2. Dla ciebie zrobię wyjątek
Harry
- Jesteś świetny! - zawołał niski chłopak. - Jak ty to robisz?
- Ćwiczyłem to potajemnie w domu - zaśmiałem się. - To dosyć... łatwe.
- Co to za różdżka? - zapytała jakaś dziewczyna.
- To na pewno cis z rdzeniem z pióra feniksa! - zawołał ktoś z tyłu. - Albo włos z ogona testrala!
- Nie! Wiśnia, dziesięć cali! - powiedział chłopak stojący obok mnie.
- Dwanaście cali - poprawiłem ich. - Wiąz z rdzeniem z włókna ze smoczego serca, niegiętka.
Machnąłem różdżką i zaczarowane motyle wzbiły się w powietrze. Każdy wydał głośne westchnienie podziwu i zadowolenia. Nigdy niczego nie wyczarowali, w przeciwieństwie do mnie. Ja miałem do tego wrodzony talent. Moja mama twierdziła, że jestem bardzo mądry i szybko opanuję tajniki magii.
- A teraz przepraszam - powiedziałem, przechodząc dalej korytarzem pociągu. - Idę poszukać wolnego miejsca.
Wydali z siebie pomruk niezadowolenia. Szybko tłum gapiów się rozproszył. Sam kroczyłem przed siebie, skupiając na latających motylach. Zastanawiałem, jak długo uda mi się utrzymać czar.
- Wow! - zawołał jakiś chłopak.
Spojrzałem na niego z szerokim uśmiechem. Był wpatrzony w motyle. Stał z otwartą buzią i wyglądał na oczarowanego moją umiejętnością. Opuściłem różdżkę i schowałem ją do kieszeni. Dopiero wtedy niski szatyn z niebieskimi oczami na mnie spojrzał.
- Bo ci mucha wleci - zaśmiałem się i ująłem jego podbródek, zamykając mu buzię.
Chyba się zawstydził, ponieważ zrobił się czerwony na twarzy. To mnie bardzo rozbawiło. Wyminąłem go i w końcu znalazłem w miarę pusty przedział.
- Można? - zapytałem.
- Siadaj - zawołał blondyn, klepiąc miejsce obok siebie.
- Jestem Harry Styles - przedstawiłem się.
- Ja nazywam się Niall Horan - odparł chłopiec, próbując otworzyć pudełko z fasolkami różnych smaków.
- Jestem Liam Payne - odezwał się drugi chłopiec, siedzący naprzeciwko nas.
Obok niego nie było już wolnego miejsca. Zajmowały je słodycze. Wydawać by się mogło, że wykupili wszystkie łakocie od tej dziwnej staruszki kursującej po pociągu.
- Możesz się poczęstować - zachęcił mnie blondyn.
Sięgnąłem po batonik, który wyglądał smakowicie. Dziś mało co zjadłem na śniadanie. Byłem tak podekscytowany dzisiejszym dniem, że ledwo przełknąłem tosty mojej mamy. Otworzyłem teraz batonik i zrobiłem gryza. Wykrzywiłem się na kwaśny smak czekolady. Po chwili zrobił się słony, a potem nawet smakował jak kurczak!
- Co to jest?! - skrzywiłem się, dysząc jak pies. - Piekielnie ostre!
- Batonik niespodzianka - zaśmiał się Liam. - Próbowałem, nie polecam.
- I dopiero teraz mi to mówisz?! - jęknąłem z wyrzutem.
Zawinąłem resztę batonika w papierek i odłożyłem na bok. Nigdy więcej! Próbowałem pozbyć się z języka posmaku soli. Czułem się, jakbym zjadł całą solniczkę.
- Jak myślicie, do których domów traficie? - zagadnąłem.
- Byle nie do Slytherinu - mruknął blondyn. - Podobno trafiają tam same snoby, sami nieprzyjemni ludzie. Wolę się trzyma od nich z daleka.
- A jak tam trafisz? - zapytał Payne.
Blondyn tylko wzruszył ramionami i wymamrotał coś pod nosem. Spojrzałem teraz na Liama. Przez chwilę się zastanawiał.
- Chciałbym do Gryffindoru - odrzekł. - Dom lwa, to jest to! - rozmarzył się. - Jestem bardzo odważny, prawie niczego się nie boję.
- Łyżka! - zawołał Horan.
Liam podskoczył i usiadł po drugiej stronie siedzenia, miażdżąc swoim ciężarem słodycze. Blondyn nie był zbytnio zachwycony z tego powodu. Payne posłał mu groźne spojrzenie. Zaczęliśmy się z tego śmiać.
- Łyżka, naprawdę? - próbowałem pohamować falę śmiechu.
- Każdy się czegoś boi - powiedział z urazą Payne.
- Masz rację... - spoważniałem. - Ale łyżka?
- Jeszcze jedno słowo! - zagroził.
- Już dobrze - uniosłem ręce w geście poddania.
- A co jest z tobą? - zapytał Niall, wrzucając sobie do ust kilka kolorowych fasolek.
- Sam nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Nie przeszkadza mi, jeśli trafię do Slytherinu czy innego domu.
- Mówisz poważnie? - zapytał zdumiony blondyn. - Nie przeszkadza ci Slytherin?
- To tylko dom - odparłem. - Ważne, że mogę uczyć się w Hogwarcie.
- Fakt - zgodził się ze mną Liam. - Ja też nie mam uprzedzeń do Ślizgonów.
- Jestem Mugolakiem - oznajmił Horan. - Dla mnie dom ma ogromne znaczenie. Słyszałem od mojego starszego brata, Grega, że w domu węża liczy się czystość krwi.
- Tak było lata temu - westchnąłem. - Moja siostra uważa, że nikt od nikogo się nie izoluje, można przyjaźnić się z kim się chce, bez względu na przynależność do jakiegoś domu.
- Możliwe... ale i tak boję się Ślizgonów - odparł chłopak. - Mój brat jest Krukonem i uważa, że lepiej trafić nie mógł.
- A jak ja będę Ślizgonem? - zapytałem. - Mnie też będziesz się bał?
- Dla ciebie zrobię wyjątek - uśmiechnął się blondyn, wgryzając w dyniową galaretkę.
>>>>>>>>>>***<<<<<<<<<<<
Witajcie czarodzieje!
Jeśli macie jakieś uwagi co do rozdziałów, możecie do mnie napisać!
Miłego dnia/nocy ♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
>>>>>>>>>>***<<<<<<<<<<<
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro