Rozdział 14 "To jest obietnica?"
- Chłopaki, jesteśmy! - wykrzyczałem na wejściu, zaraz po tym, gdy Harry wypchnął Troy'a na korytarz domostwa Zayna.
- W salonie! - usłyszałem wołanie Nicka, kiedy swoją wiosenną kurtkę powiesiłem na wieszaku w przedpokoju.
- Chodź. - mruknąłem beznamiętnie do ojca, wyciągając przy okazji też rękę w stronę Stylesa, którą on uścisnął od razu.
- Dobre miejsce na kryjówkę. - skomentował mój ojciec, rozglądając się po pomieszczeniach.
Westchnąłem, przekraczając próg pokoju gdzie stał Zayn z Nickiem i z... nieznajomym mi mężczyzną, który wyglądał jak... O mój Boże.
- O kurwa. - wyrwało się równocześnie mi jak i ojcu, gdy w lekko otyłym facecie około pięćdziesiątki zauważyliśmy (przynajmniej ja) ogromne podobieństwo do Harry'ego.
Mogłem usłyszeć jak nagle oddech Stylesa stał się głośniejszy, gdy zaczął oddychać przez nos.
- Harry. - powiedział ojciec mojego chłopaka, podrywając się do góry z wygodnej kanapy. - Synu...
I myślę, że nikt (może z wyjątkiem Nicka, który znał chłopaka lepiej i dłużej niż my wszyscy) nie spodziewał się tego jak mocno brunet zamachnie się, aby uderzyć swego ojca z pięści w nos.
Otworzyłem oczy szeroko, ciągnąc Harry'ego w tył za jego ubranie, kiedy chłopak syknął machając dłonią z obitymi kostkami. - Jasna cholera. - jęknął, prostując i zginając swoją pięść.
Zayn, Troy oraz (uśmiechający się pod nosem) Nick pomogli wstać ogłuszonemu mężczyźnie, z którego nosa sączyła się krew.
- Kiedy ostatni raz się widzieliśmy nie miałeś tyle pary w łapie. - sapnął mężczyzna, trzymając się za nos. - Dobrze cię widzieć.
- Bez wzajemności. - już widziałem jak chłopak próbował zamchnąć się nogą, aby z pewnością go kopnąć lecz został zatrzymay przez Troy'a, który odepchnął jego kolano, co obudziło we mnie, ponownie, prawdziwą bestię. - Nie dotykaj go, ty łysa kurwo!
- Dobra, dobra, dobra. Zrobiło się zbyt niebezpiecznie! - powiedział Zayn, odciągając mnie i Harry'ego w tył, to samo zrobił Nick z naszymi ojcami.
- Mogę dostarczyć im jego zwłoki, myślę że mogą być zachwyceni! - wykrzyczałem, próbując się wyrwać.
- Louis, spokojnie. - powiedział do mnie Harry, ciągnąc w tył. Spojrzałem na jego zranioną dłoń.
- Trzeba to opatrzeć.
- Zagoi się samo. - pokręcił głową, kiedy nachyliłem się do pocałowania jego dłoni. Czułem na sobie wzrok naszym ojców, zwłaszcza Desmonda.
- Muszę się napić wódki. - oznajmiłem, ruszając nagle do kuchni, gdzie wiedziałem, że znajdę butelkę dobrego alkoholu w zamrażarce.
- Idę z tobą. - oznajmił Harry, jak najprędzej pozostawiając ojców i naszych przyjaciół za sobą.
Kiedy wszedłem do kuchni, od razu otworzyłem zamrażarkę wyciągając pokaźną butelkę alkoholu. Nalałem trochę do dwóch szklanek, ignorując to, że moje dłonie drżały. - To tak dużo dla mnie Harry. Za dużo. - szepnąłem, zakręcając butelkę.
- Kochanie, rozumiem cię tak jak nikt inny tutaj. - westchnął. - Miałem ochotę go, kurwa zajebać na miejscu gdy tylko go zobaczyłem.
Podałem trunek Harry'emu, samemu mocno łapiąc szklankę w dłonie. Zbliżyłem ją do ust, przymykając powieki. Skrzywiłem się na smak mocnego alkoholu, ale nawet nie myślałem o tym, by to popić. Pokręciłem tylko głową, odstawiając szklankę na blat.
On wypił mniej więcej w tym samym momencie co ja, również krzywiąc się mocno. Sięgnął jednak po butelkę aby nalać nam obojgu ponownie tą samą ilość alkoholu.
- Nie sądziłem, że to będzie takie trudne. - odezwał się. - Spojrzenie mu w oczy. Najbardziej mam ochotę zabić go za to, jak mama przez niego cierpiała szmat czasu. I za to, jak Gemma płakała w nocy, kiedy ten chuj obiecał jej, że przyjdzie do teatru na jej przedstawienie gdzie odgrywała główną rolę. Miała wtedy siedem lat. Myślała, że nie słyszę, ale słyszałem. Pewnie w tym czasie pieprzył jakąś sukę.
- Harry, nie myśl o tym, proszę. - objąłem jego policzki dłońmi. - I Możesz być pewny, że akurat ja doskonale wiem jak trudne to jest, ale... jesteśmy tak blisko zakończenia naszego ogromnego, ogromnego problemu.
- Wiem, coraz bliżej końca. - westchnął, opierając o siebie nasze czoła. - Kiedy to się skończy, obiecuję ci jakieś super wakacje, zabiorę cię na drugi koniec świata w jakieś ciepłe kraje. - uśmiechnął się do mnie, kiedy przymknąłem oczy.
- A gdzie konkretnie? - zatrzepotałem rzęsami, szeroko się uśmiechając przez jego słowa.
- Tam, gdzie tylko będziesz chciał pojechać. - powiedział. - Spełnię twoje wszystkie marzenia. Będziemy wolni, razem.
- Oh, Harry... - mruknąłem, rozmarzonym głosem przytulając się do niego. - Nie wiem czym sobie na ciebie zasłużyłem.
- Mogę zadać ci to samo pytanie. - zachichotał, dotykając moich pleców. - Teraz wszystko potoczy się z górki, musimy mieć tylko dobry plan.
- Cały czas mam to okropne przeczucie, że coś się stanie, Harry. - powiedział, marszcząc przy tym brwi. - I nie podoba mi się to.
- Często przeczucia są mylne, wiesz? - mruknął, jakby zwracał się do naprawdę małego chłopca.
- Teraz musimy wrócić do nich i dojść do jakiegoś porozumienia. Pokażemy starym zdjęcia tych budynków, a oni muszą nam wskazać drogę do nich.
- Dzisiaj już nie mam ani nic siły, plus za moment wódka da mi się we znaki. - mruknął. - Dlatego zrobimy to dopiero jutro. Musimy przecież wszystko dokładnie zaplanować, tak jak mówiłem.
- Tak, a teraz możemy iść już do łóżka, hm? - zamruczałem, wspinając się na palce, by zostawić buziaka na jego ustach. - Tylko pożegnajmy ojczulków.
- Czyli mam rozumieć, że sprawy organizacyjne pozostawiamy do wyjaśnienia Malikowi. - zachichotał, szczypiąc moje pośladki.
- A czy nie zawsze tak robimy? - spytałem, nakierowując swoimi dłońmi te jego, bardziej na mój tyłek, by przyjemnie zaczął go pieścić. - Nie odniosłem wrażenia jakby mu to przeszkadzało.
- Tak demonstracyjnie chcesz okazać starym jak nam ze sobą dobrze razem? - przygryzł dolną wargę, ugniatając mój tyłek w bardzo sensualny sposób.
- Przecież nikt nas tu nie widzi. - przekręciłem lekko głowę - A ja po prostu potrzebuję twojego dotyku. To bardzo odprężające. Ty też to lubisz.
- Lubię. - poruszył jednoznacznie brwiami. - Gdzie chcesz to zrobić? W sypialni czy tutaj?
- Wiesz, że jestem głośny. - zachaczyłem rękoma o jego kark. - Jeszcze wystraszę naszych starych i kochanych przyjaciół.
- I tak będą cie słyszeć i tak. - chwycił mnie pod udami, unosząc do góry przez co pisnąłem. - Chodźmy więc.
*
- Wow, to było takie... - powiedziałem opadając na poduszki obok Harry'ego. Moje ciało się lepiło i pachniało seksem. - Takie... Uczuciowe.
- Bo ja po prostu... - przytulił się do mnie. - Już cię nie pieprzę tylko kocham...
- Kochaliśmy się? - spytałem, przegryzając wargi, które przez ostatnie dwie godziny cały czas całowały te Harry'ego. Cały nasz stosunek trwał bardzo powoli, Harry nie odrywał ust od moich, nie chciałem by to robił, wszystko było takie delikatne i uczuciowe i... naprawdę kochałem się z Harrym. - Kocham cię, naprawdę cię kocham - powiedziałem, kładąc dłoń na jego torsie.
- A ja ciebie, Lou. - szepnął, całując mnie króciutko w policzek co było przeurocze. - Bardzo mocno.
- Bardzo, bardzo, bardzo? - zachichotałem, kiedy on przytaknął bez zastanowienia. - Ja ciebie też. Tak bardzo, Harry. Bardzo, bardzo. - uśmiechnąłem się szeroko, skradając pocałunki na całej jego twarzy.
- Jeszcze nigdy się tak na mnie nie rzuciłeś po seksie. - zaśmiał się, odwzajemniając moje wszystkie buziaki. - Zazwyczaj jesteś zbyt padnięty.
- Mam teraz silną potrzebę przekazania ci tego wszystkiego. - wyjaśniłem. - Rzadko jestem tak bardzo ckliwy, uckliwiasz mnie!
- To chyba dobrze, prawda? - zapytał, odrobinę poważaniejąc.
- Dzięki tobie nie jestem już zawsze, przez cały czas takim zimnym dupkiem. - powiedziałem, bawiąc się jego włosami. - Zmieniasz mnie i to jest zmiana na lepsze. Czuję to.
- Kocham cię. - powiedział spokojnie, z uczuciem. - Mam ochotę to wykrzyczeć wszystkim.
- Czuję dokładnie to samo. I chcę teraz przytulać cię tak mocno, żebyś już nigdy ode mnie nie odchodził. - odparłem wciskając się w jego klatkę piersiową i ściskając jego żebra, objąłem go mocno.
- Nie zrobię tego, Louis, nigdy. - przysiągł. - Choćby się paliło i waliło, ja i tak nie odejdę.
- To jest obietnica? - spytałem, podrywając się powoli do góry, by znów pocałować jego wargi jeszcze raz i ponownie.
- A na co ci to wygląda, hmm? - uniósł jedną brew do góry. - Oczywiście, że tak. Przecież cię kocham a na tym chyba polega miłość, racja?
- Jesteś pierwszą i jedyną osobą, którą pokochałem, ale jest we mnie taka pewność, że to jest po prostu to. Że jesteś osobą, której potrzebuję. - przegryzłem swoją wargę w zamyśleniu. - Może życie musiało sprać mnie po dupie i tak strasznie zgnoić, by później wynagrodzić mi to wszystko tobą.
- Jesteś aniołem w skórze małej dziwki, wiesz? - uśmiechnął się, a ja (oczywiście) wybuchłem śmiechem.
- To był komplement?! - zaśmiałem się. - Musisz naprawdę poćwiczyć nad prawieniem mi dobrych komplementów. - mówiłem powoli. - I tak nie jestem już aż taką dziwką, jak kiedyś, nie? - broniłem się.
- Jesteś. - nie zgodził, zbijając mnie tym lekko z tropu lecz natychmiast rozchmurzyłem się po jego kolejnych słowach. - Ale tylko dla mnie.
- Tak, z tym się mogę zgodzić. - czułem jak rumienię się całkiem mocno, więc odwróciłem wzrok.
- Nie odwracaj głowy, daj podziwiać w spokoju. - marudził.
- Co tu jest do podziwiania? Przez ciebie wyglądam jak burak! - burknąłem wydymając wargi i podrapałem lewy policzek. - Nie lubię tego. Czuję się taki... Speszony.
- Jesteś przepiękny, kochanie, a twoje rumieńce nadają twojej twarzyczce jeszcze więcej słodyczy. - musnął moją rozgrzaną skórę swoim kciukiem.
- Jestem twoim zdaniem słodki? - spytałem, będąc trochę zdziwionym jego słowami.
- Jasne, że tak. - pokiwał głową. - W pierwszej chwili gdy cię ujrzałem byłem przekonany, że masz około siedemnastu lat.
- Nie mogę wyglądać aż tak młodo! Każdy daje mi siedemnaście lat, dlaczego? Czy nie wyglądam męsko?
- Być może od pasa w dół, tak. - powiedział, przez co otrzymał ode mnie pacnięcie w ramię.
- Co jeszcze pomyślałeś o mnie?
- Że zerżnąłbym cię co najmniej trzy razy pod rząd. - powiedział prosto, a ja zakrztusiłem się powietrzem przez tą bezpośredniość.
- Naprawdę? - zaśmiałem się. - Jezu, musiałeś być zdesperowany seksualnie. To już jest wyższy level desperacji seksualnej.
- Raczej nie. - pokręcił głową. - Dosyć duże wrażenie na mnie zrobiłeś. Nigdy nikt mi się tak od razu nie spodobał.
- To takie fajne. - zachichotałem. - Że wiesz, spodobałem ci się od pierwszego wejrzenia i teraz jesteśmy w związku! - pisnąłem, udając zakochaną nastolatkę.
- Najlepszy, "przelotny" romans w moim życiu. - odparł, całując mnie ponownie.
- Mmm, tak świetnie całujesz... - uśmiechnąłem się delikatnie, kładąc dłoń na jego policzku. Harry zaśmiał się, łącząc nasze wargi ponownie i przykrył nas kołdrą od stóp po końcówki włosów. Cały czas chichotaliśmy pod cienkim materiałem, co jakiś czas wijąc się, ocierając o siebie i całując. Pomiędzy tym wyznawaliśmy sobie miłość.
*
- Witam, panienki! - przywitałem wszystkie siedzące przy stole osoby. Ojcowie wyglądali na potwornie niewyspanych.
Podobne wrażenie robił Zayn, który widocznie pół nocy musiał myśleć nad naszym cwanym planem. Widziałem jak opiera się o szafki w kuchni, pijąc kawę.
Ohyda kawa bez cukru, czy mleka. Jak on tak może?
- Wow, Louis. To niesłychane. Postanowiłeś się ogolić? - droczył się ze mną Liam. - Wyglądasz jak dziecko.
- Harry mi kazał! - powiedziałem zgodnie z prawdą wskazując palcem na bruneta. - Powiedział, że wygladam w zaroście zbyt męsko.
- Zaczynałeś mnie drapać po brodzie. - przewrócił oczami, przecierając dwoma palcami swój podbródek. Odsunął krzesło siadając przy stole i podziękował Alicii, kiedy ta podała mu talerz z goframi na słono.
- Zapewne kazał ci ogolić się z zazdrości, Lou. - parsknął Grimshaw. - Bo sam wkrótce skończy trzydzieści lat a jedyne co umie wyhodować na twarzy to wąsik na miano gimnazjalisty.
- To wszystko przez to, że używam takich kosmetyków, które-
- Tak, tak, tłumacz się. - Nick przerwał mu, kręcąc głową. - Smacznego, jak zwykle zeszliście do jadalni, gdy każdy już skończył swój posiłek.
- Jestem obolaly. - powiedziałem na swoją obronę.
- Tak, wiemy. - jęknął Liam, w czym zawtórował mu Zayn oraz Nick. - Słyszeliśmy.
Wcale nie próbowałem ukrywać mojego śmiechu, gdy mój kochany ojczulek prawie wylał na siebie swoją nadal zimną kawę. Tata Harry'ego również wyglądał na nieco zamieszanego.
- Co, staruszku, zatrzymałeś się na etapie mojego zdawania karty rowerowej i to takie szokujące,kiedy twój syn jest aktywny seksualnie już od lat? - spytał Desa drwiąco Harry.
- Uwierz mi, że nie interesuje mnie twoje życie seksualne. To twoja sprawa, kiedy, jak i ile uprawiasz seks. - powiedział Des, wzdychając i gasząc papierosa w popielniczce, która stała przed nim na stole.
- Bo zrobiłeś taką minę jakbym robił to co najmniej przed twoim nosem. - burknął, rozgniatając w dłoniach kromkę chleba.
- Nie masz już szesnastu lat, nie będziemy rozmawiać o tym jak uprawiasz seks. - powiedział Desmond, patrząc w kierunku bruneta.
- No właśnie, już nie mam szesnastu lat. - zmrużył w gniewie oczy. - Nie było cię na moich urodzinach, kiedy ostatni raz zażyczyłem sobie przed zdmuchnięciem świeczek, żebyś wrócił, wiesz?! - gwałtownie podniósł głos.
- Harry, nie rozdrapuj starych ran. - zwrócił się do niego spokojnie Des. - Popełniłem błędy, ale nie cofnę się w czasie.
- Trzymajcie mnie bo zaraz coś rozkurwię albo i jego... - sapnął, oddychając ciężko.
- Chcesz wyjść? - spytałem go, kładąc dłonie na ramieniu Harry'ego. Przełknąłem ślinę widząc jego wyraz twarzy.
- Lou, nie podchodż lepiej do mnie. - poprosił, a jego głos na te krótką chwilę złagodniał, dlatego odsunąłem się ostatecznie.
- Harry, chodźmy na zewnątrz. Zapalisz i rozładujesz emocje. - odezwał się Nick, patrząc na przyjaciela.
- O-ok... - odparł, posyłając mi przed wyjściem z kuchni ostatnie, przepraszające spojrzenie.
- No i gratki! - zacząłem klaskać z ironicznym uśmiechem patrząc przy tym na starego Stylesa. - Mam nadzieję, że jak już cię dorwą to będzie cię boleć tak jak bolało jego przez tyle lat. - splunąłem.
Des spojrzał mi krótko w oczy nim całkowicie odwrócił wzrok gdzieś w bok. Może mi się wydawało, może tylko udawał, ale gdzieś tam na jego twarzy zauważyłem coś przypominającego smutek.
- Patrzenie na wasze mordy odebrało mi apetyt, także naraaa! - pomachałem im, kierując się w stronę schodów.
Westchnąłem ciężko, wdrapując się na piętro aż w końcu znalazłem się w sypialni, ściągając materiał mojej koszulki i podszedłem do szafki, gdzie znajdowały się rzeczy Harry'ego. Wziąłem jeden z ciemnych materiałów w dłoń, okrywając tym swoje ciało. Od razu zrobiło mi się cieplej i wygodniej.
Przycisnąłem ciemny materiał do nosa, wdychając z uwielbieniem jego cudowny zapach. Kurwa, jak ja się zakochałem...
Westchnąłem, podchodząc do szafeczki z moimi lekami. Musiałem wziąć coś uspokajającego, bo miałem wrażenie, że lada moment oszaleję. Wziąłem dwie z nich (to są raczej słabe, nieszkodliwe leki) i popiłem je butelką wody, walającej się gdzieś pod łóżkiem. Wzdrygnąłem się, gdy do moich uszu dotarł dźwięk cichego pukania do drzwi. Odwróciłem się, widząc w nich mojego ojca i co dziwne, nie czułem chęci krzyczenia na niego by wypierdalał, lub inne rzeczy tego typu. Przecież to nic nie da.
- Mogę wejść na chwilę? Co łykasz? - spytał mnie, na co moja odpowiedzią na jego pierwsze pytanie było wzruszenie ramionami.
- Leki na uspokojenie, żeby cię nie zabić ilekroć jestem zmuszony na ciebie patrzeć. - prychnąłem.
Troy zaśmiał się nerwowo błądząc wzrokiem po całym pomieszczeniu. - Chciałem tylko zamienić z tobą kilka słów. Tylko kilka, naprawdę. Parę zdań wyjaśnień. Nie liczę na rozgrzeszenie, wybaczenie, czy nawet zrozumienie ale chcę byś zwyczajnie pojął, że jestem teraz zupełnie innym człoiekiem. Ludzie się zmieniają i proszę uwierz mi. Jestem teraz dużo lepszy. Chcę, byś to wiedział, żeby nie było między nami tak wielkiej zawiści. Jesteś nadal moim dzieckiem i jeśli myślisz, że zupełnie zapomniałem o tobie i dziewczynkach, to mylisz się!
- Gdyby zależało ci na nas chociaż trochę, to spróbowałbyś się z nami skontaktować. - spojrzałem na niego spode łba. - Nawet nie próbuj robić do mnie maślanych oczu, bo to najbardziej bezczelna rzecz jaką możesz zrobić.
- Nie chcę brać cię na litość. - pokręcił od razu głową. - Może to tak wygląda, ale naprawdę nie o to chodzi. - odparł, słyszałem, że stara się brzmieć przekonująco ale jego głos był raczej słaby. - Wiem, że zawaliłem tyle spraw w swoim życiu. - westchnął. - Wiem ile zła wyrządziłem w naszym domu. Jakim złym mężem i ojcem byłem. Ale nie chcę, byś pomimo wszystko czuł do mnie odrazę, ponieważ jesteś już dorosły, proszę spróbuj mnie zaakceptować, a pokażę ci że staram się i potrafię być dobrym człowiekiem. - mówił. - Chcę żebyś wiedział, ż-że to tak bardzo we mnie uderzyło, kiedy zobaczyłem cię wczoraj, ponieważ... Jesteś już całkowicie dojrzałym mężczyzną i jestem z ciebie bardzo dumny i jest to coś, czego nie czuję pierwszy raz w swoim życiu, a coś czego nigdy nie potrafiłem tobie i twoim siostrom powiedzieć.
- Wiesz co mnie boli w związku z tobą najbardziej, ojciec? - mruknąłem, patrząc się na niego, może i z dołu, ale zdecydowanie z ogromną ilością siły w oczach. - Że nigdy nie miałem taty. Nieważne czy mówimy o okresie w którym byłeś z nami czy też nie, nigdy nie miałem taty.
- A ja nie potrafię ci wytłumaczyć dlaczego właściwie tak było. - powiedział przecierając dłońmi swoje czoło. - Zawsze czułem jakąś barierę między wami... Tak strasznie tego wszystkiego żałuję. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy twoja matka zaczęła rodzić i pojechaliśmy do szpitala. Kiedy wszedłem do tej małej salki zobaczyłem jak bardzo szczęśliwa jest trzymając małe zawiniątko. Podszedłem do niej, a ona powiedziała "Spójrz, mamy chłopca. Jest piękny". I tak bardzo wtedy chciałem wziąć to małe dzieciątko w ręce, pocałować w policzek, czy przytulić, ale zawsze miałem jakiś pieprzony problem ze sobą, bo nigdy nie potrafiłem tego zrobić. - wyjawił. - To wszystko zmieniło się dopiero wtedy, gdy poznałem moją aktualną małżonkę. Ona nauczyła mnie tego wszystkiego. Tej całej... Miłości? Chyba tak. - zaśmiał się lakonicznie. - A ja za każdym razem, gdy nadchodziły urodziny któregoś z was myślałem o tym, że "wow, moje dzieci są już takie duże". Ale nigdy nie próbowałem was odszukać, ponieważ miałem świadomość tego, jak strasznie mnie nienawidzicie, i zwyczajnie się bałem. Myślę, że to wszystko co chciałem, żebyś wiedział. - odezwał się słabo pod koniec. - Należą ci się największe przeprosiny, ale one nigdy nie będą wystarczalne, bo to tylko jedno słowo, kiedy ja spieprzyłem tyle lat...
- Skończyłeś? - prychnąłem aroganacko, będąc dumny z tego jak mocny był mój głos, mimo zaciskającego się przez chęć płaczu gardła.
- Tak. - powiedział Troy słabym głosem, spuszczając wzrok na buty. - Chociaż jeszcze chciałem powiedzieć, że nigdy nie zdradziłem twojej matki. Nie musisz mi wierzyć, jeśli nie chcesz, ale taka jest prawda. Nie mógłbym. Doris i Ernest nie są moimi biologicznymi dzieciakami. Wiem, że miałeś prawo tak pomyśleć. - odparł, robiąc krok w tył.
- I ja mam ci niby wierzyć? - burknąłem, nawet jeśli w głębi serca wiedziałem, że mówił on prawdę. Zawsze po prostu w takich chwilach zachowywałem się jak kutas.
- Zdaję sobie sprawę z tego, iż to co mówię jest absurdalne i robię ci pierdolone... błoto z mózgu. - wyrzucił z siebie. - Przepraszam, chciałbym być dla ciebie ojcem kiedy teraz wiem jak nim być, ale niczego od ciebie nie oczekuję. - odparł, odwracając się, kiedy do sypialni wszedł Harry. - Już wychodzę. - posłał mu słaby uśmiech, odwracając się.
Przewróciłem na niego oczami, odwracając się następnie na pięcie, aby przetrzeć już wypływające z oczu łzy.
Kiedy mój ojciec wyszedł, Harry podszedł do mnie obejmując mnie od tyłu. Wtuliłem się plecami w jego tors, przymykając oczy i napawając się jego zapachem uspokoiłem się nieznacznie, wzdychając.
Pociągnąłem nosem, mrugając szybko kiedy chłopak pocałował mój policzek. - Co się dzieje, kochanie?
- Po prostu... Nie wiem - wypchąłem delikatnie swoją dolną wargę.
- Wypuść to z siebie, skarbie.
Zupełnie jak na zawołanie dla jego słów, pozwoliłem na wydobycie się z mojego gardła głośnego szlochu, a spod mych powiek wypłynęły wzdłuż policzków łzy. Odwróciłem się, aby być przodem do niego nim nie przytuliłem się do klatki piersiowej bruneta.
Harry pozwolił mi wypłakiwać się w jego ramię. Kołysał nami, głaszcząc moje włosy i mówił do mojego ucha jak bardzo mnie kocha. I wiem, że powienienem dziękować Bogom, że zesłali dla mnie tego anioła, którego ja tak strasznie, tak bardzo i bezgranicznie pokochałem. Za jego czyny, gesty, słowa, dotyk, którym mnie obdarza, pocałunki, które rozmieszacza na mojej twarzy, gdy coś jest nie tak, za poczucie, że to przy nim chcę przeżyć jutrzejszy, kolejny i następny dzień, nawet jeśli ten miał przynieść koniec wszystkiego.
Ponieważ nikt jeszcze nie wiedział, co nas czeka. Ale ja byłem spokojny ze swoją miłością.
Zedytowałam ten rozdział na okienku w szkole, miłego dnia wam życzę!!
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro