22. To tajemnica
Louis
- Przestań, James - poprosiłem, patrząc na rozgniewanego chłopaka. - Przecież rozmawialiśmy już o tym.
- Nie chcę, aby to coś się wokół ciebie plątało - dodał, nie przejmując się złośliwymi komentarzami, jakie opuszczały jego usta. - Nie powinieneś się z nim zadawać.
- Harry nie jest rzeczą - mruknąłem, starając się wyglądać śmiertelnie poważnie. - Pomaga mi. On przynajmniej interesuje się tym, że o mały włos bym nie zdał eliksirów, podczas gdy wy szukacie coraz to nowych zaczepek.
- Więc to my ci przeszkadzamy, tak, Louis? - wbił we mnie lodowate spojrzenie.
- Nie, to nie tak, tylko... - plątałem się w wyjaśnieniach. - Obiecaliście, że przestaniecie źle traktować Harry'ego.
- Pod warunkiem, że będziesz trzymał się od niego z daleka - zaznaczył. - Czyż nie taka była umowa?
- Nie możesz stawiać mi takich warunków, James - popatrzyłem na niego błagalnie.
- Chcemy dla ciebie jak najlepiej, Lou - odezwał się Zayn, stojący obok niego.
- Jesteście śmieszni - zabrał głos Harry. - Mówicie, że chcecie dla niego jak najlepiej, a tak naprawdę tylko go ranicie, jesteście ślepi. Jak można komuś zabronić z kimś rozmawiać? Przecież to wybór Lou.
- Nie mądrzyj się Krukonie - ostrzegł Kenz i spojrzał na wchodzącego profesora. - Wrócimy do tego później, Louis.
Odwrócił się na pięcie i odszedł. Spojrzałem ostrożnie na Harry'ego. Jego zielone tęczówki spotkały się z moimi. Wyglądał na zdenerwowanego, co w sumie mnie nie dziwiło. Spuściłem wzrok.
- Przepraszam cię, Harry - powiedziałem cicho.
- Traktuje cię, jakbyś był jego własnością - zauważył. - Dlaczego się na to zgadzasz?
- To nie tak, tylko...
- Nie rozmawiajcie chłopcy - powiedział profesor, patrząc na nas srogo. - Na piwo kremowe umówicie się później.
Kilka osób z sali wybuchnęło śmiechem, ale nie my. Urwaliśmy naszą rozmowę i więcej do tego nie wracaliśmy. Skupiliśmy się na zajęciach. Harry był w stosunku do mnie obojętny, nie zagadywał mnie jak to zwykle robił, tylko powoli tłumaczył zagadnienia, których nie rozumiałem. Gdy lekcja dobiegła końca, przy naszej ławce pojawił się Zayn wraz z Jamesem.
- Idziemy, Louis - powiedział Kenz.
Złapałem za podręcznik i wstałem z ławki. Skierowałem się w ich stronę.
- Wcale tak nie jest, hm? - usłyszałem za sobą głos Harry'ego, ale to zignorowałem.
Wraz z chłopakami udałem się na następne zajęcia, jakimi była obrona przed czarną magią. Dziś po kolacji byłem umówiony z zielonookim na wspólne uczenie się eliksirów. Nie przyszedł.
Udało mi się zgubić swoich przyjaciół, aby nam nie przeszkadzali, ale on się nie zjawił. Czekałem dziesięć minut, dwadzieścia, pięćdziesiąt i nic. Nawet po godzinie nie przyszedł. Czułem się z tym źle.
Wracałem ciemnymi korytarzami, uważając, aby na nikogo się nie natknąć. Bałem się ciemności. Powinienem być już dawno w swoim łóżku. Nie wolno było nam włóczyć się o tak późnej porze po zamku. Gdyby tak ktoś mnie na tym przyłapał...
- Stój! - usłyszałem głośny głos dochodzący zza moich pleców.
Drgnąłem przerażony i spojrzałem w tamtym kierunku. Za mną stał woźny, przyświecając sobie drogę różdżką. Nazywał się Simon Iceman i był bardzo wredny. Nienawidził, gdy ktoś łamał regulamin. Naprawdę nie chciałem spotkać się z nim na osobności. Aż zmroziło mi krew w żyłach. Co, jeśli mnie wrzucą za tę nocną przechadzkę?
- Co robisz o tej porze na korytarzu? - zapytał, podchodząc jeszcze bliżej.
- J-ja...
- Powinieneś znajdować się już dawno w dormitorium! Nazwisko! - zażądał.
Gdy już miałem mu powiedzieć, poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. Kto złapał mnie i pociągnął w bok. Pisnąłem przerażony. Już wolałbym naganę od Icemana niż pożarcie przez jakąś bestię z zamku.
- Cicho - usłyszałem szept przy swoim uchu. - To ja, Lou. Harry.
Chciałem się zatrzymać, ale przypomniałem sobie o Simonie, który coś wykrzykiwał i biegł za nami. Cały czas czułem dłoń zielonookiego, który mnie za sobą ciągnął. Sam na pewno wiele razy natrafiłbym na ścianę czy spadł ze schodów, ale Krukon bezbłędnie poruszał się po korytarzu. Zwolniliśmy, gdy nie widzieliśmy już światła z różdżki ani głośnego sapania woźnego.
- Co robiłeś tutaj tak późno? - zapytał, stojąc przede mną, co wywnioskowałem po głosie dobiegającego z tej strony.
- Czekałem na ciebie - odparłem z wyrzutem. - Liczyłem, że jeszcze się pojawisz.
- Dopadł mnie Malik oraz Kenz i jasno wytłumaczyli, że dziś żadnego spotkania nie będzie, że nie przyjdziesz. Myślałem, że będziesz z nimi...
- Zrobili ci coś? - zapytałem ze strachem, a cała złość na chłopaka wyparowała.
- Nic takiego, Louis - odparł, ponownie łapiąc mnie za dłoń.
Kierowaliśmy się dalej korytarzem. Byliśmy cicho, aby znów nie natknąć się na Icemana czy jakiegoś profesora. Chciałbym znaleźć się już w swoim łóżku, nie przejmując się niczym.
- A tak w ogóle, to skąd wiedziałeś, że jestem na tym korytarzu? - zapytałem.
- Znalazłem cię przypadkiem - odparł.
- Nie kłam - powiedziałem twardo. - Na pewno nie przechodziłeś tamtędy przypadkiem.
- Odprowadzę cię do twojego dormitorium - poinformował i zaczął mnie ciągnąć, przyspieszając kroku.
- Nie! - zatrzymałem się i wyszarpnąłem rękę z jego uścisku. - Chcę wiedzieć.
- To... tajemnica, może kiedyś ci powiem - odpowiedział. - A teraz pośpieszmy się, gdyż Iceman może być naprawdę zawzięty i prawdopodobnie zaczai się przy drzwiach w lochach. To zawsze Slytherin najwięcej rozrabia.
Pokiwałem głową, choć on z pewnością tego nie widział. Westchnąłem i odpuściłem. Pozwoliłem mu się odprowadzić. Odetchnąłem dopiero, kiedy położyłem się w swoim łóżku niezauważony. Miałem tylko nadzieję, że Simon nie złapie Harry'ego, gdy ten będzie wracał do dormitorium. Bardzo tego nie chciałem.
>>>>>.<<<<<
Witajcie czarodzieje!
Jak minął wam ten tydzień?
Co ciekawego się wydarzyło?
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
Miłego dnia/nocy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro