Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Nędzny Krukon


>>>Harry<<<

Szukałem Louisa wzrokiem po całej sali. Powinien już siedzieć przy stole wśród innych Ślizgonów. Nie skupiałem się na słowach dyrektorki. Co roku mówiła to samo. Zanim przydzielą pierwszoroczniaków do ich domów, to się zejdzie. Byłem trochę głodny, ale jeszcze bardziej niż kolacji, wyczekiwałem rozmowy z Lou. Nie widzieliśmy się kilka dni,  a już tęskniłem. Zastanawiałem się jak spędził resztę wakacji. Wyjechał gdzieś z ojcem czy nudził się w domu?

- Na co tak wyglądasz, Harry? - zapytała Noora

- Nie ważne - westchnąłem i spojrzałem na młodszych uczniów, ustawionych na środku.

Sam dobrze pamiętałem jak ja znalazłem się w tej szkole. Czułem się trochę zagubiony i denerwowałem się, czy znajdę przyjaciół. Jak widać niepotrzebnie. Miałem dużo znajomych, nawet z innych domów.

Gdy uczta dobiegła końca, zaczęliśmy rozchodzić się do swoich dormitoriów. Wciąż miałem nadzieję, że natknę się na Louisa.

I zobaczyłem go. Szedł ze swoimi znajomymi. Uśmiechał się i był bardzo wesoły. Mimowolnie sam się uśmiechnąłem. Chciałem go zatrzymać, aby porozmawiać, ale wolałem poczekać, aż będzie sam. Nie spieszy mi się do słuchania wyzwisk Ślizgonów. Rozeszliśmy się w swoje strony. Byłem trochę już zmęczony tym dniem, rozpoczęcie roku jest bardzo emocjonujące.

- Udane wakacje? - zapytał Grayson, gdy zmęczony padłem na łóżko.

- I to jak - odparłem z szerokim uśmiechem. - Naprawdę miło je spędziłem. Byłem na wystawie smoków z Lou... moją kuzynką - dodałem od razu. - A potem przyjechali moi kuzyni, inni kuzyni, ale dało się przeżyć.

- Mnie udało się obejrzeć jeden z meczów Pogromców! - podekscytował się. - Byli wspaniali! Powinieneś ich wtedy widzieć. Nawet Tomlinson był, chociaż podobno nie interesuje się sportem.

- Lou-is? - zapytałem zdziwiony, podnosząc się, by podeprzeć swoją głowę na dłoni.

- Był z ojcem - wzruszył ramionami. - Ale wracając do meczu, to...

I tu przestałem go słuchać. Może nie było to zbyt miłe, ale ten chłopak potrafił gadać godzinami o swojej ulubionej drużynie. Zamiast ekscytować się wynikiem meczu, myślałem o szatynie. Zapewne strasznie się tam wynudził. A przecież mógł zostać z mną  i spędzilibyśmy ostatnie dni wakacji robiąc coś szalonego, jak podkradanie różdżek rodzicom czy denerwowanie skrzata domowego.

- ... więc co o tym myślisz? - zakończył, patrząc na mnie intensywnie.

- Hm? - próbowałem wyczytać coś z jego mimiki twarzy.

Był bardzo podekscytowany. Wyglądał jak szczeniaczek czekający na rzut piłką, choć może to zbyt przesadne określenie. Nie chciałem się przyznawać, że go nie słuchałem. Co ze mnie za przyjaciel?

- Myślę... że to wspaniałe - powiedziałem ostrożnie.

- Wiedziałem, że się zgodzisz! - krzyknął i podskoczył na łóżku.

- Ale... - próbowałem dojść do głosu, ale nie było to wcale łatwe.

- Za dwa tygodnie będzie rekrutacja! - kontynuował. - Na pewno się dostaniemy!

- Do kółka przyrodniczego?

- Do składu drużyny quidditcha! - zaśmiał się, zapewne odbierając moje słowa jako żart.

Ale ja się nie śmiałem. Z całą pewnością nie nadawałem się do takiego sportu. Dobrze latałem, to fakt, ale to zasługa kilkudziesięciu godzin lotu na skradzionej Gemmie miotle. Nie miałem najmniejszych szans, aby wejść do drużyny. To mnie trochę uspokoiło. Spróbować zawsze można, ale jak się nie uda, to trudno. Przynajmniej Gray nie będzie zawiedziony,  że go wystawiłem.

- Jutro mamy pierwszy trening! - dodał. - Ojciec kupił mi nową miotłę.

- To naprawdę super! - powiedziałem szczerze. - Ja dostaję zawsze wszystko po Gemmie, może z wyjątkiem damskich ubrań!

Zaczęliśmy się śmiać, aż rozbolały nas brzuchy. Niestety później dołączyła do nas Noora i zaczęła jak zwykle się przemądrzać na temat jutrzejszych zajęć. Byliśmy już w trzeciej klasie i musieliśmy wybrać dodatkowe przedmioty, których mieliśmy się uczyć. Najchętniej wziąłbym wszystkie, ale nie zawsze dałoby radę je ze sobą pogodzić. Zdecydowałem się więc na wróżbiarstwo, starożytne runy oraz numerologię. Wiedziałem, że Lou wybierze opiekę nad magicznymi stworzeniami, gdyż kiedyś był pod ogromnym wrażeniem, gdy opowiadałem mu o niektórych stworzeniach. Wiedziałem, że będzie z tego dobry. Miał podejście do zwierząt, weźmy chociażby przykład  Olika, tej włochatej bestii z pazurami. Szatyn nie bał się tego rysia, ale ja mu nie ufałem.

Przedmiotów dodatkowych minimalnie można było wybrać dwa. Nie zdziwiłbym się, gdyby wszyscy Ślizgoni ograniczyli się tylko do takiej liczby.

Po opowiedzeniu sobie przygód, jakie nas spotkały podczas wakacji, poszliśmy spać. Następnego dnia po śniadaniu mieliśmy mieć numerologię.  Myślałem, że dodatkowe przedmioty będą raczej w ostatnich godzinach lekcyjnych, lecz my mieliśmy je jako pierwsze.

Ucieszyłem się, gdy w sali przy jednej z ławek siedział Liam. Był zajęty rozmową ze swoim kolegą, więc nawet mnie nie zauważył. Stwierdziłem, że złapię go po zajęciach i chwilę porozmawiamy.

Numerologia w najprostszym  wytłumaczeniu, to przepowiadanie przyszłości za pomocą liczb, dat i imion. Uczyła tego przedmiotu Angela Alpe. Była to miła i niezwykle wygadana kobieta. Zanim powiedziała czego będziemy się uczyć na tych zajęciach, streściła całą historię swojego kota - Neptuna. Podobno kiedyś ją ugryzł i teraz ma lęk przed tymi zwierzętami.

- Kotom nie wolno ufać - podkreśliła i na chwilę znów się zamyśliła.

Przez te kilka minut zauważyłem, że zdarza jej się to dosyć często. Zanim kontynuowała, Grayson zdążył ozdobić ołówkiem całą pierwszą stronę podręcznika. Czułem, że ten przedmiot będzie wyjątkowo nudny.

Na szczęście następnymi zajęciami były eliksiry. Nareszcie miałem okazję spotkać Louisa i z nim porozmawiać. Na śniadaniu siedział ze  swoimi ,,przyjaciółmi''. Nie chciałem do nich podchodzić, by oszczędzić sobie kpin i wyzwisk.

- Cześć - powiedziałem, gdy usiadłem do ławki, którą dzieliłem z szatynem.

- Cześć, Harry - uśmiechnął się i na mnie spojrzał.

- Gotowy na zmagania z eliksirami? - zapytałem, obserwując jak przekartkowuje podręcznik.

- Nie mam wyjścia - westchnął. - Wciąż nie rozumiem połowy rzeczy z tej księgi.

- Moja pomoc jak zawsze aktualna - zapewniłem, odruchowo łapiąc za pojedynczy kosmyk kasztanowych włosów, który wchodził mu do oka, gdy potrząsnął głową. - Zawsze ci pomogę, Lou.

- Nie ma takiej potrzeby - usłyszałem nieprzyjemny ton głosu za mną. - A tobie mówiłem, abyś nie gadał z tym nędznym Krukonem.


>>>>>.<<<<<

Witajcie czarodzieje!

W końcu znalazłam czas na sprawdzenie rozdziału i go dodałam.

Mam pomysł na nowe ff, mam nadzieję, że przypadnie wam on do gustu ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Miłego dnia! ♥♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro