Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie wiem, czemu w tej chwili. Może to przez emocje? Co ja mam teraz zrobić? Nie mam tu nikogo, kto by mi pomógł. Chyba, że... pójdę do Granta. Ale on teraz jest z rodziną albo nie ma go w domu. Ale też, co mi szkodzi? Ruszyłam w stronę domu chłopaka, którego nie dawno poznałam. Gdy tam dotarłam nie byłam w stanie podejść do drzwi. Nie chciałam zakłócać jego radości. Widziałam jak się cieszy z rodziną. To był błąd tu przychodzić. Usiadłam na mokrym chodniku.

Kolejne święta, które są do bani, a nawet gorzej niż poprzednie nie licząc tamtych pamiętnych świąt. W tym roku poznałam chłopaka, który bardzo mi pomógł i zostałam pobita oraz cudem uniknęłam gwałtu.

Wtem poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Spięłam się. Obróciłam głowę. I to był poważny błąd. Przede mną stał Grant. Był uśmiechnięty, ale gdy zobaczył jak wyglądam jego wyraz twarzy od razu zmienił się. Wstałam.

— Kto ci to zrobił? — Zapytał poważnie.

Nie odpowiedziałam mu. Nie chciałam. Mogłam tu nie przychodzić. Tylko się narzucam. Niepotrzebnie. Są święta i powinien mieć spokój.

Chłopak widział, że nic nie powiem, więc złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego domu. Chciałam wyrwać swoją dłoń, ale on był za silny. Bałam się. Nie Granta, tylko jego rodziny. Jak oni zareagują, gdy mnie zobaczą? Co sobie pomyślą?

W końcu weszliśmy do środka, a raczej to ja zostałam wciągnięta, chłopak puścił moją rękę, którą natychmiast schowałam do kieszeni kurtki tak jak drugą.

— Grant? Po co wyszedłeś? — Zapytała zapewne matka chłopaka.

Kiedy weszła do korytarza i stanęła zdziwiona moją obecnością tutaj.

— Kto to jest? — Zapytała.

— Mamo, to jest Hope. Pomagam jej od kilku dni. Mieszka na ulicy — powiedział chłopak.

— Ale... — chciała coś powiedzieć, lecz syn jej przerwał.

— Mamo, są święta. Każdemu trzeba pomóc bez względu na to kim jest i gdzie mieszka — rzekł Grant.

— Tom, Tyler, Gracie, Grant oszalał — powiedziała trochę głośniej matka chłopaka.

Po chwili w korytarzu zjawili się wszyscy domownicy.

— Kto to jest? — Zapytał starszy mężczyzna.

— Twoja dziewczyna? — Zapytał drugi chłopak.

— Przestańcie. Pomagam tylko Hope i nie jest moją dziewczyną. Ma szesnaście lat i mieszka na ulicy — powiedział Grant.

— Nie wiedziałem, że gustujesz w młodszych — zaśmiał się chłopak, który zapytał czy nie jestem dziewczyną Granta.

— Och, dajcie już mu spokój. Pomaga jej i tyle. A teraz chodź Hope ze mną. Ogarniemy cię — powiedziała, chyba, siostrą Granta.

Ma chyba na imię Gracie.

Niepewnie poszłam za nią po schodach na górę. Zaprowadziła mnie raczej do swojego pokoju.

Był ładny. Ściany w kolorze beżowym. Naprzeciwko drzwi stało duże łóżka na którym była masa poduszek w różnych kolorach. Przy jednej ze ścian stała ogromną szafa do której podeszła dziewczyna. Obok szafy stało białe biurko. Zauważyłam również drzwi, które zapewne prowadzą do łazienki.

— Masz — Gracie podała mi jakieś ubrania.

Postanowiłam je przyjąć.

— Tam jest łazienka. Wykąp się i przebierz — powiedziała dziewczyna.

Skierowałam się do łazienki. Była dość sporej wielkości i ładnie urządzona. W pomieszczeniu znajdował się prysznic, umywalka i toaleta.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro