Rozdział 6 "Nigdy. Kurwa. Mnie. Nie dotkniesz!"
Z każdym rozdziałem aktywność spada... w takim więc razie 20 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ W PONIEDZIAŁEK
- Louis, mam dla ciebie złą wiadomość. - usłyszałem głos Liama, podczas gdy wylegiwałem się na naszej małej kanapie, starając nie jęczeć przez pulsujący w mojej dolnej części pleców ból.
- Błagam, tylko nie mów, że to kolejny list...
Chłopak podszedł do mnie z kopertą, kładąc ją na moich udach:
- Pozwoliłem sobie otworzyć, wybacz. - mruknął, siadając obok i wyciszył w telewizorze program, który oglądałem.
Podniosłem się (z wielkim trudem) do pozycji siedzącej, wyciągając pospiesznie z koperty dwa kawałki papieru. List z treścią jak zawsze sklejoną literami z gazet oraz zdjęcie...
- Kurwa. - powiedziałem, widząc fotografię, ukazującą mnie i Harry'ego, ściśniętych na małej ławeczce na cmentarzu. Brunet subtelnie trzymał swoją dłoń w dole moich pleców i nachylał się nade mną, a ja wzrok skupiony miałem na nagrobku. - Nawet tam nas znaleźli? To są żarty? A na tym co jest? - chwyciłem drugą kartkę.
- "Cofamy się w czasie?" - przeczytał na głos Liam, zaglądając mi przez ramię. - Co to może znaczyć? Waszych starych? - bardziej spytał, niżeli stwierdził Liam. Patrzył na zdjęcia z miną podobną do tej, jaka towarzyszyła mojej twarzy, gdy patrzyłem na zdjęcia.
- Fakt, przecież Nick mówił, że oni się przyjaźnili... - przygryzłem wnętrze policzka. - Błagam, niech ktoś mnie obudzi. - dałem sobie mocnego plaskacza w policzek. - To się nie dzieje.
- Też czuję się jak w jakimś... śnie. - powiedział Liam. - Ale to ci teraz nie pomoże. Trzeba działać; robić coś, a nie tylko pieprzyć się ze Stylesem. Rozumiem wasz romans, ale opanujcie się trochę. Przecież ty się nawet nie możesz podnieść.
- Zazdrościsz mi po prostu i przyznaj to. - pokazałem mu język z chytrym uśmieszkiem, jednak szybko spoważniałem. - Bardzo chętnie bym coś robił, ale problem jest taki, że nie wiem co!
- Potrzebujesz zregenerowania. Wyglądasz jak jakiś zgniły, znoszony kapeć. Nie wiem jakim cudem Harry chce cię dotykać. - odparł, machając rękami. - Problem jest w tym, że dokoła albo ktoś nas śledzi, albo robi zdjęcia. Ja się naprawdę boję.
- Uwierz, że ja, kurwa też. - przyznałem. - W dodatku nie martwię się już tylko i wyłącznie o siebie, ale i o ciebie. Chuj wie, co mogą wykombinować te skurwysyny.
- A jak wygląda sytuacja Harry'ego? Może zadzwoń i dowiedz się co on dzisiaj dostał. - zaproponował Payne.
- Ale ten telefon jest tak daleko... - mruknąłem męczeńsko, wyciągając demonstracynie rękę w kierunku spoczywającej dwa metry od kanapy komórki.
- Ile rund tym razem? Przyznaj się. - nakazał Liam poważnym tonem, jakby był moim rodzicem i zrobiłbym coś tragicznie złego.
- A ty od kiedy tak interesujesz się moim życiem seksualnym? - uniosłem do góy swoje brwi, patrząc na niego rozbawiony.
- Życiem seksualnym? - prychnął, wstając po telefon. - Twoje życie seksualne nosi teraz nazwę "Harry Styles". Poważnie, Louis. Sypiasz teraz tylko z nim. Aż zaczynam się o ciebie martwić.
- Nie moja wina, że posiada wszystko to, co zawsze podobało mi się w facetach. - wzruszyłem ramionami.
- A ja uważam, że nie chodzi tylko o to. - burknął Liam, podając mi telefon. - Widzę twoje reakcje na niego. Tu nie chodzi tylko o... seksualność.
- Oświeć mnie co masz na myśli, bo kompletnie nie rozumiem, do czego pijesz. - przewróciłem oczami na wszystkie strony.
- Chodzi mi o to, że odczuwasz do niego pociąg, ale nie tylko taki seksualny; chcesz jego bliskości, a nie kutasa. Styles kręci cię pod różnymi aspektami. Sam nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale widzę to. Musisz po prostu przetrawić to wszystko, by samemu do tego dojść. - powiedział, zostawiając mnie z telefonem w ręku i wyszedł do swojej sypialni.
Nieważne jak starałem się tego wypierać z całego serca, nie potrafiłem oprzeć się temu niepokojęcemu przeczuciu, że Liam miał rację i rzeczywiście, działo się ze mną coś... specyficznego.
Spojrzałem na swój telefon, odblokowałem go i wybrałem kontakt podpisany tym razem jako "dobry kutas". Zaśmiałem się, klikając w tą nazwę i czekałem... Czekałem i czekałem.
- H-halo? - słyszałem jak Harry dyszy. - Cześć Louis. Jaką masz sprawę? Coś ważnego?
- Um... przeszkadzam w czymś? - ściąnąłem brwi, poprawiając się na kanpie, sycząc przy tym cicho.
- Właściwie... N-nie wiem, raczej nie. - wziął oddech i wypuścił ze swoich ust powietrze. - Trochę ćwiczę. Zrobiłem małą siłownię w swoim garażu.
- No to świetnie się bawisz, bo ja właśnie dostałem nowy list z naszym zdjęciem, kurwa na cmentarzu z wczoraj. - powiedziałem mu z westchnięciem.
- Lou, dostałem to samo jeszcze wczorajszej nocy. - usłyszałem zrezygnowanie w głosie Harry'ego. - Nick powiedział, że na razie nie możemy nic zrobić. Jesteśmy bezsilni.
- Zaje-kurwa-biście. - sarknąłem ironicznie. - A więc mogę w spokoju popijać herbatkę i słuchać Ariany Grande, śpiewającej o tym, że zawsze po deszczu wychodzi słońce? - spytałem przesłodzonym głosikiem.
- Skarbie... - Harry westchnął uspokajająco, w moim żołądku od razu zawitało coś ciepłego i przyjemnego. - Nie gniewaj się i nie krzycz na mnie, bo dobrze wiesz, że to wszystko nie jest moją winą, więc opanuj się.
- Wybacz... - przeczesałem grzywkę z ciężkim westchnięciem. - Liam mnie wkurza od rana i dokucza przez to, że napierdala mnie tyłek.
Usłyszałem nagły napad śmiechu Harry'ego. Następnie domyśliłem się że zapala papierosa przez dźwięk zapalniczki.
- Wie, że to moja sprawka?
- Nie trudno się domyśleć, skoro sam mnie od ciebie odbierał. - odparłem, uśmiechając się przy tym półgębkiem.
- Bardzo boli, co? - spytał mnie z troską, śmiejąc się. - To szkoda bo myślałem, by zrobić małą imprezkę w jakimś dobrym klubie. Ja, Nick, ty i Liam.
- Znaczy, tak długo jak nie będę tańczył będzie w porządku. - powiedziałem. - Mam w sumie ochotę na jakąś imprezę, więc nałykam się jakichś leków przeciwbólowych i wyciągnę Liama z domu.
- Wiesz, że to tak nie działa? Z tymi lekami? Możesz ewentualnie użyć jakichś maści, nie wiem... - zamyślił się. - Mam nadzieję, że dasz radę. Chcę cię zobaczyć.
- Ty się mną tak nie przejmuj, Styles. - machnąłem ręką mimo, że nie mógł on przecież tego zobaczyć. - Jestem dużym chłopcem.
- Taki duży chłopiec z ciebie? - zamruczał powoli i sensownie. - W takim razie, duży chłopcze, widzimy się o dwudziestej trzeciej. Przyjdziemy po was, będę niósł cię na rękach, byś nie męczył swojej zranionej dupy, obiecuję. Weź ze sobą coś do samoobrony, maluszku.
- Wiesz, zniosę to jak mówisz do mnie kochanie, skarbie, a nawet mały, ale to ostatnie zachowuj raczej na łóżkowe sytuacje. - zmrużyłem oczy.
- LOUIS, MOŻECIE PRZESTAĆ TO ROBIĆ, BO PRZYSIĘGAM, ŻE ZARAZ ZWYMIOTUJĘ NA TWOJE NOWE STRINGI, DO CHUJA!? - bańka prysła, gdy usłyszałem Liama, Harry usłyszał go również.
- Jakie stringi? - spytał rozbudzony po drugiej stronie telefonu, w tym samym momencie, w którym krzyknąłem do Payne'a "sklej pizdę".
- Jeśli mam być gotowy na wieczór, a chcę wyglądać dobrze to zacznę już się szykować. - powiedziałem do telefonu, myśląc już nad moim dzisiejszym strojem.
- Tylko nie bądź zbyt wyzywający, bo mogę się zapomnieć. - mruknął, zupełnie tak jakby Liam mógł go usłyszeć.
- Wcale bym na to nie narzekał, Styles. - zachichotałem do telefonu, drugą dłonią bawiąc się swoimi włosami. - Do zobaczenia! - cmoknąłem na pożegnanie, co Harry odwzajemnił. Mógłbym z nim rozmawiać dłużej.
- Do zobaczenia, kotku.
- Czy ja dobrze słyszałem, że planujesz gdzieś wyjść? - niczym grom z jasnego nieba w pokoju pojawił się mój przyjaciel.
Rozłączyłem się po wysłaniu sobie z Harrym buziaczków i spojrzałem na szatyna.
- Ja i ty. Wychodzimy z Hazzą i Grimshitem.
- Niby gdzie?
- Na imprezę. - odparłem jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Nie ma mowy, ja muszę się uczyć!
- Boże, Liam - sapnąłem wkurzony. Rozumiałem, że mój przyjaciel lubił to, i oceny były dla niego ważne, ale nieraz po prostu przesadzał. - Uczyłeś się cały tydzień. Przecież nie masz teraz żadnych testów, więc zamknij książki na jedną noc. Wychodzimy dopiero o dwudziestej trzeciej, więc do tej godziny zdążysz zapamiętać cały podręcznik.
- Ale jeśli się nie wyśpię porządnie to bardzo dużo z tego mogę zapomnieć i...
- Ja pierdolę, czemu przyjaźnię się z kujonem?! - jęknąłem z bezsilnością.
- Bo mnie kochasz! - Liam krzyknął na cały głos, aż moje oczy prawie uciekły z mych oczodołów. - I wiesz co? Dobra. Pójdę na tą imprezę. Ale tylko po to, by się wyluzować i poznać bardziej Nicka i twojego kochanka. Nie dla ciebie.
- Jasne, jasne. - podkręciłem głową ze śmiechem, jednak kąciki moich ust szybko opadły gdy mój wzrok ponownie zetknął się z leżącą a stoliku kopertą.
*
- Ta, czy ta? - spytałem, będąc już prawie gotowym. Liam właśnie pomagał wybrać mi moją kreacje. W lewej dłoni trzymałem prześwitujący, flanelowy t-shirt w odcieniu czerwieni, a w drugiej w odcieniu błękitnym.
- Louis, Twój tyłek z tego co się skarżysz od wczoraj zajebiście cię boli, a ty nadal chcesz prowokować Stylesa? - parsknął, skrzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- A może chcę wyrwać kogoś innego? - przewróciłem oczami. - Liam, ja po prostu chcę fajnie wyglądać i nie wiem, który kolor jest lepszy. Czerwony jest bardziej drapieżny, ale błękit podkreśla moje tęczówki.
- Jeśli chcesz, by Harry znowu cię pieprzył już dzisiaj - to czerwona, ale jeśli nie, niebieska. - wzruszył ramionami.
Spojrzałem na niego zastanawiając się nad moim wyborem. Westchnąłem, kładąc obie propozycje na łóżku. Ułożyłem kciuk na swoich ustach.
- Mam pomysł! Zapytam Harry'ego!
- Tak będzie najlepiej. Ja się nie nadaje do wybierania komuś stylizacji.
- Zauważyłem, dupku. - prychnąłem, biorąc do ręki komórkę, aby napisać do chłopaka.
Szybko założyłem obie koszulki, robiąc sobie w nich zdjęcie w odbiciu lustrzanym. Następnie wysłałem obie stylizacje Harry'emu.
(22:39)
Do: Dobry Kutas
Czerwony, czy niebieski?🔥🌊
Na odpowiedź nie musiałem czekać o dziwo długo, ponieważ po upływie zaledwie dwóch minut Styles odpisał.
Od: Dobry Kutas
Zdecydowanie czerwony, prowokancie.
Uśmiechnąłem się do telefonu, wkładając go do kieszeni spodni i założyłem na swoje ciało czerwony materiał. Postanowiłem spryskać swoje włosy dodatkową ilością lakieru. Wchodząc do łazienki ujrzałem Liama.
- Wow, pierwszy raz wyglądasz naprawdę gorąco, Payno. Chcesz złowić dobrą rybkę w swoje sieci?
- Najwyższy czas. - stwierdził, spryskując swoją szyję perfumami. - Wyobraź sobie, że kujony też czują potrzebę seksu.
Uśmiechnąłem się szeroko, sięgając po lakier.
- Powinieneś spróbować być pasywem. Naprawdę Liam. Co ci szkodzi?
- Ból tyłka jakoś nie napawa mnie pozytywnym myśleniem. - parsknął. - Wolę mieć raczej dobre pamiątki po takowych zbliżeniach.
Pokręciłem głową, wiedząc, że nie będzie łatwym przekonać Liama do zmiany przyzwyczajeń. Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc ruszyłem do korytarza by je otworzyć. Wyprostowałem się odruchowo, kiedy przez wizjer zauważyłem stojącego przed drzwiami Stylesa ze swoim przyjacielem i dopiero po tym im otworzyłem. Nie uśmiechało mi się do wizyty Nicka, ale mimo to posłałem mu nieszczery uśmiech, widząc go.
- Dalej, wchodźcie. Liam jeszcze coś robi w toalecie.
- Wyglądasz świetnie, mały. - skomplementował mnie brunet, oglądając moje ciało niedyskretnie z góry na dół.
- Wiem. Sam wybrałeś tę bluzkę. - żachnąłem się.
- Na zdjęciu nie wyglądała aż tak wyzywająco. - odparł. - Widać przez nią całe Twoje ciało.
- Bo dla Nicka chciałem się wystroić. - zażartowałem mając nadzieję, że Grimshaw nie wyczytał w moim głosie złośliwości.
- Całkiem ci to wyszło. Wyglądasz bardzo dobrze. - powiedział, puszczając mi oczko. Ohyda.
- Czy możecie nie traktować mojego przyjaciela jak kawałek mięsa? - zaśmiałem się, gdy z toalety wyszedł Liam. - Louis, chyba nie myślisz, że tak wyjdziesz na trzynaście stopni!?
- Payne, masz zakaz matkowania mi przynajmniej do jutra! - przyłożyłem do jego ust palec wskazujący.
- Będzie ci zimno w tym kawałku czegoś, co nazywasz ubraniem na Twoim chuderlawym torsie. - powiedział, cały czas będąc twardo przy swoim. Wywróciłem na niego oczami, wychodząc z mieszkania z zawieszoną na ramieniu kurtką.
- Ale to mi będzie zimno, więc co cię to boli? - prychnąłem, dając się objąć brunetowi ramieniem. - Czy ty kiedykolwiek byłeś dla kogoś niemiły, stary?
- Tak! Wiele razy! - bronił się. Harry, obok mnie i Nick podążający za nami wymieniali się zabawnymi spojrzeniami, śmiejąc się. - Zobaczysz, że jak wyjdziemy na zewnątrz z bloku to Twoje sutki przez ten materiał staną dęba na tym wietrze.
- Lubię kiedy mi stoją... i nie tylko one. - uśmiechnąłem się kątem oka zerkając na Stylesa i ignorując odgłosy wydawane przez Liama imitujące wymiotowanie. - Harry też lubi.
- Nie róbcie takich rzeczy przy mnie. - odezwał się Grimshaw. - A teraz chodźmy się bawić!
*
- Ja nigdzie nie idę! Mówiłem ci! - spróbowałem wyrwać nadgarstek z uścisku Harry'ego, który rozpaczliwie próbował wyciągnąć mnie na parkiet.
- Dlaczego nie?! To moja ulubiona piosenka Rihanny! - przekrzykiwał muzykę. - Louis, chodź!
- Boli mnie dupa! - krzyknąłem, otrzymując rozkojarzone spojrzenia od otaczających nas ludzi. - Weź sobie Nicka. - burknąłem i cholera, to nie miało zabrzmieć tak oschle.
- Dobra, wiesz co? Masz rację. - powiedział Harry z frustracją, podchodząc do swojego przyjaciela, który stał przy barze, pijąc drinka
i kokietując z barczystą. Obserwowałem to, zbierając w trakcie tego szczękę z podłogi, kiedy dwójka młodych mężczyzn zaczęła poruszać się wspólnie do rytmu muzyki. Opadłem na swoje miejsce obok Liama, starając się nie pokazywać tego jak mnie to... zabolało?
- Jak się bawisz? - spytał mnie przyjaciel, popijając kolorowy trunek. - Ja jak zwykle. Wcale się nie bawię. Po co w ogóle tu przyszedłem?
- Wszystko jest w kurewskim porządku. - skłamałem ze sztucznym uśmieszkiem, nie odrywając wzroku od Harry'ego i Nicka. - Nigdy nie było, kurwa lepiej.
- Co je- oooh! - Liam zaśmiał się. - Chyba jesteś zazdrosny... - parsknął, śpiewając, dopiero po chwili spoglądając na mnie. - Czekaj, czekaj. Ty jesteś zazdrosny, Tomlinson!
- Nie jestem. - odpowiedziałem od razu, szybko co na pewno nie uszło uwadze Payne'a. - Po prostu... nie lubię Grimshita.
- Dlaczego? Przecież oni się tylko... Przyjaźnią. - Liam zawahał się nad wypowiedzeniem ostatniego słowa, gdy Nick zaczął kręcić przed Harrym swoimi biodrami, śmiejąc się.
- Przyjaciele się nie pieprzą.
Sam byłem zdziwiony tym z jaką agresją wypowiadałem te słowa, popijając drinka.
- Oni też chyba tego nie robią, nie regularnie? Jezu, Louis. No co ja mam ci powiedzieć? - Liam sapnął. - Tylko tańczą, widzisz?
- Skoro wybrał sobie do tańczenia jego zamiast mnie chyba logiczne, kto kręci go bardziej. - burknąłem.
- A to nie było tak, że on chciał z tobą tańczyć, ale odmówiłeś? - szatyn uniósł brwi, patrząc na mnie z uśmieszkiem. Nie wiem co go tak śmieszy.
- Nie mam zamiaru tańczyć z bolącym tyłkiem. - prychnąłem. - I on doskonale o tym wie. Chciał mnie zdenerwować.
- A próbowałeś w ogóle z tym tańcem? Myślałem, że już ci przeszlo. Nie może boleć aż tak. Nie musisz od razu tańczyć tango i robić szpagaty.
- Nie zmienia to faktu, że Styles jest dupkiem.
Zdecydowałem się w końcu odrwócić wzrok od tańcząego z przyjacielem bruneta.
- Zachowujesz się jakby nie był tylko, cytuję: "fajnym facetem do pieprzenia, ale nic poza tym". Idź przypudrować nosek i nie zachowuj się jak dziecko!
- Pierdol się! - spojrzałem na niego spod byka, podnosząc głos czego raczej nie spodziewał się z tego, co zauważyłem po jego minie. - Jebać was wszystkich. - rzuciłem, następnie odchodząc od Payne'a w stronę wyjścia z klubu.
- Louis! Jesteś popieprzony, wracaj tu! - Liam za mną krzyczał. Może trochę przesadzam i zachowuję się jak królowa dramatu, ale nagle wszystko zaczęło mnie wkurzać. Dlatego po opuszczeniu lokalu od razu postanowiłem zapalić zioło.
Wyciągnąłem z kieszeni wcześniej załatwioną po kryjomu trawę razem z zapalniczką, aby później zapalić skręta.
Oparłem plecy o budynek, zaciągając się przyjemnym smakiem i przymykając oczy wypuściłem z ust kłębek dymu. Poczułem następującą ulgę, która powoli, aż w końcu zastąpiła całkowicie uczucia złości i być może zazdrości.
- Witaj, śliczny.
Zmarszczyłem brwi, przekręcając głowę w lewo gdzie ujrzałem wyższego ode mnie o głowę blondyna. - W czym mogę pomóc? - parsknąłem.
- Poczęstowałbyś mnie może? - spytał, patrząc ze smakiem na mojego skręta. Wzruszyłem ramionami, podając mu zwinięte w papierosie zioło, mając nadzieję, że po tym odejdzie. Chłopak wyciągnął zapalniczkę ze spodni, zapalając skręta. Nawet nie zwracając specjalnie uwagi na stojącego obok faceta wpatrywałem się w niebo, wsłuchując w odgłosy miasta.
W pewnym momencie mężczyzna zasłonił mi widok a ja zmarszczylem brwi. Papieros wypadł z mojej dłoni.
- Dwa kroki w tył.
- C-co? - wybełkotałem zdezorientowany, jednak natychmiast ucichłem, gdy poczułem na skórze swojej szyi chłodne ostrze, od prawdopdoobnie noża.
- Do auta, nieważ się krzyczeć bo poderżnę ci gardło. - powiedział poważnie, wskazując na wielkiego czarnego vana. Jakim cudem nie zauważyłem tego samochodu? Musiał podjechać tu teraz... dlaczego tu nikogo nie ma?!
- P-puść mnie, proszę... - zacząłem panikować, czując jak moje kolana zaczynają dygotać, a kącików z kącików oczu wypływają łzy. Facet szarpnął mój nadgarstek, chwilę później wpychając dłoń za gumkę moich spodni, a ja przymknąłem powieki, przypominając sobie jak to samo zrobił Harry na naszych ćwiczeniach samoobrony.
"Pokaż całą swoją siłę. Chcesz mnie uderzyć. Chcesz to zrobić."
Wydałem z siebie bardzo podobny, ale jeszcze donośniejszy krzyk, niż na zajęciach, kopiąc niespodziewającego się moich ruchów gościa idealnie w kość piszczelową. On odsunął nóż z daleka od mojej szyi, a ja wtedy odwróciłem się i szybko kopnąłem go w krocze, wyciągając gaz pieprzowy, którym potraktowałem jego oczy, wyrzucając opakowanie w bok.
- Nigdy. Kurwa. Mnie. Nie dotniesz! - wrzasnąłem, płacząc i kopiąc chłopaka w brzuch, nim usłyszałem mojego przyjaciela.
- Louis!
Rzuciłem się do biegu w jego stronę, chcąc jak najprędzej złapać go mocno za nadgarstek i zaciągnąć w stronę klubu. Przeskoczyłem nad wijącym się z bólu facetem, lecz nim zdążyłem dobiec, z klubu wybiegł Harry a zaraz po nim Nick. Rozstrzęsiony wbiegłem w ramiona swojego przyjaciela natychmiast, wtulając się całym ciałem w jego klatkę piersiową. Chłopak od razu owinął mnie ramionami, wplątując palce w moje włosy, mówiąc bym oddychał głęboko.
- Co tu się dzieje? - jako pierwszy odezwał się Harry, rozglądając po pustym parkingu aby rozeznać się w sytuacji. Ja cały czas drżałem.
- On miał n-nóż. I samochód. T-tam - wskazałem palcem na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał wielki pojazd, zapłakałem: - Już go nie ma!
- Co do chuja?! - wykrzyczał Styles, a jego oczy momentalnie pociemniały. - Gdzie jest ten skurwiel?
- No przecież tam... leżał. - ostatnie slowo wymamrotałem bardzo cicho z szokiem zauważając, że mój napastnik zniknął.
- Wracamy do domu. Tu jest kurwa niebezpiecznie! - mówił Liam, trzymając mnie ciasno. - Co jakbyś sobie nie poradził, Louis?!
- Miałem dosłownie nóż przy gardle... - było mi ciężko nawet przełykać ślinę, zaledwie na wspomnienie tego. - Myślałem, że już po mnie, kurwa.
- Nic ci nie jest, kochanie? - spytał Harry, nagle jego głos złagodniał, kiedy podchodząc do mnie, zaczął oglądać moją szyję i twarz dookoła.
- Kopnąłem go w piszczel i w krocze. - powiedziałem mu. - Później kiedy już leżał na ziemi kopnąłem go też w brzuch...
- Mądry chłopiec. - powiedział Harry, kładąc dłoń na moim boku i pogładził tamto miejsce.
- Przysięgam, że zaraz zwymiotuję.
Chciałem się zaśmiać przez słowa Nicka, jednak szybko zorientowałem się, że to nie jego głos wypowiedział te słowa. Wszyscy nagle zwróciliśmy się w stronę mężczyzny, który szedł w naszym kierunku z drugiego końca ulicy.
Nie zdążyłem nawet pożądnie odtworzyć całej sytuacji, kiedy brunet gwałtownie chwycił moje ramię i popchnął delikatnie w tył, aby następnie mnie zasłonić swoim ciałem.
- Proszę, proszę... Wiedziałem, że ten dzieciak nie nada się do spełnienia swojej roboty. - westchnął facet. - Co u ojca, Styles? Nadal jest z tą ździrą zwaną twoją matką? Kupa lat minęła...
- Gadaj, kurwa czego chcesz. - po raz pierwszy usłyszałem, aby Nick przemawiał tak wrogim tonem głosu, kiedy nagle wyciągnął ze swojej kurtki pistolet jakim zaczął mierzyć w stronę mężczyzny, stając przed Harrym.
- Cóż. Moim planem było przechwycenie młodego Tomlinsona szczerze mówiąc. - powiedział srogo, wyciągając ze swojej kurtki pistolet. Czy oni wszyscy mieli bronie?!
Zacisnąłem palce na płaszczu Harry'ego nawet już nie chcąc wyglądać aby obserwować całą akcję. - No proszę, wiecznie pyskująca suka przestała nagle szczekać? - zaśmiał się drwiąco na oko czterdziestolatek.
Poczułem jak Harry rozkłada bardziej swoje ramiona by zakryć większą część mojego ciała. Praktycznie wtuliłem się w jego plecy, oddychając niebezpiecznie szybko. Bałem się, że nagle dostanę ataku. - Odrzuć broń, stary chuju. - warknął Nick, celując w gościa.
- Wiesz, że jeśli spróbujesz do mnie strzelić to w tym samym momencie trafi w ciebie pięć pocisków, każdy z innej broni? - zaśmiał się, rozglądając ukradkowo, a my zrobiliśmy od razu to samo.
- Dajcie dzieciaka. - dodał rozdzielając każde słowo, a ja zacząłem drżeć na myśl, że ten człowiek chce mnie. Pociągnąłem nosem chcąc poczuć zapach Harry'ego by choć trochę się uspokoić. Nagle zamknąłem oczy i padając na podłogę słyszałem tylko strzały.
- Kurwa mać! - usłyszałem dziwnie zniekształcony głos Liama, moment później czując pod swoimi plecami i kolanami dłonie Stylesa, który zaczął biec ze mną w nieznanym mi kierunku.
- Tędy! - zawołał jakiś nieznany dla mnie głos. To ostatnie co usłyszałem, ponieważ chwilę później straciłem przytomność w ramionach Harry'ego.
*
- Może powinniśmy zawieźć go do szpitala?
- Spokojnie, Harry, dajmy mu jeszcze jakiś kwadrans.
Moje powieki zaczęły drgać gdy wsłuchiwałem się w wymianę zdań między Stylesem a tym nowym, męskim głosem.
- Otwiera oczy! - głos Liama już zupełnie mnie wybudził. Sięgnąłem swoją dłonią do twarzy by zasłonić nią oczy do których nagle dostało się tyle światła.
- Która godzina? - z jakiegoś dziwnego powodu to właśnie było pierwsze pytanie jakie odczuwałem potrzebę zadać.
- Dziesięć minut po drugiej. - powiedział Liam. Kiedy w końcu mogłem spokojnie unieść powieki zauważyłem nad sobą trzy twarze. Najbliżej była ta Stylesa, po lewej stronie widziałem Liama, a po prawej wisiał nade mną jakiś... bardzo przystojny mulat.
- Jestem już w niebie? - spytałem, patrząc w jego oczy.
Cała ich trójka roześmiała się zgodnie. - Zdecydowanie już mu lepiej. - parsknął Payne.
- Liam też tu jest? O Boże, trafiłem do piekła. - przeraziłem się.
- Dzięki, ja ciebie też. - przez ten komentarz i ja się zaśmiałem.
- Ale nam stracha napędziłeś. - odezwał się Nick. - Zwłaszcza Harr... ał!
- Byłeś nieprzytomny prawię godzinę, Louis. - powiedział Styles. - Możesz się podnieść?
- Najpierw chcę wiedzieć co się stało, zanim zacznę jakiekolwiek próby. - rzekłem. - I kim jesteś? - wskazałem słabym ruchem ręki na mulata.
- Jestem Zayn. - powiedział mulat o pięknych brązowych oczach. - Zayn Malik. Jeden z kumpli Nicka z... pracy.
- O Boże. - wyrwało mi się. - Jeszcze tak niedawno moje życie było zajebiście nudne i na nie narzekałem. Czy mogę cofnąć czas?
- Nie. - powiedzieli wszyscy jednocześnie.
- Teraz znajdujesz się w moim domu i planuje przekimać was tą jedną noc. Po tym jak walecznie uratowałem was z tej strzelanki i wpakowałem do mojego auta. Zawiozłem was tu i teraz leżysz w moim łóżku.
- Jak ty to zrobiłeś w pojedynkę? - zmarszczyłem brwi. - Przecież łącznie z tym facetem ich było co najmniej sześciu!
- Nie zadawaj pytań, ważne, że żyjesz. - odparł Malik. - Wszyscy jesteście cali i zdrowi.
- Jak mam nie zadawać ich pytań skoro teraz mam ich mnóstwo? - oburzyłem się podnosząc głowę, jednak Harry przymusił mnie do tego bym leżał.
- Innym razem. Ja idę spać. Są tu cztery sypialnie. Tylko się nie pogubcie. - i po tych słowach Zayn wyszedł z pokoju, a ja zostałem tu z mnóstwem pytać. Chociażby z tym, dlaczego ktoś chciał mnie porwać.
- Jak się teraz czujesz? - spytał Liam, przysiadajac na kanapie obok moich nóg.
- Głowa mnie boli. Czuje się jakby ktoś wrzucił mnie do pralki i wyprał. - przyznałem, masując swoją skroń.
- Nie dziwię ci się. - westchnął Nick. - Gdyby Harry nie zareagował, uderzyłbyś głową o beton, więc i tak skończyło się to lepiej niż mogło. - dopiero wtedy zorientowałem się, iż Harry cały czas glaskał moją dloń palcem wskazującym.
- Dzięki Harry. Gdyby nie to, że chciałeś uczyć mnie samoobrony już na początku by mnie zgarnęli do tego auta. - westchnąłem. - Jestem zmęczony. Dajcie mi jakieś duże łóżko. - zaśmiałem się.
- Dasz radę sam dojść? - spytał mnie Harry, podając rękę abym bardzo powoli wstał bez zawrotów głowy.
- Zawsze daje radę samemu dochodzić, Hazz. Myślałem, że już to wiesz. - zachichotałem, powoli wstając i podparłem się jego boku. - Prowadź do sypialni.
Brunet przewrócił oczami, uśmiechając się przy tym półgębkiem. Czułem jego niemrawe ruchy kciuka pocierające moj boczek.
- Wow. - mruknąłem wchodząc na korytarz. - Ile tu jest pomieszczeń? Czy Zayn jest prezydentem? Musi mieć dużo kasy.
- Mówił nam, że wydział w jakim on się znajduje wynagradza najbardziej, bo zajmuje się najbardziej... popieprzonymi sprawami. - wyjaśnił mi.
- Za dużo słów i nie ogarniam. - Jęknąłem. W końcu stanęliśmy przed jakimiś drzwiami, które brunet otworzył. - Uh, Harry? Dlaczego tak się mną przejmujesz?
- Bo nie jestem takim zimnym chujem jak myślisz. - parsknął. - Naprawdę się przestraszyłem wtedy na parkingu, gdy zobaczyłem cię w takim stanie.
- Oh. - wymamrotałem, siadając na materacu. - Jak zauważyłeś często mdleję. - zachichotałem. - Ściągniesz mi ubrania?
- Z przyjemnością. - puścił mi oczko.
- Nie będziemy się teraz pieprzyć, Styles. Ja ledwo ruszam rękoma. - mruknąłem, obserwując jak chłopak rozpina mi spodnie.
- Przecież ja nic nie mówię i nie inicjuję. - bronił się. - Ja tylko cię rozbieram.
- Tak, tak. - przewróciłem oczami. - Widziałem jak gały ci się zaświeciły gdy to powiedziałem.
- Lubię twoje ciało, dlatego cieszę się, gdy mogę je widzieć, to wszystko. - zachichotał. - A teraz się połóż. Nie ściągnę ci spodni w ten sposób.
- Twoje też jest niezłe. - odpowiedziałem mu ze szczerym uśmiechem. - Wiesz co? To dosyć niesamowite, że po tym co dzisiaj się stało my tak spokojnie rozmawiamy i się śmiejemy.
- Nie chcę żyć w ciągłym strachu. - powiedział całkiem poważnie, ściągając moje spodnie w dół. - Wiem, że ty też byś nie chciał. Jesteśmy w złej sytuacji, chujowej, ale niech to nie wpływa na nas. - powiedział, układając moje spodnie na skraju łóżka. Złapał za rąbek mojej koszulki i zdjął ja przez moją głowę. Następnie przykrył mnie białą, zimną pościelą.
- Dzisiaj chcieli mnie porwać, a ja... nie wiem nawet czemu. - praktycznie szepnąłem wtulając się do miękkiej poduszki.
- Myślę, że im chodzi o ściągnięcie naszych starych. - powiedział Harry, siadając na skraju łóżka. - Wiedzą, że jakby porwali mnie, to Desmond nawet by na to nie zwrócił uwagi, ale twój ojciec by zareagował, nawet jeśli myślisz, że nie.
- Bo by nie zareagował i ja to wiem. - prychnąłem. - Chujowa z nich mafia skoro aż takie nadzieje w nim pokładają.
- Teraz wszyscy potrzebujemy odpoczynku. - Harry sięgnął do mojego ramienia by położyć tam dłoń. - Śpij dobrze, Lou. - podniósł się, podążając do drzwi, gdzie zgasił światło i nastała ciemność.
- Dobranoc, kutasie. - wymamrotałem sennie, gdy wyobraziłem sobie jaką zapewne minę miał po usłyszeniu tego Harry.
- Dobranoc, mały. - powiedział, nim przed zamknięciem powiek usłyszałem otwieranie i zamykanie drzwi. Chwilę później zasnąłem.
Właśnie wróciłam z zakupów szkolnych, więc wstawiam rozdział ^^
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro