Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Przypomina kolor twoich oczu


Louis

U Harry'ego byłem już trzy dni. Było naprawdę świetnie, czułem się jak w domu. Nigdy nie doskwierała nam nuda, ciągle coś robiliśmy. Mały Aaron i jego brat byli nieznośni, więc z zielonookim wymyślaliśmy coraz to nowe psikusy. Uchodziło nam to na sucho.

Rano obudziłem się pierwszy. Harry wciąż spał. Znów leżałem przytulony do jego ramienia. Za pierwszym razem było mi głupio i czułem się zażenowany. Całe szczęście, zielonooki miał mocny sen i nawet tego nie zauważył. Nie chciałem, aby się śmiał jaki ze mnie dzieciak. Podczas snu nie panowałem nad własny ciałem. Po prostu szukałem ciepła.

Odsunąłem się teraz na drugą stronę łóżka i położyłem głowę na poduszkę. Po kilku minutach wyczułem ruch obok. Harry obudził się i spojrzał w moją stronę. Posłał mi lekki uśmiech, zeskakując z łóżka.

- To już dziś! - krzyknął podekscytowany.

- Co? - zdziwiłem się.

- Smoki! Dziś jedziemy oglądać smoki!

Od razu na mojej twarzy ukazał się szeroki uśmiech. Zupełnie zapomniałem po co właściwie znalazłem się u Stylesów. Byłem podekscytowany nadchodzącym wydarzeniem. Czy te stworzenia naprawdę będą prawdziwe?

- Szybko, musimy zjeść śniadanie i jedziemy!

Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę drzwi. Wciąż byliśmy w piżamach, jednakże chłopak się tym nie przejmował. W kuchni stała już pani Styles. Robiła  dla wszystkich śniadanie, a ciotka Gertruda jej w tym pomagała. Nie skomentowałem latających talerzy, które same zajmowały odpowiednie miejsce na blacie stołu.

- Zaraz będzie śniadanie, ale najpierw przebierzcie się, chłopcy - powiedział stanowczo mama Harry'ego.

- Nie mogę się już doczekać, aby pokazać wszystkie smoki Lou! - zawołał.

Kobieta zaśmiała się, a moje policzki się zaróżowiły. Nie lubiłem być w centrum uwagi i nie czułem się komfortowo, kiedy ktoś o mnie rozmawiał, nawet w ten pozytywny sposób.  W końcu za namową Anne, wróciliśmy do pokoju i przebraliśmy się. Wróciliśmy do kuchni, kiedy część rodziny Harry'ego zajmowała miejsca. Jak zwykle usiedliśmy obok siebie, ja siedziałem  między Gem a zielonookim.

- Na pewno będzie Walijski zielony - zapewnił, mówiąc z pełnymi ustami.

- Nie ekscytuj się tym tak, Hazz - Gem przewróciła oczami, powoli jedząc tosty. - Uważaj na niego, Lou - teraz zwróciła się do mnie. - Może cię zanudzić na śmierć. Kiedyś recytował na pamięć encyklopedię smoków.

- To nie jest śmieszne - mruknął, a ja mimo tego się roześmiałem.

Na wystawę zjechało się sporo osób. Ledwo co przepychaliśmy się w tłumie. Zielonooki ciągnął mnie za rękę, abym mógł wszystko zobaczyć jak najdokładniej. Cała ta wystawa  zajmowała sporo miejsca. Klatki ze smokami były ustawione w rządku. Dzięki magii, żaden gad nie poparzył nikogo ogniem. Te stworzenia były ogromne, niezwykłe. Zawsze myślałem, że występują tylko w książkach, lecz bardzo się myliłem. Byłem nimi oczarowany.

- A to Smok górski - poinformował mnie chłopiec, wskazując palcem na szarego smoka. - Ten gatunek uwielbia żywić się owcami, dlatego sprawiał spory problem mugolom w hodowaniu tych zwierząt. Podobno ministerstwo już się tym zajęło.

Uważnie obserwowałem smoka. Kręcił się w swojej klatce i zapewne wolałby być wolny, by pofrunąć wysoko ku niebu. Nie było nic dobrego w siedzeniu w niewoli. Współczułem tym stworzeniom, jednakże nie chciałbym spotkać się z nimi w innych okolicznościach.

- Rogogon węgierski - mówił podekscytowany, obracając mnie do tyłu. - Jest przerażający, prawda?

- O tak - pokiwałem energicznie głową. - Jesteś pewny, że te klatki wytrzymają? - szepnąłem cicho, aby nikt nie pomyślał o mnie źle.

- Z całą pewnością - zapewnił. - W ostateczności zawsze cię obronię, Lou.

- To miłe - moje policzki znów przybrały różowy kolor. - Gemma mówiła, że znasz się na smokach.

- Tak, wiem o nich całkiem dużo, są interesujące. Gdybyś chciał posłuchać, mógłbym opowiedzieć ci nieco przed snem. Wiesz, że istnieje smok o dwóch głowach?

- Naprawdę? - zdziwiłem się. - Jest tutaj?

- Niestety... Takie smoki są niezwykle rzadkie...

Jeszcze przez trzy godziny podziwialiśmy gady. Dużo się o nich dowiedziałem dzięki zielonookiemu. Widziałem, jak jego oczy błyszczały, gdy mówił mi jakąś ciekawostkę. Ten dzień był naprawdę niezwykły. Dawno się tak nie bawiłem. Czas szybko płynął i zanim się obejrzeliśmy, byliśmy już w domu Harry'ego. Chłopak kupił dla mnie pamiątkę z tej wystawy, jaką była zielona smocza łuska. To był najcenniejszy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymałem. Schowałem go do kieszeni i sprawdzałem co chwilę, czy nadal się tam znajduje. Nie chciałem go zgubić, był dla mnie bardzo ważny.

- Cieszę się, że możemy spędzić trochę wakacji razem - powiedział Harry, przerywając ciszę, która zapadła, gdy obaj położyliśmy się na kocu w ogrodzie, korzystając z ciepłych promieni słońca.

- To moje najlepsze wakacje - zapewniłem. - Dziękuję, Harry.

- Jutro znów polatamy na miotle Gemmy  - zaśmiał się, spoglądając w błękit nieba, następnie wskazując je palcem. - Jest piękne, przypomina kolor twoich oczu.

Uśmiechnąłem się lekko, czując jak moje policzki robią się gorące. Założyłem ręce za głowę i w ciszy przyglądałem się niebu, po którym wolno płynęły chmury.


>>>>>>.<<<<<<

Witajcie czarodzieje!

Porucznik żyje, po prostu nie miał czasu na pisanie xD

Rozdział sprawdzany na szybko, więc przepraszam za jakiekolwiek błędy :/

Miłego dnia! :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

>>>>>>.<<<<<<


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro