#11
Siedziałem u Sugawary na jego wygodnej kanapie popijając gorące mleko. Mężczyzna siedział na przeciw mnie i z zamyślonym wyrazem twarzy wpatrywał się we mnie. Odłożyłem kubek z gorącą cieczą na stolik kawowy.
- Nadal w to nie wierze. - powiedział nagle wygodnie opierając się o fotel. - To wręcz niemożliwe. Shoyo wręcz szaleje ze Tobą i nie może znieść innych osób w Twoim towarzystwie.
- No to lepiej uwierz. - burknąłem. - Ja wiem co widziałem. Ślepy nie jestem.
- Mówię Ci, że to nierealne! - krzyknął zamaszyście wstając i podchodząc do okna. Oparł się dłońmi o parapet. - Ta mała wiewióra przecież Cię kocha!
- To chyba zmienił sobie orzeszka. - przekręciłem oczami. - Albo jednego schrupał do końca i znalazł sobie nowego...
- Nie bądź takim pesymistą. - westchnął podchodząc do mnie. Ukucnął i pogładził mnie po kolanie. - Wybacz, że nie zapytałem. Trzymasz się jakoś?
- To nic takiego. Przecież od zawsze go odrzucałem i mimo tego, że naprawdę go kocham on znalazł sobie moje zastępstwo. Może i nie jestem jakiś idealny, często się wściekam, wydaję się gburem.. - poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy. Zajebiście... Jeszcze przed mamusią. - Ale cieszyłem się, gdy był ze mną...
- Wydziedziczam go. - powiedział od razu, na co zaśmiałem się krótko.
- Nie musisz... - mruknąłem. - To moja wina, że to wszystko tak się potoczyło.
- Co teraz zrobisz? - zapytał.
Nie wiedziałem. Najchętniej bym walczył o niego, ale Kenma... Blondyn wydaje się być dla niego lepszą partią niż ja. Oboje podobnego wzrostu, z tym swoim zamiłowaniem do siatkówki, najlepsi przyjaciele od pierwszego spotkania.. Ja się z nim praktycznie nie równam. Całe życie go odrzucałem i nagle jak sobie coś uświadomiłem przez jedną sytuację chcę, by ze mną został. On tylko cierpi w moim towarzystwie...
- Wrócę do domu, wyprowadzę się i zajebię za parę tygodni.
- Jak zginiesz to Cię zabiję. - warknął. - Dzwonię do Hinaty.
- Nie musisz. - zaprzeczyłem szybko ocierając mokry policzek.
- Muszę. - burknął wybierając numer do rudowłosego.
Chodził od kanapy do okna czekając aż chłopak odbierze telefon. Wątpię by ten chciał teraz z kimkolwiek rozmawiać. Gdybym to ja coś odwalił pewnie byłby teraz w lesie gotowy się powiesić. Ale tym razem to nie jest tylko i wyłącznie moja wina. A dodatkowo chłopak znajduje się w szpitalu i ma ze sobą przyjaciela, który najwyraźniej coś do niego czuje.
- Cholera! - zaklną Suga. - Nie odbiera.
- Nie licz na to. - prychnąłem. Wiedziałem, że tak będzie.
- Nie martw się! - krzyknął i usiadł koło mnie. Objął mnie pocieszająco ramieniem. - Jest tyle dup na tym świecie.
- Ale ja chcę tą jedną dupę. - wywrócił oczami na mój komentarz.
- Zobaczysz, że jeszcze odzyska zdrowy rozsądek.. O! Wiesz co! To działanie leków! Tak! Był otumaniony i to nic nie znaczy!
- Jeszcze nie miał kroplówki. - spojrzałem na niego. - To koniec, Suga. On mnie już nie chce.
- Tobio... - siwowłosy westchnął i pogłaskał mnie po głowie. - Kochasz go, prawda? Mimo, że zaprzeczasz za każdym razem to tak naprawdę nie możesz bez niego żyć.
- Kocham go.. - jęknąłem. - Zakochałem się w nim od kiedy zwrócił na mnie uwagę. Od kiedy zagadał do mnie poczułem to "coś". Ale zawsze wydawało mi się, że facet z facetem... No to się nie może po prostu udać. Próbowałem być normalny. Jak widać nie wyszło.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnął. - Wypłacz się w matczyne ramię. Niestety cycek nie mam.
- Nie pomagasz. - mruknąłem, ale z delikatnym uśmiechem.
Cieszę się, że mam jeszcze kogoś takiego jak Sugawarę. Nie darzę go żadnym uczuciem, ale jest dla mnie jak.. jak mama. Zresztą dla każdego taki był.
***
Hey!
Dziękuję Wam za wszystko i jak zawsze za cierpliwość :P
Nowa szkoła, ludzie itp... Każdy to przechodził. ^^
Mam nadzieję, że następny rozdział wstawię szybciej...
A pozostało ich 3 i epilog. Coś czuję że mnie znienawidzicie :c
Do napisania,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro