8. Możesz wyczyścić terrarium tarantuli
Harry
- Nareszcie koniec! - zawołał Grayson. - Witaj jedzenie!
- To tylko lunch - zaśmiałem się. - Zachowujesz się tak, jakbyś nigdy nie jadł.
- Kocham jeść, okej? - posłał mi groźną minę. - Jedzenie to życie.
- Dogadałbyś się z Niallem - uśmiechnąłem się, gdy przypomniałem sobie o koledze z pociągu.
Ten Irlandczyk też kochał jedzenie. Teraz zapewne siedział już przy stole wśród innych uczniów i się objadał. To było więcej niż prawdopodobne.
- Podaj mi tosty - powiedział Reed, wskazując na talerz ręką.
- Ty też masz ręce - zauważyłem. - Daj mi w spokoju zjeść.
Przewrócił oczami i przejął ode mnie chrupiący chleb. Zatopił w nim zęby i mruknął zadowolony. Westchnąłem tylko i pokręciłem głową. Sam kończyłem sałatkę . Za chwilę mieliśmy mieć historię magii z Hufflepuffem. Podobno to najnudniejsze zajęcia w całej szkole. Kiedyś podobno prowadził je duch. Można było normalnie spać na tych lekcjach. Wszystko się zmieniło od czasu, gdy do szkoły przyszedł pracować niejaki Nathaniel Snape. Był wymagający i surowy. Krążą plotki, że Slytherin ma u niego szczególne ulgi, co uważam za niesprawiedliwe.
- Podasz sok dyniowy? - zapytał Gray, szczerząc się do mnie szeroko.
- Grayson! - zawołałem poirytowany.
- Już dobra, sam sobie wezmę! - westchnął.
Sięgnął po mój pucharek i zamienił ze swoim. Nie zdążyłem się nawet napić. W środku znajdował się sok winogronowy i teraz chłopak właśnie go wypijał. A zakrztuś się!
Gdy pora lunchu w Wielkiej Sali dobiegła końca, uczniowie zaczęli kierować się na swoje zajęcia. Wraz z Graysonem i Angelo ruszyliśmy w odpowiednie miejsce. Nie musieliśmy błądzić po korytarzach, gdyż sala znajdowała się na pierwszym piętrze. Byliśmy punktualni i nie spóźniliśmy się ani o minutę. Zajęliśmy wolne ławki po środku sali. Nie byliśmy ani na końcu, ani w pierwszych ławkach, tak było w porządku. Do czasu przyjścia profesora prowadziliśmy luźną rozmowę. Ja siedziałem z Graysonem, a Alessio zajął miejsce przed nami, siedząc razem z Noorą.
- Wyjmijcie podręcznik ,,Dzieje magii'' - usłyszeliśmy męski głos.
Spojrzeliśmy w stronę wejścia i zauważyliśmy mężczyznę w średnim wieku. Miał czarne włosy i kierował się na przód sali, by dotrzeć do tablicy. Zapisał swoje nazwisko i imię na jej tafli za pomocą różdżki.
- Będziemy uczyć się bardzo istotnych rzeczy na temat historii magii. Nie toleruję spóźniania się, zasypiania, rozmawiania i przeszkadzania na moich lekcjach, rozumiemy się?
- Tak, panie profesorze - odpowiedzieliśmy zgodnym chórkiem.
- Już nie lubię tej lekcji... - jęknął Gray.
Mężczyzna słysząc to spojrzał w stronę naszej ławki. Przełknąłem z trudem ślinę. Nie chciałem, aby on na mnie się uwziął. Chcę zdać na następny rok, a wymagający nauczyciel z chęcią pogrążenia mnie, wcale nie jest optymistyczną wizją.
- Mógłby pan powtórzyć, panie...
- Reed - odparł chłopak. - Mówiłem właśnie swojemu koledze, że bardzo lubię ten przedmiot.
Snape odwrócił się do nas tyłem i ruszył w stronę biurka. Usiadł na krześle i swobodnie oparł się o oparcie. Na jego ustach pojawił się sztuczny uśmiech.
- Ravenclaw traci pięć punktów - oznajmił ze spokojem.
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? - pomyślałem. Reed nieco się tym przejął. Miał skwaszoną minę i więcej się nie odzywał. Nie chciał, aby nasz dom na tym stracił. I słusznie, musieliśmy być najlepsi. To my w tym roku wygramy Puchar Domów. Ten zaszczyt nas spotka. To będzie naprawdę coś.
- Otwórzcie podręczniki na stronie czwartej - powiedział nauczyciel. - Zaczniemy od omawiania zasad i podstaw.
Po sali rozległ się szelest przewracanych kartek. Chwilę potem znów zapadła cisza. Niektórzy bali się nawet oddychać, co było absurdalne. Profesor nie wyglądał tak groźnie, jak mogłoby się wydawać. Byłem pewien, że przez chwilę zagościł cień uśmiechu na jego twarzy.
- Przeczytajcie rozdział, później to omówimy - zdecydował.
Historia magii nie była wcale taka zła. Było sporo informacji, to fakt, ale dało się znieść. Nie narzekałem. Zawsze dobrze jest dowiedzieć się czegoś więcej o tym, z czym powiązane jest twoje życie. Gdy lekcja dobiegła końca, wyszliśmy w ciszy z sali.
- Przeraża mnie ten gość! - powiedział Reed.
- Co ty od niego chcesz? - zaśmiałem się. - Jest w porządku.
- Gray się przestraszył, co? - zarechotała Noora.
- Wcale nie! - żachnął się chłopak.
Przewróciłem oczami, zauważyłem, że robiłem to często w jego obecności. Czasami był niemożliwy, ale i tak go lubiłem, jak zresztą pozostałych przyjaciół.
- Hej Harry! - zawołał blondyn.
Spojrzałem na tę osobę i uśmiechnąłem się. Był to Niall. Przywitałem się z nim i przedstawiłem wszystkie osoby. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że mieliśmy ten przedmiot z Hufflepuffem i był tam Horan. Byłem tak pochłonięty nauką, że nie rozglądałem się za bardzo po sali.
- Co teraz macie za przedmiot? - zapytał.
- Teraz... transmutacja. Slytherin właśnie ją skończył. - odparłem.
- To świetnie! - zawołał Irlandczyk. - Ja też mam teraz transmutację, wiecie gdzie iść?
- Oczywiście, przecież jesteśmy Krukonami - odezwała się Noora, unosząc wysoko podbródek.
- Więc...
- Na pierwszym piętrze - wtrącił Gray. - Transmutacja to zło, mówię wam. Jest piekielnie trudnym przedmiotem.
- Dla mnie brzmi jak dobra zabawa - zaśmiał się blondyn. - Zamiana iguany w zegarek, albo mysz w okulary.
- Chodźmy, bo się spóźnimy - powiedziała dziewczyna.
Skinęliśmy głowami i ruszyliśmy za nią. Szybko odnaleźliśmy właściwą salę. Tak naprawdę nie było to trudne. Tym razem zajęliśmy ławki na końcu sali. Siedziałem z Niallem, gdyż Grayson tym razem usiadł z Alessio. Noora spotkała koleżankę z Hufflepuffu i przysiadła się do ławki z przodu.
- Witam was na pierwszej lekcji transmutacji. Cieszę się, że was widzę. Mam nadzieję, że będziecie o wiele grzeczniejsi niż wasi poprzednicy, którzy pozbawili mojej ukochanej papugi kilka piór, barbarzyńcy - zaśmiał się.
Spojrzeliśmy z Niallem po sobie. Kto chciałby wyrywać pióra jakiemuś ptakowi? Mogłem z całą pewnością obstawić, że to ktoś ze Slytherinu. Tylko oni posunęliby się do czegoś takiego.
- Nazywam się Brooklyn Cooper - przedstawił się.
Był brunetem w szarym garniturze. Więcej nic nie zauważyłem szczególnego. Miał na oko koło trzydziestki, może więcej, może mniej. Wydawał się sympatyczny. Teraz pochylony był nad iguaną, którą głaskał.
- Lubię zwierzęta i od was oczekuję, abyście obchodzili się z nimi delikatnie i z szacunkiem. Zanim zaczniemy używać zaklęć, nauczycie się odpowiednich formułek i schematów. To na początek ,,Wprowadzenie do transmutacji''.
- Wolałbym już jakieś Czary-mary, hokus-pokus - westchnął blondyn, trochę zbyt głośno. - Nie chcę czytać książki.
- Możesz wyczyścić terrarium tarantuli - powiedział profesor, a ja próbowałem zachować powagę.
- Z chęcią przeczytam ten jakże fascynujący rozdział - odparł i rzucił się w wir czytania.
Zaśmiałem się i pokręciłem rozbawiony głową. Zdecydowanie kocham tego Irlandczyka.
>>>>>>>>.<<<<<<<<
Witajcie czarodzieje!
Dawno nie było tu rozdziału, gdyż skupiłam się na House of Cards.
Ale już jestem! ^.^
Z pisaniem JOS schodzi się znacznie dłużej, gdyż muszę przypominać kto kim jest, kto ma z kim lekcje itp. To dopiero wyzwanie! :D
Udało wam się kogoś wczoraj nabrać?
Mnie się udało aż trzy razy i to samego podporucznika Ptysia! ♥♥♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro