Rozdział 7
Zdjęłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Boże, kiedy ja ostatni raz używałam prysznica? Zawsze to była tylko jakąś fontanna albo coś innego do opłukania twarzy czy umycia rąk.
Gdy skończyłam się myć, wytarłam się ręcznikiem i założyłam pożyczone ubrania. Miałam na sobie czarne rurki, swetr w kolorze ciemnej zieleni oraz skarpetki w czarno-białe pasy. Moje mokre, hebanowe włosy sięgały mi do pasa. Swoje stare ubrania złożyłam w kostkę i położyłam na podłodze obok kosza na pranie. Przecież nie będę się jeszcze w pranie pchać. Wyszłam z łazienki. Zobaczyłam Gracie siedzącą na łóżku i patrzącą w telefon. Kiedy usłyszała, że wyszłam to podniosła głowę i tak jakby oniemiała?
- Coś nie tak? - Spytałam. - Źle wyglądam? Może przebiorę się w moje ubrania?
- Nie, nie. Nawet się nie waż zakładać tamtych ciuchów. Po prostu... wyglądasz cudownie. Masz śliczne, długie włosy - podsumowała Gracie. - Chodźmy na dół - dodała.
- Okej, dziękuję - powiedziałam do dziewczyny.
Wyszłyśmy z pokoju i zeszłyśmy na dół. Usłyszałam głosy w salonie, więc to pewnie tam była pozostała rodzina. Skierowałyśmy się w tamtą stronę.
-Mamo, tato, braciszkowie i co myślicie? - zapytała nagle Gracie przerywając ich rozmowę.
Wszyscy się na mnie spojrzeli, a ja stałam zakłopotana. Spojrzałam na Granta, który miał otwarte usta.
Nagle zaburczało mi w brzuchu i to na tyle głośno, że wszyscy usłyszeli. Zaśmiali się, a ja czułam podwójne zawstydzenie.
- Przepraszam - powiedziałam cicho.
- Nie przepraszaj. Chodź, zrobię ci coś do jedzenia, dziecko - powiedziała mama Granta.
W kuchni usiadłam przy stole. Kobieta nie chciała, abym jej pomogła, choć bardzo chciałam. Po kilku minutach przede mną pojawił się talerz pełen kanapek. Kilka było z serem, kilka z wędliną. Zabrałam się za jedzenie. Pochłaniałam je w bardzo szybkim tempie. Na koniec dostałam ciepłą herbatę.
- Dziękuję - powiedziałam. - Kanapki były naprawdę pyszne.
- Nie ma za co, dziecko. Wiesz... mój syn opowiedział nam twoja historię. Przykro mi z powodu twojej mamy i ie powinnaś obwiniać się za jej śmierć. Ona poświęciła swoje życie dla ciebie, a twój ojciec na pewno teraz żałuję tego, że oddał cię - powiedziała kobieta.
Z mojego oka wyleciała samotna łza, która natychmiast starłam.
- Dziękuję pani - odpowiedziałam. - Nikt jeszcze czegoś takiego miłego mi nie powiedział.
- Spokojnie, nie płacz. Otrzyj łzy i chodźmy do salonu - oznajmiła kobieta. - A po za tym nie mów do mnie pani. Jestem Tina.
Ogarnęłam się i ruszyłam z panią... znaczy Tiną, do salonu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro