Rozdział 2 "Jedno jest pewne, mój oprawca nie działa sam"
Następny dzień zaczął się naprawdę dobrze, pomimo iż Liam zabronił mi wyjścia na zajęcia, co zirytowało mnie niemiłosiernie, ale mimo mojego dąsania, postanowiłem posłuchać przyjaciela. Obyło się nawet bez jego narzekania na podbite oko, które odznaczało się czerwonym siniakiem na twarzy. Siedziałem sobie spokojnie, paląc papierosa w kuchni i wspominając wczorajszą noc w mieszkaniu Harry'ego i to, co działo się później.
Wymieniliśmy się numerami z Gemmą i (do czego nie byłem chętny najabrdziej) z Harrym. Uznaliśmy, że musimy być ze sobą cały czas w kontakcie na wypadek, gdybyśmy mieli jakieś nowe informacje.
Właśnie gasiłem swojego papierosa w miedzianej popielniczce, leżącej na wysokim parapecie. Obserwowałem to, jak żar znika z końcówki skrętu, a chwilę później zgniotłem go całego, poprawiając dresy, które idealnie trzymały się na moich biodrach i opinały moje pośladki, na których nie miałem żadnej bielizny. Lubiłem uczucie tarcia i napierania swojej męskości na materiał w tych spodniach.
Może zachowuję się jak mała perwersyjna dziwka, ale to przecież cały ja.
Nagle popędziłem do drzwi, słysząc dzwonek rozprzestrzeniający się po mieszkaniu; wiedziałem, że może być to kolejny list, jednak rozczarowanie ogarnęło wszystkie komórki mojego ciała, gdy ponownie nie widząc nikogo za drzwiami, spostrzegłem jedynie to, co znajdowało się na mojej starej wycieraczce.
W dłoni dzierżąc kopertę, podbiegłem do barierki schodów sunąc swoimi puchatymi kapciami po podłodze, aby zajrzeć w dół, a później na górę klatki schodowej. Jednak tak, jak przypuszczałem, nikogo nie zauważyłem, a w holu roznosiły się tylko moje huczne, zdenerwowane kroki. Skurwiel musiał być zajebiście szybki.
Z kopertą w dłoni wróciłem do mieszkania uświadamiając sobie, że zostawiłem je otwarte, co było istotnym, cholernie ogromnym błędem, ponieważ wchodząc tam zastałem ogromny bałagam. Przeraziłem się, widząc stół wywrócony do góry nogami i okna, wszystkie otworzone na oścież przez co rzeczy dokoła dosłownie unosiły się w powietrzu jakby grawitacja w moim pokoju nagle zniknęła.
I cóż, jeśli już wcześniej czułem się całkiem zastraszony, tak w tej właśnie chwili o mało nie dostałem ataku paniki, czując jak moje płuca bolą i kurczą się. Nie widzę w tym najmniejszych szans, aby tym wszystkim zajmowała się jedna osoba. Nie było mnie w mieszkaniu może maks pół minuty i ten ktoś zdążyłby niby podłożyć list, zwiać i jeszcze wbiec do mieszkania, aby je zdemolować? Jedno jest pewne, mój oprawca nie działa sam.
Zacząłem szybciej oddychać podczas zamykania wszystkich okien i ogólnego doprowadzania salonu do porządku. Szybko otworzyłem komodę, w której znajdowały się moje i Liama oszczędności, wzdychając z towarzyszącą w moim oddechu ulgą, kiedy cała suma niechlujnie zwiniętych w słoiku banknotów była nienaruszona. Teraz przynajmniej dowiedziałem się, że osoba zastraszająca mnie wcale nie pragnie mojego majątku. Przecież w tym czasie ten człowiek mógłby spokojnie zwinąć całe naczynie pod pachą.
Zamknąłem szafkę na kluczyk, padając na kanapę z kopertą w ręce. Czułem nieprzyjemne szczypanie gardła i żołądka, kiedy począwszy otwierać ją, wyciągnąłem z pocztówki nie jedną, a kilka kartek.
Uważaj na swoich przyjaciół! - brzmiała treść najnowszego listu i na domiar złego, jako swego rodzaju bonus zostały mi jeszcze dorzucone dwa zdjęcia Liama, zrobione całkiem niedawno z ukrycia.
- Jestem skończony. - szepnąłem do siebie drętwiejąc, gdy usłyszałem jak słaby i kruchy jest ton mojego głosu, zupełnie jakby nie należał do mnie. Przeczesałem dłońmi swoje włosy, ze zdjęć wnioskując, że zostały wykonane przed budynkiem szkoły. Wysłałem szybką wiadomość do Liama za pomocą mojego telefonu, a następnie myślałem nad tym, by napisać do Harry'ego, aż w końcu kliknąłem z niechęcią w kontakt, nazwany naprawdę zabawnym, jednak trafnym co do Stylesa rzeczownikiem.
Do: Kutas
"Kurwa, dostałem znowu list z dołączonymi w nim zdjęciami Liama."
Odpowiedź na moją wiadomość przyszła odziwo tylko chwilę później.
Od: Kutas
"Powiadomiłeś go o tym, że ktoś widocznie siedzi mu na ogonie?"
Do: Kutas
"Jeśli mam być szczery to wspomniałem jedynie o nowym liście... Nie chcę go dodatkowo martwić."
Od: Kutas
"W porządku, to co mu powiesz należy do ciebie, dzieciaku. Zrezygnowałem z pracy, przyjdziesz? Chcę przedstawić ci plan:)"
- Widać od razu, że staruch. - parsknąłem. - Nawet nie wie, że nikt już wcale nie używa takich emotikon.
Do: Kutas
"Wow, jakiś ty wielkoduszny. Będę za pół godziny maks!"
Od: Kutas
"Znasz adres, mam nadzieję, że nie zgubisz się w tych wielkich dla ciebie apartamentach..."
Do: Kutas
"Już się tak o mnie nie martw, dam sobie radę. Jestem dużym chłopcem."
Odpisałem mu, o mało nie rozkruszając szkła swojej komórki poprzez mocne uderzenie w nią palcami.
Od Kutas:
"Błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli"
Po przeczytaniu tejże wiadomości, (którą zignorowałem) przewróciłem oczami tak mocno, że aż rozbolala mnie od tego głowa.
- Głupi, arogancki dupek. - mruknąłem pod nosem.
Nie zmieniłem spodni, jedynie decydując się ubrać wygodny tank top. Nie zamierzałem założyć majtek, czy jakiejkolwiek innej bielizny, mając nadzieję, że raczej nikt nie zauważy jej braku, a nawet jeśli, to nie obchodziło mnie to, kiedy już wyszedłem na dwór łapiąc taksówkę.
Wysłałam jeszcze szybkiego sms-a swojemu przyjacielowi, informując go o moim spotkaniu z Harrym, później już tylko obserwując przypadkowych ludzi za oknem.
Mężczyzna prowadzący pojazd był dziwnie podejrzany; nie rozpoczynał ze mną konwersacji, więc i ja postanowiłem siedzieć cicho, przeglądając coś w telefonie. Nie wyglądał na więcej niż pięćdziesiąt lat, ale nie wyczuwałem w powietrzu przyjemnej aury. Wysadził mnie niestety niezbyt blisko mieszkania Harry'ego przez co musiałem iść na nogach, super. Zacząłem zastanawiać się, czy kierowca nie zrobił tego celowo.
Na domiar złego, po spojrzeniu w niebo dostrzegłem, iż zaczynało się porządnie zaciągać i za niedługo w Londynie miał spaść deszcz. Niby nic nowego, ale nie wziąłem ze sobą żadnego parasola...
Kręcąc głową patrzyłem na swoje stopy, stawiając krok za krokiem, kiedy zbliżałem się do miejsca docelowego. Co do samego Stylesa, może i jest dupkiem, ale coś sprawiło, że chciałem iść na to spotkanie, nie rozumiejąc samego siebie w tej sytuacji. Odwróciłem się, czując na sobie czyiś wzrok, nie było za mną nikogo, co oznaczało, że zaczynam wariować.
Cóż, ciężko byłoby nie zwariować ze świadomością, iż bardzo prawdopodobnie ktoś planuje zrobić krzywdę Tobie i nawet Twoim najbliższym - pomyślałem, odruchowo przyspieszając.
Wypuściłem ze swoich ust ciepły oddech, przełykając ślinę. W głowie odbijały mi się słowa Liama, które wypowiedział jeszcze wczorajszego dnia.
"Nie wychodź z domu, Louis."
"Uważaj na siebie, to nie są żarty!"
To sprawiało, że zacząłem denerwować się jeszcze bardziej, kiedy gdzieś z oddali usłyszałem dźwięk aparatu. Ponownie się obracając, westchnąłem głośno, kiedy znów nikogo nie ujrzałem. Dodatkowo, ludzi w okół mnie zaczynało być coraz mniej ze względu na to, w jak obskurnej dzielnicy mieszkał brunet.
Zacząłem odczuwać narastający niepokój, kiedy próbowałem kapturem mojej bluzy zasłonić jakoś swoją twarz. Błyski i dźwięki aparatu odbijały się w mojej głowie. Wzdychałem ciężko, w końcu zauważając podejrzany samochód, który jechał zaraz za mną. Zasłoniłem dłonią usta. Moje serce w nagłym przypływie adrenaliny zaczęło pompować krew dużo szybciej niż zazwyczaj, kiedy co parę metrów mój krok robił się coraz szybszy.
W końcu usłyszałem za sobą warkot silnika, moje nogi zdrętwiały w momencie, gdy potrzebowałem ich najbardziej. Widząc zbliżający się samochód zacząłem biec, nie powoli, nie truchtem. Biegłem najszybciej jak tylko mogłem, mając nadzieję, że za chwilę nikt mnie nie wsadzi do bagażnika, czy nie poderżnie krtani.
Żarty się skończyły i właśnie w tym momencie ostatecznie to zrozumiałem.
Może wydać się to komuś komiczne, ale jedynym słowem, jakie odbijało się w mojej głowie w ciągu tamtej przerażająco długiej minuty było przekleństwo. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiej potrzeby przeklinania jak teraz. Zacznijmy od tego, że cóż, nigdy wcześniej nikt nie chciał mnie zamordować!
W końcu, kiedy ujrzałem apartament Harry'ego, (który w tym momencie był moim wybawieniem) poczułem się, jakbym wygrał walkę o swoje życie. Najszybciej jak to możliwe podbiegłem do budynku, otwierając wielkie drzwi. Nadal nie byłem całkowicie bezpieczny, przecież oprawca mógłby wejść tu za mną, więc rozpocząłem maraton po schodach na drugie (Bóg zapłać, tylko drugie) piętro.
Po drodze jedna z moich nóg obsunęła się na którymś stopniu, a przez wywrotkę o mało nie wybiłem sobie zębów, jednak nie poczułem nawet bólu w łokciach na jakich wylądowałem, jak najprędzej się podnosząc. Następnie szarpnąłem mocno za klamkę do mieszkania Harry'ego, drugą ręką równocześnie wciskając natarczywie przycisk od dzwonka.
- Ja pierdolę! - usłyszałem wrzask po drugiej stronie. Harry zaczął paplać zupełnie bez sensu przekręcając wizjer. - Jeśli jesteś osobą, która chce mnie zabić to nie licz na to, że ci otworzę, chyba że- Louis?
- Wpuść mnie! - krzyknąłem, a mój głos rozniósł się echem po całej klatce schodowej. Błogosławiony dźwięk przekręcania zamka w drzwiach sprawił, że ulga rozlała się po moich kościach.
- Miałeś być dopiero za pół godziny, a nie dziesięć minut! - powiedział Harry z wyrzutem, gdy otworzył drzwi, a pierwsze co zobaczyłem to jego nagi tors, i jestem pewien, że gdyby nie to, iż byłem wciąż całkowicie posrany to... cholera, wow. - Wchodzisz?
- Zamykaj drzwi! - Nie rozpoznałem własnego głosu, gdy prawie powaliłem chłopaka na ziemię wpychajac się za nim na korytarz. - On mnie śledził!
- Kto? I przede wszystkim uspokój się! - mówił całkiem poważnie i jego ton głosu sprawił, że automatycznie pomyślałem, iż muszę się ogarnąć. - Dwa głębokie wdechy i chodź do salonu. Daj mi chwilę. - powiedział samemu znikając, prawdopodobnie w celu ubrania się.
Bardzo nerwowo, aczkolwiek powoli zacząłem liczyć w myślach do piętnastu (robienie tego do dziesięciu było dla mnie niewystarczające). Wiedziałem, że muszę jak najprędzej uspokoić oddech, aby nie dostać kolejnego już w ciągu dnia ataku paniki.
W końcu opadłem na kanapę w salonie Stylesa, pozwalając sobie wejść do pokoju w butach, w końcu i tak były czyste. Szarpnąłem za swoją grzywkę, układając ją palcami i przymknąłem powieki.
- Teraz możesz mówić.
Kanapa ugięła się obok mnie. Tchórzostwo, jakim dzisiaj emanowałem sprawiło, że wciąż nie uchyliłem powiek, jedynie zaciskając je całkiem mocno.
- Kiedy wysiadłem z taksówki, później jakieś pół kilometra idąc do ciebie już na piechotę, zacząłem czuć że ktoś na mnie patrzy, jednak zignorowałem to. Dopiero w następnej chwili usłyszałem odgłos robionego mi zdjęcia, a następnie jakiś samochód z kurwa przyciemnionymi szybami, który za mną jechał.
Chłopak patrzył na mnie uważnie, marszcząc brwi, przez co na jego czole pojawiły się zmarszczki.
- Chodź do kuchni. Mam nadzieję, że lubisz herbatę. - odparł. - Dam ci coś na uspokojenie, bo cały się trzęsiesz i przeraża mnie to.
- J-ja tak po prostu mam... - machnąłem ręką, jednak wstałem aby zanim pójść. - Bardzo łatwo mnie zdenerwować i przestraszyć... zaraz mi przejdzie!
- Tak, nie wątpię... - usłyszałem pomruk Harry'ego. - Jak widzisz, a raczej nie widzisz, żadnego stołu tu nie ma, bo zazwyczaj nie przesiaduję w kuchni, więc wskakuj tutaj. -poklepał dłonią marmurowy, czarny blat. - Tylko się nie namęcz przy skakaniu.
Prychnąłem, widząc czający się w kącikach jego warg chytry uśmieszek. - No to by było na tyle z Twojego bycia miłym.
- Potrafię być miły. - bronił się, a ja posłałem mu spojrzenie mówiące "serio, kurwa?", gdy zasiadłem na blacie obserwując jego poczynania. - Poważnie, potrafię. Tylko trzeba sobie zasłużyć na moje bycie miłym. - zaśmiał się pod nosem, sięgając do górnej szafki po opakowanie... Czegoś. Obserwowałem jak jego mięśnie ramion ozdobionych masą tatuaży napinają się. Mimo wszystko chłopak unikał patrzenia w moim kierunku.
- Dobra, więc... - zaczął ponownie, gdy do ręki wręczył mi biały, zwykły kubek z herbatą - ... jednym słowem, jesteśmy w dupie.
- Ostrzegali, że mam nie wychodzić z domu...
- Ostrzegali? - ściągnął brwi. - Użyłeś liczby mnogiej.
- Ponieważ na sto procent ten ktoś, kto chce nam zaszkodzić nie działa sam. - powiedziałem cicho.
- Okej. - westchnął. - Zacznijmy od tego, że teraz na pewno wiedzą o tym, że mamy ze sobą kontakt, ponieważ widzieli ciebie wbiegającego do mojego mieszkania. Pytanie, czy oni chcą tego, byśmy razem... działali. Kolejnym pytaniem jest to, dlaczego akurat znaleźli naszą dwójkę, jeżeli wcześniej nawet się nie znaliśmy? Cholera, nadal się nie znamy.
- Dla mnie jednak te kwestie nie są tak ważne jak jedna, główna z nich. Czego oni do chuja od nas chcą?! - wyrzuciłem z frustracją ręce w górę. - Okej, może nie zawsze byłem mega lubiany, ale nie mam żadnych wrogów!
- Ja też nie. Raczej byłem grzeczny w młodości. - Harry parsknął, stukając palcami w blat, bardzo blisko mojego uda. Westchnąłem nagle, przypominając sobie o Gemmie. Gdzie ona była?
- Kurwa, Harry, gdzie jest twoja siostra? - spytałem go zlękniony. - Skoro grozili, że zrobią coś mojemu przyjacielowi...
- Spokojnie. - uniósł dłoń do góry. - Po tym wszystkim kazałem jej wracać do domu rodzinnego. Nie mogę pozwolić na to, by jej coś... sam wiesz, kurwa. Jest nieugięta, ale w końcu zgodziła się na wycieczkę do naszej wioski.
Kiwnąłem głową, wzdychając.
- Co robimy? - spytałem go, nawet nie będąc zdziwionym, że w odpowiedzi jedynie bezradnie wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. - pokręcił głową, przeczesując palcami swoje loki. - Miałem tylko pomysł, żeby... Poprosić o pomoc mojego dobrego kumpla. Ale to będzie ryzykowne posunięcie. To nie są żarty, Lou.
- A w czym on mógłby nam pomóc? - zaintrygowalem się. - Jeśli zna się na tym cokolwiek robi to każda pomoc jest nam jak najbardziej na rękę.
- On, jakby to powiedzieć... Jest agentem, tajnym agentem. Wiem, jak to brzmi, ale on mógłby nam pomóc dowiedzieć się kto ma do nas problem. - odpowiedział, mówiąc powoli.
- Pierdolisz. - rzuciłem zszokowany. - Powiedz, że robisz sobie jaja. - Harry pokręcił głową, a na moją twarz wpłynął podekscytowany uśmiech. - To naprawdę może nam pomóc!
- Myślałem o tym już wczoraj. Chciałem spytać cię o zdanie, bo jakby nie patrzeć siedzimy w tym we dwójkę, a raczej we trójkę, przecież Liama też śledzą i wykorzystują go, by cię zastraszyć. Pogadam z Nickiem, zobaczymy co uda nam się ustalić.
- Chryste, byłoby zajebiście... - westchnąłem z małym rozmarzeniem. - A ty? Dostałeś czwarty list? Bo mi nawet w gratisie zdemolowali salon.
- Co ci zrobili?! - Harry wrzasnął, patrząc na mnie wielkimi oczami. - I nie, nie dostałem czwartego listu...
- Dlatego właśnie powiedziałem, że ten ktoś działa być może nawet w grupie. - odparłem. - Kiedy wybiegłem u siebie na klatkę, aby sprawdzić czy kogoś nie zauważę, po powrocie zobaczyłem mieszkanie w ruinie.
- Dobra, żarty się naprawdę skończyły. Co jeśli następnym razem zrobią coś gorszego? - spytał równie szybko. Zdziwiłem się dlaczego tak nagle zaczął się mną przejmować, zamiast mi dogryzać.
- Mam nadzieję, że ten Twój cały Nick naprawdę zdoła nam pomóc w czymkolwiek. Nie mamy absolutnie nic, z czym moglibyśmy pójść choćby na policje.
- Bez paniki, najwyżej rozstawimy kamery w korytarzu. - zaproponował Harry, schodząc z blatu i stanął przede mną.
- Bez paniki?! - praktycznie pisnąłem. - Ty możesz nie panikować, ja mam pełne prawo! Jesteś wysoki, umięśniony i dla ciebie bronienie się będzie tak łatwe jak pstryknięcie palcami! Ja to dopiero jestem w czarnej dupie...
- Właśnie dlatego unikaj sytuacji, gdzie konieczne jest wychodzenie z domu. - pogroził mi palcem, stając blisko mnie. - Fakt, jesteś raczej małym chłopcem, więc z bandziorami sobie nie poradzisz.
- Pierdol się! - uderzyłem go z pięści w mostek.
- Ja tylko stwierdzam przecież fakty, skarbie.
- Nie! - znowu podniosłem głos. - Ty jesteś złośliwym chujem i ciągle mi dokuczasz!
- Lubisz to, tylko jeszcze o tym nie wiesz. - szepnął do mojego ucha, odsuwając się ode mnie z cwanym uśmieszkiem na twarzy, kiedy dreszcze przeszły moje ciało. - Chcę ci tylko przekazać byś na ciebie uważał, kurduplu.
- Możesz przekazywać mi to w bardziej ludzki sposób, głupi kutasie. - warknąłem. - Dzwonię do Liama, żeby mnie zawiózł do akademika.
- Czy ty nazwałeś mnie głupim kutasem? - Harry udał oburzenie. - Trochę szacunku, Lewis. Przynajmniej patrz mi w oczy, gdy mnie obrażasz, a nie w telefon. Miej trochę godności i odwagi.
- Jak mam mieć szacunek do kogoś, kto nie ma go do mnie? - zamrugałem do niego z miną niewiniątka, potem przykładając komórkę do ucha.
- Bezczelny. - Harry przewrócił oczami wzdychając, kiedy ja wyczekiwałem na to aż mój przyjaciel odbierze ode mnie telefon. Styles cały czas patrzył głęboko w moje oczy a ja po prostu nie mogłem go zrozumieć. Działał mi piekielnie na nerwy, był irytujący, zakochany w sobie, bezuczuciowy i mógłbym wymienić dalej, lecz przy tym był cholernie seksowny, gorący i oh, potrzebuję seksu, nie patrzcie tak na mnie!
Po wyjaśnieniu przyjacielowi w wielkim skrócie gdzie i dlaczego się właśnie znajdowałem, rozłączyłem się z uśmiechem pełnym ulgi. Nie chciałem przebywać z Harrym dłużej niż to było potrzebne.
- Cieszysz się, że już uciekasz? - spytał głębokim głosem, jakby czytał mi w myślach. Między nami w powietrzu zawisła dziwnie gorąca atmosfera.
- Tak. - wzruszyłem ramionami. - Nazwałem cię już chujem i kutasem, a ty nadal nie załapałeś, że cię nie cierpię? Mimo tego, że jesteś starszy nie myślisz dosyć logicznie.
- Jeśli tak strasznie ci się spieszy możesz zejść już na dół i poczekać na napakowanego miśka na zewnątrz. - zaproponował Harry, jednak na myśl o tym, co działo się przed apartamentem zaledwie godzinę temu moje mięśnie ciała się napięły.
- M-hm... - przygryzłem niespokojnie dolną wargę. - Mogę tu jednak zaczekać aż do przyjazdu Liama? Troszkę się boję...
Harry parsknął śmiechem, odwracając wzrok na okno znajdujące się zaraz za moimi plecami. Sięgnął na parapet po paczkę papierosów, wkładając jednego do ust. Zbliżył zapalniczkę do papierosa, zasysając policzki i zaciągnął się dymem, wypuszczając go z pomiędzy ust gdzieś w prawym kierunku.
- Wiedziałem, że to powiesz. Spokojnie, nie wypuściłbym cię teraz z mojego mieszkania.
- A ty, od kiedy taki jesteś wobec mnie opiekuńczy? - zaśmiałem się słodko. - Może mam teraz do ciebie mówić "tatusiu", hmm?
Usłyszałem jak Harry natychmiastowo wstrzymuje powietrze do swoich płuc, w bardzo powolnym tempie podnosząc głowę i wzrok na mnie. Jego tęczówki pociemniały, a pulchne, różowe usta nie były już tak ciasno zaciśnięte w jedną linię.
Przez krótką chwilę patrzyłem na niego z rozkojarzeniem, dopiero później orientując się, co tak w ogóle powiedziałem. Moje policzki nagle spąsowiały, kiedy dotarło do mnie, że najprawdopodobniej Harry'ego również musi kręcić ten fetysz.
Nagle powietrze stało się ciężkie, a ja sam zdziwiłem się czując ciepło na policzkach. Nie jestem jedną z tych osób, które często rumienią się, a właściwie, Louis Tomlinson nigdy się nie rumieni. Nie wiedziałem jak wyjść z tej krępującej sytuacji, więc w dalszym ciągu patrzyłem na Harry'ego oczekując, że to on się odezwie.
Jednak niestety nic takiego się nie stało, a on w dalszym ciągu lustrował moją sylwetkę dokładnie w taki sposób jaki przyglądał się czemuś co chętnie by... zjadł. Cholera, nie miałbym nic przeciwko gdyby takie miał plany. Pokręciłem głową, odbierając z jego dłoni papierosami i samemu zaciągnąłem się mocno. Totalnie gejowskie, miętowe fajki...
- O czym myślałeś, przychodząc do mnie bez bielizny? - spytał w końcu, odchylając lekko głowę do tyłu. Był taki wysoki i, chwila, co?
- J-ja... em... J-ja... - Tomlinson, do cholery, weź się w końcu w garść! Zapomniałeś wziąść z domu mózg? - Często bez niej chodzę.
- Taak? - Harry przeciągnął samogłoski, mrużąc oczy, a ja bałem się głośniej przeknąć ślinę, gdy oddałem mu papierosa. Odchrząknąłem głośno, zeskakując z blatu tym samym zmuszając go do tego, by zrobił dwa kroki w tył. Usłyszałem jego śmieszek za plecami.
- Jesteś niegrzeczny i nieokrzesany. - zacytowalem Rose z filmu "Titanic" mając nadzieję, że ten przygłup nie zdołał tego załapać.
- Jestem panem świata! - zaczął wiwatować rzucając ręce w górę, zupełnie tak, jak zrobił to Jack. Tym samym spowodował, że roześmiałem się, kręcąc głową. - Myślę, że to ty jesteś niegrzeczny, ja mam na sobie bieliznę.
- Nie wiesz, że powinno się co jakiś czas pochodzić bez bielizny, aby twoja skóra złapała trochę oddechu? - mruknąłem. - Laski robią to często. Wiem, miałem w domu pięć sióstr.
- Sprawdzasz to, czy twoje siostry zakładają majtki? - Harry parsknął. - Do czego zmierza ta rozmowa?
- Nie wiem jaki ty masz kontakt ze swoją siostrą, ale ja z moimi miałem zajebisty. Gdy każda z nich dostała pierwszego okresu, byłem pierwszym, który się o tym dowiedział.
- Nie wychowywałem się z Gemmą pod jednym dachem. - powiedział Styles po chwili zastanowienia. - To znaczy nie przez całe lata. - wzruszył ramionami, opierając się o lodówkę. - Nie wiem kiedy i jak dostała okresu, jakie majtki ubiera i czy używa tamponów, lub podpasek.
- Chujowy z ciebie brat w takim razie.
- Na niektóre sytuacje nie miałem wpływu. Zresztą. Ja nie jestem typowym kumplem gejem. - ciągle się ze mną przekomarzal. - W ogóle nie jestem gejem. Wolę obydwie... dziurki.
- Ohyda, lubisz dziewczyny? - udałem odruch wymiotny. - Mógłbym zrobić z ciebie stuprocentowego geja! - zaśmiałem się. Moja pewność siebie wróciła.
- A co, polecasz? - spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Osobiście nie wypowiem się jak to jest być aktywem, bo wolę opcję drugą. - puściłem mu oczko.
- Domyśliłem się. Co jak co, ale widać to po tobie na pierwszy rzut oka. Twój tyłek mówi wszystko.
- Mam kolegę, który ma dupę prawie tak zajebistą jak ja i jest niestety na dole. - wzruszyłem ramionami. - Po czym się jeszcze domyśliłeś, co?
- Masz w domu lustro? - pokiwałem głową. - Dosłownie wszystko w Tobie wskazuje na to, że jesteś na dole. To całkiem seksowne. - powiedział beznamiętnie. I okej, właśnie Harry nazwał mnie seksownym, człowiek, którego nienawidzę, ale który podnieca mnie po całości.
- Mówisz? - uśmiechnąłem się z lekka kokieteryjnie, popierając łokciem na drzwiach lodówki, dyskretnie wpychajac biodro do przodu. Harry bezczelnie mi się przyglądał.
- Tak. - pokiwał głową, przegryzając wargę. - Wyglądasz na takiego chłopaka, który prosi o dotyk całym sobą. Przewiduję też, że jesteś głośny i lubisz, gdy ktoś pociąga za twoje włosy, kiedy jesteś brany od tyłu. - zgasił swojego papierosa. Mój penis otarł się o materiał spodni.
- Ha, tu się poślizgnąłeś, kochaniutki. - pokręciłem palcem, nie dając poznać po sobie reakcji mojego ciała na jego słowa. - Wolę jak ktoś mnie głaszcze po głowie. Ale za to lubię być szczypany....
- Dobra, dobra. Ale mogę się założyć, że pociąga cię... Pomyślmy. - cierpliwie czekałem na to co wymyśli Harry, patrząc mi w oczy. - Pociągają cię klapsy.
Słysząc to, odruchowo oblizałem usta. Ok, może jednak jestem większą dziwką niż sądziłem. Pokiwałem powoli głową, aby dać mu znać, że ma rację.
- Widzisz? Jednak jestem w tym dobry, niedługo poznam każdy Twój najmniejszy sekret, a ty wkrótce dasz mi to wykorzystać. - powiedział, cmokając do mnie. Chciałem mu odpowiedzieć, ale w tym samym momencie Liam wysłał mi sms-a o treści "czekam na dole".
- Już jest mój kumpel. - poinformowałem go (zawiedziony) ruszając w kierunku przedpokoju aby wyjść z tego gorącego mieszkania.
- Jasne. Jesteśmy w kontakcie, co do Nicka... porozmawiam z nim. - poinformował mnie, ruszając za mną, by otworzyć dla mnie drzwi.
- Jak tylko dostanę jakiś nowy list, również się odezwę. - obiecałem mu, stawiając krok poza próg mieszkania, w tej samej też chwili podskakując jak oparzony, gdy poczułem dwa palce mocno szczypiące mój prawy pośladek.
- Mówiłeś, że to lubisz... - powiedział patrząc na mnie z góry, kiedy mój oddech przyspieszył. Puścił mi zawadiackie oczko, kiedy odwróciłem się na pięcie w celu ucieczki z tego budynku. W połowie drogi w dół zaczęła przeszkadzać mi moja twarda erekcja.
Moja sąsiadka nago, moja sąsiadka nago, moja sąsiadka nago... - powtarzałem w myślach niczym mantrę, równocześnie wyobrażając sobie ten widok, aby broń Boże nie pokazać się w takim stanie Liamowi.
W końcu jakoś udało mi się przywrócić mojego stojącego w spodniach kutasa do porządku, ale mimo to wiedziałem, że od bardzo dawna, gdy już będę w domu znów "zakoleguję" się ze swoją ręką i palcami. Do wyboru mam jeszcze dwudziestocentymetrowe gumowe dildo. Potrzebowałem jakiejś ulgi.
Pieprzony Harry Styles.
Idealny dzień do wstawienia rozdziału, ponieważ dzisiaj zedytuję już poniedziałkowy, gdyż jutro jadę na parę dni do mojej przyjaciółki, więc no timing is everything lmao
Jest mała aktywność, proszę o komentarze, ludziki, bo to bardzo motywuje!
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro