35# Dziwna Wygrana
Obudziłam się w ramionach Alexa. Przysnęłam.
Szybko się od niego oderwałam. Miałam lekkie rumieńce. Nic dziwnego. Każdy by się wstydził! To nie tak miało być!
Ponieważ Alex dalej spał, podniosłam się najbardziej delikatnie, na ile byłam w stanie. Rozejrzałam się po pokoju. Musi tu coś być.
Wtedy poczułam głód. Nie wiem, ile spałam, ani jaka jest godzina, ale wiem, że na pewno minęło co najmniej pół dnia. Co oznacza, że na pewno ominęłam obiad. Kolację zapewne już też. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu jedzenia. Po paru minutach znalazłam jakieś konserwy z zupą. Trzebaby je podgrzać. Na szczęście moc promienia trochę ogrzewa. Może to nie to samo, ale nie ma innego wyboru. Metal powinien wytrzymać.
Jedną ręką wzięłam puszkę z grochową, a w drugiej pojawił się duch promień. Pilnując odległość, żeby nie zniszczyć metalu podgrzałam zupę. To samo zrobiłam z drugą puszką. Alex na pewno też jest głodny.
Wtedy zauważyłam, że kolega już nie śpi. Wpatrywał się we mnie swoimi tęczówkami, a ja poczułam pogłębiający się rumieniec. Co za upokorzenie! Przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku, ale potem mi się jednak udało. Gdy skończyłam podgrzewać zupy, podałam mu jedną, a on przyjął ją wciąż nie odrywają ode mnie wzroku. Ja, wciąż unikając spojrzenia na niego, wzięłam drugą puszkę i zaczęłam jeść. On się przyłączył. Jedliśmy w milczeniu, od czasu do czasu zerkając na siebie. Gdy zjedliśmy, postawiłam puste puszki z powrotem. Mogą się nam jeszcze przydać. A potem znów milczeliśmy. Trochę się tym zmartwiłam. To nie dobrze, że nie mamy wspólnych tematów. Powinniśmy jednak mieć. Czy jesteśmy tacy różni?
W końcu postanowiłam znowu przemienić się w Ju. Spróbowałam przeniknąć ścianę i... Udało się!
Wróciłam radosna do Alexa. Mój uśmiech zbladł, gdy zobaczyłam smutek w jego oczach. Niby się uśmiechał, ale ja go znałam.
- Hej, Czemu ci smutno? Wreszcie możemy uciec. - Wyjaśniłam.
- Chodzi o to, że, po prostu... Tak dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Jesteś wiecznie zajęta. Jak nie duchami, to ćwiczysz... - Zaczął, ale mu przerwałam.
- Przecież spędzam z tobą czas. - Stwierdziłam.
- Niby tak, ale... - Przerwał, by westchnąć, po czym dokończył. - Jeśli ze mną spędzasz, to tylko razem z Allie. Dlatego to wszystko było wspaniałe. Wreszcie mogłem być z tobą sam na sam. Rozmawiać na tematy, które chciałem, oraz nie słuchać tematów, które mnie nudziły.
- Ale przecież po za tym, jak się wydostać prawie nie rozmawialiśmy. - Zauważyłam.
- No niby tak, ale wiesz o co chodzi. Ta... Ta atmosfera... Była nawet... Przyjemna. - Odpowiedział.
- Przepraszam.
On zaskoczonym, ale jednocześnie zaciekawionym wzrokiem spojrzał na mnie.
- Za co? - Spytał.
- Za to, że nie spędzałam z tobą więcej czasu, za to, że nie wiedziałam, że tak się czujesz, za to wszystko. Przepraszam. - Odpowiedziałam.
- Nie masz za co przepraszać. To ja przepraszam. Mogłem postarać się, żebyś spędziła że mną więcej czasu, mogłem wyznać ci wcześniej, że tak się czuję. Przepraszam, za prawie wszystko. - Powiedział.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie ma za co przepraszać? Czy.
Ale jak to prawie?
W końcu ciekawość wzięła górę.
- Prawie? - Zapytałam.
On się uśmiechnął.
- No tak. To moja wina, że tu się znaleźliśmy, ale tego nie żałuję. - Wyjaśnił.
- Ja też nie żałuję. A teraz chodźmy. - Mówiąc to podałam mu dłoń.
- Jeszcze chwilę. - Odparł.
Uśmiechnęłam się.
- Przecież nie możemy wiecznie tu siedzieć. W końcu będziemy musieli stąd wyjść. - Zauważyłam.
- Wiem... - Odparł niezadowolony, ale jednak złapał mnie za rękę.
Użyłam mocy przenikania. Zanim jednak przeszliśmy, Alex krzyknął.
- Czekaj!
Zatrzymałam się.
- To było głupie. Proszę zapomnijmy o tych ostatnich paru godzinach. Nie mówmy o tym co nam się wydarzyło. - Powiedział.
Ja, dalej uśmiechnięta odpowiedziałam:
- Ale o jakim wydarzeniu?
On odwzajemnił uśmiech. Po jego twarzy wywnioskowałam, że moja odpowiedź go usatysfakcjonowała, oraz, że mu ulżyło.
Mi szczerze też.
W końcu, po paru minutach znaleźliśmy się w moim pokoju.
Wreszcie mogłam zerknąć na zegarek. Była dziewiętmasta. Czyli pięć godzin byliśmy zamknięci. Wiem to, bo kiedy utknęliśmy miałam telefon. Niestety nie było zasięgu, więc nie mogłam do nikogo zadzwonić, po za tym telefon po pół godzinie się rozładował, a ponieważ Alex nie miał przy sobie telefonu, straciliśmy możliwość oglądania godziny.
Alex musiał już iść, więc pożegnaliśmy się i on poszedł do domu.
Ja nie wiedząc co dalej robić, postanowiłam sobie polecieć po okolicy i rozkoszować się widokami.
Gdy tak leciałam usłyszałam jakiś hałas. Zaciekawiona poleciałam za źródłem dźwięku.
Im bliżej byłam hałasu, tym bardziej pewna byłam, że to są jakieś ryki.
Wtedy, gdy wreszcie dotarłam, zobaczyłam coś, co aż zapiera dech w piersiach.
Mnóstwo domów i ludzi było zamrożonych. Ci, którzy nie byli, chowali się lub uciekali wrzeszcząc na całe gardło. Sprawcą całego zamieszania, był jakiś biały potwór z szklanymi, a może lodowymi rogami. Miał czerwone, krwiożercze ślepia, które budziły lęk.
[Zdjęcie]
Kiedy mnie zauważył, od razu zaczął mnie atakować. Ale nie tak jak zwykle, jak wszystkie duchy. Zamiast tego rzucał lodem, nawet stworzył miecz.
Powoli wygrywał. Był bardzo sprytny i szybki.
Gdzie jest tata?!
Kiedy już całkiem opadłam z sił i pogodziłam się z tym, że to koniec, nagle zza budynku wyłonił się mężczyzna. Prawdopodobnie nie był duchem. Nie był zbyt przystojny, co tu dużo mówić. Uwagę zwracała jego berło, laska. Była ona czerwona. Zdobiła ją na górze czerwona kula.
[ Zdj pana Dziwo]
- Kim jesteście? - Krzyknęłam.
Ten brzydal się zaśmiał.
- Jestem Pan Dziwo! A to jest twój koniec!
Nakierował berłem na mnie. Czyli jego laska unicestwia duchy, czy co? Zamknęłam oczy, czekając na to, co ma się wydarzyć.
Gdy otworzyłam jedno oko, nikogo nie było. Co to miało być?
Ździwiona i lekko wystraszona poleciałam do domu.
Pan Dziwo
Nie wierzę! Było tak blisko! Już wygrałem! Ale oczywiście, "szefową" to nie interesuje. Nie rozumiem jej. Czemu nie dała mi to zrobić? Teraz ta głupia Juli wygada się ojcu i już po nas.
Ale jeszcze chwilę. W końcu kiedy wszyscy wygramy, to ja będę królem. Przywódczyni jest durna. Przecież mogę ją pokonać w każdej chwili, a ona nawet nie zabiera mi tego, co może ją skrzywdzić. Co za głupota! Ale lepiej dla mnie. Już niedługo... Już niedługo to JA BĘDĘ KRÓLEM!
???
- Nie rozumiem tylko jednego. Czemu oddałaś mu ttę laskę? - Zapytał mój partner.
- Musiałam. Może nam się przydać. - Stwierdziłam.
- Ale wiesz, że on potem pewnie nas zdradzi, nie? - Przypomniał mi niepotrzebnie rozmówca.
- Tak. To widać. Ale nic nam nie zrobi. Teraz się nie odważy. Pragnie takiego samego celu. A potem już nie będzie w stanie. - Powiedziałam.
- Już niedługo... - Powiedział, jakby czytając mi w myślach.
__________________________________
Ciąg dalszy nastąpi.
Finał zbliża się wielkimi krokami. Już niedługo... xD
Nie przedłużając:
Słów: 1065
Next: jutro
Bye!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro