Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Barany z myśliwca,czyli pierwsza wspólna wyprawa Kapitana Yasa i Yi

*Yas*

-Ta,trzeba będzie skoczyć jutro po te dobre ciastka...-Rzuciłem,odchodząc.Wolałem już wrócić do siebie,uzupełnić notatki i coś poczytać...Dostrzegłem jednak postać skuloną w kącie na sofie.Tak,to był Yi.Musiał mieć serdecznie dość jazgotu Jinx,skoro usnął w takim miejscu...Trzeba go stąd jakoś zabrać.Nie może spać powyginany w rogu pokoju.Hmmm...Tylko gdzie?
Jinx zniszczyła ostatnio dobre pomieszczenie,prawie wysadzając bak z paliwem,więc nie miałem go gdzie położyć.Wygląda na to,że muszę zabrać go do siebie...

Ostrożnie złapałem mechanika w ramiona i zabrałem ze sobą.Ma sen mocny jak cholera...Ja bym już kogoś zastrzelił...

Położyłem go na swoim łóżku,uprzednio ściągając z jego nóg lekko zabłocone buty.Przebudził się na moment,w kontakcie z poduszką.

-Ciii...Śpij sobie.-Szepnąłem,licząc na to że znów uśnie.Chciałbym mieć chociaż chwilę dla siebie,zanim padnę na ryj.To już trzecia noc,kiedy śpię po pół godziny...
Dzisiejszy dzień był naprawdę męczący,a ta bezsenność mnie poprostu dobija...

Uzupełniłem kilka notatek i spojrzałem na łóżko.Moja ulubiona połowa była wolna.Nie mam tu innego miejsca do spania...

Westchnąłem i zacząłem ściągać zbroję i przebierać się w wygodniejsze ubrania do snu.
Wtuliłem się w łóżko z wielką chęcią ale obawiałem się że już nie usnę.Ten gość obok mnie rozprasza.Wygląda zabawnie,kiedy śpi...

************************************
Ocknąłem się z drzemki,gdy usłyszałem kroki,błąkające się po korytarzu.Światło było zapalone,więc ktoś z załogi musiał być na nogach.Obróciłem się plecami i ujrzałem śpiącego Yi.Ależ na sen...Zazdroszczę.

Wywlokłem się z łóżka i zacząłem wygrzebywać z szafy ubrania i rynsztunek.To nudna rutyna...Zwłaszcza,że pełne ubranie się zajmuje mi pół godziny...

*Yi*

Obudził mnie jakiś nieustający szelest metalu.Otworzyłem oczy i poczekałem aż rozbudzę się na tyle,by widzieć wyraźnie.Dostrzegłem sylwetkę przed sobą,kiedy mój wzrok się wyostrzył.Cholera...Ten białowłosy...Bez koszulki...Zakłada jakiś dziwny naramiennik.Czekaj jak on ma na imię...Yasuo chyba...

Zerwałem się dopiero,gdy zrozumiałem że przede mną stoi półnagi koleś.

-Ooo,widzę że już wstałeś.-Zmierzył mnie z lekkim uśmiechem,kontynuując ubieranie się.Wyglądał na zmęczonego,a przecież dopiero wstał.

Potarłem oko,starając się wyglądać na niewystraszonego.

-Cholera...Nie mam żadnych ubrań na zmianę,a te są już brudne...

Zmierzyłem poduszkę.Ta sytuacja trochę mnie skrępowała...

-To nie problem.Mogę Ci coś pożyczyć.

-Naprawdę?-Dotknąłem dłonią miękkiego koca.-Mam wrażenie,że od samego początku sprawiam wam problemy...

Białowłosy zamrugał kilkukrotnie,po czym machnął ręką.

-Wcale nie.I nie marudź,bo będziesz czyścił śluzę.

Puściłem koc i przeciągnąłem się leniwie.

-Wolę nie.Kąpiel to lepszy plan.

-Czyli chcesz wycieczkę do łazienki,ta?-Uniósł lekko brew,a ja podniosłem się z pościeli i przeczesałem ręką skołtunione włosy.-Cóż,nie będę Cię zatrzymywał...Ciekawe jak dobierzemy Ci ciuchy.Jesteś w cholerę niski.

-Może to ty jesteś za wysoki?-Uśmiechnąłem się wymownie.

W końcu udało mu się znaleźć coś,co w miarę mogło na mnie pasować.
Zaprowadził mnie do łazienki i mogłem całkiem się rozluźnić.
Wziąłem przyjemną,ciepłą kąpiel i włożyłem ciuchy,które dostałem.Nie było tak źle...Może spodnie były za duże i potrzebowałem paska,żeby nie spadały mi z bioder ale to nic...

Wyszedłem niepewnie z łazienki i zacząłem szukać żywej duszy.Nie chcę im tu czegoś popsuć.W końcu jestem ich gościem i nie powinienem sprawiać dużych kłopotów.Szedłem w zamyśleniu,aż zderzyłem się z kilkoma kartonami i wylądowałem na ziemi.

-Oooo!Yi!-Jinx mnie zauważyła,a ja już wolałem żeby był to Yasuo.Ona jest jak dla mnie zbyt żywa.

-Przepraszam.Nie zauważyłem ich.Zaraz je posprzątam.-Machnąłem ręką,podnosząc kartony i układając je na miejsce.

-Wal je,Sona to potem posprząta.Chodź na śniadanie.

Śniadanie?Brzmi przyjemnie,tymbardziej że moim wczorajszym posiłkiem był tylko baton,więc miło będzie zjeść bardziej obfity posiłek.
Jinx zaprowadziła mnie na miejsce.Mówiła bardzo dużo i nie wiedziałem co ona mówi.Przy stole siedzieli jej znajomi i Yasuo,który opierał się o stół i dziubał w miseczce płatków.

-A temu co znowu?-Jinx zaczęła,gapiąc się na niego,a ten tylko podniósł wzrok.

-To nic takiego...-Machnął ręką.Jednak widać,że kłamał.Miał problemy ze snem?

-Cholera,farbowany łbie.-Jinx usiadła na krześle,oparciem do przodu,stukając nim w podłogę.-Ile dni już nie śpisz?Wyglądasz jakby ktoś Ci wpierdolił.

-Czy możemy zmienić temat?-Uniósł brew i wszyscy jasno rozumieli,że nie jest w nastroju na rozmowę.Teraz nastała cisza.Miałem ochotę zniknąć,bo czułem tę gestniejącą atmosferę miedzy wszystkimi...A ja byłem tu nowy i nie za bardzo wiedziałem o co chodzi.Jednak wiedziałem,że nie powinienem się mieszać.
Wstałem od stołu,gdy skończyłem posiłek i poczułem że jestem ciągnięty za ramię.

-Posłuchaj.-Jinx zmierzyła mnie,a ja zamrugałem kilkukrotnie.-Pomożesz nam przeprowadzić atak terrorystyczny na  Farbowanego Łba!

-Ja Ci to wyjaśnię.-Sona,dotknęła mojego ramienia,bo z pewnością miałem minę,jakbym zobaczył trupa.-Próbujemy go jakoś uśpić,bo znowu ma te swoje okresy bezsenności...

-Ahaaaa...-Pokiwałem głową.

-A jak on nie będzie myślał trzeźwo,to wszyscy zginiemy...

-Rozumiem.W takim razie,jaki macie plan?

-Nooo...nie wiem może kakao jakieś czy coś...Nie wiem co może na niego podziałać...

-Strzałki usypiające!-Jinx rzuciła.

-Chcemy go uśpić,a nie usztywnić...

Uśmiechnąłem się lekko.

-W takim razie,może ja odwrócę jego uwagę...

-Czemu nie.Może podziałać...Gdzie on jest?

-Zaraz się dowiem.-Obróciłem się.-Ooh...Znalazłem.Chyba problem rozwiązany,bo śpi.

-Czyli zmieniamy nazwę operacji,na "Nie budzić tego kurwia,bo nas wklepie w piasek tornadem"

-Chodźmy na zakupy!-Jinx pisnęła wesoło.

-To nawet dobry pomysł.

W sumie...czemu nie...

*Yas*

Obudziłem się,czując palący ból głowy.Ta drzemka zamiast mi pomóc,to jeszcze bardziej mnie dobiła.Da się umrzeć z braku snu?

Usłyszałem jakiś odgłos silnika i z ciekawości zajrzałem na zewnątrz,przez szybę.Jakiś motor stoi na podjezdzie do statku.Co...Do cholery,czy jakiś debil tu zaparkował?

Wyszedłem na zewnątrz i ujrzałem całą sytuację.Yi leżał i grzebał pod jakimś motorem,a jakaś typa obok żarła loda i gapiła się na to,co robił.Obok leżała moja koszula,starannie złożona.

-Mogę wiedzieć,co się stało kiedy usnąłem?-Zmierzyłem mechanika,a ten podniósł się spod motoru i otarł brudne od smaru ręce.

-A,pomagam damie w potrzebie.-Wrócił do naprawiania maszyny.

Dziewczyna zaśmiała się,a jej chichot doprowadzał mnie do szału i miałem ochotę jej wjebać.

-To rusz się,bo tu zostaniesz.-Westchnąłem lekko poddenerwowany.-Nie mamy całego dnia.A gdzie cała reszta?

-Poszli na zakupy.-Mechanik wzruszył ramionami,nadal grzebiąc w maszynie.-Muszę jeszcze sprawdzić czy zapłon ładnie chodzi i zaraz kończę.-Wlazł na ten motor,a ja wolałem być już w drodze niż gapić się jak ten skwarek z cyckami symuluje sobie,że robi komuś loda.-Oookej.Powinien działać.

-Świetnie.Skoro już się tym zająłeś,to możecie się w końcu pożegnać...

-A co?Kapitan zazdrosny?-Yi zmierzył mnie z lekkim uśmiechem,a ja miałem ochotę zachować się jak baba z okresem i iść trzasnąć sowicie drzwiami ale stwierdziłem,że to kiepski pomysł.

-Nie.Ale wolałbym już stąd odlecieć...

-Moment,Zazdrośniku.Może odjadę z koleżanką?

-Rób co chcesz.-Przewróciłem oczami i odwróciłem się plecami do tyłu.

-Jedziesz?

-Chyba nie.Ten tu Zazdrośnik,chyba mnie potrzebuje.

Potrzebuje?Chyba się przeliczył.Zmierzyłem ich i wróciłem do statku.Miałem beznadziejny humor i wolałem niczego nie wypalić a na usta cisnęło mi się kilka ładnych obelg.Serio potrzebuję snu...

************************************
Prawie udało mi się usnąć,kiedy usłyszałem kroki i to wszystko natychmiast przeminęło...
Zabiję ich kiedyś...

-Yas,mamy robotę do wykonania.

Potarłem oko i pokiwałem głową.

Przynajmniej w jednym moja załoga była nie do zastąpienia.Wiedzieli wszystko o wszystkim.

-O co chodzi?-Nadal byłem ołomotany prawie udaną drzemką ale szybko odzyskałem rezon.

-Mały oddzialik powietrzny do zestrzelenia.-Sona zmierzyła mnie.-Są trochę niewygodni...

-No to czemu nie strzelacie?-Uniosłem brew.

-To są te w cholere szybkie myśliwce,których nienawidzisz.

-I ja mam za nimi latać,tak?-Przewróciłem oczami.-Kto chce ze mną?

-Ooo!Ja chcę!-Mechanik ożywił się,a ja pokręciłem głową.

-Może lepiej nie...

-Mogę Ci pomóc z naprawą,jak coś się stanie.Nooo,weź.Nudzę się tutaj...-Nalegał coraz bardziej.Cóż...Lepsza podróż w duecie,niż w samotności...

-Zgoda,ale nie rób nic bez mojej wiedzy.Już raz się z Jinx bawiłem...

-Taak jest,Kapitanie.-Zaśmiał się.

Ruszył za mną,gapiąc się z zaciekawieniem w mały myśliwiec,którym mieliśmy lecieć

-Nigdy czymś takim nie latałem...-Rzucił ciekawsko.Dziwne było to,że wcale się nie bał.

-Na początku trochę ciężko się przyzwyczaić ale potem to przychodzi samo.-Zerknąłem na niego,włączając maszynę.-Jakiego masz cela?

-Noo...Średniego,a co?

-Wystarczy.-Dałem mu dźwignię.-Będziesz strzelał.

-Jaaa?Jestem w to kiepski...-Cała pewność siebie go opuściła.

-Trudno.Chciałeś ze mną lecieć,prawda?-Zmierzyłem go i wykonałem gwałtowny unik.-Dobra,teraz uważaj bo nas namierzyli.Będzie zabawnie.

Pokiwał głową i dawaliśmy jakoś radę,aż nagle ogarnąłem że tracimy wysokość.

-Obawiam się,że nas trafili...-Zacząłem manewrować myśliwcem,żeby nas nie pozabijać przy lądowaniu,co było ciężkie.Cały system zaczął się przepalać...W końcu jednak wylądowaliśmy,brutalnie dachując i przerywając atmosferę,jednej z małych,udających planety wysepek.
-Chyba żyjemy,prawda?-Spojrzałem na skulonego mechanika i otarłem własną krew z ręki.

-Taaa...-Odparł cicho i wywlekł się z rozbitego samolotu.-Gdzie jesteśmy?

-Nie mam pojęcia.Jak to wygląda?Dasz radę go naprawić?

-Wątpię...-Pokręcił głową.-Będzie mi brakować części,bo cały system siadł...

-Cholera...Mam nadzieję,że nas znajdą...-Usiadłem na kamieniu,zastanawiając się co teraz zrobić.-Może rozpalę ognisko?To chyba dobry pomysł?

-Mam tu zostać?-Mechanik zmierzył mnie,a ja pokiwałem głową.

-Na wszelki wypadek...

Rozdzieliliśmy się.Udało mi się tu znaleźć jakieś drewno,które było średniej jakości ale popali się przez kilka godzin...

-Wróciłem.-Rzuciłem,układając drewno w stosik.Rozpaliłem je i po chwili w końcu się zapaliło.

Yi chciał coś powiedzieć ale po chwili osunął się na ziemię.

-Co jest?-Podszedłem do niego.Zakrywał dłonią bok.Odsunąłem ją i ujrzałem warstewkę krwi na jego ręce.-Czemu nie powiedziałeś,że jesteś ranny?

Spojrzał na mnie,z miną która sugerowała zagubienie,po tym jak odkryłem jego małą tajemnicę.

-Nie chciałem Cię martwić...Byłeś zajęty,a mi to wcale nie przeszkadza...

-Jak Ci nie przeszkadza,jak zaczynasz broczyć krwią...-Westchnąłem,szukając czegoś,czym mogę go opatrzyć.Rozerwałem swój rękaw i zacząłem odpinać jego koszulę,żeby dostać się do rany.-Teraz się nie ruszaj.

Skrzywił się ale starał trzymać sztywno.Mój prowizoryczny opatrunek powinien podziałać przez jakiś czas.Oparł się ostrożnie o kamień,gapiąc się na mnie.

-Umrę,prawda?-Miałem wrażenie,że chyba nawet go to bawiło...

-Nie umrzesz.Przestań.Dałem umrzeć tylko jednej osobie i nikomu więcej.

Patrzył na mnie,jakby oczekiwał odpowiedzi na moje pytanie ale nie miałem zamiaru mu jej udzielać.

-Nieważne.To długa historia...

Znów utkwił we mnie spojrzenie,a potem skrzywił się z bólu.
Po chwili jednak skulił się i usnął albo stracił przytomność ale narazie nie tracił krwi.Nie mogę mu inaczej pomóc.
Usiadłem,więc obok i złapałem kawałek drewna.Czemu by nie zacząć strugać?

************************************
-Halo,halo.Farbowany Łeb mnie słyszy?-Znajomy głos sprawił,że wyrwałem się z otępienia.Nie spałem,gapiłem się tylko na mechanika,który trzepał się z zimna.Naprawdę nie wiedziałem co zrobić,także byłem już zziębnięty i bolała mnie nieopatrzona ręka.

-Jinx?Wiesz jak się cieszę,że Cię słyszę.Namierzyliście nas.

-Noo...Niedługo was zabierzemy,świetny pilocie.-Zaśmiała się.Znowu te jej beznadziejne żarty...

-Tylko trochę szybciej.Yi jest ranny.Ja trochę też.

Długo nie musiałem czekać.Całkiem szybko mnie znaleźli.Potem wszystko przewijało mi się jak przez mgłę.Prawdopodobnie zaliczyłem glebę...

************************************
Nie mam pojęcia czy spałem,czy zemdlałem ale obudziłem się we własnym łóżku.Miałem wrażenie,że jestem na niezłym kacu ale nie czułem w ustach smaku wódki,więc to odpada.
Nie miałem zupełniej chęci by wstać z łóżka,więc gapiłem się w sufit,leżąc na wznak bez celu.Po chwili usłyszałem,że ktoś wbija mi do pokoju i to dość topornie.

-Yi...Do cholery,przecież ty ledwo chodzisz.-Zmierzyłem go,unosząc się z poduszki.Podpierał się na boku,ściskając ranę.Ale jednak tu stał.

-Cóż.Nie mogę spać,więc pomyślałem że poszukam towarzystwa...

Jakoś nie mogłem mu odmówić,mimo że wolałem poleżeć sobie w samotności.
Po chwili Yi skrzywił się z bólu,a stanie sprawiało że pewnie cierpiał.

-Hej,połóż się tutaj.Ledwo stoisz.-Poklepałem poduszkę obok.

-Ale to Twoje łóżko...

-Ja się prześpię na fotelu.-Machnąłem ręką i już chciałem zrobić mu miejsce ale zatrzymał mnie chwytem.

-Nie.Powinieneś tu spać.To Twój pokój i Twoje łóżko.Mogę się położyć na podłodze.

-Yi,kurde.Jesteś ranny i ledwo stoisz.Nie będziesz spał na podłodze...

-To połóż się obok.Czuję się beznadziejnie zabierając Ci łóżko...

-Zgoda...-Ustąpiłem mu i wcisnąłem się w róg łóżka.Czułem się trochę dziwnie.Mimo to i tak nie mogłem spać.To mnie nie dziwi...
Gapiłem się w sufit i rozmyślałem,aż dotyk wyrwał mnie z tego.
Cholera,przytula się do mnie...To najgorsze co mógł zrobić...
Krępuje mnie to ale jakoś nie mam serca,by go obudzić albo zrzucić.Przynajmniej będzie mi cieplej...
Gdyby tak nie waliło mi serce...
Po chwili wtulił się do mojej piersi i zaczął coś mamrotać o kluczach francuskich...

Zaraz wyskoczę z tego łóżka...

Gapiłem się tak na śpiącego,zupełnie nie wiedząc co zrobić.Brak snu miotał mi już w głowie...
Mimo,że się wzbraniałem to wtuliłem się we włosy mechanika i oczy natychmiast zaczęły mi się przymykać.Czułem jakieś dziwne ciepło w środku,które sprawiało że miałem ochotę wtulić się w niego jak w poduszkę...

Czy właśnie dzięki niemu powoli zasypiam?

Może to coś innego?

Nie wiem...

Może leżę tutaj albo na jakimś pustkowiu i powoli się wykrwawiam,patrząc w gwiazdy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro