Rozdział 4
Wpatrywałaś się w jego zielone oczy. Na bladej twarzy gościł nikły uśmiech, a kosmyki blond włosów delikatnie opadały mu na czoło. Dziwne, że gdy go spotkałaś nie miał żadnej kobiety.
-Właściwie, czym interesujesz się oprócz zabawy z Batmanem?- Spytałaś przełykając kęs ulubionej potrawy.
-Gdy byłem młody lubiłem patrzeć godzinami w chmury w lesie, który mieścił się obok mojego domu. Starszy pan z sąsiedztwa nauczył mnie wędkować. Przez pewien czas nawet mi się to udawało, aczkolwiek wtedy pijany ojciec złamał mi wędkę, która kosztowała mój cenny czas spędzony na pracy.- Zrobiło Ci się automatycznie smutno. Potarł Twój policzek i pokrzepiająco się uśmiechnął.- Nie martw się, długo nie pożył.
Zachichotałaś, a potrawy zjedliście przy zabawnych historiach z dzieciństwa. Czasem było dziwnie, ale i tak świetnie się bawiliście, raz po raz nawzajem się uciszając, pod wpływem spojrzeń innych gości.
-Czy czegoś państwo sobie jeszcze życzą?- Spytała kelnerka o brązowych oczach skrywających się za czerwonymi oprawkami okularów. Zamówiliście wino.
Jednak w pewnym momencie Joker położył sobie marynarkę na kolanach. Zmarszczyłaś brwi, na co mruknął, że masz zacząć zachowywać się naturalnie. Coś złego się działo. Zrobiłaś tak jak kazał i w spokoju piłaś wino z kieliszka.
-Wychodzimy.- Powiedział wstając i odsuwając Ci krzesło.
Gdy byliście przy drzwiach coś zapikało. Rzucił się na Ciebie i padliście za losowy stolik. Wtedy właśnie drzwi wybuchły, a wszyscy zaczęli panikować. Momentalnie wstaliście, a Jack chwycił Cię za rękę i pociągnął do wyjścia. W powietrzu słychać było strzały. Schowaliście się za pół-ścianką. Nie miałaś zamiaru wyściubić nosa zza prowizorycznego schronienia.
-Jack, co się dzieje?!- Krzyknęłaś, próbując być głośniejsza od świszczących pocisków.
-Nie mam pojęcia!
Jednak z marynarki wyjął pistolet. Raz po raz wyglądał spoza schronu i strzelał. Z daleka słychać było odgłos syren policyjnych. Chwilę później strzały osłabły, więc Joker postanowił was stąd wydostać.
Na "3" pobiegliście do wyjścia ewakuacyjnego. Poczułaś jak coś szczypie Cię w ramię, jednak adrenalina zapobiegła większemu bólowi. Joker wyjął z kieszeni mały pilot z czerwonym przyciskiem. Wcisnął go, a skryliście się w bocznej uliczce. Chwilę później podleciał czarno-zielony helikopter. Zrzucił wam drabinkę, której obydwoje się uczepiliście i jak najszybciej odlecieliście. Wtedy właśnie spostrzegłaś się, że obficie krwawisz. Zostałaś postrzelona w ów ramię. Nie chciałaś na to patrzeć, więc wtuliłaś się w Jack'a, który objął Cię jednym ramieniem. Jak dobrze, że mężczyzna ma takie wtyki.
Dziesięć minut później znajdowaliście się z dala od restauracji. Byliście w miejscu, którego nie znałaś. Wylądowaliście na polanie w lesie, na której środku stał drewniany domek. Joker pomógł Ci iść, a Ty nerwowo uciskałaś ranę. W międzyczasie urwał kawałek koszuli i zrobił coś w rodzaju opaski uciskowej.
Domek jak domek. Schody na górę, mała kuchnia i, z tego co widziałaś, łazienka. Usiadłaś na kanapie w salonie. Gdyby nie niesprzyjające okoliczności wyglądałoby to jak ferie.
Mężczyzna szybko przystąpił do ratowania Twojej ręki. Zacisnęłaś zęby i po prostu czekałaś, aż ten koszmar się skończy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro