9.0
Joker POV
Nie planowałem jej mówić o tym, że spotkałem się z Daniel' em. Nawet przez myśl mi to nie przeszło, ale gdy zrozumiałem, że kiedyś przyjdzie mi powiedzieć jej prawdę, natychmiast zmieniłem zdanie. O dziwo nie była zła na mnie, ale na siebie. Za to, że nie była przy mnie, gdy jej potrzebowałem.
- Witaj Joker. - powiedział Daniel z lekkim uśmiechem podając mi rękę. Nie uścisnąłem jej, tylko wskazałem na Harley.
- To jest moja narzeczona. Harley Quinn. - przedstawiłem kobietę o pięknych blond włosach.
- Cieszę, się że mogę cię poznać. - wziął jej dłoń w swoją i ucałował delikatnie jej wierzch.
- Nie wiem, czy mogę powiedzieć to samo. - prychnęła zabierając rękę. Spojrzałem na nią kątem oka i wskazałem kanapę, na której już po chwili siedzieliśmy. Daniel usiadł naprzeciwko.
- Powiedziałeś, że moja rodzina nie żyje. - przypomniałem cicho czując jak dłoń Harley zaciska się na mojej. - Co się z nimi stało? - spytałem, przy czym towarzyszyło mi dziwne ukłucie w sercu. Czyżby coś dla mnie znaczyli? Być może.
- Naprawdę nie wiesz? - zdziwił się Bein uchylając usta ze zdumienia. Nie pytałbym gdybym wiedział. Idiota. Po chwili ciszy w końcu się odezwał. - Dwa lata po ślubie z Sophie spowodowałeś wypadek samochodowy. Przez kilka tygodni byłeś w śpiączce farmakologicznej, ale przeżyłeś. Niestety twoja żona i syn zginęli na miejscu. - westchnął ze smutkiem w głosie. Zginęli przeze mnie. Zabiłem swoją rodzinę. Zabiłem żonę. Zabiłem syna. - Jakiś czas później zerwałeś ze mną kontakt. Został mi tylko ojciec, ale on też gdzieś zniknął. - powiedział niepewnie, a wtedy zrozumiałem, że on nie ma pojęcia o tym co stało się z ojcem. Nie wie, że to ja go zabiłem. Czyli, jeszcze nie ma podstaw, żeby mnie nienawidzić.
- Byłeś blisko z ojcem? - wtrąciła Harley patrząc podejrzliwie na mężczyznę.
- Obaj byliśmy. Ojciec całe życie robił wszystko, żebyśmy w przyszłości mieli jak najlepiej. Dużo pracował, dlatego nie zawsze miał dla nas czas, ale starał się być zawsze blisko. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Byliśmy blisko z ojcem? Poczułem potworną złość. Miałem ochotę powiedzieć mu, że pamiętam ojca. To co mi robił. Jednak powstrzymałem się rozluźniając nieco mięśnie. Na to przyjdzie jeszcze pora.
- Jaką mam pewność, że nie kłamiesz? - spytałem cicho przeszywając go wzrokiem na wylot.
- Nie mam konkretnych dowodów, ale gdybyś zechciał pojechać ze mną do naszego starego domu. Mógłbym pokazać Ci kilka listów, które dostawaliśmy od ojca. Kartę dostępu mamy z Arkham. Jej papiery ukończenia studiów. I jeszcze inne dokumenty. Możemy tam pojechać nawet teraz. - zaproponował wzruszając ramionami. Wrócić do domu? Dowiedzieć się wszystkiego.
- W porządku. - powiedziałem z pewnością siebie. Następnie wstałem z miejsca ciągnąc Quinn za rękę. Odciągnąłem ją na bok. - Harley, weź mój samochód i wróć do rezydencji. - stwierdziłem stanowczo.
- Podjadę z tobą. - zaprzeczyła natychmiast, jednak pokręciłem głową. To był zły pomysł. Nie powinna jechać z nami. Nie dziś.
- Powinna pojechać. To dotyczy jej tak samo jak ciebie. - stwierdził mężczyzna, a ja tylko zacisnąłem dłonie w pięści. Po jaką cholerę się wtrąca?
- Dokładnie. Chodźmy. - uśmiechnęła się łapiąc mnie za rękę. We trójkę udaliśmy się na parking. Bein wsiadł do swojego samochodu, natomiast ja i Harley do fioletowego Lamborghini. Cały czas jechałem za Daniel' em. Zaczęliśmy jechać w kierunku zachodnim od miasta. Kojarzyłem tą okolice. Jednak nie dlatego, że pamiętałem ją z dzieciństwa. Właśnie tutaj mieszkał ten chłoptaś który był zakochany w Harley. Ian? Pamiętam, jak dobrze się bawiłem gdy kazałem jej go zabić. Udowodniła mi tym, że go nie kocha. Że jej na nim nie zależy.
W końcu się zatrzymaliśmy. Mężczyzna wysiadł z samochodu, więc zrobiłem to samo. Quinn również wysiadła. Przed nami rozciągało się wysokie ogrodzenie. Zaraz za nim stał stary i ewidentnie dawno nie użytkowany dom. Był duży, ale nie znowu jakiś ogromny. Średni. Totalnie zaniedbany. - Jest otwarty. - oznajmił, a ja zacząłem zmierzać w tamtą stronę. Z każdym krokiem czułem coraz silniejszy ból głowy. Ewidentnie coś łączyło mnie z tym miejscem. Byłem przekonany, że to jedynie złe wspomnienia. Wszedłem do środka. Wokół było ciemno. Całkowita pustka. Stanąłem w drzwiach jakiegoś dużego pomieszczenia. Przy jednej ścianie stała duża komoda. Patrzyłem na nią bez wyrazu, gdy nagle poczułem męską dłoń na swoim ramieniu. Szybko się odsunąłem. - Tam znajdziesz część odpowiedzi. - wytłumaczył spokojnie wskazując dłonią na komodę. - Zostawię was samych. - dodał po chwili. Ignorując jego słowa podszedłem do komody. Stanąłem przed starym i zardzewiałym meblem nie wiedząc, czy oby na pewno powinienem do niego zaglądać.
- Zrób to. - usłyszałem za plecami głos Harley. Stanęła obok mnie. Wyciągnąłem dłoń i złapałem za klamkę pierwszej szuflady. Pociągnąłem ją. W środku było kilka damskich koszulek oraz jakaś biżuteria. Zajrzałem pod ubrania i tak jak myślałem znajdowało się tam coś więcej. A mianowicie, akty urodzenia. Mój i Daniel' a. Był ode mnie starszy o trzy lata. Madeline Bein i Frank Bein. Nasi rodzice. Wszystko co powiedział zgadzało się ze słowami znajdującymi się na kartce. Odłożyłem ubrania do szafki, po czym ją zamknąłem.
W następnej były jakieś leki. Leki oraz karta dostępu, taka sama jaką miała Harleen, żeby bez przeszkód dostać się do mojej celi. Obok leżały dokumenty ukończenia studiów. Podałem je Harley. Przyjrzała się nim z uwagą i niedowierzaniem. To zaskakujące, ale prawdziwe. Była tym wszystkim zdezorientowana.
- Podpis Arkham' a. - westchnęła kobieta odkładając papiery do szafki. Obok leżało coś jeszcze. - To list. Od Frank' a do Madeline. - powiedziała otwierając kopertę. Skupiłem się na tekście. Wytężyłem słuch, żeby dobrze zrozumieć przekaz. Wsłuchiwałem się w każe słowo. - Najukochańsza Made, tak bardzo tęsknię za tobą i chłopcami. Nie mogę się doczekać powrotu do domu. Chcę móc was uściskać. Spędzić z wami choć trochę czasu. Niestety przede mną jeszcze kilka tygodni ciężkiej pracy, ale wrócę do domu jak najszybciej. Kocham was najmocniej pod słońcem. Ucałuj ode mnie Daniel' a i Jack' a. Twój, Frank. - czytała ten list ze smutkiem. Nie rozumiała tego. Również miałem to odczucie. Ten list był przeuroczy. Skąd więc nienawiść ojca do mnie? Dlaczego pamiętam wszystko zupełnie inaczej, niż wskazują na to dowody? Poczułem dziwny zawrót głowy. Nogi mi zmiękły.
- Tatusiu, gdzie mama? - mały chłopiec był wyraźnie smutny i przygnębiony. Wysoki mężczyzna słysząc głos syna, podniósł się z fotela i podszedł do dziecka. W dłoni trzymał butelkę wina.
- Pytasz, gdzie mama? - prychnął ze złością i rozpaczą jednocześnie. - Nie wiesz? - zaśmiał się głośno i przeraźliwie. - To ja powinienem spytać ciebie. Gdzie ona jest Jack?! - wrzasnął po czym z całej siły pchnął dziecko na podłogę. Maluch rozpłakał się czując ból całego ciała.
- Joker. - poczułem czyjąś rękę na swoim policzku. Natychmiast uchyliłem oczy odchylając się trochę. - Wracajmy. Przyjedziemy tutaj innym razem. - powiedziała dziewczyna z powagą i pomogła mi podnieść się z ziemii. Zamknąłem z impetem szufladę i skierowałem się do wyjścia. Minąłem obojętnie Daniel' a i wyszedłem na zewnątrz. Wsiadłem do swojego samochodu czekając na Harley. Po kilku sekundach pojawiła się obok mnie. Bez słowa odpaliłem samochód i z pieskiem opon odjechałem z tamtego miejsca.
Nie mogłem poskładać tego wszystkiego w całość. Żona. Dziecko. Ojciec. Matka. Przeszłość była bardziej skomplikowana niż kiedykolwiek przypuszczałem. Byłem pewny, że rodzice byli ćpunami i alkoholikami. Zostałem przez przypadek spłodzony, a później stwierdzili, że nie usuną dziecka, bo przynajmniej będą mieli na kim się wyżywać. Nie sądziłem, że udało mi się złożyć rodzinę. Zejście na złą drogę zarzucałem ojcowi. Zabiłem go z nienawiści. Nie wymyśliłem sobie tego wszystkiego.
Nawet przez chwilę nie myślałem o przeszłości jako o czymś normalnym. A już napewno nie przyszło mi do głowy, to, że żyłem w kochającej się rodzinie.
Okazuje się, że całkowicie zwariowałem dopiero po stracie ukochanej i mojego pierwszego syna. Właściwie to nie była to strata. Zabiłem ich. Byłem mordercą. Jestem mordercą. Już zawsze nim będę. Niezależnie od przeszłości, tak miało wyglądać moje życie. Tak wygląda. Nic nie zmienię.
Harley POV
Zaistniała sytuacja powoduje, że jestem zmuszona komunikować się z Harleen. Nawet ona nie potrafi tego wszystkiego zrozumieć. Jest zagubiona. Tak samo jak ja. Tak samo jak Joker. Zielonowłosy od trzech dni nie spotkał się z bratem. Powiedział, że musi odpocząć od tego wszystkiego. Zająć się mną i skupić na przygotowaniu do walki z Amandą. Nie wiem na co ta suka czekała. Jeśli chciała nas zabić, czemu zwlekała z atakiem? Chciała dać nam czas, ale na co? Jest aż tak pewna zwycięstwa? A może boi się jednak porażki. Wszystko wydaje mi się takie niezrozumiałe. Czuję, że szykuje się coś złego. Z drugiej strony mam wrażenie, że nie chodzi jedynie o Amandę. Czuję, że ktoś kłamie. Tylko jak poznać kim jest oszust, skoro każdy wydaje się być wiarygodny?
Długo mnie nie było, ale teraz zaczęła się przerwa świąteczna więc będę starała się częściej wstawiać rozdziały 😊 pozdrawiam wszystkich i do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro