Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 "Skup się, Tomlinson"

- Znów się spotykamy, mamo. - powiedziałem, pociągając nosem, kiedy ułożyłem na nagrobku jedną czerwona różę, pamiętając jak moja matka je kochała zza życia. - Poczułem, że muszę z tobą porozmawiać, nieważne, że nienawidzę tego miejsca, jak kurwa. Zapewne nie jesteś ze mnie zbytnio dumna, przez to jak traktuję innych ludzi, jak i samego siebie, ale... teraz mam problem. I myślę, że nie jest on wcale taki błahy.

Idąc tu myślałem, że jestem silniejszy, ale zauważyłem, że myliłem się, gdy spostrzegłem, iż moje policzki są już mokre od gorących łez.

- Wiem, że odwiedzam cię bardzo rzadko, mamo. Lecz za każdym razem jak tu jestem widzę ciebie, c-ciebie nieżyw-wą. Proszę, daj mi jakikolwiek znak, co powinienem robić. Chcę wreszcie móc odpocząć od tego ciągłego oglądania się za siebie w strachu przed kimś kogo nawet nigdy nie widziałem, kurwa na oczy... - pociągnąłem nosem.

Poprawiłem włosy, które opadły mi na oczy, kiedy siedziałem na małej ławeczce, wpatrując się w zdjęcie mojej matki. Jedyne i ostatnie zdjęcie, na którym widziałem ją szczęśliwą. Pamiętam, że to było wtedy, kiedy zdałem prawo jazdy. Była ze mnie tak strasznie dumna, teraz już nie pamiętam jak się jeździ.

- Dlaczego związałaś się z kimś takim, jak mój ojciec, mamo? - zapytałem ją z bezradnymi łzami w oczach. - Nie zasługiwał on na ciebie w najmniejszym stopniu i... teraz to mi narobił syfu. Dlaczego nie odeszłaś od niego? Dlaczego byłaś przy nim nawet wtedy, gdy w twarz mówił ci najgorsze, nieprawdziwe rzeczy? - pytałem. - Powinnaś odejść, być wolna. Żyć szczęśliwie. A teraz ja muszę płacić za gówna, która wyczyniał za lat młodości ten skurwysyn. - splunąłem. - Daj mi siłę, abym wytrwał do końca tej posranej sytuacji i... nie załamał się w trakcie, proszę.

Westchnąłem ciężko, nagle zrywając się, kiedy telefon w mojej kieszeni zaczął dwzonić. Wytarłem rękawem moje policzki, odbierając.

- H-halo, Hazz?

- Hej, Louis, ja... wszystko ok? - przełknąłem ślinę, ponieważ, kurwa, nie chciałem, aby usłyszał w moim roztrzęsionym głosie, że płaczę.

- Nie, nic nie jest okej. To znaczy NIE, wszystko jest w porządku! C-co tam, Harold, kutasie?

- Ok... - mruknął, a po chwili usłyszałem jak oczyszcza gardło. - Wpadnij do mnie, muszę cię uczyć samoobrony, tak jak Nick kazał.

- Dob-dobra - westchnąłem. Robił to tylko dlatego, ponieważ Nicholas tego chciał, mogłem się domyślić. Harry na pewno nie chciałby się ze mną spotkać - z kimś tak bezwartościowym, gdyby nie musiał. - Gdzie mnie tego nauczysz? Chyba nie w mieszkan-niu?

- Mój drogi, idziemy na siłownię. Wiesz co to takiego? - parsknął, w nieuszczypliwy, a łagodny sposób, wywołując tym samym drgnienie kącików moich ust do góry. - Powinieneś wiedzieć, bo założę się, że twój tyłek sam nie zrobił się tak wielki.

- Właściwie to ja nic nie robię ze swoim ciałem. - przyznałem mu marszcząc brwi. - Myślałeś, że wykonuję jakieś ćwiczenia na tyłek?

- Kurwa, czyli nie?! - sapnął wyraźnie zszokowany, a ja po prostu nie mogłem się nie uśmiechnąć. - Wow... Zajebiste geny.

- Taa. Nawet nie wiem po kim one są. - zachichotałem. To dziwne ale Harry poprawił mi humor. - Aktualnie jestem trochę daleko ciebie, czy możesz po mnie przyjechać?

- A gdzie jesteś? - przygryzłem nerwowo wargę, chwilę później odpowiadając mu:

- Na cmentarzu na obrzeżach...

- Oh? - sapnięcie Harry'ego sprawiło, iż mogłem sobie wyobrazić jak marszczy brwi. - Nie ruszaj się stamtąd. Będę za chwilę, tak? Masz przy sobie gaz pieprzowy, prawda? - zachichotał. - Wiesz, że musisz być ostrożny chłopcze, tak?

- Tak, tatusiu, mam wszystko. - odpowiedziałem mu z pozoru słodziutkim i lekkim tonem głosu, w środku jednak cierpiąc przez to, że nie mogłem zobaczyć jego miny.

- M-mm, skarbie. Już wsiadam do samochodu. - zamruczał rozkosznie, przez co musiałem przegryźć wargę. - Do zobaczenia, tak myślę.

- No ja myślę. - zachichotałem z przesadną słodkością do telefonu, następnie rozłączając się ze zwycięskim uśmiechem. Potrzebowałem seksu na zapomnienie o moich problemach.

- Przepraszam, że musiałaś to słyszeć, mamo, ale... to właśnie był Harry. - powiedziałem jej pod koniec dziwnie się uśmiechając. - Czuję się, jakbym przedstawiał ci chłopaka, ale ja się z nim tylko pieprzę, wiesz? Wiem, wiem, pamiętam - seks powinien być tylko po ślubie, ale no... sama rozumiesz. - zaśmiałem się krótko. - On nie jest w sumie taki zły, jak wydawało mi się na początku, wiesz?

Poczułem znów nieprzyjemnie zimny powiew wiatru we włosach, dlatego schowałem dłonie w rękawy mojej bluzy w kolorze brudnej zieleni.

- Chciałbym dzisiaj z nim coś zrobić, Boże. Jestem spragniony, ale nie seksu tylko... jego, jego seksu, ciała i dotyku. Nie wiem czy to dobrze. Nie chcę związków, bo wiem, że się do tego nie nadaję, ale... Boże, tylko się niepotrzebnie nakręcam. - westchnąłem. - Szkoda, że nie możesz mi odpowiedzieć, doradzić, porozmawiać ze mną... - marudziłem. - Chciałbym żebyś żyła, mamo. Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego nie powiedziałaś mi w czym jest problem i nie dałaś mi szansy powiedzenia ci ostatnich słów?

Nagle poczułem straszne wyrzuty sumienia przez to jak ostro to zabrzmiało, dlatego szybko ją przeprosiłem.

- Chryste nie powinienem tak mówić, wybacz proszę. Kocham cię, zawsze, nawet po tym, co zrobiłaś.

- Już wiem, co miałeś na myśli przez to, że jesteś na cmentarzu. - usłyszałem za sobą. Wiedziałem czyj to głos, mimo wszystko nie odwróciłem się, czekając na więcej słów ze strony Stylesa. Przyjechał naprawdę szybko, ale przecież on zawsze jeździ więcej niż sto na godzinę. - Mogę się dosiąść?

- Jak chcesz. - wzruszyłem ramionami, pokazując, że nie obchodzi mnie to (mimo, iż było zupełnie na odwrót i kurwa potrzebowałem się do kogoś przytulić).

- Miała czterdzieści trzy lata? - spytał mnie, patrząc na nagrobek. - Boże, macie te same oczy. - zaśmiał się, patrząc na zdjęcie Johanny na nagrobku.

- Wszyscy mówili zawsze, że uśmiech też... - mruknąłem cicho, poprawiając wypalający się już znicz.

- Te zmarszczki wokół oczu... i nosek, tak samo zadarty. Wykapana mamusia z ciebie. - Harry patrzył na mnie i dopiero teraz podniosłem na niego wzrok. Wyglądał tak samo dobrze jak ostatnio. Przyciągnąłem swe kolana do klatki piersiowej i objąłem mocno, mrugając kilkukrotnie aby odgonić nadal obecne w oczach łzy.

- Ej, weź. Nie mogę patrzeć na taką wersję tego wkurzającego, małego Tomlinsona. - powiedział Harry. Zachowywał się teraz miło i tak czule, ale wiedziałem, że to tymczasowe. Już kilka razy tak było.

- Zgadnij co, ale mam serce. - odpowiedziałem mu oschle. - Bardzo często mam takie... chwile, tylko zazwyczaj nikt mnie wtedy nie widzi.

- Myślę, że każdy ma czasem takie momenty. Niektórzy się z tym ukrywają, kiedy inni są z tym zupełnie otwarci. - powiedział Harry. - Wybacz, nie będę prawić jakiś psychologicznych mądrości, bo wiem jak to wkurwia w takich chwilach. - parsknął suchym śmiechem. - Kiedy ja się smucę, myślę o tym, co chciałbym zrobić w tym momencie. Pomyśl o jednej rzeczy, jaką chciałbyś teraz zrobić.

Uśmiechnąłem się delikatnie, aczkolwiek obcenicznie, gdy przed moimi oczami stanął widok nagiego Harry'ego, pieprzącego mnie od boku, ale... o dziwo to mi pomogło.

- Chyba nie chcę wiedzieć o czym myślisz, chociaż wcześniej chciałem zapytać.

Z moich myśli wyrwał mnie głos Harry'ego. Chłopak podniósł się i wystawił do mnie dłoń. - Chcesz powiedzieć mamie "papa"?

Skinąłem ledwo widocznie głową, chwytając jego dłoń, gdy on pomógł mi wstać. - Pa... - pomachałem w kierunku marmurowego nagrobka, przesyłając mu także całusa.

- Teraz możesz się wyżyć na siłowni. Mi to na przykład pomaga. - powiedział Harry, owijając ramię wokół mojej tali. Nawet nie próbowałem odepchnąć jego dłoni, dyskretnie wtulając się w jego tors, wdychając z małym uśmiechem jego zapach. Miałem nadzieję, że chłopak tego nie zauważył i po prostu szedłem dalej w kierunku dużej, czarnej i przerażającej bramy, by opuścić to straszne miejsce.

- To twój samochód, czy kolejna fura Nicka?

- Tym razem mój. - odparł ze śmiechem. - Nick zabronił mi ruszać swój samochód, jeśli chodzi o jakiekolwiek podróże z tobą.

- Liam myśli, że teraz zawsze będąc z tobą sam na sam będziemy się pieprzyć albo ewentualnie zabijać. - powiedziałem mu, śmiejąc się. - Działa mi na nerwy, ale nadal jest moim przyjacielem.

- Od tego w sumie są kumple. - zauważył. - Sprawiają, że mamy ochotę zajebać ich albo siebie, a i tak bez nich bylibyśmy niczym.

- Bez niego nie miałbym wiele. Nikt normalny z dnia na dzień nie zgarnia jakiegoś dzieciaka z ulicy i nie proponuje mu pokoju w akademiku. Liam to zrobił, ale nie rozmawiajmy o nim. - odparłem, wsiadając do samochodu i szybko zapiąłem pas. - Pomówmy o tym, co będziemy robić w siłowni? Będę jedną z tych osób jak te dziewczyny. "Pomożesz mi w tym ćwiczeniu?" spytam, tylko po to, byś mnie wymacał.

- Wiesz, ja bym zdecydowanie nie narzekał, gdybyś tego chciał. - Styles puścił mi oczko odpalając silnik. - Ale głównie skupimy się na zwykłej samoobronie. Będziesz próbował mnie przewrócić.

Westchnąłem: - Nie mogę po prostu za każdym razem celować w Twoje jądra?

- Nie. - pokręcił głową. - Uwierz mi, że na jakiegoś wyszkolonego goryla twoje celowanie tylko w jedno miejsce przyniesie ci więcej szkód niż myślisz.

- Może masz rację - zachichotałem. - Poza tym nie chcę żebyś przeze mnie stracił płodność i nie chcę cię zranić w tamtym, przydatnym miejscu. - powiedziałem zawiadzko, kładąc dłoń na wewnętrznej części jego uda. Jednak szybko wziąłem rękę, wiedząc, że będę inicjować nasze pieprzenie dopiero po siłowni. Potrzebowałem go.

- Jesteś tak niewyżyty seksualnie od gimnazjum, czy dopiero od liceum? - spytał mnie z rozbawieniem.

- Zacząłem regularnie pieprzyć się po śmierci matki, czyli od liceum. - powiedziałem obojętnie. - Nigdy nie miałem problemów ze znalezieniem sobie partnera do tego, więc było łatwo. Zastąpiłem sobie ból mojego serca, bólem rozpychania mojego tyłka, to pomagało, nie całkiem, ale zacząłem robić wszystko, by pozbyć się myśli o tym, że moja mama odeszła. Później to stało się już... Codziennością, stałem się małą dziwką. - opowiedziałem mu. Nie wiem dlaczego zacząłem się przed nim otwierać, ale to wyszło zupełnie naturalnie. Ułożyłem swoje nogi na jego udach dla własnej wygody.

- Oh... - wyrwało się brunetowi, a po sposobie, w jaki zaczął nienaturalnie bębnić palcami o kierownicę zrozumiałem, że poczuł się niekomfortowo. - Naprawdę mi przykro.

- A mi nie. Lubię uprawiać seks. Każdy ma inne hobby. Ale do rozmów o mamie nie wracajmy. - powiedziałem, obiecując sobie, że już nigdy nie otworzę się tak przed Harrym. Przecież ja go nawet nie lubię. Nie. Lubię jak mnie pieprzy i to jest ważne.

*

- A teraz załóż te ciuchy. Masz tu parę dresów i tank top. Kupiłem dla ciebie. - powiedział Harry, podając mi ubrania, kiedy znaleźliśmy się na siłowni. A dokładnie szatni. Szatni z prysznicami.

- O mój Boże... - wyrwało mi się kiedy ujrzałem kilku, całkowicie nagich i mokrych mężczyzn i odruchowo odwróciłem się od tego widoku tyłem.

- Serio? To na tobie robi jakiekolwiek wrażenie? - spytał mnie Harry unosząc brwi do góry. Sam zaczął się przebierać.

- Jestem jebanym pedałem. - podwinąłem swoją bluzę do góry.

- Założę się, że co najmniej jeden z tych gości również nim jest.

- Jesteś głupi. - odpyskowałem mu jak małe dziecko wytykając mu język. - Podoba mi się ta koszulka! Ma duży dekolt.

- Tobie podoba się wszystko, co tylko podkreśla Twoje największe atuty. - zaśmiał się, rozpinając jeansy.

- A jakie są moje największe atuty twoim zdaniem? - spytałem go, przegryzając swoją wargę, kiedy również ściągałem z siebie ciasne spodnie.

- Tyłek rzecz jasna. - odparł szybko.

- A oprócz tego? - wywróciłem oczami. - Wysil się trochę.

- Usta, oczy, kości policzkowe, masz ładne obojczyki i sutki, lubię je ssać i lubię Twój wzrost.

- Okej, to dobrze, bo myślałem, że mam fajny tylko tyłek. - roześmiałem się. - Jestem gotowy. Jak wyglądam? - spytałem, okręcając się do okoła.

- Tak, że tylko cię przycisnąć do kafelków i pieprzyć. - odparł tonem dżentelmana, za co otrzymał od kilku facetów krzywe spojrzenia.

- Takiej odpowiedzi od ciebie oczekiwałem. - wyszczerzyłem się. - A teraz chodź uczyć mnie jak mam się bronić przed kimś, kto chce mnie zajebać.

- Ruszajmy więc! - klepnął mnie dosyć mocno w tyłek, a ja pisnąłem cicho, patrząc na niego z rozbawieniem.

- Tak bardzo chcesz mnie już brać od tyłu? - spytałem go, podążając u jego boku.

- Ostatnim razem było po mojemu aż dwa razy, więc Tobie mogę dzisiaj dać wybór. - puścił mi oczko, obejmując w pasie.

- Rozgrzewasz mnie. - zachichotałem, wchodząc na salę pełną dziwnych rzeczy. - Ale dlaczego ta sala jest zupełnie pusta?

- Bo jest zarezerwowana tylko dla nas, Nick o wszystko zadbał. - brunet wzruszył ramionami, ignorując moje zaskoczone spojrzenie. - Nie chciałbym abyś się rozpraszał przez innych ludzi.

- To świetnie! - klasnąłem w ręce. - Od czego zaczynamy, panie Styles?

- Od rozgrzewki. - zadecydował. - Twój oprawca oczywiście nie da ci czasu na rozgrzanie mięśni i rozciągnięcie ich, ale my możemy sobie na to pozwolić akurat, by nie zrobić sobie krzywdy. To jak rozciąganie tyłka, wiesz?

- Masz rację. - pokiwałem głową i chwilę później zaczęliśmy się rozciągać, poczynąwszy od głowy, rąk i nóg. Było całkiem przyjemnie. W tle leciała Beyoncé.

- Jesteś całkiem nieźle rozciągnięty. - zauważył chłopak, obserwując jak jakże z łatwością kładłem dłonie płasko na podłodze.

- Tak? - zamruczałem, robiąc skłony z pogłębianiem, nim wyprostowałem się i powtórzyłem czynność. - Przyjemnie mi w tej pozycji.

- Miałem okazję się przekonać. - wymruczał, szybko jednak przywracając się do porządku. - Dobra. - klasnął w dłonie. - Więc czego chciałbyś nauczyć się najpierw?

- Nie wiem... Czegoś co jest najważniejsze i po prostu przyda mi się najbardziej? - bardziej spytałem niż stwierdziłem, poprawiając swoje włosy. Na szczęście jestem jedną z tych osób, które nawet po największym wysiłku nie pocą się. Punkt dla mnie.

- Więc blokowaniem ciosów zajmiemy się później. - stwierdził. - W takim razie skupmy się wpierw na samej obronie. - mówiąc to, chłopak gwałtownie chwycił moje nadgarstki i unieruchomił. - Uwolnij się!

- J-ja... - wymamrotałem, w końcu próbując przeanalizować swoje możliwości. Szarpnąłem rękami, ale to nic nie dało. Zauważyłem, że moje nogi są wolne więc sprytnie owinąłem swoją stopę wokół kostki Harry'ego sprawiając że stracił równowagę i upadł na plecy. Zrobiłem wielkie oczy, odwracając się do tyłu. - Ja nie chciałem! Nie chciałem, przepraszam!

On bardzo szybko przekręcił się na swój prawy bok i sprytnie mnie podciął, dzięki czemu i ja upadłem. Jęknąłem zarówno z bólu jak i zaskoczenia, gdy chłopak po chwili nade mną górował.

- Skup się, Tomlinson. Masz być skupiony na zajęciach ze mną.

- Ale ja nie chcę robić ci krzywdy. Co jak poważnie coś ci uszkodzę? Będę miał cię na sumieniu, Styles. - broniłem się, szarpiąc za nadgarstki, które on trzymał. - Jak mam się skupić?

- Masz wyobrazić sobie, że jestem skurwysynem, który próbuje cię... - zamyślił się - porwać. Musisz się wyrwać i obronić. Wstawaj i od nowa.

- Dobra, jesteś zły, jesteś zły, chcesz zrobić mi krzywdę. - powtarzałem sam do siebie, ustawiając się do Harry'ego tyłem. - Nie umiem sobie tego wyobrazić. Jakoś nie myślę, byś chciał zrobić mi krzywdę.

- Żeby ci było łatwiej mogę zasłonić ci oczy, bo są tutaj jakieś opaski. - zaproponował Harry, a ja od razu pokiwałem głową. Mając ograniczone pole widzenia, byłoby o wiele łatwiej wczuć się w rolę. Chłopak powoli zawiązał z tyłu mojej głowy opaskę i teraz nie widziałem kompletnie nic. Nie widziałem Harry'ego i mogłem wyobrazić sobie, że jest kimś złym. Westchnąłem głośno, czując nagle jego ramiona zaciskające się wokół mojego tułowia w nieprzyjemny, uciskający mnie sposób.

- Dalej, Louis. Pował mnie na ziemię, uderz, pokaż całą swoją siłę. - mówił do mojego ucha, jakby próbując obudzić we mnie jakieś dzikie zwierzę. Przegryzłem wargę. Szarpnąłem się o wiele mocniej niż za pierwszym razem, próbując uderzyć chłopaka łokciem w żebro, jednak ruchy moich rąk były zbyt mocno ograniczone. Postanowiłem więc obrać za cel jego nogi, dlatego też zacząłem kopać go w stronę łydek jednak on w porę robił uniki.

- Tylko na tyle cię stać? - przemówił. - Jestem twoim wrogiem, Louis. Kimś, kogo nie cierpisz, chcesz zrobić mi krzywdę, chcesz tego. - mówił do mnie i wtedy przed oczami przeleciały mi wszyscy moi wrogowie. Z mojego gardła wydostał się urwany krzyk pomieszany z agresywnym warknięciem, kiedy szarpnąłem się z całej siły, wymierzając przy tym także idealnego kopniaka prosto w udo Stylesa. Następnie przełożyłem rękę przez kark chłopaka, podcinając mu nogi tak że upadł na swój brzuch. Szybko usiadłem okrakiem na jego plecach przytrzymując obie jego ręce na jego plecach.

- Co teraz? - spytałem, dysząc przez złość, jaka mną ogarnęła.

- Teraz powinieneś ogłuszyć napastnika uderzeniem w potylicę, ale proszę, nie rób tego na mnie. - parsknął.

Zaśmiałem się, czekając chwilę... aż w końcu puściłem nadgarstki chłopaka, uwalniając go.

- Mogę ściągnąć opaskę?

- Możesz. - pokiwał delikatnie głową. Cały czas siedząc na odcinku lędźwiowym bruneta, ściągnąłem czarny materiał ze swych oczu.

- Światło... - jęknąłem, mrugając kilka razy. Spojrzałem w dół. - Oh, masz całkiem ładne plecy, Harry. - zachichotałem przejeżdżając dłonią po jego kręgosłupie tak, jakbym robił mu masaż.

- Lata chodzenia na siłownię zrobiły swoje. - odpowiedział mi, po chwili niespodziewanie przekręcając nas w taki sposób, że znalazłem się pod nim. Wybałuszyłem oczy, wpatrując w jego zwycięski uśmiech. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cię przeleciać tu i teraz. Gdyby tylko nie było kamer...

Roześmiałem się, kładąc palec wskazujący na jego usta. - Tak, niestety są, więc wstawaj ze mnie i naucz mnie czegoś jeszcze! Jestem podekscytowany tym, że cię powaliłem! Nawet jeśli wiem, że dajesz mi fory, to i tak dla mnie ogromny sukces.

- Nauczę cię teraz czegoś, czego uczyłem swoją siostrę, a mianowicie jest to obrona przed nachalnymi panami. - powiedział, ciągle nade mną górując. Przełknąłem ciężko ślinę, słysząc to.

- Dobra, przyznaj się, że chcesz mnie zmacać. - pokręciłem głową. Chłopak zszedł ze mnie i podciągnął do góry.

- Więc zacznijmy najpierw od możliwości, gdy jesteś atakowany od przodu. - powiedział, tak jak na początku lekcji łapiąc mnie za nadgarstki. - Musisz wiedzieć, gdzie znajdują się pojedyncze, czułe punkty na męskim ciele.

- Oprócz twojego kutasa, racja? -chłopak przewrócił oczami i pokiwał głową. - Więc, powiedz mi. Wątroba? - parsknąłem. Pisnąłem nagle z bólu, gdy Harry uszczypnął mnie w wydające się być przypadkowym miejsce na mojej dłoni przez które zwinąłem się prawie w kłębek i to na stojąco.

- Zaskoczony, co? - zaśmiał się, gdy sapnąłem, patrząc na niego wrogo. Pokiwałem głową, oblizując swoje wargi. - Takie miejsce znajduję się między palcem wskazującym, a kciukiem gdzie właśnie cię uszczypnąłem. - mówił. - Ale gdy masz taką możliwość powinieneś również celować w kość piszczelową, skroń oraz małe wgłębienie pod uszami zaraz obok węzłów chłonnych, o tutaj. - wciskając swoje palce dokładnie w to miejsce, wzdrygnąłem się przez to nieprzyjemne uczucie. - Gdybym zrobił to mocniej mógłbyś nawet zasłabnąć.

- Wow... - sapnąłem. - Skąd wiesz to wszystko? - marszcząc swoje brwi, patrzyłem na niego dociekliwie. To stało się dla mnie naprawdę interesujące.

- Dawałem kiedyś jako dodatkową pracę kursy samoobrony. - odparł. - Dlatego to właśnie mnie Nick bez zastanowienia Tobie przydzielił, gdyż możesz być pewny, że wiem co mówię, skarbie.

Pokiwałem głową, przegryzając swoją dolną wargę i odwróciłem wzrok. To całkiem fajne uczucie wiedząc, że w obecności Harry'ego nikt nie mógłby mnie skrzywdzić.

- A jeśli ktoś zaatakowałby mnie od tyłu?

- Pokażę ci. - stanął za mną, jedną dłoń lokując na moim brzuchu, a drugą na moim biodrze. - Jeśli nie będziesz w stanie poruszać rękoma, kopnij kutasa w piszczel z całej siły, a następnie w krocze. Jeśli jednak będziesz miał możliwość robić coś z rękoma, złap za miejsce między kciukiem, a palcem wskazującym i gdy już będziesz wolny, również celuj w krocze.

- O-okej... - pokiwałem głową, a Harry odsunął się ode mnie. - A co, jeśli nie zdołam obronić się w żadnym z tych przypadków i zostanę przywrócony na ziemię?

- Wciąż wal między nogi, jeśli masz wolne kolana.

- Czyli jednak celowanie w krocze jest skuteczne! - pisnąłem uradowany, patrząc na Harry'ego, co było niewygodne poprzez to jak wykręciłem swoją szyje w górę i do tyłu. - Istnieje jeszcze jakaś opcja?

- Przypuśćmy, że gość usiądzie na Tobie tak. - Harry położył mnie na ziemię i usiadł na mnie okrakiem. - Dodatkowo robi z twoimi nadgarstkami to... - uniósł moje ręce ponad moją głowę - ...następnie zbliża się do ciebie. - zrobił to, będąc bardzo blisko mojej twarzy. - I co teraz zrobisz, hm?

- E-m... zesram się ze strachu? - zachichotałem nerwowo, starając się nie oddychać zbyt głośno przez fakt jak blisko siebie byliśmy.

- Błąd. - pokręcił głową. - Wtedy musisz zmusić się do zwymiotowania.

- Co kurwa? - spytałem go, krzywiąc się w zdziwieniu. - Mam na ciebie zwymiotować?

- Jeśli byś to zrobił chyba bym cię zabił. - zaśmiał się. - Chodzi mi o to, że kiedy zostaniesz zablokowany w ten sposób i będziesz miał ograniczone ruchy, pozostaje ci tylko zmusić się do wymiotów. Wtedy to go od ciebie odrzuci.

- Nie wpadłbym na to. - przyznałem, patrząc Harry'emu w oczy. Sytuacja, w której się znaleźliśmy była taka dwuznaczna, cholera. W pewnym momencie wzrok Harry'ego padł na moją szyję. Zdezorientowałem się, a później pomyślałem o tym, że przecież ślady jego ust cały czas tam są, lekko wyblakłe, ale wciąż. Skrępowałem się, chowając policzek w swoim karku. Harry zaskoczył mnie już całkowicie w momencie, w którym złączył ze sobą nasze wargi, lubieżnie wsuwając od razu język między te moje. To mnie przekonało w tym, że on również czuł pragnienie, względem mnie.

Jęknąłem w jego usta z zaskoczenia, natychmiast rozchylając moje wargi, by chłopak otrzymał lepszy dostęp. Od razu zacząłem oddawać pocałunek, chociaż było mi bardzo niewygodnie w tej pozycji.

- Chcesz? - wymamrotał on naprzeciwko moich ust, oddychając ciężko przez nos, gdy naparłem praktycznie nieświadomie na jego krocze swoim.

- Nie tu. - powiedziałem, patrząc w jego oczy, a następnie znów usta, które tak strasznie kusiły, tak bardzo, do tego stopnia, że przyłapałem się na tym, iż wziąłem między zęby dolną wargę chłopaka.

- Kurwa, chce cię zjeść. - sapnął podnosząc mnie razem ze sobą do góry, nim przylgnął do mojej szyi mocno zasysając skórę.

- O mój boże, tak, zrób to. - ponaglałem go, łapiąc dłońmi jego sylwetkę na wysokość żeber, sapiąc. - Chcę tego tak strasznie, Harry. Chcę jechać do ciebie.

- Więc chodźmy... - splótł ze sobą nasze palce ciągnąc w stronę wyjścia z sali jakby miała to być ostatnia rzecz jaką pragnie zrobić w życiu.

*

- Harry, kurwa... - jęknąłem, gdy zamknął on za nami drzwi od swojego mieszkania, później biorąc mnie na ręce.

- Już już, zajmę się Tobą, Louis. - powiedział, kiedy złapałem się go, gryząc, ssać i liżąc jego skórę szyi. - Skarbie, przestań na chwilę, zaraz stracę równowagę.

Miałem ochotę w tym samym momencie krzyczeć i płakać przez to, jak bardzo go pragnąłem. Tak, jak nikogo innego wcześniej.

- Uh, kocham to. - przyznałem czując pod plecami miękki materac, w którym moje łopatki od razu się zatopiły. Łóżko Harry'ego było większe i dużo bardziej wygodne niż moje. Było idealne, jak ze snów. Obserwowałem z rozchylonymi w uwielbieniu ustami jak Harry odkrywał przede mną kolejne skrawki swojego perfekcyjnego ciała, patrząc przy tym na mnie z ogromną ilością dominacji w oczach.

- Tak dobrze wyglądasz w tych dresach. Wiedziałem, że będą na tobie wspaniałe, ale nie sądziłem, że aż tak. - powiedział, ściągając materiał z moich bioder. Czarne dresy adidas już chwilę później były na wysokości łydek, gdy Harry całował moje uda. Jęczałem cicho, przeczesując palcami roztrzepane loki chłopaka. Zaciskałem mocno powieki mając wrażenie ze dotknąłem jakiegoś abstrakcyjnego kawałeczka nieba czując jak Harry wysysał malinki na mojej skórze.

- Będziesz miał wszędzie ślady. Moje ślady. - powiedział ściągając całkiem moje spodnie. Szybko leżeliśmy naprzeciw siebie nago, aż w końcu Harry przewrócił mnie na brzuchu, by następnie polizać moje łopatki. Sapnąłem, ponieważ nikt nigdy wcześniej tego nie robił i Harry właśnie odnalazł mój czuły punkt, gdy zagryzł skórę pomiędzy nimi.

Nie pojmowałem co się ze mną działo. Jeszcze nikt nigdy nie potrafił doprowadzić do tego, bym w trakcie zaledwie gry wstępnej dosłownie cały dygotał, a jęki same wylatywały z moich ust. Harry skierował swoje dłonie na moje pośladki, rozszerzając je i pieszcząc. Wszystko działo się szybko, ale bardzo intensywnie. Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, kiedy poczułem już na swoim prawym pośladku zęby Harry'ego. W mojej głowie odbijało się "cholera, więcej, mocniej i bardziej", a z ust wychodziło imię mojego partnera.

Zasłoniłem swoje usta dłonią aby zagłuszyć krzyk, jaki wydostał się z mego gardła gdy brunet zaczął drażnić moje wejście językiem, co jakiś czas się na nim także zasysając.

- Tatusiu... - sapnąłem, wiedząc jak bardzo pobudzi to Harry'ego do działania. Chłopak zamruczał, przejeżdżając językiem po obręczy moich mięśni, w końcu końcówka wchodziła w moją dziurkę.

Moje oczy praktycznie uciekły w tył głowy, a ja wypiąłem swoje pośladki jeszcze mocniej wprost na język Harry'ego, którym chłopak pieprzył mnie w równym, rozkosznym tempie.

- Robisz to tak świetnie, Boże. Najlepiej, jesteś taki boski. - Harry chwycił moje nadgarstki, prawdopodobnie podejrzewając, że po kilku sekundach więcej zacząłbym sięgać dłońmi do mojego bolącego kutasa. - Uh, chcę dojść, Harry. Od twojego języka. Chcę dojść cztery razy, pozwól mi!

Harry mruknął w odpowiedzi, zapewne chcąc przekazać mi w ten sposób, że jest absolutnie za, zanim nie przyspieszył ruchów swojego języka, równocześnie ściskając jeden z moich pośladków.

- Tak, tak, tak... - powtarzałem, czując jak już blisko jestem osiągnięcia mojego szczytu. Tak mocno działał na mnie ten facet. Mogłem dojść już od samej pracy jego zwinnego języka, co uczyniłem niedługą chwilę później, brudząc pościel i opadając na łóżko.

*

- Pić... - czując się cholernie słabo po moich czterech orgazmach, wtopiłem policzek w poduszkę, nie mając siły na podniesienie powiek.

- Już się robi, twardzielu, należy ci się.

Harry pomasował moje biodro, nim wstał z łóżka, uśmiechając się przy tym. Wymamrotałem coś pod nosem zakrywając dłońmi swoją twarz i potarłem ja kilka razy, nim otrzymałem szklankę z wodą. Upiłem dwa łyki, odkładając naczynie na szafkę.

- To było coś najlepszego. - wychrypiałem. - Chociaż poczułem zwątpienie przy trzecim.

- Właśnie widziałem... a właściwie to czułem. - zaśmiał się Styles, przeczesując moje całkowicie zrujnowane włosy między palcami. - Ja nie wiem jak ty teraz zamierzasz podnosić nóżki.

- Ja też nie. - powiedziałem. - Ale możesz dalej bawić się moimi włosami. To relaksujące. - zamruczałem, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. - Myślę, że muszę chwilę się przespać. Ale tylko chwilkę. Obudzisz mnie przed dwudziestą?

- Jasne, kochanie. - pokiwał głową, wygodniej układając się obok mnie na łóżku zanim wrócił do mozolnego masowania skóry mojej głowy.

Przymknąłem powieki, wyrównując powoli mój oddech. Nie przeszkadzało mi nawet to poczucie obserwowania, kiedy to Harry cały czas się na mnie patrzył. Było mi przyjemnie, więc zaśnięcie zajęło mi tylko moment, duże ciało sprawiło, że sen był przyjemniejszy, gdy mogłem przerzucić ramię przez jego talię. Może mógłbym zasypiać w łóżku Harry'ego częściej?


Lowkey zaczynają mi się trochę nudzić wakacje, ale pewnie pod koniec sierpnia mi to przejdzie XDD a jak u was? No i co sądzicie o tym co dzieje się w rozdziale oczywiście ^^

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro