Rozdział 37
Rozdział zawiera treści dla dorosłych.
~
Gellert klęczał na łóżku, tuż za Alexandriyą i agonalnie wolno, sznurek po sznurku, rozwiązywał jej gorset, dotykając jej przy tym o wiele więcej, niż było to konieczne. Zdawało się, że chciał upić się każdym momentem, wykorzystać do granic możliwości i zapamiętać go jak najlepiej. Ona nie miała nic przeciwko temu, również napawając się chwilą, przekonując się przy tym, że to nie był sen.
- Który to już twój gorset, że idzie ci tak dobrze? - zapytała Alexandriya z szelmowskim uśmiechem.
- Drugi - odparł, po czym wyciągnął z niej westchnięcie zaskoczenia, gdy użył jednego sznurka, by gwałtownie przyciągnąć ją do swojego torsu. - Tylko twoje gorsety mnie interesują - wyszeptał prosto do jej ucha, dając kolejnej gęsiej skórce zawładnąć jej ciałem.
Rozwiązał gorset do końca i już chciał go z niej zdjąć całkowicie, gdy do głowy przyszedł mu lepszy pomysł.
- Nie... Byłoby idealnie, gdybyś zdjęła to wszystko sama.
- Pokaz ci się marzy, co? - zapytała prowokacyjnie, na co on złożył pocałunek na jej częściowo nagim ramieniu.
- W twoim wykonaniu jak najbardziej - szepnął, a wtedy Alexandriya pomyślała, że sam się wpasował w jej plan. Nie miała nic przeciwko pokazaniu mu tego, co potrafiła.
- Dobrze.
Gellert rozłożył się na swoim łóżku w oczekiwaniu na tamten pokaz. Oparty o stos poduszek, z rękami rozstawionymi szeroko i w białej koszuli z bufiastymi rękawami wyglądał jak król, któremu organizowano prywatne przedstawienie, bo akurat zaczęło mu się nudzić. Odrzucił swoje przydługie blond włosy do tyłu, by żadne z jego oczu nie straciło ani chwili.
Alexandriya stanęła przed nim i w słabym świetle zza okna zaczęła niezwykle powoli zdejmować z siebie suknię. Przy każdym, nawet najmniejszym ruchu czuła na sobie wzrok Gellerta, który ją nim niemalże pożerał, podczas gdy pożądanie rozpalało mu się w oczach.
- Wasylisa musi przewracać się w grobie, że robię to dla mężczyzny - powiedziała, kawałek po kawałku ściągając jeden rękaw.
Gellert prychnął.
- Nie każdy mężczyzna może ci dać to, co ja, Sasza. A ona też musiała kiedyś coś zrobić... Bo inaczej nie byłoby ciebie, prawda?
- A chciałbyś mieć ze mną dzieci, Gellert? - Prowokowała, łapiąc za drugi rękaw i widziała, jak jego uśmieszek się powiększa.
- Niech natura zdecyduje.
Alexandriya starała po sobie nie pokazać, co wywołały w niej te słowa. Wróciła do skupienia się nad tym, co robiła, bo podobało się jej to, że mogła samą sobą sprawić, że na nic innego nie patrzył. Góra sukni zaczęła powoli opadać, a ona po chwili jej pomogła, forsując ją przez biodra na sam dół.
Materiał opadł na podłogę, a Gellert o mało nie ugryzł się w kciuk, który trzymał wtedy przy ustach. Na moment wyraźnie zapomniał się w podziwianiu jej ciała, każdego zgięcia otulonego bladym światłem, zmrożony, gdy została w samej dolnej bieliźnie i tych jego wymarzonych skarpetach do połowy uda.
- I co dalej? - zapytała pewnie, łapiąc za boki swoich majtek, co go wybudziło.
Nie był pewien, co odpowiedzieć. Z jednej strony pragnął patrzeć dalej... A z drugiej dotknąć już tego wszystkiego, co ujawniła, myślał o tym zresztą od rana, od momentu, gdy zobaczył ją w wodzie...
- Ja się tym zajmę - zapowiedział, a następnie użył dłoni, by zaklęciem pozbyć się jej butów i przyciągnąć ją z powrotem na łóżko.
- Ale to już trochę niesprawiedliwe... - powiedziała, znalazłszy się przed nim na kolanach, po czym sama użyła szybkiego machnięcia dłonią, aby błyskawicznie pozbyć się jego koszuli.
- O nie, Sasza - powiedział stanowczo, popychając ją nagle tak, że uderzyła nagimi plecami o śliską pościel. - To ja prowadzę w tańcu.
Zaśmiała się. Skoro sam się do tego pchał, to czemu by nie miała tam leżeć i korzystać z darmowej przyjemności, podczas gdy on się męczył?
- Prowadź - szepnęła, rozkładając swoje ręce na boki, by dać mu znać, że mógł robić, co tylko chciał.
Pochylając się nad nią, położył dłonie po jej obu stronach, ustawiając je tuż przy jej piersiach. Zaczął powoli zjeżdżać nimi wzdłuż jej ciała, czując, jak to niemalże paliło go od spodu. Ona ociekała magią, a to tylko podniecało go bardziej.
- Czuję moc... - mówił z obłędem w oczach, zjeżdzając coraz niżej. - Czuję magię pod każdym calem twojej skóry...
- Nie każda kobieta może ci dać to, co ja - przedrzeźniła go, jednocześnie ciesząc się tym dotykiem; czuła, że to był zaledwie początek.
On zaśmiał się, a następnie spojrzał jej prosto w oczy, gdy jednym dotknięciem bezpowrotnie pozbył się jej bielizny.
- Widać bieliznę też będę musiał sprawić ci nową... - powiedział wyraźnie zadowolony z siebie, gdy została tylko w tych nieszczęsnych skarpetach, których Gellert najwyraźniej nie zamierzał ściągać. Ścisnął jej uda tam, gdzie nie były jeszcze zakryte materiałem, a następnie bezwstydnie rozchylił jej nogi.
Alexandriya nie czuła ani krzty wstydu czy zakłopotania. Wiedziała doskonale, że dzięki tej magii, którą tak dobrze wyczuwał, wyglądała obłędnie - poza tym, już dawno się na to przygotowała i fizycznie, i psychicznie, nie bez pomocy swojej cennej księgi.
Nagle Gellert wyjął ze swoich spodni Czarną Różdżkę, co wywołało u niej kolejny śmiech.
- Oj, przecież nie chciałeś używać magii... - droczyła się, jednak wcale go to nie wzruszyło.
- Nie znaczy, że nie możemy sobie nią pomóc - mruknął, przykładając zimny czubek różdżki do jej brody. Powoli zaczął nią zjeżdżać coraz niżej, aż wreszcie dotarł pomiędzy jej nogi. Przejechał różdżką od góry do dołu, sprawiając, że zadrżała, a na jej policzki wstąpiły rumieńce.
- Gellert - wydusiła, co wyjątkowo go usatysfakcjonowało.
- Właśnie tak. Lubię to słyszeć - mówił, poruszając różdżką w górę i w dół, a każdy ten ruch, każdy wywołany przez niego dźwięk odbijał się echem w wielkim pomieszczeniu. Robił to kilka ładnych chwil, przyspieszając oddech dziewczyny, aż wreszcie zaczęło mu się to nudzić.
- A gdyby tak, Sasza... Gdyby tak...
Alexandriya nawet nie zdążyła wymyślić, o czym mógłby mówić. On zamknął dystans między nimi w namiętnym pocałunku, jednocześnie sprawiając, że przeszedł ją niewyobrażalnie silny dreszcz, gdy wślizgnął różdżkę w jej ciało.
Dziewczyna o mało nie ugryzła go w wargę z szoku, a to tylko bardziej go zadowoliło.
- Nie martw się, Sasza, nie martw... Ja dopiero zaczynam.
Wrócił do całowania jej, a sam zaczął poruszać różdżką do przodu i do tyłu, dając jej poczuć każdy wypustek przedmiotu wewnątrz siebie. Alexandriyi brakowało tchu, i to z obu powodów, a temperatura jej ciała rosła niebezpiecznie szybko.
Chciała coś z siebie wydusić, chciała jakoś ująć w słowa to, co wtedy czuła, ale było to zupełnie niemożliwe. Gellert nie zwalniał ani na moment, stopniowo przechodząc z pocałunków w usta na jej szyję.
- Gellert. - Zdołała westchnąć po dłuższej chwili, a on uznał to za sukces.
Odsunął się i powoli wyciągnął z niej różdżkę, wydobywając z dziewczyny jęknięcie. Uklęknął, wyprostował się, a następnie przyjrzał błyszczącej nawet w marnym świetle różdżce, przygryzając wilgotną wargę.
- Pokaż mi teraz, co ty potrafisz - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Chcę zobaczyć tę twoją magię, tu i teraz.
Czyli do końca sobie nie poleżę... Ale może to i dobrze.
- Z przyjemnością ci pokażę, Gellert... - zaczęła, podnosząc się na tyle, by to jego wepchać na poduszki. - Jak to jest być z wiedźmą. - Posłała mu szelmowski uśmieszek, klepiąc go po policzku.
Jego wzrok skierował się na wewnętrzne strony jej ud, po których spłynęło nieco tego, co wyciągnął z niej różdżką, a potem powędrował wyżej, do jej piersi, myśląc o tym, że jeszcze się nimi zajmie.
Patrzył, jak Alexandriya wystawia przed siebie swoją prawą dłoń, nie wiedząc, że ją ogrzewała. Przekonał się o tym, gdy nagle dotknęła jego nagłego torsu, a następnie przejechała aż do jego spodni, których bez problemu pozbyła się zaklęciem. I oto leżał przed nią zupełnie nagi z rękami pod głową i czekał na jej ruch.
Alexandriya doskonale wiedziała, co robiła. Jeśli było coś, co Wasylisa przekazała jej na temat mężczyzn to to, że wcale nie potrzebowała wiele, by ich zadowolić... I nawet wiedźma sprzed wieków wymyśliła na to swoje zaklęcia.
Gellert też w ogóle nie był zakłopotany, zresztą, czy ktoś taki jak on kiedykolwiek mógł taki być? Czekał na nią niczym władca świata, z satysfakcją obserwując, jak i ona przyglądała się jego obnażonemu ciału. Rzeczywistość była czymś innym, niż to, co dotąd mogła oglądać tylko w księgach, ale to jej nie peszyło. Znała go zresztą - Grindelwald nie chciał niepewności, tylko konkretów, a ona chciała jego.
Dlatego upojona pożądaniem i myślą o tym, że nawet się nie spodziewał, co zaraz z nim zrobi, śmiało zjechała dłonią pomiędzy jego nogi. Nie musiała nawet po tym ruszać ręką; jedno proste zaklęcie zrobiło swoje, widziała to po tym, jak jego usta rozdziawiły się w szoku, gdy ona zacisnęła dłoń mocniej.
- Tak... - wydusił, przymykając oczy. - Pokaż mi więcej swojej mocy, Sasza.
- Z radością.
Zbliżyła się do niego i poczęła całować, nie zabierając ręki z miejsca, które posyłało fale przyjemności przez całe jego ciało. On chciał użyć swoich dłoni, by dotknąć jej piersi, jednak jej działania w tamtej chwili rozbroiły go zupełnie. Nawet pomiędzy rozgorączkowanymi pocałunkami czuła, jak to, co znajdowało się pod jej palcami twardnieje. Z tego samego powodu Gellert, wydawszy z siebie głośne westchnięcie, którym chciał zamaskować jęk, oderwał się od niej.
Spojrzeli sobie w oczy, przy czym oboje oddychali tak ciężko, jakby przebiegli maraton. Oboje widzieli, że ta druga osoba płonęła z pożądania, pozostało tylko przyznać, czego jeszcze chcieli. Gellert złapał ją za biodra i przyciągnął nieco bliżej do siebie, dając jej poczuć na podbrzuszu, jak bardzo wtedy jej pragnął. Jeszcze te jego wymarzone skarpetki... Było dokładnie tak, jak sobie to zaplanował.
- Odwróć się - polecił, a ona wykonała to bez zawahania.
Znalazła się tyłem do niego na kolanach, a jej długie włosy zakryły ją aż do pośladków. Jedno zaklęcie Gellerta związało je w długi warkocz, a po tym zmusił ją do zniżenia się na czworaka. Złapał ją za biodra, a ona z trudem zrobiła wdech, przewidując, co się za moment stanie.
- Dam ci teraz to, co obiecałem... - zapowiedział, dając jej sekundę ostrzeżenia przed tym, jak ich ciała złączyły się w jedno.
Jęk bólu wydostał się z ust dziewczyny, zaskoczonej zupełnie nowym uczuciem, które wypełniało ją od środka i rozgrzewało do czerwoności. Gellert jedną ręką wciąż ściskał jej biodro, a drugą sięgnął po różdżkę, by machnąć nią nad nią.
- Już... Już... - powiedział, gdy jej ciało zupełnie opuścił ból, a następnie użył jej włosów niczym wodzy, by przyciągnąć ją do siebie. Kolejny dźwięk wydobył się z jej ust, bliżej nieokreślony, gdy próbowała przyzwyczaić się do tamtego uczucia.
- Teraz już tylko przyjemność - zapowiedział szeptem prosto do jej ucha, przekładając swoje dłonie na jej piersi. - Razem? - zapytał, wywołując u niej uśmiech.
- Razem.
Usłyszawszy to, bez zawahania zaczął poruszać biodrami do przodu i do tyłu, przez co trudno było jej utrzymać równowagę. Na moment przed oczami zrobiło jej się biało, a dopiero po chwili odzyskała na tyle trzeźwego myślenia, żeby wyczarować sobie niewidzialną podporę na łóżku, aby mieć o co się oprzeć, kiedy on ruszał się coraz szybciej.
Ciężkie oddechy oraz dźwięk ciała uderzającego o ciało wypełniły całą sypialnię. Oboje wsłuchiwali się w to, nakręcając siebie nawzajem, rozpalając się do czerwoności i przeklinając to, że zebrali się na to tak późno.
Gellert całował jej szyję i masował jej piersi, doprowadzając ją do takich emocji, których, podejrzewała, nie potrafiłaby wytworzyć nawet magią. Gdyby nie wyczarowana podpora, rozsypałaby się przed nim zupełnie, nie będąc w stanie nawet ścisnąć pościeli - ba, nie będąc w stanie nawet myśleć.
On doskonale wiedział, co robił, jakby naprawdę miał w tym spore doświadczenie. Nawet on miał jednak swoje ograniczenia; Alexandriya poczuła, jak jego ruchy zwalniają, a kilka chwil później on sam przeklnął pod nosem. Gorąc wypełnił ją od środka, a niewiele później Gellert wycofał się gwałtownie, dając jej poczuć, jak coś znowu spływa po jej udach. Ostatni raz przejechał dłonią po pośladku dziewczyny, potęgując tamto wrażenie, a potem sam opadł na stos poduszek i stamtąd wciąż pozwolił sobie ją oglądać.
Alexandriyi chwilę zajęło odzyskanie oddechu, nim sama znalazła wystarczająco siły, by usiąść, a następnie wycofać się na tyle, by ułożyć się obok niego.
Gellert, choć sam oddychał jeszcze ciężko, sięgnął po różdżkę i pozwolił sobie nią nimi nakryć. Przez chwilę leżeli w ciszy przerywanej ciężkimi oddechami, wpatrując się w sufit, aż wreszcie Alexandriya odważyła się odwrócić do niego, ponownie z dumnym uśmieszkiem.
- Wisisz mi kolację. - Dźgnęła go w tors, wyraźnie go tym rozbawiając.
- Ach, tak, ze wszystkiego o tym zapomniałem... - Przewrócił oczami. - Choć teraz wydaje się to całkiem prozaiczne. Chodź tu.
Jego polecenie ją zdziwiło, lecz nie oponowała - przysunęła się bliżej, pozwalając sobie położyć się na nim z boku. Jeszcze nie do końca docierało do niej to, co się wydarzyło, odkąd zabrał ją sprzed zamku, lecz tego, że była szczęśliwa mogła być pewna, i tylko to się wtedy liczyło.
- Mówiłem ci, że przyjemności należy dawkować... - mówił, gładząc jej wciąż rozpaloną twarz. - I że pragnę cię naprawdę. Jeszcze masz wątpliwości? - zapytał, a zanim dał jej odpowiedzieć, pocałował ją, jakby chciał dowieść, że miał rację.
I choć tamten pocałunek, tak czuły i silny, sprowokował kolejne przyjemne sensacje w jej podbrzuszu, nie chciała dać za wygraną tak łatwo.
- Zobaczymy, czy to wyjątek, czy to początek reguły.
Na te słowa on zabrał rękę z jej twarzy, by zamiast tego objąć jej nagie plecy i przysunąć jeszcze bliżej siebie.
- Chyba możemy zgodnie stwierdzić, że nie będziemy zbytnio oszukiwać twoich rodziców co do naszej relacji - powiedział, a jeszcze wciąż oszalała od tej całej sytuacji Alexandriya nie wiedziała nawet, jak te słowa potraktować.
- Tak? A co z oświadczynami?
- Oj, wszystko w swoim czasie, Sasza... - Śmiał się perfidnie. - Zresztą, i tak już wszystko tutaj jest twoje.
To zdezorientowało ją jeszcze bardziej.
- Jest?
- Od teraz jesteśmy już tylko my i nasze... Moja pani. - Wypowiadając te słowa, spojrzał jej prosto w oczy, kolejny raz przyspieszając bicie jej serca. - To łóżko też już jest nasze. Komnata także.
Alexandriya rozdziawiła usta. Czy to było to? Czy miała to traktować jak wyznanie miłości? Czy właśnie działo się to, na co czekała, odkąd miała jakieś piętnaście lat?
- A ty? - dopytała, bo musiała mieć pewność.
- Hm?
- Czy ty jesteś mój? - zapytała wprost i tego wstydziła się chyba bardziej, niż czegokolwiek innego, co wydarzyło się tamtej nocy.
Uśmiechnął się, a wolną ręką znowu pogładził ją po policzku.
- Jak najbardziej, kochanie.
Na kochanie Alexandriya już złapać się nie dała - ale we wszystko inne wierzyła, bo zwyczajnie chciała w to wierzyć. Nie zamierzała niszczyć sobie tamtego uczucia bez względu na to, że czuła, że po części mógł sobie trochę pogrywać.
Bo przecież dostała to, czego chciała: i jego łóżko... I, zdawało się, jego serce.
Wygrałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro