Rozdział 5
Podczas dryfowania po bezkresnym oceanie spokojnego snu, poczułaś ogromny ból. Syknęłaś i stwierdziłaś, że skończyło się przyjemne spanie, a nadszedł czas na powrót do rzeczywistości.
Otworzyłaś oczy i rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Wyglądało to jak domek letniskowy. Leżałaś pod kocem na kanapie, a na stole leżała kanapka. I bardzo dobrze, gdyż Twój brzuch domagał się pożywienia. Z trudem udało Ci się podnieść, lecz bark dawał o sobie znać. I to dość dosadnie.
Spałaszowałaś posiłek i zauważyłaś, iż masz na sobie swoją piżamę, a obok talerza leży Twój telefon. Był naładowany i na szczęście miałaś skądś internet. Był osiemnasty września, więc cała ta sytuacja, była wczoraj. Jednak nie to było aktualnie Twoim największym problemem. Nie miałaś pojęcia, gdzie jesteś. Zadzwoniłaś do Jack'a i odebrał! Okazało się, że wyszedł się przejść i zaraz wróci. W tym czasie zwiedziłaś domek. Łazienka, sypialnia i kuchnia połączona z salonem. Było ładnie i przytulnie. Miało ten "swój" klimat.
Usłyszałaś odgłos otwierających się drzwi. Przeszłaś z łazienki do salonu, a zza ścianki wyszedł Jack. Nie zważając na ból w ramieniu, mocno go przytuliłaś.
-No już, siadaj. Pogadamy- jak powiedział, tak zrobiliście.
-Co się wczoraj stało? Nie do końca pamiętam- Spytałaś opierając postrzelone miejsce na oparciu.
-Podczas naszej wspaniałej kolacji, został przeprowadzony zamach, czy coś w tym stylu. Nie wiem czy pamiętasz, ale uciekliśmy helikopterem- tu zatrzymał się, a Twój umysł faktycznie przypomniał sobie co poniektóre wydarzenia.- W czasie naszej ucieczki doszło do postrzelenia twojej osoby. Na szczęście mam umiejętności z zakresu zszywania ran.
-Auć...- pomyślałaś sobie, jak bardzo to mogło boleć, gdy spałaś.- Wiesz może czemu akurat ci ludzie wybrali tę restaurację?
-Tego nie udało mi się ustalić... Co nie zmienia faktu, że mam pewne podejrzenia. Na razie mogę powiedzieć ci tylko to, że nie wydaje mi się, by była to jakaś zorganizowana grupa przestępcza. Jednego z nich udało nam się zastrzelić i okazało się, iż był on płatnym zabójcom. Niezbyt popularnym, ale jednak.
-Myślisz, że ktoś zna twoją tożsamość?- Spytałaś będąc coraz bardziej zaniepokojona.
-Możliwe.- Jeśli ktoś wie, kim jest, to wie także, że jesteś jego słabym punktem. No, może nie takim słabym, ale jednak. Przygryzłaś wargę. Świadomość, że jesteś w ciągłym niebezpieczeństwie nie jest zbyt budująca.- Ale nie martw się. Nim nas dopadną, będą już martwi.
-Miejmy nadzieję- wyszeptałaś kładąc się na kanapie. Jack wstał i skierował się do wyjścia.- Gdzie idziesz?
-Zagadka sama się nie rozwiąże- puścił Ci oczko, na co odpowiedziałaś mu tym samym.- Odpoczywaj, bo jeszcze dzisiaj będę musiał odwieźć cię do rodziców. I nie zaniedbuj mi szkoły. Twoja przyszłość jest aktualnie dość ważna, (imię).
-Uważaj na siebie, Joker- uśmiechnął się sprytnie i już go nie było, a Ty postanowiłaś jeszcze się zdrzemnąć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na wstępie, mam prośbę.
Nie piszcie mi tzw. "kiedy next???" bo to boli w oczy.
Wolę jak ktoś napisze "Kiedy następny rozdział?"
Gloniki, to Polska. Szanujmy nasz język. Proszę ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro