Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Kolejne miesiące były bardzo trudne. Brat Anny zapadł w śpiączkę, w której jest od miesiąca. Dziewczyna jednak nie daje się i cały czas ma nadzieję, że jej brat się wybudzi.

Marike, Jack wrobił w obrabowanie banku. Z resztą, w historię, którą przeżyłaś, najpewniej nikt by Ci nie uwierzył.

Mimo przeszkód, ukończyłaś edukację. Twoi rodzice znaleźli więcej czasu, by spędzać z Tobą czas, choć w czasie tamtych kryzysów, było Ci to na rękę. 

Zaś Jack... Nazwisko Napier przyjęłaś zaraz po ukończeniu osiemnastu lat. Mimo, że spóźnił się na ceremonię ślubną i gdy założyliście obrączki wystrzeliły fajerwerki z losowego samochodu, wszystko się udało. 

A teraz?

Odetchnęłaś głęboko. Nikt Cię nie obudził. Zazwyczaj, o tej porze, ktoś skakał Ci po brzuchu, byś w końcu się obudziła. Nawet Anna nie napisała esemesa. 

Na koszulę narzuciłaś szlafrok i wyszłaś z pokoju. Na korytarzu nie było żadnej zabawki. Poszłaś do kuchni, ale właśnie wtedy wyskoczyły na Ciebie trzy osoby z konfetti. 

-Wszystkiego najlepszego!- rozległ się chór głosów, a Ty otworzyłaś szerzej oczy. 

-To już szósty rok kiedy się nade mną znęcasz!- Powiedział Joker.- Zapomniałaś? Masz dzisiaj urodziny. 

-Dzisiaj?- spojrzałaś na kalendarz, zawieszony na lodówce- Faktycznie! Dziękuję, kochani jesteście!

Kucnęłaś, by dwa blondwłose stworki mocno Cię przytuliły. Jack junior i (imię córki) byli strasznie podobni do ojca. Tylko oczy mieli po Tobie. 

-Będę pierwszy na trampolinie!- krzyknął chłopiec i puścił Twoją szyję, zaś jego także niesforna siostra pobiegła za nim piszcząc, że teraz jej kolej. 

-Najlepszego- wymruczał Jack, po czym podszedł i objął Cię w pasie.

-Dziękuję- powiedziałaś i cmoknęłaś go w usta.- Ale te serpentyny wy posprzątacie. 

-Dobrze kochanie, ale miałbym prośbę.

-Jaką?

-Mógłbym wyjść wieczorem i wrócić koło trzeciej? Wiesz, muszę w końcu odkryć...

-Tożsamość nietoperka. Wiem, wiem. Ale wróć, a nie jak dwa lata temu, jak Cię złapali i zamknęli w Arkham, dobrze? Pół dnia musiałam dzieciom tłumaczyć, że ich ojciec pojechał do pracy na dłużej, a nie było łatwo, bo są naprawdę inteligentne. 

-Pewnie po ojcu- zaśmiał się, na co klepnęłaś go w ramię- I dogadałem się z Twoją mamą. Bierze dzieci na cały dzień. 

-Oo, widzę, że już wszystko zaplanowałeś- mruknęłaś głaszcząc go po policzku. 

-Dokładnie. 

-Tato, Jack junior nie chce zejść!- z podwórza usłyszeliście krzyk córki. 

-Ja się nimi zajmę- powiedział widząc, że chciałaś iść ich ogarnąć- Idź do łóżka. Dzisiaj masz cały dzień dla siebie.

I poszedł. Stałaś tam jeszcze przez chwilę. Byliście naprawdę świetną rodziną, mimo tego, że Jack'y, uczył wasze dzieci w wieku czterech lat grać w karty. Na cukierki, ale jednak. Do tego nikt nie spodziewał się, że będą to bliźniaki. Było to zaskoczenie na tyle mocne, że Twój mąż był w szoku po porodowym i zemdlał. 

Mimo, że czasem trafiają się gorsze dni, to i tak go kochasz. Całym sercem swoją małą rodzinkę. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro