Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Za każdym razem boję się coraz bardziej wychodzić na zewnątrz. Przeraża mnie ten nieuzasadniony pęd i ciągłe pośpieszane innych. Gdyby kazać tym ludziom na chwilę się zatrzymać oszaleliby. Niby promują "slow life" jednak czy ktoś się do tego stosuje? Może góra 2-3 dni i wracamy do starych przyzwyczajeń.

Wtem zaczęło pomału kropić, a jak poczty nie było tak i nie ma. Z każdą sekundą deszcz nasilał się coraz bardziej. Po moich ciepłych policzkach spływało coraz więcej kropel. Mrużąc oczy wypatrowałem najbliższej kawiarni aby przeczekać deszcz. Poczta może poczekać.. Tak mi się zdaje.

Niczym jak na skrzydłach popędziłem do mojej ulubionej kawiarenki nieopodal parku, w którym znajdują się najpiękniejsze drzewa wiśniowe. Gdy wszedłem było całkiem spokojnie jak na tutejszy klimat. Nowoczesny, jasny wystrój przy którym można się pochwalić nienaganną czystością. To jest coś o czym marzy każdy pedant jak ja. Usiadłem przy moim ulubionym stoliku, który znajdował się przy największym oknie w całej kawiarni. Prześliczny widok jaki znajduje się zza niego jest wart każdej ceny. Niczym okno z widokiem na ogród Eden. Usiadłszy na białym niczym perła krześle przeglądałem kartę dań. Znajdowały się w niej najróżniejsze desery. Tiramisu, szarlotka, sernik, makowce, pierniki, murzynki, orzechowce, miodowniki.. Wybór zawsze był trudny jednak dzisiaj zamówiłem tylko kawę.

-Tylko kawę? Przecież z pana jest taki smakosz - zaśmiała się kelnerka o jasnej karnacji i blond włosach.

-Jakoś.. Straciłem apetyt na słodkie - odpowiedziałem spoglądając w mój notatnik.

-Co też pan gada.. Może to głupio zabrzmi - zachichotała nie pewnie - ale to jest taki piękny widok jak pan siedzi nad tym notatnikiem, coś tam w nim skrobie długopisem i zajada przeróżne ciasta - zarumieniła się.

Troszkę oniemiałem, że to ja mogę wywierać na kimś takie wrażenia, ale jedynie grzecznie skinąłem głową. Wtem kelnerka dosiadła się do mnie.

-Zawsze chciałam wiedzieć co pan tam pisze. Czy mog... - sięgnęła do mojego notatnika jednak szybko się zerwałem i schowałem go do torby.

-Bardzo przepraszam, ale to moje prywatne notatki i nie chcę aby ktoś inny je czytał - powiedziałem grzebiąc w torbie.

-Och rozumiem.. - posmutniała trochę -To ja.. Idę przygotować panu kawę.

Zwróciła się w kierunku ekspresu do kawy, a ja spokojnie czekałem, aż deszcz skończy padać. Po chwili znów wyjąłem swój czerwony notatnik i zacząłem wypisywac wszystko co mi wpadło do głowy.

-A więc pisze pan piosenki? - usłyszałem radosny głos kelnerki za sobą. Przestraszony podskoczyłem z krzesła uderzając o tacę z kawą.

Śnieżnobiała podłoga okryła się czarną plamą kawy, w której znajdowały się kawałki potłuczonej porcelany. Nie wahając się starałem się jak najszybciej to posprzątać.

-Najmocniej przepraszam, naprawdę nie chciałem - zacząłem przepraszać ją wycierając serwetkami rozlany napój. 

-To moja wina, nie powinnam pana tak nachodzić z tyłu - dołączyła się. Posprzątawszy bałagan zauważyłem, że przestał padać deszcz więc spakowałem swoją torbę i zamierzałem wychodzić gdy podbiegła do mnie blondynka trzymając kubek świeżo przygotowanej kawy:

-Proszę, na koszt firmy - uśmiechnęła się szczerze. Popatrzyłem się na nią przez dłuższą chwilę. Opisując jej wygląd równie dobrze mógłbym porównać ją do modelki prosto z Ameryki. Blond piękność z wielkimi lazurowymi oczami. Jest niewielkiego wzrostu (co mi nie przeszkadza bo sam nie grzeszę wielkością) oraz posiada śnieżnobiałą karnację. Jej urocza twarzyczka za pewne przywraca uśmiech każdemu kto tylko na nią spojrzy. Posiada idealną figurę o jakiej marzy każda dziewczyna przegryzając ostatni kawałek szóstego cheeseburgera w McDonaldzie do tego wcinając raz po raz frytki. 

-D-dzięki.. Chyba - wziąłem kawę z jej uroczych rączek. Wychodząc zatrzymałem się na chwilę przytrzymując drzwi -Tak, piszę piosenki. Tylko to miejsce pozwala mi się skupić więc często tutaj coś tworzę - powiedziawszy to wyszedłem z kawiarni i udałem się na pocztę. 

***

No tak.. Poczta zamknięta. Skąd wiedziałem, że tak będzie? Czyli mogę się pożegnać z nowym odcinkiem Zbuntowanego Anioła. Chyba że.. Uhh nie chciałem się zniżać do tego poziomu ale sytuacja mnie zmusza..

-Tak? Levi?! A co ty tu robisz?

-Czy.. Mogę przenocować u ciebie? - zapytałem obruszony przechylając głowę. To uwłaczające, że muszę prosić o nocleg tego barana.

-Zapomniałeś zapłacić rachunki, o ktorych wczoraj Ci przypominałem..? -zapytał z widocznym zażenowaniem Eren opierając się o ścianę.

-Nie przypomi.. - wtem szybko ki przerwał jakby wiedział co chcę powiedzieć.

-Sprawdź telefon.. - sięgnąłem po telefon i rzeczywiście..

"Kapralu, zapłać te rachunki, bo znów będę musiał Cię kimać u mnie"

-Miałeś mnie tak nie nazywać... -odparsknąłem.

-No ale zachowujwsz się jak taki kapral. "Ooo popatrzcie na mnie! Jestem wielki - w tym momencie zachichotał - poważny kapral Levi! Nie uśmiecham się nigdy i każdy ma się mnie słuchać"

-To nie było śmieszne.. - przymrużyłem oczy -Dobra, krótka piłka mogę czy nie?

-Wchodź - otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka. Jego mieszkanie można określić tylko jednym jedynym słowem - burdel. Po podłodze w salonie walały się puste opakowania po pizzy, niedokończone puszki piwa, z których jeszcze wylewały się jeszcze resztki browarów. Nie możemy oczywiście zapomnieć o jego gaciach i koszulkach, które znajdowały się nie tylko na podłodze, lodówce, wszelkich możliwych szafkach ale i na zwisającej lampie. Im dalej się wchodziło tym więcej rzeczy można było odkryć. 

-Eren.. Ja rozumiem, że jesteś idiotą, ale od kiedy przestałeś rozróżniać bieliznę damską od męskiej? - zapytałem się go trzymając końcami palców czerwony biustonosz z szykowną koronką. 

-T-too.. O no popatrz! Czyżby nie leciał teraz ten twój Zdruzgotany Anioł? - zaśmiał się nerwowo.

-ZBUNTOWANY ANIOŁ DEBILU! - krzyknąłem na niego i rzuciłem się na pilot od telewizora. Szykuje się godzinna porcja rozrywki na najwyższym poziomie. Niestety Eren przełamał się po dwudziestu minutach i odpalił na swoim komputerze jakieś pornosy. Ale czego ja od niego wymagam. 

-Levi.. Możemy o czymś pogadać? - zapytał mnie zza drzwi do swojego pokoju. 

-Nie Eren, nie pójdę z tobą na randkę - odpowiedziałem zażenowany wpatrując się na Milagros Esposito.

-Szkoda, poproszę Armina. Ale do rzeczy.. Na pewno nie chcesz spróbować iść na ten casting? - powiedział poważnym tonem siadając obok mnie. 

-Coś ty się tak uparł.. Chcesz się ośmieszyć? Ja nie zamierzam.

-Ośmieszyć? Chyba na rozum upadłeś. Masz zajebisty głos! Nie zmarnuj tego talentu - zaczął rozpaczać. Trwało to przez co najmniej pół godziny. 

-Zgoda... - odparłem załamując ręce. 

-Oto mi chodziło Kapralu! A teraz choć, musimy wymyślić repertuar. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro