***
Obudziłam się rano, ale później niż zwykle. Z nadmiaru wolnego czasu prześledziłam życia innych, a raczej ich internetowe namiastki. Powzdychałam, że moja egzystencja to jedynie nuda, bezruch, stagnacja, martwota i pospolitość.
Później przeprosiłam Rutynę. Zobaczyłam kogoś podobnego do mnie. Drugą Julię, która kiedyś była na imprezie. Która zaufała i szybko tego pożałowała. Która tańczyła z kimś, kto ma nierówno pod kopułą. Złotą kopułą.
Zdjęcia dobrej zabawy wylewały się jeszcze kilka dni po tym wydarzeniu. Internet pamiętał, ja nie. Zamiast surfować, topiłam się w jego odmętach.
Chlusnął we mnie ogrom wyselekcjonowanych idealnych instagramowych skrawków. Próbowałam połączyć wszystko w całość. Ale to była najtrudniejsza układanka w moim życiu. Coś jak puzzle ciemnej i wzburzonej toni akwenu, które rozlały się wrednie po całej rezydencji Czarneckich.
Wydawało się, że w ich pałacyku nawet przy wyjściu z basenu nie stawało się lewą nogą na marmurowym lądzie. A co, jeśli ja tą nogą weszłam do tego świata? A moje wspomnienia nigdy stamtąd nie wyjdą, bo utopiły się w Blue curaçao na dobre?
By zająć czymś myśli, zajrzałam do pokoju Wiktorii. Chciałam ją powkurzać, nim przypomniałam sobie, że zarzyna się na siłowni dla kilku serduszek więcej. Oliwii i Pawła też nie było, bo buszowali po sklepach w poszukiwaniu wyprawki. Tak jak na przyszłych rodziców przystało, szykowali się na nową codzienność.
Ja za to przygotowywałam się do kolejnego identycznego popołudnia. Z identycznym poczuciem beznadziei i ósmą identyczną herbatą poobserwowałam widmo smutku krążące nad moim domem. Pogapiłam się w okno. A świadomość, że szyba w moim przypadku niczym nie różni się od ekranu, tylko przybierała na sile.
Czy to real, czy fikcja wszędzie jestem tylko biernym gapiem. A dni przelatują mi przez palce jak kolejne odcinki serialu. Tak nudnego, że nie pozostaje nic innego jak go przewinąć. A może nawet zakończyć przedwcześnie sezon?
Przez stan niepokoju i kłębiących się pytań zjadłam olbrzymi kawałek zimnej pizzy z ananasem. A potem wskoczyłam w wir ćwiczeń, naiwnie licząc, że uda mi się wymienić 300 kalorii wyrzutów sumienia na solidną dawkę endorfin.
Poszłam spać z myślą, że następnym razem ograniczę się ananasa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro