Czasem wydaje się okropnie płochliwy...-Dawaj,pobudka.
Rozbudził się raptownie,patrząc na mnie ciut zaskoczonym spojrzeniem.
-Gdzie jesteśmy?-Widać,że nadal żył wydarzeniami z naszej poprzedniej misji,więc musiałem go jakoś uspokoić.
-Dotarliśmy już na statek.Trzeba Ci ogarnąc stopy,pamiętasz?
-Jak mógłbym zapomnieć?-Skrzywił się lekko.-Straszliwie mnie pieką.
-Dobrze,że wcześniej zdjąłem Ci buty,bo mogłyby się przykleić i musiałbym albo obdzierać Twoje stopy ze skóry albo je obciąć...
-Nie pocieszaj mnie już...
-Wybacz.-Machnąłem ręką.-Czasem gadam jak Sona.Zaraz biorę się za połatanie Cię.
Zacząłem powoli czyścić mu nogi,żeby je odkazić i złagodzić ból ale mam wrażenie,że to nie pomagało.
-Nadal Cię tak boli?
-Kurde,no...łaskocze...-Yi wydał się lekko poddenerwowany ale to zrozumiałe przy tak długim bólu.
-Moment,muszę je jeszcze osłonić i daję Ci spokój.
Obandażowałem jego stopy i wygląda na to,że bolały odrobinę mniej,bo Yi wydawał się spokojniejszy.
-Wiem,że to brzmi absurdalnie ale spróbuj stanąć na nogach.
Mechanik zmierzył mnie z dezaprobatą,ale zrobił to o co prosiłem,krzywiąc się z bólu.
-Dajesz radę.Niedługo wrócisz do normy.Jak masz czucie w stopach,to powinno być okej.Teraz chcesz pewnie odpocząć,co?
-Możemy pogadać.Widzę,że zbierasz się do wyjścia,a ja nie chcę spędzać wieczora w samotności.
Zaskoczył mnie tą na nagłą chęcią spędzenia czasu ze mną.Jakoś nie mogłem mu odmówić.
-W takim razie zrobię nam herbatę.O i przy okazji pokaże Ci sztuczkę.
Yi gapił się w pokój przrz dłuższy moment,aż moja maszynka zadziałała,wlokąc z kuchni świeżo zaparzoną herbatą.
-Ciekawe.-Mechanik uśmiechnął się lekko,wyraźnie urzeczony moim pomysłem.-Autorskie?
-Taaa...Nie chciało mi się kłócić z Jinx,żeby zrobiła mi herbatę jak już ją robi,więc poradziłem sobie sam.
-A więc masz coś z konstruktora?-Chyba poprawił mu się nastrój,co sprawiało że szykowała się miła pogawędka przy herbacie.Yi upił łyk napoju,po czym złapał go raptowny kaszel.
-Cholera,ale mocna...
-Mocna?Krótko się parzyła...
-Zwykłem pijać delikatniejszą herbatę...
-To siuśki nie herbata.-Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.-A moja przynajmniej jest wyrazista.Babcia tłukła mi Ioniańską szkołę parzenia herbaty,więc trzeba to wykorzystywać.A właśnie,zauważyłem że masz lekko Ioniański akcent.
-Wieki temu byłem w Ionii...Chyba jeszcze za dzieciaka...-Posmutniał nagle.
-Coś nie tak?-Spojrzałem mu ostrożniej w oczy.
-Nic.Po prostu ciężko mi o tym mówić...
-Może chcesz się wyżalić?Widzę,że Cię to męczy.
Drgnął nagle i pokręcił głową.
-Może kiedy indziej...Nie mam teraz ochoty tego wspominać...
-Rozumiem.-Odparłem szybko,bo wyglądał jakby miał się rozpłakać.-Jak Twoje stopy?
-Trochę lepiej.Bolą mniej...
-To dobrze,cholera ty też tak zgłodniałeś?-Starałem się uciszyć mojego burczącego Fafika.
-Może trochę...-Westchnął z uśmiechem,upijając kolejny łyk herbaty.-Miałem wam lampę naprawić z tyłu,ale zapomniałem...
-Ty tylko o jednym...-Zaśmiałem się.-Musisz w tym siedzieć cały szmat czasu.
-Zacząłem,kiedy miałem szesnaście lat...
-Cóż...Ja w tym wieku ślepo strzelałem z wiatrówki do gołębi,żeby ćwiczyć cela i ich nie pozabijać.
-Ciekawe praktyki...
Nagle w pomieszczeniu pojawiła się Sona.
-Nie chcę wam przeszkadzać ale ktoś musi zrobić zakupy,a ja muszę pilnować Jinx,bo dowiedziała się że Kayn jest w Imperium...
-Racja.Lepiej mieć ją na oku.
-Ooo...Zawsze chciałem zobaczyć Imperium...Nigdy tu nie byłem.
-Możesz iść ze mną,jeżeli stopy Ci pozwolą.
Yi ostrożnie postawił stopy na podłodze.
-Chyba dam sobie radę...
O! Słyszałem,że w stolicy ma być koncert K/DA.Może się wybierzemy?
-Nie jestem fanem tego typu muzyki...
-No proszę.Tak mi się nudzi...Cholera,kupię Ci kolację jak mnie tam zabierzesz!
Nie byłem przekonany do jego pomysłów,zwłaszcza na terenie Imperium...
Jestem tu zbyt rozpoznawalny i nie chcę by moja załoga miała przez to jakieś kłopoty.
-Naprawdę nie wiem czy to dobry pomysł.Imperator nie jest moim najlepszym kumplem.
-Będę grzeczny,obiecuję.Nie wpakuję nas w żadne kłopoty.-Westchnął.-A jak się nie zgodzisz,to pójdę z Jinx.
Cholera,nie...Jinx zaraz zrobi jakiś szturm na Kajaka i będzie zamieszanie.
-Zgoda...Nie cierpię k-popu...Ten obiad aktualny?
-Może.-Yi uśmiechnął się lekko.
Zrobiliśmy te zakupy.Udało się to dość szybko i o dziwo całą drogę przegadaliśmy,dyskutując o herbacie.
-Ooo,no na zakupy sobie poszli i hot-dogi wpierdalają!A gdzie dla mnie?-Usłyszałem piskliwy głos Jinx i nabrałem szczerej ochoty,by zaszyć się w pokoju i przeczytać coś z mojej nowej kolekcji.
-Dostaniesz,jak przestaniesz rozwalać nam sprzęt.-Rzuciłem z uśmieszkiem.
-A właśnie!-Yi nagle ożywił się.-Chyba powinienem się przebrać!Ty też.
-Ja nic nie zmieniam.-Odparłem nieufnie.-Po kij?
Widział,że byłem nieugięty,więc chyba sobie odpuścił.
-A ja muszę.Jeszcze mam spodnie ubabrane krwią.
-Zgoda.-Przewróciłem oczami.-Leć i zaraz masz tu wrócić,bo inaczej nigdzie z Tobą nie pójdę.
Pojawił się błyskawicznie.Kurde,serio mu zależało...
-Czy to moje buty?
-Wybacz,że je zabrałem ale tylko w nich nie bolą mnie stopy...-Spojrzał na mnie przepraszająco,a ja pokiwałem ze zrozumieniem głową.
-Przynajmniej długo Ci to nie zajęło...-Czułem,że będę zdychał z nudów na tym wypadzie ale cóż.W końcu już się zgodziłem.Najwyżej coś zarzucę i się zdrzemnę...
************************************
Tak,miałem rację.
To było cholernie nudne...
Jedyne co mnie teraz interesowało to mój drink i obserwowanie śmiesznych ludzi.Yi siedział przy mnie,bo nie chciał się zgubić i wyglądał na niepocieszonego.Może martwi go to,że nie piszczę jak małolata i nie skaczę po pomieszczeniu jak popierdolony?
-Coś ty taki markotny?-Upiłem łyk zimnego alkoholu i spojrzałem na Yi.Wygląda przezabawnie,popijając to swoje babskie piwo.Równie dobrze mógłby pić sok pomarańczowy z lodem.
-Sam nie wiem.Dziwnie się czuję...Jakby nas ktoś obserwował...
Ale to może z powodu tej ilości ludzi.
-Nie wiem...Możliwe.-Napiłem się ponownie.-Czemu nie skaczesz,jak cała reszta?
-No wiesz ty co?Chyba jestem na to za stary.Cała reszta to małolaty...
-W sumie racja.Nie podoba mi się ta ich muzyka.
-Nie przesadzaj.Przecież grają dobrze.
-I pewnie są lezbijkami...
-Yas!-Zmierzył mnie z lekkim uśmiechem,jakby go to rozbawiło.-Zaraz wrócę.
-Idziesz siknąć?
-Może.
-Okej.Baw się dobrze.-Rzuciłem,dopijając drinka do końca i gapiąc się na ludzi.Jakaś laska wyjebała się i złamała obcas.Zaczęła rozglądać się wokół z zażenowaniem,po czym zdjęła buty i zniknęła w tłumie.
Dobrze,że zabrałem coś do czytania...
************************************
Nagle poczułem,że ktoś zasłania mi oczy,więc chciałem wyrwać się z uścisku i tak też zrobiłem.
-Ayron?Co ty tu do cholery robisz?Już szybciej spodziewałbym się Ciebie w burdelu,niż tutaj.
-Ha,ha.Żartowniś jak zwykle.-Stary kumpel zmierzył mnie wymownie.-Córki doglądam.Napaliła się,żeby tu przyjść,a wiesz jak to jest z młodzieżą.
-Taaa...Samo zło.
Zaśmialiśmy się oboje.
-A ty co tutaj robisz?
-Wiesz...-Nagle w zasięgu mojego wzroku pojawił się Yi.-To on mnie tutaj zaciągnął.
Mechanik zdawał się być lekko zaskoczony tym,że na niego wskazuję,a obok stoi podstarzały koleś.
-Kim jest Twój kolega?-Zapytał spokojnie.
-Aaa,to jest Ayron.Mój worek treningowy z dawnych lat.
-Pfy.Chyba Twój były dowódca.-Zaśmiał się.
-Gdyby nie ja,nie miałbyś nogi.
-A ty leżałbyś martwy na pustyni...
Oboje zaśmialiśmy się,a Yi wyglądał na zupełnie skołowanego.
-Zupełnie was nie rozumiem...-Uśmiechnął się pewnie z grzeczności.-Skoczę chyba po coś do picia.
-Oho.Po co?
-Po sok pomarańczowy.
-Wiedziałem...-Odparłem z lekkim uśmiechem.-W takim razie powodzenia.
-Przyda się.-Zniknął w tłumie,a ja wróciłem do straszliwego nudzenia się,tylko teraz miałem towarzystwo.
-Cholera,nie rozumiem czym oni się tak jarają...-Rzuciłem,kładąc nogi na podłodze.Byłem już w cholerę zmęczony.Miałem ochotę na kubek czegoś ciepłego i książkę.Zarzuciłbym drina ale nie mogę się upić...
-Ja też tego nie rozumiem...-Ayron westchnął,gapiąc się na tych wszystkich ludzi.-Strzelanie do celu brzmi lepiej.Hej,czy Twój kolega przypadkiem nie ma kłopotów?
-Cooo...-Spojrzałem w dal i ujrzałem lekko wystraszonego Yi i jakiegoś kolesia na sterydach.-No co za debil...
Ruszyłem w tą stronę,licząc że w tym czasie ten koleś nie pobije go do nieprzytomności.
-Jaaa...Bardzo przeprasza...aaaj!-Pisnął,kiedy podniosłem go i przerzuciłem przez ramię.
-Nie marnuj na niego czasu.-Zwróciłem się do tamtego kolesia.-To pacyfista i w dodatku nie umie się bronić.
Yi zmierzył mnie i wyglądał jakby chciał się szarpać,ale ostatecznie się poddał i grzecznie leżał mi na ramieniu.
-Na nas już pora,bo mi go tu pobiją.-Rzuciłem do Ayrona,a ten pokiwał głową z lekkim uśmiechem.Był tym w cholerę rozbawiony.
-Jak to już wychodzimy?-Yi drgnął,a ja mocniej przycisnąłem go do siebie,żeby nie spierdolił.
-Tak chyba będzie lepiej.Poza tym jest już późno.Nie sądzisz,że trzeba kiedyś iść spać.
-Cholera,Yas!Jest dziewiętnasta!Nie będę kładł się spać jak przedszkolak.
-A ja nie mam zamiaru wlec Cię do statku,jak ktoś Ci wpierdoli.-Zmierzyłem go chłodno i wyszliśmy z lokalu.Postawiłem go na ziemi.Zmierzył mnie z niezadowoleniem,ale ostatecznie westchnął i zaczął za mną podążać.
Wybrałem wąską,rzadko wybieraną alejkę.Raczej nikogo tu nie spotkamy.
Zapowiada się na deszcz...Cholera...Oby nie padało...
-I tak dziękuję,że mnie tu zabrałeś.-Yi rzucił nagle,a ja wyrwałem się z rozmyślania i pokiwałem głową.
-Do usług.
Szliśmy tak nadal kiedy usłyszałem męskie głosy i dostrzegłem,że są to żołnierze Imperatora.
Przycisnąłem Yi do siebie,chowając się za śmietnikiem i zasłaniając mechanikowi usta,żeby nie piszczał.
-Ciiiii....
-Ej Silvan,słyszałeś coś?
-To pewnie jakiś kot.-Drugi strażnik zbył tego pierwszego,a ja liczyłem na to,że odejdą stąd jak najszybciej.
-Może i masz rację...
Usłyszałem kroki i zdjąłem dłoń z ust Yi,a ten wziął głęboki oddech i spojrzał ma mnie.
-Ohh...Myślałem,że mnie udusisz...
-Wybacz.Oni nie mogli nas zobaczyć.Wylądowalibyśmy w lochach.
Mechanik wydawał się na lekko wzdrygniętego ale po chwili odzyskał rezon,a ja poczułem pierwsze krople deszczu na skórze.
-Ojej,zaczyna padać...-Yi uniósł rękę.
Zaczeło padać coraz bardziej.
-Przylecą po nas pewnie dopiero rano,bo za dużo kręci się tu straży.Powinniśmy znaleźć jakiś nocleg,bo zmokniemy jak psy.
-Gdzie ty chces znaleźć tutaj nocleg?-Yi zamrugał kilkukrotnie,a ja machnąłem ręką.
-Spokojnie.Mam tutaj kumpla.Fajnie jakbyśmy mieli jakiś środek transportu ale wygląda na to,że musimy iść pieszo...
-W tym deszczu!?
-Na to wygląda...
Yi skwasił się ale musiał na to przystać.Nie miał zbytnio innego wyjścia.
-To nie dobrze...Bolą mnie już nogi,a ty każesz mi chodzić...
-Czy jak Cię poniosę,to przestaniesz marudzić?-Zmierzyłem go,a on drgnął.
-Może...
Szykuje się długa,męcząca droga.
*Yi*
Obudził mnie dopiero podmuch ciepłego wiatru i wesoło rozmawiające głosy.Zasnąłem w deszczu,jeszcze w ramionach Yasuo.Ciekawe czy moja obecność bardzo mu przeszkadzała,gdy tutaj szedł...
-Ooo,śpiąca królewna się obudziła.-Potarłem oko,słysząc znajomy głos.Nadal trzymał mnie w ramionach...
-Cześć kolego.-Inny głos powitał mnie,a ja rozbudziłem się,słysząc go.
-Eeee...
-Chyba najpierw powinniśmy się osuszyć.
Znowu na moment zakręciło mi się w głowie.Poczułem,że jestem gdzieś niesiony ale nie miałem ochoty zbytnio się rozglądać.
-Może się czegoś napijesz?-Yas rzucił do mnie,otwierając drzwi i sadzając mnie na miękkim łóżku.
-Mam chyba jak narazie dosyć wody...Wolałbym się wysuszyć.-Odparłem cicho,chociaż wiedziałem że nie mogę się przebrać w inne ubrania,bo ich nie mam.
-Hm.- Yasuo Rzucił mi ręcznik.-Może to trochę pomoże.
Wyglądał zabawnie z przemoczonymi włosami.
Po chwili zdjął gumkę,rozpuszczając kucyka i robiąc sobie z ręcznika turban.
-Może to nie za wiele ale zawsze coś.
-Czuję się wykończony...
-Ja też...
Oparłem się o łóżko,czując ból w całym ciele.Czemu jestem taki zmęczony.
Yas wyjął sobie jakąś mangę i zaczął ją czytać.
-Znów czytasz?-Zmierzyłem go z uśmiechem.
-Miałeś spać.-Rzucił na mnie okiem i wrócił do książki.
-Cholera...Masz rację.Ale nie chcę tutaj spać sam...
-Yi...
-A poza tym wiem,że masz koszmary a ja pomagam Ci zasnąć...
Yas zamrugał kilkukrotnie,po czym westchnął i oparł się o ramę łóżka.
-Zgoda.Tylko mnie nie budź,jak już zasnę...
-Zgoda.-Pokiwałem głową i ostrożnie położyłem się obok.
Czułem się coraz bardziej senny i po chwili usnąłem...
*Yas*
Wybudziłem się z bardzo dziwnego snu ale o dziwo nie obudziłem Yi...
Mechanik wtulił się do mojego ramienia,a ja spojrzałem na zegarek.Było już po czwartej nad ranem.
Cholera...Czuję jak ściska mi rękę i sam nie wiem co z tym zrobić.
Wtuliłem się samoistnie do jego policzka.
Może znów pomoże mi zasnąć?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro