19. Uczyłem się od mistrza
Harry
- Louis nie może z nami zostać do końca wakacji? - zapytałem swoją mamę,gdy ta przygotowywała śniadanie.
- To nie ode mnie zleży, skarbie - posłała mi lekki uśmiech. - Jego tata wraca jutro i wtedy zajedzie po Louisa i zabierze go do domu.
- Nie możesz go jakoś poprosić, aby zostawił Louisa jeszcze przynajmniej na tydzień? - spojrzałem na nią z nadzieją.
- Harry - westchnęła - Louis jest jego synem i na pewno będzie chciał spędzić z nim trochę czasu, zanim wrócicie do Hogwartu. Będziecie mieli cały rok na rozmowy i spędzanie razem czasu w szkole.
- Ja wiem, tylko wtedy Lou... - skrzywiłem się na wyobrażenie pozostałych Ślizgonów.
- Tak? - przyjrzała mi się uważnie.
- Już nic - westchnąłem i wróciłem do swojego pokoju.
Było jeszcze wcześnie. Szatyn wciąż spał w moim łóżku i uroczo się uśmiechał przez sen. Przez te dni udało mi się go nieco poobserwować, kiedy śpi. Wiele razy przytulał mnie, zapewne nieświadomie, ale jednak.
Teraz ostrożnie położyłem się obok i odgarnąłem mu grzywkę, która zachodziła na oczy. Chłopiec poruszył się niespokojnie i przewrócił na bok, twarzą do mnie. Uśmiechnąłem się lekko, czego nie mógł zauważyć.
Naprawdę nie chciałem, aby wakacje kiedykolwiek się skończyły. Chciałbym Louisa dla siebie, naprawdę jesteśmy świetnymi przyjaciółmi. Szatyn nieraz potrafił poprawić mi humor, przy nim nareszcie jestem szczęśliwy. Nie muszę znosić swojego wkurzającego kuzynostwa.
Jedną z moich obaw było to, że Louis zmieni swoje nastawienie do mnie, gdy tylko znów pojawi się w jego otoczeniu Zayn albo James. Przy nich zachowuje się inaczej. Udaje, że mnie nie zna, albo czasami mi docina. Potem oczywiście za to przeprasza, gdy potajemnie uczymy się w bibliotece. Chciałbym, aby był sobą, aby nie musiał przed nikim udawać kogoś, kim nie jest.
- Długo nie śpisz? - usłyszałem jego zaspany głos, kiedy otworzył oczy, wyrywając mnie ze swoich przemyśleń.
- Chwilkę - zapewniłem. - Nie chciałem cię budzić, tak sło... smacznie spałeś. Moja mama robi śniadanie.
- Umieram z głodu - zaśmiał się, gdy z jego brzucha wydostało się burczenie.
- Nie pozwolę na to! - zawołałem.
Złapałem go za rękę i pociągnąłem, aby wstał. Kiedy jego stopy dotknęły ziemi, zniżyłem się, wskazując na swoje plecy.
- Wskakuj - powiedziałem.
- Nie, jestem zbyt ciężki - pokręcił głową zawstydzony.
- Jesteś na boso, przeziębisz się - odparłem. - Ja mam swoje kapcie.
- Mogę sam przejść do kuchni - powiedział nadal nieprzekonany.
- Daj spokój, Lou - przewróciłem oczami. - To nic wielkiego.
- No dobra - zgodził się.
Po chwili już wskoczył na moje plecy, wczepiając się dłońmi w moją bluzkę, aby nie spaść. Złapałem go za uda, by było nam wygodniej. Tak wmaszerowałem do kuchni. Na szczęście nie było mojego kuzynostwa. Odstawiłem Lou na jego miejscu przy stole, a sam zająłem krzesło obok. Moja mama już podawała śniadanie. Zignorowała nawet fakt, że byliśmy w piżamach. Tym razem nie kazała nam się przebierać, co można było uznać za cud.
- Jakie macie plany na dziś, chłopcy? - zapytała, siadając po drugiej stronie stołu.
- Sami nie wiemy - wzruszyłem ramionami. - Zapewne spędzimy czas na dworze. Może pójdziemy do ogrodu? - spojrzałem na szatyna, który chętnie pokiwał głową.
Nasz ogród był ulubionym miejscem niebieskookiego. Spędzaliśmy tam najwięcej czasu. Często urządzaliśmy pikniki, czy po prostu kopaliśmy piłkę jak zwykłe, mugolskie dzieciaki. To było nawet fajne, Louis był zdecydowanie lepszy ode mnie. To mogłem śmiało stwierdzić.
- Twój tata będzie po ciebie po południu, Lou - kobieta powiadomiła chłopca.
Niebieskooki nieco się zasmucił i pokiwał drętwo głową. Gołym okiem widać było, że stracił swój dobry humor. Widocznie nie przepadał za swoim rodzicem.
- Może poprosimy twojego tatę, abyś został u nas jeszcze miesiąc? - zaproponowałem. - Na pewno się zgodzi.
- Bardzo bym chciał - szepnął. - Tu jest fajnie.
- Ja mogę z nim porozmawiać - dodała Anne. - Chciałbyś tego, Lou? Nie chcę ci zabierać czasu, który spędziłbyś ze swoim tatą. Pewnie bardzo za nim tęsknisz.
Szatyn zapewnił, że to w porządku i, że jego tata jest bardzo zapracowany. Nie miałby nic przeciwko, aby został u nas jeszcze o te kilka dni dłużej. Wakacje szybko upływały. Zanim się obejrzymy, będziemy pakować kufry i walizki do Hogwartu i spieszyć na pociąg.
- Pogramy dziś w piłkę? - zapytałem. - Muszę kiedyś w końcu się na tobie odegrać, jesteś zbyt dobry jak dla mnie.
- Jasne - uśmiechnął się i cały rozpromienił. - Pokażę ci jak strzelać bramki.
Dokończyliśmy szybko śniadanie i pobiegliśmy się przebrać. Po kilku minutach znaleźliśmy się ogrodzie i biegaliśmy za piłką. Próbowałem nadążyć za Louisem, ale on płynnie poruszał się po boisku, którym był zwykły kawałek trawnika. Piłka nożna zafascynowała mojego tatę oraz kuzynów. Rozegraliśmy mecz, gdzie ja byłem w drużynie z Lou na resztę zawodników. Pomimo iż było nas tylko dwóch, wygraliśmy.
- Świetnie ci dzisiaj poszło, Harry - pochwalił mnie szatyn, podając rękę.
- Uczyłem się od mistrza - zaśmiałem się i przyciągnąłem go do uścisku.
>>>>>>>.<<<<<<<
Witajcie czarodzieje!
Opowiadajcie co tam u was ciekawego ^.^
Kto nie napisze chociaż jednego komentarza jest mugolem!
Dobranoc xx
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
>>>>>>>.<<<<<<<
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro