#4
- Shoyo to taki idiota. Niby coś tam z tego rozumu ma, ale korzystać z niego nie potrafi!
- O to, to! Ja się zastanawiam skąd mu przyszedł pomysł na samobójstwa!
- Podobno oglądnął jakiś film...
- Chłopie! Widziałeś jego nadgarstki? To coś może samo siebie udusić!
- Myślisz, że by to zrobił?
- Przecież to debil.
- No tak... Tutaj nie ma już ratunku...
- Możecie przestać mnie obgadywać kiedy jestem tuż obok? - zapytał Hinata patrząc na mnie zmrużonymi oczami. Jesteś jedynym tematem, który łatwo poruszyć.
- To już się nie odzywaj. Jeszcze zabijesz się własnymi słowami. - warknął Suga wymachując metalową łyżeczką. - Wstydzę się, że mam takiego syna! Bierz przykład z Kageyamy! Nic tylko siedzi na dupie, a jak już się ruszy to tylko wtedy, gdy mu prąd odetną!
- Ej! - oburzyłem się. Mężczyzna spojrzał na mnie wymownym wzrokiem. - To się wydarzyło tylko raz i kilka lat temu.
- Ale każdy pamięta jak dzwoniłeś na pogotowie, bo opatrzyli kablówkę. - przekręciłem oczami. Nie wiedziałem, że karetki były tylko od ludzi... - No! - klasnął w dłonie. - To nie bierzmy przykładu z Ciebie! Chodźmy na spontana wyrywać loszki!
Spojrzałem na Hinatę, który teraz nie zabiłby siebie, a siwowłosego za ostatnie zdanie. Zazdrośnik. Prychnąłem pod nosem czym zwróciłem na siebie uwagę dwójki przyjaciół. Podrapałem się po karku.
- To idziemy? - mruknąłem niezbyt chętny na jakiekolwiek opuszczenie domu. Może faktycznie jestem aż takim leniem..
Idąc przez miasto Suga co chwila to witał się z różnymi ludźmi. Po każdym kolejnym "Hej!" spoglądał na mnie, a jego wzrok mówił "Dlatego nie siedzi się w domu." No cóż poradzić, że nie potrafisz usiedzieć w miejscu? Nie przywiążę Cię do krzesła. Już raz to zrobiłem. Wtedy krzesło poszło razem z Tobą.
- Oooo! NOYA!!! - Sugawara zaczął machać i podskakiwać jak debil. Zobaczyłem Yuu we własnej osobie. Normalniejszy brat bliźniak Shoya.
- Noyek! - Hiniata nie patrząc co się wokół niego dzieje zaczął biec w jego stronę. Widząc nadjeżdżające auto chwyciłem go za kołnierz i mocno pociągnąłem w swoją stronę przez co oboje upadliśmy na chodnik. Rudowłosy widząc samochód podrapał się po głowie i uśmiechnął głupkowato. Ciesz się póki możesz... Wiesz, że Koushi wciąż tu jest, prawda?
- Hiiiiiii-naaaa-taaaaa Shooooo-yooooo..... - siwowłosy z zabójczym wyrazem twarz wyjął z kieszeni sznur. Nie wnikam skąd on się tam wziął... To po prostu Suga.
- Nic mu nie jest?! - zapytał Noya, który sam bezpiecznie przebiegł do nas.
- Jak zawsze. - wzruszyłem ramionami.
- Jak tam ślub, Tobio? - powiedział z przekąsem za co walnąłem go w tył głowy.
- Dobrze wiesz. - kiwnąłem głową na Hinatę, który leżał związany na chodniku. - Coś ty mu zrobił?! - spojrzałem na Sugę, który dumnie patrzył na swoje dzieło.
- Teraz nigdzie nie ucieknie! - krzyknął dumnie i zarzucił go sobie na ramię. - Gdzie lecisz Nishi? - dodał klepiąc go po głowie.
- Chcecie spotkać się z innymi? Umówiłem się na grupowe spotkanie! Suga?
- Jasne! - siwowłosy przekazał mi Hinatę, a sam podbiegł do brązowookiego. - Pro-wadź!
- Jesteś pewny, że nie piłaś dziś żadnego energetyka? - zapytał rudowłosy na moim ramieniu.
Suga nie odpowiedział tylko uśmiechnął się szeroko. Uważaj żebym to ja się nie uśmiechnął...
Po kilku minutach bylibyśmy już na miejscu. Bylibyśmy. Ale jak zawsze coś albo ktoś musi nas zatrzymać, a w tym wypadku... Była to wina Sugawary.
Siwowłosy wpatrywał się wściekle w mężczyznę przed nim. Gdyby miał jeszcze jeden sznurek jestem pewny, że i go by zawiązał.
- Proszę mi to wyjaśnić.
- No mówię, że to moi synowie. - warknął.
- Nawet jeśli to on jest związany.
- To moja metoda wychowawcza! - zmrużył oczy gotowy do oddania ciosu.
- Suga.. Nie kłóć się z policją tylko go rozwiąż. - mruknąłem.
- A w życiu! - prychnął na mnie. - Słuchaj ty dziadu...
- Koushi... - szepnął Noya. - Jesteśmy tylko dwa metry od celu. Błagam Cię. Wiem, że nie cierpisz policji, ale ulegnij tym razem.
- Chcesz dołączyć do niego?! - zapytał wyciągając drugi sznurek. A jednak!
- Stawia Pan opór? - facet w mundurze wyjął kajdanki.
- Milcz szatanie! - gdy Suga chciał już uderzyć mężczyznę, ten skutecznie go obrócił i założył kajdanki. Heh.. To jest ta Twoja loszka, którą chciałeś wyrwać?
Spojrzałem na Yuu, który równie dobrze jak ja nie wiedział jak ma zareagować. Najchętniej bym zostawił brązowookiego i poszedł przed siebie. Do domu. I kto wie czy tak nie zrobię...
***
Hey!
Jak tam? *O*
Boże... Co ja tu odpierdoliłam ;-;
Nie komentuję tego. Jedno WIELKIE WTF?!
Dziękuję Wam za wszystko <333
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro