Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 "To przez was on zginął!"

EMILKA, ROZDZIAŁ NIE ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY O TWOJE ZASRANE PRZECINKI, BO DOPIERO WIECZOREM BĘDĘ MOGŁA, A BOJĘ SIĘ, ŻE ZAPOMNĘ DZIŚ WSTAWIĆ (bo i tak zapomniałam dzisiaj prawie całkowicie), WIĘC PRZECZYTAJ DOPIERO PRZED SNEM, ŻEBY SIĘ NIE DENERWOWAĆ, BUZI UWUWUWUWU


- Nadal mi się to nie podoba. - wymamrotałem w rękaw kurtki Harry'ego, w który się właśnie przytuliłem dyskretnie go wąchając.

Nasza relacja była dziwna. Trochę skomplikowana. Nic nie określaliśmy i nie nazywaliśmy. Zachowujemy się jak dawniej tylko czasem jesteśmy bardziej czuli, ale to nie tak, że nagle z dnia na dzień staliśmy się parą, nie, nasze zachowanie nie jest wcale jakbyśmy byli w związku... Podoba mi się to, co teraz mamy.

- Louis, musisz nauczyć się korzystać z broni. - mruknął zdecydowanie chłopak. - Sytuacja w jakiej jesteśmy jest zbyt poważna abyś jedynie wyuczył się paru ruchów z samoobrony.

Westchnąłem wgniatając się w fotel. Okazało się że Zayn ma gigantyczne auto, piękne, wielkie jak z moich marzeń. Przyjemnie tu pachniało, nowością i takim... Facetem.

- Daleko jeszcze? - spytał Liam siedzący na miejscu pasażera. Pewnie on i Zayn myślał, że nikt nie widzi ręki leżącej na udzie szatyna.

- Nie. - pokręcił głową mulat. - Musimy jedynie wjechać dosyć głęboko w las, żeby nikt nas nie zobaczył.

- Dzisiaj wieczorem pojadę z Zaynem po moje i Harry'ego auto do miasta. Będzie łatwiej niż poruszać się jednym. - powiedział Nick.

- Spaaać... - jęknąłem marudnie, następnie ziewajac. - Dlaczego obudziliście mnie przed dziewiątą?

- Bo przespałbyś cały dzień. Co będziesz robił w nocy? - spytał mnie mój przyjaciel. Jak zwykle zaczął mi matkować.

- Spałbym, Liam. - prychnąłem. - Nie wszyscy są tak pojebani jak ty i wolą "nie marnować dnia". Spanie to nie jest marnowanie dnia!

- Jest. - powiedział Payne, kłócąc się ze mną. - Przez ten czas możesz się czegoś nau-

- NIE ZACZYNAJ Z TYM, LIAM JAMES PAYNE.

- Czy Ty robisz coś dla rozrywki prócz wychodzenia raz na ruski rok na imprezy, Payno? - zagadnął go rozbawiony Harry.

Chłopak spojrzał na niego wrogo:

- Odpowiedź brzmi-

- Nie. - warknąłem. - Odpowiedź brzmi nie. Liam jest najnudniejszym człowiekiem na tej ziemi. On tylko cały czas czyta, uczy się, czyta, a raz na dwa miesiące ma czas gdzie musi zjeść lody miętowe i żelki kwaśne. Później znów się uczy.

- Przynajmniej coś w życiu osiągnę!

- Wyobraź sobie, że aby zostać psychologiem nie trzeba wcale wielkiego wysiłku. - przewróciłem oczami.

- Dlatego chcesz zostać psychologiem, leniu? - odpyskował mi.

- Lubię się wymądrzać i mówić innym co powinni robić. - odparłem doprowadzając tym do śmiechu Harry'ego.

- Czy to ma jakieś nawiązanie do twojego życia seksualnego? Nie wiem co myśleć o tym drobnym śmiechu Harry'ego. - powiedział Nick.

- Nie wiem czy przekłada się to na życie łóżkowe, ale zdecydowanie w życiu codziennym Tommo kocha rozstawiać innych po kątach. - wtrącił się znowu Liam.

- Wcale nie. Jestem ładnym, grzecznym chłopcem, ale lubię czasem rządzić. - powiedziałem, mówiąc powoli. - Dajcie mi wszyscy spokój.

- Ty chyba jesteś uległy tylko w jednej dziedzinie życia. - Payne pokazał mi język, a ja odpowiedziałem mu środkowym palcem, ignorując głupi uśmiech Harry'ego.

- No tak, odezwał się "nigdy nie będę na dole" oraz "nikt nie będzie wkładał mi kutasa w dupę" pan. - powiedziałem, obserwując dumnie jak policzki Payne'a robią się czerwone.

- Kocham uderzać w jego czułe punkty. - westchnąłem, wyciągając ramiona; aby ułożyć się wygodniej na siedzeniu obok Stylesa.

- A ja uwielbiam wasze kłótnie, Boże. - zaśmiał się Nick, klepiąc moje kolano dając znak, że jest po mojej stronie.

- Zawsze mam rację, więc też je lubię. - odparłem.

- Wcale nie zawsze! W większości to ja ją mam! - obruszył się Payne.

- Wcale nie, Li-

- Kurwa! - zerwałem się nagle słysząc przekleństwo które padło z ust Zayna. - Mamy wrogów na ogonie.

- Co?! - cała reszta osób, łącznie ze mną wykrzyczala, następnie odwracając się na swoich siedzeniach, aby wyjrzeć przez tylną szybę auta.

Jakieś kilkanaście metrów za nami jechało czarne (widocznie drogie) BMW.

- Tylko nie to... nie, nie... - wymamrotałem, wgniatając się w fotel.

- Musimy ich zgubić. - stwierdził mulat następnie, niespodziewanie wciskając pedał gazu tak mocno, że wszyscy przez to nagłe przyspieszenie wcisnęliśmy się plecami w fotele.

- Trzymajcie się mocno. - poinformował Nick, który już zdążył wygrzebać z niewidomo skąd pistolet. Kurwa, broń. To naprawdę broń. Znowu. - Louis, Harry, Liam. Chowajcie się w dół.

Harry od razu nacisnął na moją głowę swoją dłonią pochylając się ze mną do dołu przez co nie widziałem już nic z wyjątkiem naszych nóg z czego moje okropnie się trzęsły.

- Zayn. Musisz zwolnić, nie trafię będąc w takiej prędkości. - powiedział Nick po tym jak usłyszałem dźwięk przeładowania broni.

- Chcesz ryzykować?

- Ja nie mam zbytniej ochoty zginąć... - wymamrotał Liam, a ja przez niewygodną pozycję i fakt ze jeszcze naciskał na mnie Harry miałem małe problemy z oddychaniem.

- Nikt nie zginie na mojej zmianie. - powiedział Zayn. - Na trzy. I lepiej zatkajcie uszy. Raz... Dwa...

Skrzywiłem się, kiedy mimo wykonania polecenia Malika do moich uszu dotarły naprawdę donośne odgłosy strzałów, które po chwili zaczęły tez docierać z auta za nami.

Strzałów było trzy, a może cztery? Po tym czasie Zayn znów przyspieszył.

- Trafiłem w oponę i szybę. - powiedział Nickolas, zasuwając okno samochodu. - Już dobrze, po wszystkim.

- Chyba się posikałem. - wyznałem, nareszcie prostując plecy. Styles od razu złapał mnie za rękę i przytulił do swego torsu..

- Tylko nie na moją tapicerkę. - jęknął Zayn, w końcu jadąc normalnym tempem. Wziąłem kilka dużych wdechów, przymykając oczy, kiedy Harry tulił mnie mocno i tak przyjemnie.

- Nie, spokojnie. Fałszywy alarm. - wymamrotałem w jego koszulkę. - To było przerażające. Jak oni nas tutaj znaleźli?

- Skarbie, oni nawet wiedzieli, kiedy byliśmy na cmentarzu. - powiedział Harry. - Oni wiedzą kurwa wszystko.

- Kiedy dadzą nam spokój? - spytałem, odchylając w końcu głowę. - Nie chcę cały czas się chować i uciekać. Niech powiedzą, czego chcą!

- Jesteś pewny, że chcesz się dowiedzieć czego od was chcą? - zapytał mnie Zayn.

- Tak! Cokolwiek, chcę wiedzieć dlaczego jestem ścigany przez pieprzoną mafię. - powiedziałem wystrzelając rękoma w górę.

- Chcą was zajebać w mękach. - powiedział krótko, przez co Liam zakrztusił się zapewne własną śliną. - Louisa jeszcze pewnie przed czy też po zgwałcą kilka razy dla zabawy.

- Czemu zawsze mnie?! - wyrzuciłem, zakrywając dłońmi swoją twarz. - Czy to wszystko może być jeszcze bardziej chujowe? Pierdolę cię Troy Tomlinson, jakbym tylko mógł cię zobaczyć... - westchnąłem.

- Właściwie to... mógłbyś. - mruknął dosyć cicho Malik, jednak ja mimo to usłyszałem go bardzo wyraźnie.

- Jak? Powiedz mi! - ożywiłem się jeszcze bardziej niż po tej całej strzelaninie.

- Myślę, że czasem zapominacie z kim gadacie. Jestem Zayn Malik, ludzie. I wcale nie tak trudno jest namierzyć jakiegoś tam człowieka. - powiedział. - Ale o tym później. Teraz dojeżdżamy na miejsce.

*

- Dobra! Tutaj będzie zajebiście. - powiedział Zayn zaciągając się zapachem lasu. Stanęliśmy pośrodku... Niczego. Poważnie. Wiele drzew, duża przestrzeń. - Najpierw mam dla was rękawiczki. Gangsterskie, nie?

- Powienien być podekscytowany, a wcale tak nie jest. - mruknąłem biorąc od mulata całkiem spore rękawice.

- Czy on cały czas narzeka? - Malik wypuścił ze swoich ust powietrze ze zdenerowaniem. - Serio, Louis. Zamknij się na moment i przestań mówić o tym, że cały czas ci coś nie pasuje. Nikt nie potrzebuje twojego zrzędzenia. - z chłodnym spojrzeniem zaczął ubierać skórzane rękawiczki. - Cały czas myślisz tylko o sobie. Zrób coś dla mnie i się zamknij. To takie ciężkie dla ciebie?

Prychnąłem, ukrywając to, że jego słowa uderzyły mnie mocno ze względu na ich prawdziwość. Splotłem ramiona na piersi, odwracając się do niego tyłem. - Było mnie nie zabierać ze sobą.

- Tak, następnym razem zostawimy cię samego zamkniętego w czterech ścianach. Albo od razu wyrzucimy cię na środku ulicy. - powiedział sfrustrowany, biorąc pistolet.

- Lol masz okres czy jaki chuj, że tak przeżywasz wszystko co mówię? - zaśmiałem się złośliwie, wzruszając ramionami gdy Payne i Styles posłali mi ostrzegawcze spojrzenia.

- Po prostu mnie wkurwiasz. Jesteś taki denerwujący. Zaraz ci wepchnę naboje w te brzydkie usta. - odparł, kręcąc głową. Postanowiłem się już nie odzywać. Umiem się nie odzywać, nie? Skoro tak bardzo każdemu przeszkadzam to będę siedzieć cicho.

Zrobiłem ze swoich ust dzióbek (mimo, że Zayn nie mógł tego zobaczyć) i pokazałem mu srodkowy palec zanim usiadłem na jakimś dużym kamieniu.

- Ustawiamy sobie jakiś cel czy tak po prostu postrzelamy? Wiecie, robiłem to już więc wiem jak trzymać to cudeńko. - powiedział Harry. Wyglądał bardzo dobrze z glockiem w ręku.

- Możemy próbować trafić w jakieś wyznaczone cele. - odpowiedział Liam. - Na przykład wybraną gałąź czy coś w tym stylu.

- To jest dobry pomysł, ale najpierw musisz wiedzieć jak się do tego zabrać, słońce. - cmoknął do niego Zayn i włożył w dłoń Liama broń. - Zacznijmy od postawy.

Zakryłem ręką usta, aby nie było widać ani słychać jak zacząłem się śmiać widząc minę przyjaciela, gdy mulat zaczął instruować go w tym co i jak ma robić.

Po pewnym czasie (i długich momentach gdy to Zayn macał mojego przyjaciela) Liam stał już w odpowiedniej pozycji. - Gotowy? - spytał, po nałożeniu na jego uszy słuchawek. - Dawaj.

Wzdrygnąłem się delikatnie po usłyszeniu strzału, a następnie gwizdnąłem. - Prawie trafiłeś, jestem dumny, Payno!

- Jak na pierwszy raz było naprawdę dobrze. - Zayn ułożył dłoń na plecach Liama. - To co? Jeszcze raz. - odparł. Po tym Liam strzelił trzy razy. Za trzecim udało mu się trafić.

- Ha! Mam cię suko!

- Teraz ja chcę spróbować. - powiedział Harry, obracając w dłoni swój pistolet, następnie go naładowując.

- Wystraszycie wszystkie wiewiórki. A może one mają dom w tym drzewie? - patrzyłem na nich z wyrzutem, wzdychając. Zacząłem rozglądać się dookoła. Podobało mi się tu.

- Na wolnym polu tego nie możemy zrobić, bo ktoś mógłby zgłosić to na policje. - wyjaśnił mi Nick. - I tak nawet robiąc to tu robimy to nielegalnie.

Miałem ochotę mruknąć pod nosem coś w stylu "super" albo "po prostu zajebiście", ale zamiast tego skupiłem się na bezwstydnym patrzeniu na Harry'ego. Chłopak uniósł swoje ręce prostując łokcie, palec miał blisko spustu, a jedno oko delikatnie przymrużył.

Poprawiłem się na niewygodnym głazie, przegryzając delikatnie wargę. Cholera, czy była jakaś sytuacja w której ten człowiek nie wyglądałby absolutnie perfekcyjnie?

- Uważaj Lou, bo zaraz dojdziesz od samego patrzenia. - usłyszałem obok siebie głos mojego przyjaciela, który przysiadł się obok mnie, usiadłszy na kamieniu. Spojrzałem na niego wrogo, spychając go z głazu w stertę liści, które zaczęły spadać z drzew.

- Kutas! - wykrzyczał, a ja jedynie przewróciłem oczami, później ponownie skupiając się już tylko na strzelajacym w jeden punkt Harrym.

Strzał padł, przez co wzdrygnąłem się, lecz później zauważyłem jak Harry przegryza wargę ukrywając szeroki uśmiech kiedy udało mu się trafić w wyznaczony cel już za pierwszym razem. Poczułem się dumny z mojego tatusia.

Zaklaskałem dla niego wesoło i energicznie, a on w podzięce za to uśmiechnął się do mnie i ukłonił.

- Rzygam, Louis, spróbujesz? - zwrócił się do mnie Nicholas. Uśmiech zniknął z mojej twarzy.

- A jak pocisk się odbije i trafię niechcący w któregoś z was? - zacząłem panikować.

- To jest fizycznie niemożliwe Lou. - powiedział Liam, unosząc brew do góry. - Wstawaj z tego brudnego kamienia, otrzep spodnie i idź.

Uśmiechnąłem się słabo do Harry'ego, kiedy wręczył mi on z pogodnym wyrazem twarzy glocka.

- Dobra. Ale ja nie wiem co robić. - zmarszczyłem brwi, patrząc na broń. Pierwszy raz trzymałem w dłoni coś takiego i nie chcę tego. Naprawdę nie chcę. - Weźcie to sobie, ja podziękuję.

- Nie denerwuj się, Lou. - chłopak stanął za mną i położył swe dłonie na moich, pokazując jak powinienem trzymać pistolet.

- Uh... - wziąłem wdech i wydech, kiedy chłopak swoją stopą rozstawił moje nogi, by stały lekko dalej od siebie. Patrzyłem przed siebie z małym przerażeniem i większą niechęcią. - Co teraz?

- Wybierz cel. Co to może być? - szeptał mi do ucha, gdy ja zacząłem błądzić wzrokiem po jakimś charakterystycznym miejscu.

- Może Liam? - spytałem, przenosząc pistolet na mojego przyjaciela w całkowicie innym kierunku. Zacząłem się śmiać, widząc jego twarz. - Może... Ta mała gałązka?

- Cokolwiek chcesz, byle nie twój kumpel. - zaśmiał się, nakierowując mój palec na spust.

- Rozpraszasz, Harry. - jęknąłem, mimo to opierając się bardziej plecami o jego tors.

- Jak powiem "trzy" to strzel. - powiedział, a ja wziąłem głęboki oddech, zanim zaczął odliczać. - Raz... dwa... - musnął swoimi wargami moja małżowinę. - Trzy!

Zamknąłem swoje oczy w momencie w którym docisnałem spust do końca, a charakterystyczny dźwięk strzelania pistoletu trafił do moich uszu. Otworzyłem oczy, marszcząc brwi kiedy zauważyłem, że w dół spada ciemny, prawie czarny ptaszek. Patrzyłem szeroko otwartymi oczami na to, jak ląduje w wielkim krzewie, a kilka jego czarnych piór latało w okół. Nie spostrzegłem kiedy łzy zalały całe moje oczy, a z dłoń wypadła mi broń.

- Kurwa, pierdolę was wszystkich! - krzyknąłem rzucając z całej siły glockiem na oślep, wyrywając się z objęć Harry'ego aby podbiec do małego ptaszka. - To przez was on zginął!

Zobaczyłem małego ptaka leżącego w zaspie liści. Zasłoniłem swoje usta dłonią, zachodząc się szlochiem. - Nie... Nie, nie. To moja wina, mój Boże jestem mordercą. Liam, jestem mordercą! - powiedziałem, kiedy mój przyjaciel zaczął się zbliżać. - Zabiłem to stworzenie, ja nie chciałem, Liam. Co jeśli to jest ona? Co jeśli miała dzieci do których leciała?! Zabiłem ptasią mamę, zginę w piekle... - zapłakałem.

- Poczekaj, Louis, poczekaj. - poradził mi Harry, który podbiegł zaraz po Liamie i bardzo delikatnie i powolutku wziął nieruszającego się ptaszka na rękę.

- Za-biłem go, Ha-rry. - zapłakałem, mając w dupie to, że wyglądałem jak zaryczane dziecko, ponieważ czułem się tak źle, tak strasznie źle. To najgorsza rzecz jaką zrobiłem w życiu. Najgorsza.

Nick i Zayn stali z boku, przypatrując się w zmieszaniu tej sytuacji. Zapewne nie spodziewali się, że mógłbym zareagować w tak intensywny sposób. Mój wzrok ponownie utkwiłem w Stylesie gdy usłyszałem jak westchnął głośno. - Oddycha! Rusza skrzydłem!

Pociągnąłem nosem podchodząc do Harry'ego bliżej i powoli dotknąłem stworzenia, które nie miało na sobie żadnego śladu po postrzale. - Żyje? - spytałem cichutko. Pogłaskałem delikatnie łebek ptaszka.

- Prawie zszedł czy też zeszła na zawał, ale wygląda na to, że kula musiała tylko parę piór zdjąć. - powiedział, poprawiając zwierzę na swojej dłoni aby pomóc mu wstać.

Cały czas pociągałem nosem, kręcąc nim na przemian. Ptak miał otworzone oczka i patrzył na mnie uważnie. W końcu wyciągnąłem do niego dłonie a on wskoczył na mnie śpiesznie. - Wszystko dobrze, maluszku? Nie zrobiłeś nic sobie? - spytałem go, na co on zaczął prostować swoje skrzydełka. Uśmiechnąłem się, przytulając go.

- Już nie będę strzelać, obiecuję. - zapewniłem go, mówiąc też stuprocentową prawdę. Po tej sytuacji nie miałem już najmniejszego zamiaru brać to gówno do ręki.

Otarłem swój policzek jedną dłonią. - Dasz radę lecieć, ptaszku? - on zaćwierkał. - Nazwę cię Ćwierkacz. - zachichotałem. Stanąłem w miejscu gdzie była większa przestrzeń. Wyciągnąłem ręce do góry delikatnie wyrzucając ptaszka w górę by pomóc mu się wybić wysoko do nieba. Pomachałem mu wzdychając, a kiedy się odwróciłem zauważyłem że wszyscy na mnie patrzyli.

- W dupę mnie pocałujcie, więcej nie strzelam. - burknąłem kopiąc leżący niedaleko pistolet zanim wróciłem do kamienia.

- Jesteście pewni, że te leki które on bierze nie przynoszą skutków ubocznych? - spytał Zayn z grymasem, gdy odpinałem swoje rękawice.

- Jeszcze jeden komentarz dotyczący tego okropnego wypadku a wsadzę ci nabój do dupy, dżihadysto. - warknąłem, a Harry nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem.

- Jeśli Louis nie strzela to ja też nie. - zapowiedział Liam, rzucając rękawice na trawę. Zmarszczyłem brwi, patrząc na Harry'ego, który ponowił jego czynność.

- No co? Działamy wszyscy razem, nie? - spojrzał się po chłopakach. - Walczymy o to, żeby pokonać tych chorych ludzi, musimy walczyć o swoje życie. Jesteśmy jednością, panowie. Tylko będąc razem dany radę. Jak to się mówi? Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. - rzucił rękawice obok tych Liama.

- Wy jesteście nienormalni. - pokręcił głową Zayn. - Przecież wy zginiecie bez umiejętności posługiwania się bronią!

- Ja nie mam zamiaru ryzykować życiem i zdrowiem niewinnych stworzeń. - zmrużyłem na niego oczy.

- Harry ma rację. - odezwał się Nick, zadziwiając mnie tym. - Dzisiaj Louis i tak nic nie zrobi. Liam pójdzie za nim, a Harry to Harry. Co nie znaczy, że nie wracamy tu jutro, panowie.

- Pacałuj moju żopu! - pochwaliłem się moją małą, bo małą znajomością rosyjskiego, którą najwyraźniej zrozumiał tylko Zayn bo wybuchł śmiechem.

- Cokolwiek to znaczyło... - powiedział Nick, wzdychając. - Idę do auta schować to wszystko.

- Ja chcę zapalić. - odparł Malik, również ruszając do samochodu.

- A ja pójdę z Zaynem patrzeć jak pali. - zagwizdał Liam. Spojrzałem na niego znacząco. - Nie patrz tak na mnie, to w chuj gorące! Zayn, czekaj na mnie!

- Oni są jeszcze bardziej obrzydliwi niż my. - uznałem, wskakując Harry'emu na kolana. - Payne'owi kompletnie odbiło.

- Widziałem to. Tę dwójkę. Myślałem, że jeszcze chwila i się na siebie rzucą. - Harry zaśmiał się, trzymając mnie za udo dla równowagi. Spojrzał na mnie posyłając mi pocieszający uśmiech i dotknął moich wilgotnych policzków, ścierając z nich reszty łez.

- Jeszcze chyba nie zdarzyło mi się widzieć aby ktoś przejął się tak losem małego ptaszka. - przyznał Styles. - To było takie... słodkie.

- Słodkie, Harry? Słodkie? Wolałbym sam dostać kulkę, by obronić to niewinne ptaszysko. Ćwierkacz sobie nie zasłużył na tyle strachu ile się najadł przeze mnie. - powiedziałem, kładąc głowę całkiem pod brodą Harry'ego. Na początku wkurzało mnie to, że jest taki wielki, jak wieżowiec, a teraz są z tego same korzyści. Mogę się w nim cały schować.

- Sama sytuacja oczywiście nie była słodka, ale to jak wrażliwy jesteś na krzywdę zwierząt, owszem. - odparł, głaszcząc moje plecy.

- Bo one nie robią nic złego, więc nie zasługują na cierpienie. - tłumaczyłem mu to, jak ja o tym myślę. - Takie ptaszki... Nikomu nie przeszkadzają, po prostu sobie żyją, latają, robią gniazda, zakładają rodziny... Nie wolno tak sobie krzywdzić zwierzątek.

- I ty nadal uważasz, że nie jesteś dobry? - uszczypnął tkliwie jeden z moich policzków.

- Dla zwierząt warto jest być dobrym. - zachichotałem. - Muszę je bronić przed złymi ludźmi. One wyczuwają przy kim są bezpieczne. Dlatego dzisiaj zamierzam iść znowu do koni. To moje ulubione zwierzęta, są niesamowite.

- Mogę pójść z tobą? - zapytał. A to jak niepewny miał w trakcie tego głos prawie złamało mi serce.

- Jasne, że możesz!

I może zbyt szybko i energicznie wypowiedziałem te słowa, ponieważ już chwilę później uświadomiłem sobie jak dziwnie to zabrzmiało i wystarczył moment, a ja poczułem jakby coś paliło w moje policzki i nos. Tylko nie czerwony nos!

- Awww rumieni ci się nawet nos! - zagruchał brunet.

- Zanim ciebie poznałem nie wiedziałem nawet co to rumieńce, spadaj!

Harry znów wydał z siebie "aww" i pogłaskał moje włosy, kiedy ja posłałem mu groźne spojrzenie. Później i tak oboje zaśmialiśmy się do czasu aż chłopcy powiedzieli, że pora wracać do domu. Uradowałem się, gdyż to oznaczało, że wrócimy jeszcze przed zachodem słońca.

*

- O mój Boże, Harry, tu są siodła! - pisnąłem z podekscytowaniem, gdy rozejrzałem się trochę po szopie do jakiej zawitałem z Harrym dzień wcześniej.

- Myślisz, że te koniki nadają się do jazdy? - spytał brunet głaszcząc jednego z nich po łebie.

Nagle odwróciliśmy się oboje widząc gosposie Zayna wchodzącą do wielkiego pomieszczenia. Zdążyłem ją już nieco poznać. Wiem, że ma na imię Alicia, jest przed pięćdziesiątką i dla Zayna jest bliższa niż matka. Są bardzo zżyci. Nie wiem jaką sytuację rodzinną ma Malik, ale wydaje mi się, że on też jest zraniony w głębi duszy i zakrywa to maską twardziela i bezuczuciowego dupka.

- Alicia, czy na tych koniach można jeździć? - zapytałem, biorąc już do ręki duże, skórzane siodło.

- Jeżdżą na nich siostry Zayna. Ich ulubieńcem jest Liryka, nasza piękna złotowłosa kobyłka. - podeszła do konia stojącego w boksie. - Możecie juz zauważyć, że jest ślepa na jedno oko, biedaczka. Mimo to, młoda Walihya wystartowała z nią na mistrzostwach w Stanach. Zajęły miejsce na podium. Liryka jest naszą tutejszą gwiazdą. Za to młodsza z sióstr Zayna kocha naszego Altaria. Sam Zayn czasem pozwala sobie wybiec na pola z naszym uroczym księciem, to ten z ostatniego boksu. Jest bardzo nieśmiały. Tylko Zayn potrafi go oswoić. Tak naprawdę wszystkie z nich potrafią świetnie jeździć. - powiedziała brunetka o niebieskich oczach. Cały czas uśmiechała się, mówiąc o koniach.

- Wow... - uśmiechnąłem się głaszcząc piękną, na wpół ślepą Lirykę po głowie, a Harry po chwili zrobił to samo. - Możemy na maks godzinkę zabrać ze sobą dwa konie?

- Oczywiście, chłopcy. Zayn kazał mi traktować was tak, jakbyście byli u siebie. Zyskałam czwórkę nowych dzieciaków! - zaśmiała się głaszcząc mnie po policzku. - Tutaj macie sprzęt, tylko proszę, weźcie kaski dla bezpieczeństwa.

- Damy sobie radę! - zapewniłem ją, otwierając jeden z boksów, aby tam zająć się już przygotowaniem konia do jazdy.

Alicia życzyła nam miłej jazdy za co podziękowałem jej uśmiechem. Zbliżyłem się do Liryki by najpierw ją wyczesać dużą szczotą. - Jesteś naprawdę piękna i zdolna, Liryko.

- Konie to według mnie najpiękniejsze zwierzęta. - powiedział Harry. - Są takie kolorowe i... dostojne.

Zgodziłem się z nim kiwnięciem głowy: - Tak, masz rację. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak bardzo brakuje mi tego wszystkiego co jest tu, a czego nie ma w Londynie.

Głaskałem konia po karku wyczesując jego grzbiet, nim przyjrzałem się jej kopytom stwierdzając że tutejsze konie są naprawdę zadbane. Wystarczyło tylko założyć derkę i siodło. - To co Harry? My z Liryką się już zakolegowaliśmy...

- Altario chyba nie ufa mi do końca. - zmarszczył nos próbując utrzymać pysk konia w jednym miejscu, aby założyć mu wodze.

- Spróbuj do niego więcej mówić. Spraw że ci zaufa, umiesz to robić. - powiedziałęm, zakładając specjalne buty do jazdy i kamizelkę. Boże, mają tu tyle tych rzeczy. Czułem się jak w sklepie sportowym.

- No mały, chcę tylko na spacer z tobą wyjść. - zaczął rozmawiać ze zwierzęciem. - Nie nudzi ci się całe dnie w tym boksie?

Uśmiechnąłem się, ponieważ koń zaczął całkiem szybko uspokajać się i już chwilę później był całkiem przyjazny i rozpoczął współpracę z Harrym. Kiedy oboje byliśmy gotowi chwyciliśmy swoje konie i skierowaliśmy się ku wyjścia ze stajni.

- Więc gdzie chcesz iść? - spytał, później zamykając drewniane drzwi do stodoły.

- Gdzieś, gdzie będzie dużo przestrzeni. Wybierzmy się na tamtą łąkę na której pasły się rano kuce. - zaproponowałem, głaszcząc mojego konika.

- Dasz radę wejść na konia sam czy Cię podsadzić? - zapytał i o dziwo nie usłyszałem w tym ni krztyny złośliwości.

- No nie wiem. - udawałem, że się zamyślam. - Możesz mi troszkę pomóc, dawno tego nie robiłem, a Liryka jest sporą klaczą.

Po tym gdy chłopak upewnił sie, że Altario spokojnie stoi w miejscu podszedł do mnie, a gdy ułożyłem dłonie na grzbiecie konia, Stylesa złapał mnie w pasie i podrzucił do góry.

Uśmiechnąłem się szeroko siedząc na koniu i posłałem Harry'emu dziękujące spojrzenie.

Obserwowałem jak Styles bez problemu i pomocy dosiada Altario. - Skąd tak w ogóle umiesz jeździć na koniach, Hazz? - spytałem go po jakimś czasie delikatnego spacerku.

- Gemma jeździła konno kiedyś i uczyła mnie troszkę podstaw. - wyjaśnił.

- Naprawdę? - uśmiechnąłem się obserwując jak niebo staje się coraz bardziej pomarańczowe. - Właściwie tak mało wiem o Gemmie, kontaktujecie się?

- Codziennie rozmawiamy. - odparł. - Mamy naprawdę dobry kontakt i nie chcę, by ta posrana sprawa wszystko zepsuła.

- Zazdroszczę ci... - powiedziałem, przymykając oczy by móc nasłuchiwać przyjemnego dźwięku stukania kopyt o nawierzchnię.

- Ale mówiłeś, że masz przecież bardzo dobre kontakty z siostrami. - zmarszczył brwi.

- Poprawna forma to miałem. - odparłem, spoglądając na niego. - Naprawdę były dobre, ale teraz tak nie jest, więc mówiąc, że mam super relację z siostrami widocznie skłamałem. Nawet nie wiem po co.

Odwróciłem wzrok, nie chcąc zobaczyć jego reakcji. - To nie jest i tak najgorsze kłamstwo jakie mi powiedziałeś. - odparł.

Spojrzałem na niego nie rozumiejąc jego słów. Czy kłamałem aż tyle i tak dużo? Posłałem mu pytające spojrzenie.

- Jak wtedy gdy choćby mówiłeś, że zależy ci tylko na seksie. - wyjaśnił dokładniej o co mu chodzi.

- Ah, to ta rzecz. - zaśmiałem się. - Na początku tak było, a później stałem się taki głupi, by zrozumieć, że... wiesz o co mi chodzi, Styles.

- Wiem, wstydzioszku. - puścił mi oczko. - Nie sądziłem, że mnie kiedykolwiek mógłbyś w ogóle polubić. - przyznał.

- Oj, nie bądź już taki skromny. - spojrzałem na niego. - Tyle ludzi mogłoby na ciebie polecieć, Harry. Nie zdajesz sobie sprawy. Jesteś jedną z tych osób, które nie potrzebują wiele. Możesz po prostu stanąć na tej prostej uliczce i każdy mógłby cię podziwiać. Ale lepiej z tym uważać bo będę zazdrosny.

- Ja nie chcę być przez kogoś podziwiany tylko przez wygląd. - mruknął.

Patrzyłem na niego powoli bujając do przodu i do tyłu. Nie wiedziałem co mam na to odpowiedzieć. - Dlaczego wytworzyłeś taką nieprawdziwą wersję siebie, Harry? Mam na myśli, gdy się poznaliśmy. Naprawdę myślałem o tobie źle. Teraz wiem, że to nie byłeś ty, ale, rozumiesz o co mi chodzi.

- Ponieważ ogółem nie poznaliśmy się w dość... przyjaznych okolicznościach. - westchnął.

- Tak, masz rację. - przeczesałem grzywę Liryki wplątując palce między jej włosy.

- Obydwoje byliśmy dość zdenerwowani, ja wyżyłem się na tobie a ty na mnie.

- Szkoda, że tak było i od razu nie byliśmy dla siebie choć trochę mili. - stwierdziłem.

- Wkurzanie cię stało się szybko moim ulubionym zajęciem. - przyznał Harry z cieniem uśmiechu na ustach. Zaczęliśmy kierować się wzdłuż pięknej polany. - Wyglądasz tak śmiesznie kiedy się gniewasz. - zaśmiał się. - Jak obrażony krasnoludek!

- Mi Liam mówi, że wyglądam tak sukowato, że aż ręka świerzbi by mi przywalić. - zaśmiałem się.

- Było kilka takich momentów, ale taki już jesteś. Potrafisz nieźle zirytować - Harry zaczął się rozglądać. - Trafiliśmy perfekcyjnie na zachód słońca, patrz.

- Zachody są piękne, ale ja wolę wschody. - powiedziałem, przytulając się do Liryki, głowę układając wlej gęstej grzywie. - Może dlatego, że nie widuje się je tak często.

- Zróbmy sobie tu postój. - zaproponował Harry, schodząc z konia i zaczął odpinać swój kask. - Spisujesz się cudownie, maluchu. - powiedział do mustanga.

- Przez chwilę myślałem, że mówisz do mnie, ale dopiero teraz zauważyłem, że patrzysz na Altario. - zaśmiałem się.

- Nie tylko ty jesteś moim maluchem. - powiedział spoglądając na mnie zawiadzko, kiedy poprawił swoje włosy, a ja zeskoczyłem z Liryki. Zrobiłem jedną ze swoich obrażonych minek, mówiąc, że mam focha i stanąłem do niego plecami, dając pełną uwagę konikowi.

Chciałem mu coś odpowiedzieć jednak w tym samym momencie mustang Harry'ego popchnął go od tyłu przez co wpadł on w moje objęcia prawie mnie przewracając.

Spojrzałem najpierw na Altario, który wydał z siebie prychnięcie, kręcąc głową, a później na Harry'ego, który był tak blisko, dotykając swoim torsem mojej klatki piersiowej. - Wow, Styles. Lecisz na mnie. - zaśmiałem się, wcale nie zamierzając się odsuwać.

- Dosłownie i w przenośni. - uśmiechnął się szeroko, pocierając koniuszem swego nosa ten mój, powodując, że mój kark przeszły dreszcze.

Położyłem swoje ręce na jego karku, kiedy Harry swoje ułożył na moich biodrach. Moge wam przysiąc, że jeszcze jakiś (niedługi) czas temu, jakby ktoś powiedział mi, że będę całować się na tle zachodu słońca w obecności dwóch pięknych koni, zaśmiałbym się. Gdyby ktoś powiedziałby, że osobą, którą bym wtedy całował będzie Harry... prawdopodobnie dałbym temu komuś w twarz.

Z liścia.

Pięścią.

Mocno.

Ale przecież nie możemy wybrać sobie osoby, przy której nasze serce bije nieco szybciej. Ja nie wybrałem Harry'ego, ale to moje serce tak rwie się do niego. Może ono wie, że Styles jest tym, który mógłby się zaopiekować jego poszarpanymi odłamkami.



Co tam u was, kochani? Nam przed chwilą dach podziurawił grad lmao

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro