Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26# Pragnienie

                       Ju

Tak było prawie codziennie.  Ja wychodziłam na dwór razem z Danny'm pod warunkiem,  że miałam ten naszyjnik.  Najczęściej chodziliśmy do parku,  ale zdarzało się,  że czasem wybieraliśmy się w inne miejsca.

Bywało całkiem fajnie,  ale nie wskakiwaliśmy już do jeziora. Było zimne,  po za tym nie miałam ochoty.

Kiedy wracaliśmy któregoś dnia ze spaceru,  nagle słychać było krzyki spanikowanych ludzi. Od razu domyśliłam się,  że chodzi o nowego ducha.

Danny przemienił się i poleciał w tamtą okolicę.  Ja nie chciałam lecieć,  ale nie miałam wyboru,  bo jak tylko on poleciał,  mnie poraził lekki prąd,  który oznaczał,  że jestem za daleko.

Od niechcenia przyleciałam i
patrzyłam jak Danny walczy z jakimś duchem. Ponieważ duch był nawet silny,  "Tata" popatrzył się na mnie z nadzieją,  że pomogę.  Ja jednak nie miałam zamiaru.  Bo po co?

Kiedy zaczął przegrywać,  teleportował się i zniknął.

Wskutek tego,  ja zostałam porażona prądem,  a przeciwnik "ojca" zaczął mnie atakować.

Nie miałam zamiaru pomagać tacie,  tylko się broniłam latając z mocą przenikania.

Wtedy Danny wrócił z Dani.

Razem pokonali ducha.

Wtedy popatrzyli na mnie.  Byli źli za to,  że im nie pomogłam. Przewróciłam oczami. Danny westchnął i wszyscy razem przeteleportowaliśmy się do domu.

                       Danny

Kiedy wracałem z Ju,  ze spaceru,  nagle zaatakował nas duch.

To będzie jak za dawnych lat - pomyślałem.

Niestety nie.  Ju stała jak słup soli i nie zamierzała walczyć.

Ja i Dani w końcu pokonaliśmy potwora i wszyscy wróciliśmy do domu za pomocą teleportacji.

Byłem zawiedziony na Ju,  ale ona to chyba miała gdzieś.

Opowiedziałem Sam,  co się stało,  a ona westchnęła.  Też zawiodła się na Ju.

                           Ju

Jak wróciłam,  pierwsze czego doświadczyłam to plaskacz  od Maxa z pytaniem:

- Jak mogłaś im nie pomóc! - Spytał.

- A czego się spodziewałeś? - Odpowiedziałem tylko.

On sobie odszedł,  a ja poszłam do pokoju.

Wracając usłyszałam rozmowę "rodziców".

- ... Chyba Vlad miał rację.  Ona nie będzie taka jak dawniej... Jest zła i  nic się już z tym nie da zrobić.  Powinienem był ją zostawić... Przynajmniej nie groziłaby reszcie... - Powiedział Danny.

Zabolało. Może nie mam człowieczeństwa,  ale i tak było mi przykro.

Udałam się smutna do pokoju i zamknęłam się.  Nie miałam nastroju na nic.

                       Danny

Gdy tak rozmawialiśmy nastąpiła chwila milczenia.  W końcu powiedziałem:

- Chyba Vlad miał rację.  Ona nie będzie taka jak dawniej. Jest zła nic się już z tym nie da zrobić.  Powinienem był ją zostawić. Przynajmniej nie groziłaby reszcie.

Sam posmutniała.

- To nie jej wina,  że jest taka. 
I tak się stara być dobra.  Masz rację.  Ja też boję się i mam nawet przeczucie,  że nigdy nie będzie dawnej Juli. Jest mi ciężko  z tego powodu,  ale trzeba żyć dalej.  Nie zostawimy jej. - Powiedziała.

- Może masz rację. - Stwierdziłem.

                         Sam

Po rozmowie z Danny'm był czas na obiad.  Ugotowałam więc coś i zaniosłam część Ju.  Zapukałam.  Starałam się otworzyć drzwi.  Ale nie mogłam.  Były zamknięte.

- Juli!  Otwórz! - Powiedziałam.

- Po co?  Po co mnie tu trzymacie,  skoro i tak chcecie się mnie pozbyć?! - Odpowiedziała.

Westchnęłam.  Nie udało mi się już tego dnia ją nakarmić.  Ani następnych paru dni.  Powoli zaczynałam panikować.

- Coś się stało? - Spytał Danny.

Byłam tak zamyślona,  że nawet go nie zauważyłam.

- Juli chyba słyszała,  jak mówiłeś te słowa,  że Vlad miał rację itd. I teraz nie otwiera drzwi.  A od paru dni nic nie je. - Wyjaśniłam.

Zmartwiona popatrzyłam lekko na Danny'ego,  jednak on zachował spokój i powiedział.

- Może nie potrzebuje jeść tak często jak my.  W końcu jest duchem. - Zauważył.

- Co nie zmienia faktu,  że nikogo nie wpuszcza.

                        Danny.

Po rozmowie z Sam,  ja też martwiłem się o Ju.  To nie było w jej stylu.  Postanowiłem z nią porozmawiać.

Oczywiście po zapukaniu,  nie otworzyła drzwi.

Dobra.  Jak nie w ten sposób,  to zrobię inaczej.

Przeniknąłem przez ścianę.  Ju leżała na łóżku i pisała w ozdobne książce.  Pewnie to pamiętnik.

- Ju? - Zapytałem.

Westchnęła.

- Hej. - Odpowiedziała.

- Ja...  Przepraszam... - Powiedziałem.

Obróciła się do mnie.

- Co? - Zapytała zaskoczona.

Nie spodziewała się moich przeprosin.

- Przepraszam. - Powtórzyłem i wyjaśniłem - Za to,  co powiedziałem.  Wcale nie mam zamiaru cię zostawić...  Nie powinienem tego mówić.

Słowa mi się plątały.  Jąkałem się.  Byłem zdenerwowany i nie wiedziałem, jak dobrać słowa.

Ju mnie przytuliła. 

- Ja też przepraszam... Że nie pomogłam.  Odpowiedziała.

Po tym znowu zaczęła jeść.  Co więcej,  teraz nie jadła w pokoju tylko schodziła do kuchni.  Przy stole nie odzywała się ani słowem, tylko słuchała.  Ale chyba to jej nie przeszkadzało. Chyba nawet lubiła słuchać.

Parę dni później wznowiliśmy spacerki. 

                        Ju

Pewnego dnia byliśmy w parku i patrzyliśmy na wodne fale.

Wtem ni stąd ni z owąd z wody wynurzyła się jakaś postać.

Była to kobieta,  która miała czarne długie włosy i bardzo stary chyba egipski strój.

[Zdj pragnienie]

- Jestem pragnienie.  Spełnię wszystkie wasze życzenia. - Powiedziała.

I nagle pojawił się przed nami duży smok.

- Ju,  nie życz sobie niczego. - Ostrzegł mnie Danny i się przemienił. 

- Nie mam zamiaru. - Prychnęłam.

Zaczął walczyć.  Po chwili dołączyła też Dani.  Wygraliby,  gdyby jakiś dupek nie zażyczył sobie lepszej i trudniejszej walki,  bo chciał widzieć akcje.  Cudowne.

Tak Pragnienie urosła,  stworzyła więcej smoków i wywaliła Dani bardzo daleko.

- Pomóż mi! - Powiedział do mnie.

- No dobra.  Chcę,  żeby Dani pojawiła się tutaj! - Krzyknęłam.

Ona chcąc nie chcąc musiała spełnić życzenie.  Ale przechytrzyła nas i wyczarowała jakąś inną dziewczynę.

- Miała być Dani! - Krzyknęłam.

- A jak ty się nazywasz? - Zapytała Pragnienie.

- Danielle.  Ale przyjaciele mówią na mnie Dani.  - Odpowiedziała przestraszona.

Pacnęłam się w czoło.  Ale oszustka.
Westchnęłam.  Wzięłam Danielle i zapytałam.

- Gdzie mieszkasz?

- W... W... W... Los Angeles... - Odparła.

- A dokładniej? - Spytałam.

- Mama mówiła... - Zaczęła.

- Mam gdzieś,  co twoja mama mówiła!  Dla twojego dobra radzę mi powiedzieć.  Wystarczy,  że podasz ulicę! - Krzyknęłam.

Wciąż wystraszona podała mi.

- O i jeszcze jedno.  Może lekko mrowić i mdlić.  No i pewnie cię lekko porazi prąd.

Kiedy to powiedziałam,  ona zaczęła się trzęść.

- Ale nie bój się.  To tylko przez chwilę! - Dodałam szybko.

Przeteleportowałam się we wskazane miejsce i tak,  jak sądziłam od razu,  gdy się pojawiłam naszyjnik zaczął dość mocno mnie razić.  Nic dziwnego. Byłam nawet daleko od Danny'ego.

Szybko postawiłam Danielle i tak szybko jak mogłam przeteleportowałam się z powrotem.

W tym czasie Danny pokonał jednego smoka. Zostały dwa.

- O już jesteś! - Przywitał mnie Danny

- A gdzie mogłabym być,  skoro to twoje ustrojstwo mnie razi prądem jak odejdę za daleko.

- Dziwne.  Miało ci nie pozwolić,  a nie osłabić. Będę musiał to dopracować. - Stwierdził.

- Żartujesz sobie?! - Oburzyłam się.

- Mówię poważnie.  Ale to nie czas na rozmowy. - Przypomniał.

Sam miał marne szanse przeciwko Pragnieniu i dwóm smokom.  Lepiej było nie życzyć sobie niczego,  bo i tak przeciwnik bardzo zdolnie to przekręcał.

Danny zaczął przegrywać.  Pragnienie wpadła na pomysł,  że wypowie życzenie i je spełni.  Tak więc zapędziła Danny'ego w kozi róg,  życząc by Danny stracił duch moce.

Tak więc się stało i z Phantoma był znowu zwyczajnym człowiekiem.

- To twój koniec,  Danny! - Krzyknęła pragnienie.

W jego oczach widniał strach. 

__________________________________
Ciąg dalszy nastąpi!

Słów: 1135

Next: jutro

I jak było?

To bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro