6. Same problemy z wami, pierwszoroczni...
Harry
- Teraz mamy naukę latania na miotłach - powiedział Grayson.
Byłem niepocieszony, że nie mogłem z nim usiąść na eliksirach. Zmuszony zostałem siedzieć ze Ślizgonem, ale nie było tak źle. Louis wydawał się w porządku. Dziwiła mnie tylko jego nieśmiałość i niepewność. Bardziej pasowałby w domu borsuka, niż do tych wywyższających się dzieciaków ze Slytherinu.
Grayson miał łóżko obok mnie i był w porządku. Bardzo się za kumplowaliśmy. Teraz miałem nadzieję, że kolejną lekcję będę miał z Niallem lub Liamem, ale znów padło na Slytherin.
Wszyscy zebraliśmy się na zewnątrz. W rządku ustawione były miotły. Wyglądały na stare i wysłużone. Nie mieli lepszych modeli? Po chwili przyszła do nas pani profesor. Była bardzo młoda. Dziwiłem się, że nauczycielami w tej szkole nie były stare dziadki, jak sobie często wyobrażałem.
- Nazywam się Irvette Bein i uczę latania na miotle - przedstawiła się. - Tego przedmiotu uczy się jedynie na pierwszym roku, potem go nie będzie - zaznaczyła.
Patrzyliśmy na nią i słuchaliśmy uważnie. Uśmiechnęła się do nas i spojrzała na każdego po kolei.
- Dawajcie, dzieciaki - powiedziała. - Ustawcie się przy swojej miotle.
Szybko wypełniliśmy jej polecenie. Zaczęła przechadzać się między miotłami i wyglądała, jakby nad czymś myślała.
- A teraz przywołajcie swoje miotły - powiedziała z uśmiechem. - Kto wie jak, może dziś wzbić się w powietrze.
Kilku uczniów sięgnęło po trzonek miotły i zwyczajnie je podniosło z ziemi. Nauczycielka zaśmiała się, lecz szybko próbowała to ukryć.
- Jak masz na imię? - zwróciła się do chłopaka stojącej po mojej prawej stronie.
- Angelo - odparł nieśmiało.
- Mugolak, czyż nie? - zapytała. - Tak myślałam... Słuchajcie!
Klasnęła w dłonie, czym zwróciła uwagę wszystkich uczniów. Na pierwszy rzut oka wydawała się miła, ale pozory mylą. Według mnie była odrobinę wredna.
- Aby przywołać miotłę, wyciągnijcie do przodu rękę i powiedzcie stanowczo ,,Do mnie!'' - powiedziała bardzo powoli. - Rozumiecie?
- Tak, proszę pani - odpowiedzieliśmy chórkiem.
Ja robiłem to nieraz. Często podkradałem Gemmie miotłę i latałem po domu, z czego moja mama nie była zadowolona, bo zdążyłem zbić kilka wazonów czy porcelanowych mis na owoce. Pewny siebie wyciągnąłem prawą rękę i powiedziałem wyraźnie ,,Do mnie''. Miotła poruszyła się i po chwili znalazła się w mojej ręce. Uśmiechnąłem się zadowolony.
Rozejrzałem się po innych osobach. Ich miotły odskakiwały w bok lub lekko unosiły się w górę, aby po chwili znów znaleźć się na ziemi. Dwóch chłopaków oberwało trzonkiem miotły w głowę. Zaśmiałem się i pokręciłem rozbawiony głową.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał ktoś z mojej lewej strony.
Spojrzałem w bok i zauważyłem Louisa. Stał w miejscu z tęgą miną. Większość osób miało już swoje miotły w dłoniach, ale nie on. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Musisz powiedzieć to głośno i wyraźnie, nie możesz się wahać, Lou - uśmiechnąłem się lekko.
Szatyn spuścił swoje spojrzenie. Jego policzki pokryły się rumieńcami. W życiu nie widziałem bardziej nieśmiałej osoby. Wyciągnął prawą ręką i za moją radą, po chwili udało mu się przywołać miotłę. Od razu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Dzięki - powiedział i spojrzeniem odszukał profesor Bein.
Po kilku minutach wszyscy opanowali umiejętność przywoływania. Irvette wydała polecenie, aby wsiąść na miotłę. Dla niektórych było dziwne stać w rozkroku, mając kawałek kija między nogami.
- Gdy dam znak, odbijecie się nogami od podłoża, uniesiecie się lekko nad ziemią, a po chwili pochylicie nad trzonkiem i wylądujecie - wytłumaczyła. - Czy to jasne?
- Tak, pani profesor - odpowiedzieliśmy.
Po jej gwizdku odbiłem się od ziemi i zawisnąłem w powietrzu. Nic nowego. Gdyby kazała zrobić kółko wokół zamku, zrobiłbym to z przyjemnością. Wykonałem to ćwiczenie z łatwością. Noora była ode mnie szybsza i skończyła ćwiczenie jako pierwsza.
Spojrzałem na Greysona, który właśnie się pochylił i wylądował. Wyglądał na zadowolonego. Uśmiechnął się i przybiliśmy sobie piątkę. Noora tylko fuknęła i powiedziała, że jesteśmy zbyt powolni. Naszą kłótnię przerwał odgłos czegoś ciężkiego spadającego na ziemię. Spojrzeliśmy w lewo i zauważyliśmy Ślizgona.
Louis leżał na trawie, a jego miotła kilka centymetrów dalej. Podniósł się i wytrzepał swoje spodnie. Profesor Bein szybko znalazła się obok niego.
- Nic sobie nie zrobiłeś? - zapytała. - Same problemy z wami, pierwszoroczni... - westchnęła.
- Nic, pani profesor - odparł zawstydzony. - Przepraszam...
- Weź swoją miotłę i spróbuj jeszcze raz - powiedziała i pognała na drugi koniec rzędu, aby pomóc jednemu Krukonowi wylądować, gdyż wzniósł się za wysoko.
- Nie przejmuj się, Tommo - odezwał się mulat.
To był jego przyjaciel. Obaj wtedy spóźnili się na eliksiry i Grayson mi o nim opowiadał. Podobno był wredny i zachowywał się, jak to on określił? ,,Typowy ślizgon", tak, chyba tak go nazwał. Teraz Zayn zaczął tłumaczyć szatynowi co powinien zrobić. Po kilku minutach lekcja dobiegła końca.
- Do zobaczenia za tydzień, tylko błagam... nie pozabijajcie się na następnej lekcji - westchnęła Irvette i gestem ręki nakazała nam, abyśmy wracali do zamku. Po nas lekcje latania miał mieć Hufflepuff oraz Gryffindor, czyli Liam i Niall.
>>>>>>>>>***<<<<<<<<<<
Witajcie czarodzieje!
Udało mi się dziś napisać aż pięć rozdziałów do ,,House of Cards" ^.^
Gdy dostanę okładeczkę, wstawię krótki wstęp, abyście mogli HOC dodać do biblioteki, by nie przegapić rozdziałów.
Myślę, że będę dodawała rozdziały na zmianę, ale zobaczę jeszcze jak to wyjdzie :D
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
>>>>>>>>>***<<<<<<<<<<
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro