,,chyba w twoich snach"
Środa. Jak ja ich nienawidzę. Jak zawsze ubrałam się, zjadłam, krótka kłutnia z siostrą, biorę śniadanie i do szkoły. Tym razem pojechałam autobusem. Przed uczelnią oczywiście musiałam spotkać Zayna.
-Hej
-Pa
-Idziemy gdzieś po szkole?
-Chyba w twoich snach
-I nie tylko -dźga mnie w brzuch, odwdzięczam mu się tym samym
-To jak?
-Ugh ok, ale gdzie chcesz iść?
-Dowiesz się po szkole. -i odchodzi
...
Czekam na bruneta przed szkołą nagle ktoś mi zakrywa oczy, odruchowo daje mu z liścia jednak chłopak się odsunął
-Już mnie bijesz?
-Zayn ty debilu
-No co
-Nic, chodź już.
-Okej, ale musisz zamknąć oczy
-Po co
-Bo ja chcę
-A widzisz ja nie -ciemnooki zakrywa mi oczy. Próbuję się wyrwać. Na marne. Jest za silny. Idziemy jeszcze tak 10 minut i się zatrzymujemy. Zayn odslania mi wzrok.
O boże!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro