Epilog
Kolejne miesiące były bardzo trudne. Brat Anny zapadł w śpiączkę, w której jest od miesiąca. Dziewczyna jednak nie daje się i cały czas ma nadzieję, że jej brat się wybudzi.
Marike, Jack wrobił w obrabowanie banku. Z resztą, w historię, którą przeżyłaś, najpewniej nikt by Ci nie uwierzył.
Mimo przeszkód, ukończyłaś edukację. Twoi rodzice znaleźli więcej czasu, by spędzać z Tobą czas, choć w czasie tamtych kryzysów, było Ci to na rękę.
Zaś Jack... Nazwisko Napier przyjęłaś zaraz po ukończeniu osiemnastu lat. Mimo, że spóźnił się na ceremonię ślubną i gdy założyliście obrączki wystrzeliły fajerwerki z losowego samochodu, wszystko się udało.
A teraz?
Odetchnęłaś głęboko. Nikt Cię nie obudził. Zazwyczaj, o tej porze, ktoś skakał Ci po brzuchu, byś w końcu się obudziła. Nawet Anna nie napisała esemesa.
Na koszulę narzuciłaś szlafrok i wyszłaś z pokoju. Na korytarzu nie było żadnej zabawki. Poszłaś do kuchni, ale właśnie wtedy wyskoczyły na Ciebie trzy osoby z konfetti.
-Wszystkiego najlepszego!- rozległ się chór głosów, a Ty otworzyłaś szerzej oczy.
-To już szósty rok kiedy się nade mną znęcasz!- Powiedział Joker.- Zapomniałaś? Masz dzisiaj urodziny.
-Dzisiaj?- spojrzałaś na kalendarz, zawieszony na lodówce- Faktycznie! Dziękuję, kochani jesteście!
Kucnęłaś, by dwa blondwłose stworki mocno Cię przytuliły. Jack junior i (imię córki) byli strasznie podobni do ojca. Tylko oczy mieli po Tobie.
-Będę pierwszy na trampolinie!- krzyknął chłopiec i puścił Twoją szyję, zaś jego także niesforna siostra pobiegła za nim piszcząc, że teraz jej kolej.
-Najlepszego- wymruczał Jack, po czym podszedł i objął Cię w pasie.
-Dziękuję- powiedziałaś i cmoknęłaś go w usta.- Ale te serpentyny wy posprzątacie.
-Dobrze kochanie, ale miałbym prośbę.
-Jaką?
-Mógłbym wyjść wieczorem i wrócić koło trzeciej? Wiesz, muszę w końcu odkryć...
-Tożsamość nietoperka. Wiem, wiem. Ale wróć, a nie jak dwa lata temu, jak Cię złapali i zamknęli w Arkham, dobrze? Pół dnia musiałam dzieciom tłumaczyć, że ich ojciec pojechał do pracy na dłużej, a nie było łatwo, bo są naprawdę inteligentne.
-Pewnie po ojcu- zaśmiał się, na co klepnęłaś go w ramię- I dogadałem się z Twoją mamą. Bierze dzieci na cały dzień.
-Oo, widzę, że już wszystko zaplanowałeś- mruknęłaś głaszcząc go po policzku.
-Dokładnie.
-Tato, Jack junior nie chce zejść!- z podwórza usłyszeliście krzyk córki.
-Ja się nimi zajmę- powiedział widząc, że chciałaś iść ich ogarnąć- Idź do łóżka. Dzisiaj masz cały dzień dla siebie.
I poszedł. Stałaś tam jeszcze przez chwilę. Byliście naprawdę świetną rodziną, mimo tego, że Jack'y, uczył wasze dzieci w wieku czterech lat grać w karty. Na cukierki, ale jednak. Do tego nikt nie spodziewał się, że będą to bliźniaki. Było to zaskoczenie na tyle mocne, że Twój mąż był w szoku po porodowym i zemdlał.
Mimo, że czasem trafiają się gorsze dni, to i tak go kochasz. Całym sercem swoją małą rodzinkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro