Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

***

Kiedyś ktoś brutalnie przestrzelił mój urodzinowy balonik. Tydzień temu zrobiłam to ja. Pawłowi.

Jednym egoistycznym pociskiem zdemolowałam człowieka, który za dnia walczył o swoich najbliższych, a w nocy o uśmiechnięte, bezpieczne i nieprzysypane białym proszkiem jutro. Zniszczyłam mężczyznę, który odważnie patrzył w przyszłość, nawet z lufą przystawioną do skroni. Zdewastowałam brata, który starał się jak tylko mógł, żeby miejsce siedmioletniej zapłakanej dziewczynki zajęła w końcu dzielna siedemnastolatka.

I po części mu się to udało. W podzięce, ta siedemnastolatka przeczołgała go minuta po minucie przez dzień wypadku, powykręcała goryczą twarz i przypomniała słony posmak łez. A wszystko to dla obiecanej sobie zapowiedzi ulgi, która nigdy nie nadeszła.

Tym, czego potrzebowałam do podtrzymania pamięci o rodzicach, było znalezienie winnego ich śmierci. Takiego do nienawidzenia zawsze i wszędzie. 24 godziny na dobę. Bez żadnej przerwy. W trybie online i offline. Najlepiej nie powiązanego ani trochę z Karolem Ferro.

Ale chybiłam. I to fatalnie. Całe to grzebanie w przeszłości wcale nie pomogło. Rozdrapało zasklepione rany. Rozmazało łzami najlepsze wspomnienia. A braterską miłość, dotychczas dostępną „tu i teraz", odłożyło na półkę, pomiędzy czułe, choć martwe zdjęcia rodziców.

Nie potrafiłam go wciąż kochać. Nie potrafiłam też nienawidzić. To samo tyczyło się Julianny Rity Warszawskiej, którą co dzień oglądałam w lustrze.

Popołudniami winiła, raniła i błądziła. Nocami żałowała, przepraszała, a później, pośród strumieni łez, odnajdywała drogę do kolejnego, rozgoryczonego poranka. I tak w kółko.

Aż do teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro