Rozdział 6
Przejrzałaś się w lustrze. (Kolor) sukienka leżała na Tobie całkiem dobrze. Nie była zbyt wyzywająca, chociaż pokazywała Twoje atuty.
-Ślicznie!- Ania obiecała przyjść rano i pomóc Ci się ubrać.- No, to teraz jakiś delikatny makijaż i będziesz gotowa.
-Po co mi makijaż?- Spytałaś.- Wolę postawić na naturalność...
-Ale oczu delikatnie podkreślić nie zaszkodzi.- Mruknęła i w końcu nałożyła Ci lekki makijaż.
Standardowo wyszłyście z domu. Tata nadal był w delegacji, a mama odsypiała nockę. Było słonecznie, chociaż z daleka były obecne trochę ciemniejsze chmury. Gdy dotarłyście do szkoły, rozległ się dzwonek. Czas zacząć liczyć minuty do końca, pomyślałaś.
Trzy, dwa, jeden... Drr! Dzwonek uratował Cię przed pójściem do tablicy z najbardziej znienawidzonego przedmiotu. Podeszłaś pod główne drzwi i wyjrzałaś za szybę. Stał pod szkołą i patrzył się na zegarek. Głośno odetchnęłaś i odwróciłaś się do Ani, która również była zdenerwowana.
-(Imię), powodzenia!- Chwyciła Cię za ramiona i przytuliła, po czym... uderzyła Cię kolanem w pupę. Spojrzałaś się na nią zdziwiona.- To na szczęście!
Pokiwałaś głową i przeszłaś przed drzwi. Gdy Cię zauważył, uśmiechnął się szeroko. Podszedł do Ciebie i uważnie Ci się przyjrzał. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę, których guziki były odpięte pod szyją.
-Witaj, (imię).- Chwycił Twoją rękę, którą ucałował. Rozejrzałaś się wokół, kilkoro uczniów patrzyło się zaskoczeni, a parę uczennic ściskały ołówki i próbowały "zabić" Cię wzrokiem.
-Cześć, Jack.- Delikatnie się uśmiechnęłaś. Ten mężczyzna nieco Cię onieśmielał.
-Pozwolisz.- Podał Ci ramię, które przyjęłaś.
-Właściwie, Twoja rana się już zagoiła?- Spytałaś.
-Tak, już prawie jestem zdrowy.- Zachichotał. W tamtym momencie, powinnaś skojarzyć, że Joker miał bardzo podobny śmiech.- Swoją drogą, pięknie wyglądasz.
-Dziękuję.- Zarumieniłaś się.
W drodze do kawiarni dużo rozmawialiście. Okazało się, że umie grać na perkusji. Gdy dotarliście do kawiarni, zajęliście stolik z dala od innych. Odsunął Ci krzesło i sam usiadł na przeciwko Ciebie. Zamówiliście lody i poczekaliście na zamówienie. Okazało się, że Jack jest nie tylko szarmancki, ale i ma poczucie humoru. Rozmawialiście tak przez dwie godziny, lecz musiałaś wracać do domu.
-Wybacz Jack, ale będę musiała już wracać.- Poinformowałaś go, starając się zachować uśmiech.
-Cóż, pozwól, że chociaż Cię odprowadzę.-Jednak był mały problem. Byliście tak sobą zafascynowani, że nie zauważyliście jak zaczęło padać. Na mamę nie miałaś co liczyć, bo nawet nie wiedziała, że dziś gdzieś wychodzisz.- Chodźmy!
-C-co?- Spytałaś patrząc jak mężczyzna przechodzi przez drzwi.
-Chodźmy zaszaleć.
Niepewnie wyszłaś zza drzwi, a włosy miałaś mokre. Chwycił Cię za rękę i zaczął biec, głośno się śmiejąc. Ta sytuacja byłą tak komiczna, że także zaczęłaś chichotać. Najwyżej będziesz chora, trudno się mówi. Po dłuższej chwili dotarliście do Twojego domu. Stanęliście pod drzwiami, a Ty wycisnęłaś wodę z włosów.
-Może wejdziesz i się osuszysz?- Zaproponowałaś.
-Niestety, mam coś do załatwienia.-Odpowiedział wymijająco.- Ale z chęcią kiedyś wpadnę na obiad.
-Więc czuj się zaproszony.- Zachichotał.
-Będę.
Miał się odwrócić, ale szybko go przytuliłaś i dałaś całusa w policzek, po czym zniknęłaś za drzwiami. Widziałaś jeszcze przez okno, jak chłopak dotyka się w miejsce, gdzie przed chwilą były Twoje usta i szybko wychodzi. Unikając mamy, dotarłaś do pokoju i wyciągnęłaś ręcznik z szafy. Przebrałaś się i położyłaś na łóżku. Dawno nie byłaś sam na sam z chłopakiem.... a raczej mężczyzną. Było naprawdę fajnie.
W pewnym momencie, na wyświetlaczu Twojego telefonu pojawiło się zdjęcie profilowej Ani.
,,I jak, randka się udała? Spraw mi sprawozdanie :DD"- Trzeba będzie jej wszystko opowiedzieć, bo łatwo nie odpuści.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nudzi mi się ;-;
I nie mam co robić ;_;
Posunęłam się nawet do tego, by grać w ubieranki xD
No nic, mam nadzieję, że się podobało i pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro