Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 "Ktoś potrzebuje naszej pomocy, bo jest właśnie katowany na śmierć"

Chryste, kiedy to się wreszcie skończy? – jęknąłem w duchu, zapisując w zeszycie czarnym atramentem jedynie naważniejsze informacje dyktowane przez mojego wykładowcę, z niecierpliwością wyczekując aż wreszcie z pomiędzy jego warg padną te piękne słowa, którymi obwieści koniec zajęć.

To niesamowite, że słowa wykładowcy są jedną z tych rzeczy, których nienawidzimy, ale jednocześnie kochamy, kiedy w końcu po ponad dwóch godzinach wykładów można wrócić do donu. Kolejny raz żałowałem tego, że Liam nie może mieć ze mną tych głupich zajęć. Poważnie, wybierając kierunek psychologii myślałem, że to wszystko będzie łatwiejsze. Radziłem sobie nieźle z nauką, ale dzisiejszy dzień należał do tych, na których zupełnie nie mogłem się skupić. Możliwe, że to dlatego, iż wczorajszego wieczoru otrzymałem jeszcze jeden tajemniczy list, brzmiący:

Patrz za siebie.

Kiedy w końcu zajęcia dobiegły końca byłem jedną z pierwszych osób, które wręcz wybiegły na złamanie karku z sali. Skierowałem się w stronę wyjścia z budynku, gdzie umówiłem się z Payno, niemal w tym samym miejscu, w którym mój kumpel wyczekiwał mojej osoby każdego dnia.

Poprawiłem ciążącą na ramieniu torbę, gdy schodziłem po schodach w dół, i w dół, jakby schody ciągnęły się w nieskończoność. Kolejny dzień nie należał do mnie, ale może jeszcze nie wszystko stracone; w końcu mam ciągle cały wieczór przed sobą.

Uśmiechnąłem się półgębkiem, czując na sobie – tak jak zdarzało się to często – spojrzenia moich rówieśników. Cholera, mój przyjaciel śmiał się, że ja nawet z hetero faceta potrafiłem zrobić geja.

Mój obmierzły uśmiech poszerzył się, kiedy usłyszałem obok siebie gwizdnięcie, a gdy spojrzałem na chłopaka, idącego po mojej prawej stronie uśmiechnąłem się do niego cwanie, zataczając biodrami intensywne okręgi, kiedy zbliżałem się szerokim chodnikiem do mojego przyjaciela, stojącego na parkingu szkolnym.

 – Paynooo! – zawołałem, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wskakując mu na plecy, o mało nie powalając w ten sposób na ziemię. Mijający nas studenci patrzyli się na naszą dwójkę z rozbawieniem.

 – Złaź ze mnie ty kalaruchu, p-pasożycie! – zawołał Liam, okręcając się wokół, próbując mnie z siebie zrzucić. – Poważnie Louis, masz tłusty tyłek.

 – Czy Ty sugerujesz, że jestem gruby, nikczemny kutafonie? – oskarżyłem go, mając w poważaniu to, że robiłem obciach nie tylko sobie, ale i jemu.

 – Tak, jesteś! – Liam zaśmiał się, sięgając do mojego pośladka, który był na jego wyciągnięcie ręki, a następnie dał mi siarczystego klapsa, przez co natychmiast pisnąłem, zeskakując z jego pleców. – A teraz bierz swoje fałdy tłuszczu spod pachwin i jedziemy do akademika przyszykować się na wieczór.

 – Wow, wow, wow! – udałem przesadne zaskoczenie. – Od kiedy to mój stary, dobry przyjaciel wręcz sam wyciąga mnie na imprezę, zdradzając swoje notatki z zajęć?

Zaśmiałem się melodyjnie, obserwując jak mimika Liama zmienia się przez moje słowa. Naburmuszył się, ruszając w stronę samochodu. Zupełnie jak obrażony niedźwiadek...

 – Chcę ci dzisiaj pokazać, że można chodzić na imprezy, przy tym nie zalewając się całkowicie i nie idąc do łóżka z pierwszym, lepszym facetem.

 – Ej no! Ja właśnie chciałem dzisiaj się pieprzyć! – wydąłem dolną wargę, nie kryjąc swego zawodu. – Potrzebuję jakiegoś typowego dominanta... Ostatnio mi się same cipy trafiają!

 – Louis, osłabiasz mnie. Może naprawdę masz z tym problem? – Payne westchnął, otwierając swój samochód kluczykiem. – Martwię się o ciebie, Boo.

 – Lee, załapałem Twój ostatni przekaz z wczoraj, postaram się być grzeczny. – wywróciłem oczami. – Ty to zawsze potrafisz zepsuć najlepszą zabawę!

Zająłem miejsce pasażera, zapinając pas i włączyłem radio, z którego od razu zaczęła lecieć przyjemna popowa muzyka. Podrygiwałem nogą, co jakiś czas podśpiewując Arianę Grande pod nosem.

 – Jesteś dla mnie jak młodszy braciszek. Mój mały LouLou. Ale czasami zachowujesz się gorzej niż dziecko i wtedy nie mogę cię ścierpieć.

 – I nawzajem, misiu. – przesłałem mu buziaczka, równocześnie też puszczając oczko w stronę szatyna. – Stary! Wszyscy chłopcy z uniwerka mnie kochają!

Liam zaśmiał się, skręcając w odpowiednią uliczkę i pokiwał głową. – Nie od dziś. Ale poważnie Lou, kręci cię to? Dla mnie po tygodniu stałoby się to uciążliwe.

 – Masz na myśli uwagę od innych facetów? – zagadnąłem z małym uśmieszkiem. – Owszem, niektórzy zachowują się jak oblechy i pozwalają na zbyt wiele w nieodpowiednich momentach ale poważnie, tak, lubię to.

 – A dziewczyny? – dopytywał. – Również masz u nich powodzenie, mimo, że posiadają dokładną wiedzę o Twojej orientacji. Nie przeszkadza ci to? I dlaczego mnie nikt nie chce, a takiego karła z wielką dupą pragnie pół szkoły?!

 – Mam w sobie "to coś" – odparłem niby niewinnie. – Ty zwyczajnie nie posiadasz czegoś takiego jak seksapil, Payno. Całą energię przeznaczasz na naukę, kujonie.

 – Ostatnio Sophia powiedziała, że jestem uroczy. – odparł z wyrzutem, odrywając dłonie od kierownicy na krótki moment. – Kurwa, uroczy. Chodzę na siłownię, żeby być uroczym, czy by robić mięśnie? Aż samemu mi siebie żal.

– Oh, przesadzasz. – machnąłem ręką. – Ja jestem nazywany przez wszystkich uroczym, czy słodkim i nie marudzę!

 – BO TY JESTEŚ NA DOLE! – zbulwersował się chłopak. – A ja, jako mężczyzna będący na górze, nie mogę być uroczy. Nie mam ostatnio powodzenia u dziewczyn... – powiedział już nieco spokojniej – ... ani chłopaków. Co za życie...

 – Za to masz powodzenie z prawą ręką i Leo. – pstryknąłem go w nos. – Mój drogi, umówmy się tak. – położyłem dłoń na jego ramieniu, samemu nie mogąc uwierzyć w swój chytry plan. – Ja ostatni raz dam dupy przypadkowemu typkowi przed "odwykiem". – nakreśliłem palcami cudzysłów – i pomogę ci przy okazji kogoś poderwać. Pasuje?

 – Nie, nie pasuje. – Liam uśmiechnął się do mnie zupełnie nieszczerze, mówiąc przesłodzonym tonem głosu. – Idziemy dzisiaj do klubu na moich zasadach i nawet nie staraj się zmienić mojego zdania Louis. Masz problem z seksem, tak - problem, i ja, jako jedyny dojrzały, mądry i poważny mężczyzna chcę ci pomóc. Więc, albo zgadzasz się na to, albo znów zostajesz w domu.

 – Jak ja nienawidzę, gdy włącza ci się tryb matkowania, wiesz? _ prychnąłem, krzyżując na piersi swe ramiona obrażony, że Liam nie skusił się na mój układ.

 – Już nie bądź takim złym szczeniaczkiem. – cmoknął do mnie, parkując pod budynkiem. – Jeśli nie poprawisz swojego zachowania wobec seksu, zadzwonię do Twojej babci, która jakby nie patrzeć jest Twoim prawnym opiekunem do dwudziestego pierwszego roku życia. – powiedział, powoli ściągając dużą dłoń z moich warg. Prychnąłem na wspomnienie o kobiecie, która już przestała o mnie pamiętać. – Lou, wiem, że kiedyś może ci to pomagało, mogłeś odreagować i w ogóle, ale pomyśl: czy Twoja mama byłaby teraz dumna z syna seksoholika?

Na jego słowa wstrzymałem powietrze, spuszczając wzrok na szybę, znajdującą się przede mną.

 – Ja... u-hm... – wydukałem nerwowo, przełykajac ciężko ślinę. – Nie mieszaj w to mamy. – burknąłem cicho.

Chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy, która nie była niekomfortowa, chociaż powietrze zrobiło się dużo bardziej ciężkie. W końcu spojrzałem na Liama, który patrzył na mnie cały czas i przyjemnie pogłaskał delikatnie mój policzek, klepiąc go dwa razy. Posłał mi uśmiech, odpinając mój pas, a ja jeszcze w tamtym momencie myślałem o jego słowach.

 – Gdzie ta impreza? – zagadałem wreszcie do chłopaka, przyjmując na twarzy sztuczny, cyniczny uśmiech, gdy znaleźliśmy się na klatce naszego akademika (ignorowaliśmy zawzięcie kłócących się na drugim piętrze cyganów, kwestia przyzwyczajenia).

 – Myślałem nad tym klubem na końcu dzielnicy. – powiedział, wyciągając z tylnej kieszeni spodni pęczek kluczy – Tym dwie ulice za biblioteką.

 – Boże, tam jest od chuja ćpunów... – powątpiewałem. – Unikniemy ich tylko wychodząc między pierwszą, a drugą.

 – Dobrze, wyjdziemy między pierwszą, a drugą. – Liam wzruszył ramionami, otwierając drzwi. Wszedł jako pierwszy, a następnie ja przekroczyłem próg naszego skromnego akademickiego mieszkania. Odłożyłem torbę na komodzie i zacząłem ściągać buty. – Jest tam trochę niebezpieczne, ale przecież jestem Liam James Payne! Powalę każdego, kto się zbliży do mnie, albo do ciebie, marchewko.

 – Jak znam ciebie, gdyby ktoś próbował nam wpierdolić, to starałbyś się rozwiązać to rozmową. –zarechotałem prześmiewczo.

 – Jeśli rozwiązanie pokojowe nie przyniosłoby skutku, doszłoby do rękoczynów, nie martw się!

Liam ruszył do salonu i westchnął, patrząc na listy mojego "prześladowcy" leżące na stole.

 – A z tym co? Podjąłeś jakąś decyzję? – spytał. – Doszedłeś do jakiegokolwiek wniosku?

 – Mam jedną wielką pustkę w głowie. – westchnąłem. – Nie mam bladego pojęcia czy to jest na poważnie, czy jakiś śmieszek robi sobie ze mnie jaja.... Zaraz, zaraz! – wykrzyknąłem, gdy coś przyszło mi do głowy. – Może to ten dziwny Francuz z piętra niżej? Nie lubi mnie po tym jak powiedziałem, że jego dziewczyna ma wąsy. Kutas.

 – A nie powiedziałeś czasem, że śmierdzą jej stopy? – Payne zmarszczył brwi, zamyślając się; ja za to zaśmiałem, tłumacząc mu, iż była to sytuacja z innym kolegą i jego dziewczyną.

 – Tak więc wniosek jest taki, iż nagrabiłeś sobie z połową ludzi z bloku. – Liam pokręcił głową. – Jednak co za dureń wysyłałby ci groźby z takiego powodu? Myślę, że to nie jest dobre, Lou. To wróży coś złego.

 – Przecież i tak nie pójdę z tym na policję. – wzruszyłem ramionami. Liam posłał mi pytające spojrzenie. – Nie mam żadnych dowodów, ani wskazówek. Odeślą mnie z kwitkiem.

 – Rzeczywiście, to nie ma zbyt wielkiego sensu. Poczekamy co będzie dalej, okej? To mnie zaczyna przerażać. – powiedział z udawanym strachem, przez co roześmiałem się, jednak w duchu przyznałem, że i ja czuję niepokój.

*

W porządku, nie sądziłem, że spławianie tak gorących i napalonych na mnie chłopaków okaże się tak piekielnie trudne. Normalnie już dałbym się jednemu z nich zaciągnąć do toalety, lecz obiecałem przyjacielowi wytrwałość.

Tańcząc z jednym brunetem widziałem, że chłopak ma na mnie ogromną ochotę. Sam pomyślałem, że jest naprawdę gorący, ale kiedy zaczął się o mnie ocierać wiedziałem już, że niedługo spyta mnie "hej, chcesz się pieprzyć?", a ja wtedy byłbym w dupie, dlatego starałem się od niego subtelnie odsunąć, lecz on napierał na mnie swoim ciałem, kiedy ja robiłem się coraz bardziej napalony, mając ochotę przybliżyć pośladki do jego krocza, krzycząc, aby zrobił użytek ze swojego kutasa.

Nagle za sobą usłyszałem potężne kaszlnięcie, które zwróciło nie tylko uwagę naszej dwójki, ale również ludzi znajdujących się obok mnie.

Liam...

 – Osz, kurwa – jęknął teatralnie, nadal kaszląc. – Coś mi naleciało do gardła, tak. Wybacz, on jest mój. – zwrócił się do mojego tańcowego partnera poważnym tonem głosu. Miałem ochotę sapnąć i dać mu w twarz.

 – Oh... – chłopak szybko, jednak z wyraźnym zawiedzeniem zabrał z mojej talii swoje dłonie. – Wybacz, stary, nie wiedziałem. – skinął przepraszająco w stronę szatyna nim odszedł.

Spojrzałem na Liama, tłumacząc mu, że nie doszłoby do niczego więcej, a on tylko wzruszył bark
– Zdobyłem zioło. Idziemy zapalić?

 – Z Tobą zawsze, misiu! – przesłałem mu żartobliwego buziaczka, nawiązując do tego, co powiedział do tamtego chłopaka. Czułem jak moje policzki płoną, a chłodne powietrze mogłoby przynieść mojemu rozpalonemu ciału błogą ulgę.
 – Chodźmy, kotku! – Liam zaśmiał się, całując moje czoło, przez co i ja roześmiałem się, ciągnąc go w stronę wyjścia z klubu, w którym było zdecydowanie za głośno i za dużo ludzi plątało się wokół mnie. Potrzebowałem pięciu minut oddechu.

 – Spokojnie, kochanie. Jeszcze zdążysz złapać fazę. – Liam parsknął śmiechem, po chwili oddychając głęboko i głośno przez nos, kiedy wyszliśmy z klubu, a ja poczułem na twarzy rzeźkie i lekko zbyt chłodne jak dla mnie powietrze.

Za pomocą zapalniczki chłopak zapalił wpierw swojego skręta, aby następnie to samo zrobić z moim. Ja czym prędzej się zaciągnąłem, przymykając z błogości powieki.

– Wyglądasz jakbyś właśnie dochodził i ja widząc to czuję się zażenowany. – skomentował mój starszy przyjaciel, podchodząc do mnie i pięścią uderzając w moją klatkę piersiową.

– Gdy dochodzę wyglądam ciut inaczej i jestem głośniejszy. – puściłem mu oczko, zanim ponownie włożyłem skręta do ust. – Oh-m... Liam! – pisnąłem, udając orgazm.

 – Wyobraź sobie, że dosyć często cię słyszę, serio. Mógłbyś sprowadzać ludzi wtedy, gdy nie ma mnie w drugim pokoju. Później mam koszmary w nocy. – jęknął, krzywiąc się i zapłakał: – Niszczysz moją psychikę!

 – Kłamca! – burknąłem. – Nie zdziwiłbym się, jeśli niejednokrotnie już waliłeś sobie, słuchając seksownych krzyków swego przyjaciela. – powiedziałem pewnie.

 – Tak, bo nie mam do czego sobie walić, tylko do Twojego "oh, kurwa, mocniej! Głębiej!" – udał mój wysoki głos, robiąc to zbyt głośno, ponieważ zwrócił na siebie uwagę dwóch gości, stojących przed klubem. – Naprawdę mam do... Ej, słyszałeś to?

– Nie – ściągnałem brwi, widząc zdezorientowanie na twarzy Liama. – Co dokładnie?

– Jakby, odgłosy niezłego napierdalania się i kobiece krzyki. – Liam zmarszczył brwi, wyrzucając niedopałek na chodnik i przydeptał go stopą.

 – Cicho. – pokazałem mu gestem dłoni, aby się uciszył, ponieważ chciałem wsłuchać się w coś, co dobiegało moich uszu z oddali.

Przymknąłem powieki skupiając się na odgłosach, kiedy wyraźnie usłyszałem takie słowa jak "jeszcze raz się tak odezwiesz, a cię zajebie!". Naprawdę się przeraziłem, krzywiąc w grymasie.

 – Nie podoba mi się to, Liam. Lepiej tam chodźmy. – powiedziałem mu, prawie od razu, porzucając w zapomnienie niedokończonego skręta.

 – Co?! - Liam wrzasnął. – W życiu! Nie pakujmy się w kłopoty, Lou. Tu jest niebezpiecznie.

– A jeśli ktoś potrzebuje naszej pomocy bo właśnie jest katowany na śmierć?! – okazywałem swoje poruszenie.


– To poinformuj tych goryli, do cholery! – powiedział zfrustrowany, a ja widziałem, jaki mętlik tworzy się w jego głowie. – Dobra, kurwa, chodź. – powiedział w końcu słysząc ponowne nawoływanie dziewczyny. Złapałem go za ramię, praktycznie ciągnąc za sobą, gdy biegliśmy za budynek, skąd dobiegały odgłosy szamotaniny.

Na nasze szczęście ani ja, czy tym bardziej Liam nie wypiliśmy dużo, więc oboje myśleliśmy trzeźwym umysłem. Nienawidziłem przemocy, a tam atakowany mogł być niewinny człowiek, a nawet kobieta. Obiegając budynek, z ktorego można usłyszeć było grającą muzykę zauważyłem trzy postaci.

W pierwszej chwili zastygłem w bezruchu z przerażenia, gdy obserwowałem jak wysoki, dobrze zbudowany chłopak bił już ledwo przytomnego rudzielca. Dodatkowej grozy sytuacji nadawała płacząca obok z bezradności młoda dziewczyna.

 – Wystarczy! Wystarczy, zostaw go już, proszę cię o coś do kurwy nędzy! – krzyczała na chłopaka farbowana blondynka, próbując odciągnąć lokowatego mężczyznę od młodszego chłopaka. Spojrzałem na Liama, w którym zaczęła wyraźnie gotować się krew, kiedy blondynka spojrzała na nas błagalnie.

 – Ej! – wrzasnąłem. Mój głos zadziałał na mojego przyjaciela jak wciśnięcie odpowiedniego przycisku, ponieważ dokładnie w tym samym czasie pobiegliśmy w ich kierunku. – Co tu się dzieje?!

 – Proszę, pomóżcie mi. – zapłakała naprawdę piękna (nadal jestem gejem) dziewczyna, truchtając do nas. – To mój brat, on jest trochę zbyt wybuchowy i kiedy ten człowiek mnie zaatakował... s-sami widzicie.

 – Zabijesz go, do chuja! – zawołał Liam, gdy minęliśmy dziewczynę, wyciągając ramiona w kierunku wyraźnie wkurwionego gościa, którego zaczęliśmy z całej siły odciągać od leżącego pod nim chłopaka.

 – Ty sukinsynie! – chłopak plunął ogniem i przekleństwami na tamtego chłopaka, który jak zdążyłem się dowiedzieć nie był wcale niewinny. W końcu mężczyzna zaczął nam ulegać, ale widocznie zezłościł się, celując pięścią w Liama. – Nie dotykaj mnie, do chuja!

Moje oczy o mało nie wyskoczyły z orbit, gdy szatyn zatoczył się gwałtownie do tyłu, chowając twarz w dłoniach. Siostra wzburzonego loczka pisnęła, widząc to.

 – Ja pierdolę, Liam! – podszedłem do mojego przyjaciela, łapiąc go pod żebrami, by nie stracił równowagi. Po kilku sekundach starałem się zdjąć dłonie z jego twarzy, przerażając się na to, co zobaczyłem, ponieważ jak ten oleś jednym ruchem zranił jego nos, oraz oko?

 – Pojebało cię?! - w przypływie rosnącej agresji  wrzasnąłem na bruneta. – Najpierw prawie przyprawiasz gościa o utratę przytomności, a teraz lejesz przypadkowe osoby?!

Patrzyłem na mojego przyjaciela, który jęknął z bólu, gdy dotknąłem jego brody, by przytrzymać jego twarz.

 – Kurwa, krwawisz jakby wszystkie moje siostry dostały nagle okresu!

 – Cholera, nie chciałem tak mocno... – zarówno ja, jak i Liam utkwiliśmy swe skonsternowane spojrzenia w chłopaku, który odezwał się przed sekundą.

 – Dajcie mi chociaż jakąś pieprzoną chusteczkę. – zajęczał Liam z przymkniętymi powiekami, wciąż niemiłosiernie krwawiąc.

 – Możemy pójść do mnie, mieszkam niedaleko. – zaoferował brunet, powodując, że zgłupiałem już do reszty. – Tylko najpierw... Hej, gdzie się podział ten szczur?! – warknął. – Jakim cudem tak szybko zwiał?!

 – Jakim cudem w ogóle zwiał? – wrzasnąłem na chłopaka, którego twarzy prawie w ogóle nie widziałem. – Myślałem, że już nie żyje, Boże nieważne. Teraz masz doprowadzić mojego przyjaciela do porządku, po tym jak dałeś mu w pysk.

 – Nie gorączkuj się tak, już, już.

Chłopak z kręconą czupryną chwycił Liama pod ramię.

 – Gemma, chodź z nami – zwrócił się do blondynki.

 – Jestem na ciebie wkurwiona Harry i przerażona! – okej... więc ma na imię Harry, ciekawe. – Jaki kurwa dajesz mi przykład, na moich oczach bijąc kogoś, kto nie zrobił mi zupełnie nic?!

 – Nadal mam ci dawać przykład? _ parsknął, ruszając powolnym krokiem w znanym sobie kierunku. – Masz dziewiętnaście lat, a nie dziewięć, siostrzyczko.

 – Zamknij już ten głupi pysk, bo od teraz nie odzywam się do ciebie ani słowem. – westchnęła, stukając o chodnik swoimi wysokimi obcasami.

 – Chyba będę wymiotować. – ogłosił mój przyjaciel, kiedy starałem się go prowadzić tak, by szedł prosto. – Dzięki, kurwa za wspaniały wieczór.

 – Ja chciałem sobie tylko zaruchać. Już byliśmy dawno w domu. – wyrzuciłem swojemu przyjacielowi, niczym obrażony pięciolatek.

 – Przestań pierdolić tylko o swoim ruchaniu, do chuja. – burknął Liam, popychając mnie lekko, przez co puściłem jego ciało, a on szedł dalej sam, plując co jakiś czas na chodnik krwią, która ciekła z jego nosa do ust.

 – Nie ruszaj się tak gwałtownie, stary. – odezwał się do niego Harry. – Jesteś całkiem spory i jak zasłabniesz to cię będę musiał ciągnąć po chodniku.

 – Chcę już po prostu iść spać. – powiedział Liam, wycierając krew ze swojej twarzy rękawem swojej kurtki. Dopiero kiedy znaleźliśmy się w oświetlonej przez latarnie ulicy mogłem przyjrzeć się kędzierzawemu chłopakowi.

I Chryste, mam nadzieję, że sposób, w jaki odwróciłem głowę nie wydał się nikomu zbyt dziwny, ponieważ nie spodziewałem się, że mógłby on być tak kurewsko przystojny. Posiadał w rysach swej twarzy wszystko to, co kręciło mnie najbardziej.

Wyglądał na starszego ode mnie o co najmniej cztery lata, co dodawało mu już wiele w moich oczach. Był przy swojej zbudowanej sylwetce wysoki, bardzo męski i przy tym posiadał w sobie coś, czego raczej nie potrafiłem nazwać. Zapewne jest świetnym dominantem, o ile ogóle jest gejem, czy chociaż biseksualistą.

Kątem oka podziwiałem jego piękne (ale też pokaleczone) i duże dłonie. Miałem wrażenie, że moja zginęłaby pomiędzy tymi długimi palcami...

Idąc kawałek obok niego widziałem również, że ma on sporo większe ode mnie stopy, przyzdobione w czarne, zwykłe buty, jak... sztyblety? To chyba to.

 – Jest w porządku, skarbie? Nie kręci ci się może w głowie? – Gemma położyła dłoń na bicepsie mojego przyjaciela, zadając te pytania z wielką troską.

 – Nie, nie bardzo. Ale mam wrażenie, że cała moja twarz odpada i może oko mi wypłynęło? – spytał głupio, mrugając i sapiąc pod nosem. Wiedziałem, że jeszcze przez długi czas będzie wypominał, że to moja wina.

 – Wybacz, naprawdę nie chciałem – westchnął brunet. – Trochę tracę nad sobą... kontrolę, gdy jestem zły.

 – Dlaczego zaatakowałeś tamtego faceta? – spytałem szybko, jakby bojąc się, że mogę zostać okrzyczany przez tego wielkiego chłopaka. Chociaż to mogłoby być podniecające, on krzyczący na mnie i... okej, tu się zatrzymajmy.

 – Bo zaczepiał moją siostrę. – zmarszczył nos i zmrużył oczy na to wspomnienie. – Później jeszcze rzucił jakimś obleśnym tekstem i myślałem, że mnie chuj strzeli...

 – Tak, był nachalnym dupkiem i sama dałam mu z liścia, ale przez to było gorzej i Harry wybuchł. – dopowiedziała dziewczyna. – Tak w ogóle, Twój przystojny przyjaciel to Liam, a ty?

 – Louis. – odparłem jej, kładąc nacisk na wymowę końcówki mojego imienia, aby na pewno ona, jak i jej brat zrozumieli, że "s" na końcu jest nieme.

 – Jestem Gemma, tak dla jasności, mój braciszek to Harold. – dziewczyna zachichotała. – I właśnie znaleźliśmy się na miejscu.

 – Nie kłamałeś mówiąc, że mieszkasz blisko. – mruknął Liam, gdy Harry otworzył przed nim drzwi. – Ja nie umieram, gościu; nie przejmuj się tym wszystkim aż tak. – zaśmiał się krótko.

 – Raczej bicie ludzi nie jest moją codziennością... no chyba, że ktoś lubi! – Harry zaśmiał się, a ja zobaczyłem w jego pieprzonych policzkach dołeczki. Moja wyobraźnia zaczęła pracować... – Zapraszam w moje skromne progi.

 – Bardziej skromne niż moje i Louisa mieszkanie się już chyba nie da. – odpowiedział mu szatyn, kiedy cała nasza czwórka weszła już do małego przedpokoju.

 – Wiele podróżuję, zmieniam mieszkania jak rękawiczki i właściwie to cud, ponieważ tutaj mieszkam już trzy miesiące, no prawie. – mówił Harry. – Gemma, nawet nie wiem gdzie mamy apteczkę. Była w kuchni, czy może łazience?

 – W kuchni, ty dzbanie. – parsknęła, zdejmując buty. – Tobie też przydałby się jakiś opatrunek, bo masz całe knykcie zdarte.

 – Jakoś przeżyje. Było warto i nie żałuję. – wzruszył ramionami, odchrząkując. 

Głos Harry'ego był bardzo niski i zachrypnięty, jednak przy tym... tak gładki

Gemma zaprowadziła Liama na kanapę, a ja nie wiedziałem co ze sobą robić, więc rozglądałem się po mieszkaniu, gdy dziewczyna już zaczęła zajmować się obitą twarzą Payne'a.

 – Z tymi kolorkami już żadna mnie nie zechce. – Liam wydął dolną wargę, gdy ja byłem w trakcie dyskretnego zaglądania Harry'emu na półki. 

– Pomyślą, że jesteś bad boyem! – zaśmiała się Gemma.

 – Uwierz mi, że Liam nawet z obitą mordką będzie takim samym książkowym misiem, jakim już jest. – zaśmiałem się, wkładając moje dłonie do kieszeni.

 – Czemu wszędzie musisz robić mi reputację kujona?! – prychnął z oburzeniem, a ja jedynie wzruszyłem ramionami z uśmiechem, czytając widniejące na grzbietach książek tytuły. Harry zdecydowanie uwielbiał kryminały.

Gemma zaczęła rozmawiać z moim kumplem o książkach, szkole i innych rzeczach, które zupełnie mnie nie interesują, więc przystąpiłem z nogi na nogę nagle marszcząc brwi, kiedy na stoliku zauważyłem leżące trzy koperty... znajome koperty.

Spojrzałem ukradkiem w kierunku tamtej trójki; widząc, iż Harry był zajęty przeglądaniem czegoś w telefonie, zebrałem się na odwagę, by obejrzeć te otwarte już koperty z dwóch stron.

Wziałem do ręki jedną z białych kartek rozchylając wargi, gdy nagle w zupełności już trzeźwiejąc wiedziałem, że są to te same listy z groźbami, które ja sam zacząłem otrzymywać. W mojej głowie pojawił się kompletny mętlik, aż w końcu podskoczyłem, upuszczając kartkę, kiedy usłyszałem bardzo blisko swojego ucha głos Harry'ego.

 – Mamusia nie uczyła, że cudzych listów się nie czyta, mały? 

Cudem powstrzymałem się od pisku, bo kurwa; nie znosiłem, gdy ktoś tak zachodził mnie od tyłu.

 – N-nie strasz mnie, k-kurwa! – zająkałem, krzycząc na niego i otworzyłem oczy szerzej, kiedy chłopak wyprostował się, i cholera; sięgam mu do klatki piersiowej, serio?! W dodatku patrzył prosto na mnie i jego wzrok wypalał moje własne oczy.

 – Nie grzeb w moich rzeczach, wścibski krasnalu – uniósł do góry jedną brew. – To bardzo nieładnie.

 – Wścibski... – sapnąłem pod nosem, powtarzając jego słowa otwierąwszy szerzej usta. Patrzyłem na niego wrogo, tak samo jak on na mnie.

 – Wyglądasz w sumie na kleptomana. – stwierdził, podchodząc jeszcze bliżej mnie. – Jesteś nim, Lewis?

 – Co kurwa? – spytałem go, czerwiejąc się przez złość, jaka rozlała się wewnątrz mojego ciała po wszystkich możliwych organach. – Nie chciałem tego ukraść, uwierz, wiesz czemu? Bo mam identyczne u siebie do chuja!

Widziałem jak dosłownie w ułamku sekundy twarz Harry'ego drastycznie zmieniła swój wyraz, zwłaszcza po ujrzeniu zapewne w moich oczach, iż mówiłem całkowicie poważnie. 

 – Że jak?

 – Dokładnie tak. Zacząłem dostawać coś takiego trzy dni temu. – powiedziałem mu, spoglądając bok, gdzie jak się okazało obserwował nas Liam i Gemma. – Dostałem dwa listy, a ty trzy, czy to znaczy, że również otrzymam trzeci?

 – Co pisało na Twoich dwóch pierwszych? – zapytał, drżącą ręką, chwytając wszystkie koperty.

 – Przecież mówię, że dostałem zupełnie identyczne listy. – przewróciłem oczami, przełykając ślinę. – Na początku wziąłem to jako żart, później dostałem ten drugi, wczorajszego wieczoru z tym podpiskiem: Pilnuj się.

 – Następny wygląda tak. – mruknął, wręczając mi do ręki kartkę, której nie zdążyłem przed tem sam zobaczyć. Czułem jak w jednej chwili straciłem prawie władzę w nogach po odczytaniu treści trzeciego listu.

Radzę ci nie wychodzić z domu.

List przedstawiał dosadną przestrogę, zabraniającą opuszczania mojego mieszkania. Zamrugałem kilka razy, przymykając powieki.

 – Dlaczego ktoś wysyła to mi i Tobie?

 – Wiesz, myślałem, że to tylko jakiś głupi żart mojego psychicznego sąsiada, ale teraz... jestem, kurwa przerażony. – powiedział brunet, dziwnie słabym głosem.

 – Mówiłem... – usłyszałem Liama, więc automatycznie na niego spojrzałem – ...mówiłem żebyś wziął to na poważnie. Co jak pewnego dnia ktoś rzeczywiście coś ci zrobi? Masz nie wychodzić z akademika.

 – Jestem dorosły, pragnę ci przypomnieć. – mruknąłem od razu negatywnie nastawiony. Nie znosiłem z całego serca, gdy ktoś mnie kontrolował.

 – Czekajcie, akademik? Po ile wy macie lat, dzieciaki? – spytał Harry z cwanym uśmieszkiem na twarzy, za co miałem ochotę go uderzyć. Już go znienawidziłem, kiedy zaczął zachowywać się jak dupek. I to tylko dla mnie!

 – A co? Masz kompleksy związane ze swoim sędziwym wiekiem, starcze? –odpyskowałem mu natychmiast, niemal plując jadem.

 – Nie, dopóki jestem cały czas tak samo piękny i seksowny. – puścił oczko w moim kierunku, unosząc kącik ust do góry, zupełnie tak, jakbyśmy właśnie nie rozmawiali o otrzymanych groźbach.

 – Odpuśćcie sobie te wasze gejowskie zaloty, niczym rodem z podstawówki i porozmawiamy lepiej o tych listach! – przerwała nam siostra bruneta.

 – Dobra, siadaj, maluchu. – powiedział Harry, wypuszczając ze swoich ust powietrze, gdy rzucił koperty na stół. – Od czego zaczynamy?


Mówiłam, że będzie się działo 😎 A to zaledwie preludium tego co jest w całej książce ♡

Postanowiłam, że rozdzialy będą się pojawiały w poniedziałki i piątki, tak więc do zobaczenia i już życzę udanej 9 rocznicy powstania 1D dla fanów!!! (Ja osobiście jestem w fandomie mniej więcej 6 lat także duh)

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro