1. Książe z bajki.
Zagryzałam swoją dolną wargę patrząc przez okno w klasie. Nie mogłam zapomnieć jego dotyku na moich piersiach, jego gorących pocałunków na mojej szyi. Również tego, jak dotykał mnie po udzie i ciągnął rękę wyżej, aż do koronkowych majtek.
-Est-ce que vous écoutez? - powiedziała zdenerwowana nauczycielka od francuskiego.
Wzdrygłam się i spojrzałam na moją nauczycielkę zaczesując swoje długie brązowe włosy do tyłu .
- Désolé. - odpowiedziałam lekceważąco znów wracając wzrokiem na okno.
- Julia! - kobieta uderzyła ręką o stolik tak, że przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. - Ostatnio przez cały czas chodzisz z głową w chmurach. Nie ma z Tobą praktycznie żadnego kontaktu! - krzyczała, lecz moim zdaniem w jej głosie było również słychać odrobinę troski. - Uciekasz z lekcji, odpyskujesz, albo nawet czasami w ogóle się nie odzywasz. Ja wiem, że jesteś w okresie buntu, ale musisz wziąć się w garść, bo to nie jest już gimnazjum.
Przewróciłam oczami i po dziesięciu minutach wybawił mnie dzwonek, który oznaczał koniec lekcji.
-Au revoir. -zakrzyknęłam nie oczekując odpowiedzi. Miałam dosyć lekcji francuskiego, na które namówiła mnie moja matka.
Szczerze, to najchętniej w tamtym momencie myślałam tylko o tym, jak wyrwać się niezauważona na dzisiejszą imprezę u Collinsa. Niestety z tych myśli wyrwał mnie jakiś frajer, który pchnął mnie niespodziewanie na parkiet.
- Mógłbyś uważać jak chodzisz przerośniety mutancie?! - krzyknęłam, po czym zorientowałam się że to przecież jest kapitan drużyny footballowej.
Myślałam, że padne na zawał, gdy zauważyłam jego twarz. Miał piękne brązowe oczy, które delikatnie przeradzały się w czerń, krótkie brazowe postawione na jeża włosy i cudne kości policzkowe w które mogłabym się chętnie wgryźć.
-Przepraszam, ale to nie moja wina, że chodzisz zapatrzona w ziemię. - uśmiechnął się ukazując swoje białe, nieskazitelne zęby.
-Wiesz... -powiedziałam - mogłeś nie wchodzić mi w drogę skoro widziałeś, że idę zapatrzona w ziemię!? - krzyczałam robiąc się cała czerwona ze złości.
Chłopak jedynie podszedł do mnie i poklepał mnie po głowie z grymaśnym uśmiechem na twarzy. Zrobiło mi się strasznie nie konfortowo, poczułam dziwne wibracje w brzuchu.
-Niestety lubię wchodzić w piękne dziewczyny. -uśmiechnął się i odszedł. - Miłego dnia, purchlaku.
Czy on właśnie nazwał mnie purchlakiem? Złapałam się za twarz i krzyknęłam.
-Nienawidzę Cię Ty przerośniety mutancie!!!!
Łapałam płytkie oddechy i próbowałam wstać, lecz nogi odmawiały mi współpracy. Po metodzie prób i błędów udało mi się stanąć na nie i w jak najszybszym tempie pobiedź do domu. Ciekawiło mnie, czy jeszcze spotkam swojego wymarzonego księcia z bajki.
-W mediach zdjęcie Julii -
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro