Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8

Siedziałem przy łóżku szpitalnym wygodnie opierając się o krzesło i czytając jakiś magazyn sportowy.

- Jesteś na mnie zły? - usłyszałem stłumione pytanie.

- Leż i się nie odzywaj. - mruknąłem odwracając na następną stronę.

Hiniata jęknął próbując się podnieść. Zamknąłem ten magazyn i uderzyłem nim rudą czuprynę. Chłopak ponownie opadł na brzuch. Spojrzał na mnie z wyrzutem na co tylko wzruszyłem ramionami.

- Doktor kazał Ci leżeć. TO LEŻ. - warknąłem.

- Myślisz, że leżenie na brzuchu to jakaś wygoda? Ja się tu męczę! - krzyknął za co po raz drugi dostał po łbie. - Jesteś nieczuły, Tobio! 

- A ktoś Ci kazał sobie szkło wbijać w plecy?! No na pewno nie ja. Teraz leżysz tutaj i czekasz aż przyjdzie Suga.

- Dlaczego on... - załkał głośno. - To tylko mi daje powód bym spieprzył stąd jak najszybciej. Albo dobił się całkowicie. Przecież jak ten huragan tu wpadnie to mi szwy pękną!

- Najwyżej zaszyjemy Cię ponownie. - uśmiechnąłem się szeroko. - Bez narkozy.

- Nienawidzę Cię.. - warknął w poduszkę.

- Ostatni mówiłeś, że mnie kochasz. A teraz, że nienawidzisz. Przypominają mi się czasy gdzie musiałem od Ciebie aż uciekać.

- Kobieta zmienną jest.

Prychnąłem pod nosem. Wstałem z krzesła i nachyliłem się nad nim. Poczochrałem go po jego cudownych, rudych włosach. Chłopak westchnął ciężko odwracając głowę w moją stronę. 

- Mógłbyś mnie chociaż... przytulić? - zapytał nieśmiało. Chcę. Cholernie chcę.

- Nie. - pieprz się zdolności mowy. Na co mi ona skoro i tak mówię co innego. 

Powiedzmy, że powiedziałem tak ponieważ jest ciężko ranny i to wszystko jest dla jego dobra. Tak. To dobra wymówka...

- Gdzie moje Baby?! - drzwi z trzaskiem się otworzyły aż wyleciały z zawiasów. Sugawara widząc co zrobił szybko podbiegł do drzwi próbując je zawiesić ponownie. Z marnym skutkiem. Przechodząca obok pielęgniarka posłała mu złowrogie spojrzenie. - Ale to tak było... - powiedział speszony odstawiając drzwi na bok.

- Jasne. - kobieta podeszła i chwytając za drzwi zawiesiła je na swoim miejscu. - Wymagać od faceta pracy fizycznej. Bezcenne. - mruknęła, po czym odeszła. Siwowłosy machnął na nią ręką i podbiegł do Hiniaty.

- Coś ty znowu zrobił?! Czy moje wywody nie są dla Ciebie wystarczające?! Ile razy mam powtarzać, że.. Ty płaczesz? - mężczyzna nagle ucichł. - Co się stało?

Koushi spojrzał na mnie. Wzruszyłem ramionami. To chyba nie przeze mnie... Prawda?

- Chodź na chwilę. - mężczyzna wypchał mnie z sali na korytarz. Spojrzałem na niego pytająco. - Czy ty coś powiedziałeś Shoyo?

- Nic takiego. - mruknąłem. - Spytał tylko czy mogę go przytulić, no to mu odpowiedziałem, że..

- Nie. Prawda? - przerwał mi. - Kageyama... - wzdychnął. - Ja wiem jaki ty jesteś. Wiem, że masz jakieś pogmatwane problemy ze swoimi uczuciami, ale nie możesz tego przelewać tak o sobie na Hinatę. 

- Chyba lepiej być szczerym, tak? - uniosłem wysoko brwi.

- Tobio. To nie pora na bycie szczerym. Chłopak kocha się w Tobie od liceum, a ty, mimo że odwzajemniasz jego uczucia, to masz to w dupie. - warknął. - Mogłeś go chociaż objąć! On kiedyś na serio się zabije jeśli czegoś nie zrobisz!

- A co ja mam zrobić?! - krzyknąłem. - Ma siedzieć przy nim jak potulny piesek i zgadzać się na wszystko co będzie chciał ze mną robić?!

- Weź go w końcu na poważnie! Nie widzisz, że on cierpi!

- Oj tam.. Lubi ból.

- Tylko ty tak myślisz! - spojrzał na drzwi, za którymi znajdywał się Hinata. - On chce tylko zwrócić na siebie uwagę. Twoją uwagę, Tobio!

- Wiesz co.. - jęknąłem. - Mam to w dupie. Jak chcesz to teraz ty go poniańcz. - odwróciłem się od niego i skierowałem się do wyjścia.

- Ej! A ty gdzie?! - nie odpowiedziałem. Nie miałem po co. Zjebałem wszystko.




***

Hey!

Co tam? Jak tam? :P Dramma Time! 

Dziękuję Wam za wszystko <333

Do napisania,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro