Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Byliśmy najlepszymi partnerami w zbrodni


Harry


Bardzo ucieszyłem się z tego, że Louis spędzi ze mną wakacje. Lubiłem tego chłopaka i wiedziałem, że będziemy się razem świetnie bawić. Gemma próbowała ukraść mi szatyna swoim ciągłym gadaniem i odwracaniem uwagi, ale to JA znałem go dłużej. W samochodzie przesiadłem się, aby siedzieć między Gem a Tomlinsonem. Oczywiście moja mama zaśmiała się na to moje dziecinne zachowanie.

Mój tata prowadził samochód, nie wyróżniając się wśród mugoli. Jechaliśmy normalnie, bez wznoszenia się w powietrze lub innych atrakcji. Louis był cichy  i to ja rozpoczynałem zwykle rozmowę. Z czasem stawał się nieco śmielszy, co było dobrą oznaką. Do domu dojechaliśmy po kilku godzinach. Z westchnieniem ulgi wysiadłem z samochodu, a Louis zrobił to zaraz za mną.

- Ten dom jest piękny i wielki - powiedział szatyn, rozglądając się po otoczeniu.

- Gdy Harry był mały i nieznośny - zaczęła Gem - ciężko było go złapać, gdyż zabierał moją miotłę i wszędzie latał.

- Ej! - oburzyłem się - Nie byłem nieznośny!

- Fakt - zgodziła się blondynka. - Nadal jesteś.

Wytknęła mi język i ruszyła w stronę domu. Spojrzałem na niebieskookiego. Cicho się śmiał, próbując ukryć to w swojej dłoni. Sam również się uśmiechnąłem. Złapałem chłopaka za rękę, ciągnąć w stronę drzwi.

- Chodź, musisz zobaczyć pokój, w którym będziesz spał - zdecydowałem.

Gdy tylko wszedłem do środka, powitały mnie głośne rozmowy. W salonie siedzieli moi wujkowie i ciotki. Ich się tu nie spodziewałem. Zwykle przyjeżdżali na drugi tydzień wakacji i musiałem znosić swoje wstrętne kuzynostwo do końca miesiąca. Co za niefart!

- Harry! - pisnęła ciotka Gertruda. - Ale wyprzystojniałeś!

Podeszła szybko do mnie i zaczęła szczypać mnie w policzki. Co za szczypawa z niej! Naprawdę tego nienawidziłem. Gdybym wiedział, że przyjadą, wszedłbym oknem.

- A któż to? - zapytała.

Wzrok przeniosła na zdezorientowanego szatyna. Zapewne nie czuł się zbyt komfortowo wśród mojej rodziny. Schowałem chłopaka za siebie. Jego nie dopadnie!

- Louis, mój przyjaciel - odpowiedziałem. - Będziemy w sypialni.

Zanim zdążył ktoś cokolwiek powiedzieć, już wbiegałem po schodach, ciągnąć Tomlinsona za sobą. Wparowaliśmy do mojej sypialni i zamknąłem za nami drzwi. Na swoim łóżku dostrzegłem Marcusa i Aarona. Skakali po nim, śmiejąc się głośno.

- Wypad! - zawołałem, ściągając ich z mojego łóżka.

- Nie umiesz bawić się, Harold - młodszy chłopiec wytknął mi język.

Gdy w końcu opuścili pokój, zamknąłem go, by nikt więcej się tu nie dostał. Usiadłem na łóżku, klepiąc wolne miejsce obok.

- Przepraszam cię - westchnąłem. - Nie wiedziałem, że moja rodzina już tu będzie. Przeważnie przyjeżdżają na drugi tydzień...

- Nic się nie stało - wzruszył ramionami, siadając obok. - Masz dużą rodzinę... Ja mam tylko tatę.

Pokiwałem głową i spojrzałem na chłopaka. Machał nogami, które swobodnie zwisały z łóżka. Był naprawdę niski i uroczy. Uśmiechnąłem się delikatnie i odwróciłem wzrok, aby nie zauważył, że się w niego wpatruję. Jeszcze pomyśli sobie o mnie źle.

- Moi kuzyni zapewne zajmą wolną sypialnię tu, na piętrze. Czy będzie ci bardzo przeszkadzać, jeśli będziemy dzielić łóżko? Jest duże i pomieści nas we dwóch.

- W porządku - zapewnił. - Jeśli  trzeba, mogę spać nawet na podłodze.

- Wolę spać z tobą, niż z nieznośnym Marcusem. Zawsze mam po nim siniaki, gdyż kręci się w nocy.

Szatyn zaśmiał się i jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy na temat szkoły. Opowiedziałem mu nawet nieco o tej wystawie smoków. Wciąż nie mógł wyjść z podziwu, że smoki będą prawdziwe. Mnie za to dziwił fakt, że nie wiedział o tych zwierzętach. Zachowywał się tak, jakby przed Hogwartem nie miał styczności z magią, a to przecież niemożliwe.  Nie zagłębiałem się już w te tematy. Oprowadziłem chłopca po całym domu, aż nastała pora obiadu.

W jadalni było głośno i tłoczno, więc wymknęliśmy się z talerzami do mojego pokoju. Tu moi kuzyni mili zakaz wchodzenia. Kiedyś Gem wraz z moim tatą pomogli mi ich nastraszyć glutogackami. Mało co nie narobili w gacie. To była nasza tajemnica, gdyż ciotka Gertruda była bardzo wzburzona.

- Jesteś zmęczony? - zapytałem, gdy zabierałem od niego pusty talerz.

- Tylko troszkę - zapewnił.

- W takim razie zabiorę cię do ogrodu i pokażę chochliki. Może uda nam się spotkać też Nochala, czyli naszego domowego skrzata. A wy macie kogoś takiego?

- Podobno mieliśmy, ale mój ojciec za bardzo o tym nie mówi. Nie mamy ani chochlików, ani innych magicznych stworzeń - wytłumaczył.

- Rozumiem - pokiwałem głową. - Chciałbyś przelecieć się na miotle?

- Tak poza szkołą? - zdziwił się. - Myślę, że nie jest to dobry pomysł.

- Spróbujemy razem, dobrze? - zaproponowałem. - Chciałbym się dostać do drużyny quidditcha, a ty?

- Raczej nie myślałem o tym - odparł. - To chyba nie dla mnie, zresztą widziałeś jak kiepsko szło mi to na pierwszym roku.

-Potrenujesz trochę i będzie w porządku - uśmiechnąłem się. - A teraz pomóż mi ukraść Gemmie miotłę. Musimy uważać też na Nochala, gdyż trzyma z moją siostrą i zawsze na mnie skarży.

Podkradliśmy się do schowka na miotły i wybiegliśmy ponownie na dwór wraz z łupem. Wsiadłem na miotłę i czekałem, aż zrobi to samo Lou. On znajdował się z tyłu, mocno przytulając się do moich pleców.

- Tylko nie za wysoko - poprosił.

- Boisz się latać? - zaśmiałem się.

- Tylko tak troszeczkę - zapewnił.

Pokiwałem głową i odbiliśmy się od ziemi. Lataliśmy po ogrodzie. Gdy wypatrzyłem dogodny moment, kiedy ktoś wychodził z domu, wlecieliśmy tam od razu do salonu. Mały Gilbert się o smarkał, a ciotka Gertruda zakrztusiła ciastem. Zarechotałem głośno, gdy Aaron wskoczył za kanapę.

Zabawa skończyła się wtedy, gdy Gem zabrała nam miotłę. Spojrzała na mnie groźnie i oberwałem nawet po głowie. Wcale nie byłem skruszony ani niczego nie żałowałem. To było świetne. Do końca dnia knuliśmy wraz z Louisem jakby tu dokuczyć mojemu kuzynostwu. Byliśmy najlepszymi partnerami w zbrodni.

- Pora do łóżek  - powiedziała moja mama, zaglądając do sypialni.

- Raczej łóżka - zaśmiałem się. - Louis śpi ze mną, powiedz chłopkom, że nie mają tu wstępu.

- Mógłbyś być dla nich milszy - westchnęła. - To przecież dzieci... Dobranoc chłopcy.

- Dobranoc - odpowiedzieliśmy.

- A jutro podrzucimy im pastę do zębów , tę, którą nafaszerowaliśmy chili, partnerze - powiedziałem cicho.

Położyliśmy się do łóżka. Długo nie mogłem usnąć. Myślałem, że Lou również, ale nie reagował, gdy go zaczepiałem. Usnął, musiał być bardzo zmęczony. Po kilku minutach wkradł się na moją połówkę łóżka i zrobił sobie ze mnie poduszkę. Uśmiechnąłem się szeroko i pozwoliłem tak spać. Nie przeszkadzało mi to. Bardzo lubiłem tego drobnego szatyna.

>>>>>.<<<<<

Witajcie czarodzieje!

Nie mam Internetu, jestem tylko z komórki :c

Przepraszam za wszelkie błędy.

Miłej nocy xx

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! 

>>>>>.<<<<<

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro