Rozdział 7
-Nie mogę dzisiaj przyjść.- Uśmiechnęłaś się przepraszająco.- Może innym razem.
-Szkoda- odparła dziewczyna z Twojej klasy, Eliza.-. No cóż, to kiedy indziej. Na razie!
I poszła. Miałyście mieć babski wieczór zapoznawczy, na którym Marika miała bardziej się z wami integrować. Nocowanie miało być w szkole, ale na ten piątkowy wieczór miał do Ciebie przyjść Joker. Nie widziałaś go od dłuższego czasu, co nieco Cię martwiło.
Wyszłaś ze szkoły, a z oddali widziałaś Marikę i ów Elizę. Było widać, że te dwie ciągnęło ku sobie. Co prawda, wyglądały jak dwa przeciwieństwa. Marika mocno ją przewyższała, zaś Eliza była najniższą dziewczyną w klasie. Do tego charaktery też miały różne. No cóż, przyjaźń przychodzi sama.
Gdy dotarłaś do domu, podgrzałaś obiad i ze smakiem go spożyłaś. Lekcje także odrobiłaś, by mieć wolny weekend. W międzyczasie popisałaś z Jokerem. Zjawi się późniejszego wieczora, więc miałaś jeszcze dużo czasu. W końcu zasiadłaś do komputera, a tam wiadomość od Anny.
,,Szkoda, że Cię nie ma T_T"- tak brzmiała wiadomość.
,,Wiem, też rozpaczam ;u:"- odpisałaś.
Porozmawiałaś ją jeszcze trochę a jej ostatnia wiadomość brzmiała ,,Czekaj bo mnie wołają z/w". Co dziwne, nic już później nie napisała. Za spamowałaś jej skrzynkę, ale nadal nic. Trochę Cię to zaniepokoiło, ale może robią sobie żarty, czy oglądają filmy. Jeszcze wtedy nie wiedziałaś...
Przebrałaś się w piżamę, po czym położyłaś do łóżka z telefonem w ręku. Zmęczenie wzięło górę i zasnęłaś. Najwyżej Jack Cię obudzi.
Było tak, jak myślałaś. Ze snu wyrwało Cię szturchanie w ramię. Okryłaś się kołdrą pod samą szyję i ponownie poszłaś spać. Jednak chłopak nie miał zamiaru czekać aż łaskawie ruszysz tyłek i zrzucił Cię z łóżka.
-Co jest?- Mruknęłaś patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem.- Aha.
-Tylko tyle?- Spytał zakładając ręce na piersi.- Nie widzieliśmy się z tydzień.
-A, no tak.- Wstałaś i usiadłaś na łóżku. Twój umysł wciąż spał, zaś informacja o tym, że mężczyzna, za którym ostatnio najbardziej tęskniłaś, stoi przed Tobą, jeszcze do Ciebie nie dotarła.- O, Jack!
Rzuciłaś mu się na szyję. Mimo, że początkowo był przygnębiony brakiem u Ciebie jakiejkolwiek radości, szybko Ci wybaczył.
-No nareszcie. Muszę pamiętać, by poczekać, aż obudzisz się do końca.- Mruknął tym swoim głębokim głosem.
-Przepraszam. Śpiąca jestem.- Cmoknęłaś go w usta i usiedliście na łóżku.- Masz jakieś podejrzenie co do ostatnio zaistniałej sytuacji?
-Z tym jest kłopot. Ludzie w restauracji byli wynajęci. Problem w tym, że albo zostali zabici albo zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Na szczęście, udało nam się złapać jednego z nich.
-Co powiedział?!
-Właśnie nic. Jedyne co udało nam się z niego wydusić to, pozwól, że przytoczę ,,Wiesz Joker, ty i twoja babka macie przesrane".
-Czyli wiedzieli o Twojej tożsamości.- Przygryzłaś wargę.
-O tożsamości raczej nie, a wyglądzie. Gorzej z tobą, jeśli będą chcieli do mnie dotrzeć to właśnie przez ciebie. Musimy mieć się na baczności. Osobą pociągającą za sznurki może być każdy.
-Dobrze, będę uważać.- Smutno się uśmiechnęłaś.
-No już, jeszcze trochę, a złapiemy drania.- Mocno Cię uściskał.- Możesz iść spać.
Zrobiłaś jak kazał. Położyłaś głowę na jego torsie i zasnęłaś. Nawet odgłosy karetki nie zdołały Cię obudzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro