6.0
Joker POV
Od dwóch godzin bez najmniejszego sensu leżałem na kanapie. Za punkt obserwowacji przyjąłem sobie zapracowaną Harley Quinn. Przeglądałem się jej działaniom ze szczególną uwagą. Krzątała się po salonie sprzątając dokładnie każdy kąt. Nigdy nie zwracałem uwagi na tego typu drobnostki. Teraz jednak nie mogłem oderwać od niej wzroku.
Kazała mi się przespać, jednak nie byłem w stanie choćby zmrużyć oka. Poznanie człowieka o imieniu Daniel, wykluczało tą opcję. Miałem wrażenie, że nie zasnę już nigdy. Myśli zbierające się w mojej głowie nie dawały mi spokoju ani na moment.
- Już późno. Dlaczego nie odpoczniesz? - spytałem z lekkim zdziwieniem w głosie. Dwudziesta czterdzieści, a Harley zebrało się na robienie porządków. Zanim dziewczyna cokolwiek odpowiedziała usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzałem na nią niepewnie, jednak ona nie wyglądała na zaskoczoną, tylko lekko zmieszaną. Podbiegła do mnie i musnęła mnie krótko w usta. Poczułem jeszcze większą dezorientacje niż dotychczas.
- Nie bądź zły. - mruknęła po czym zaczęła biec w stronę drzwi. Otworzyła je szybko z uśmiechem wymalowanym na ustach. Podszedłem bliżej. Do środka wpadła Pamela rzucając się na Harley. Zaraz za nią weszła córka Deadshot' a. Podbiegła do Quinn i przytuliła ją. Poczułem lekką złość. Wszystko co robi, robi za moimi plecami. Nie podobało mi się to. Ani odrobinę.
- Tak bardzo się za wami stęskniłam! - powiedziała z szerokim uśmiechem moja dziewczyna. Do środka wszedł Deadshot razem z walizkami w rękach. Postawił je na ziemi po czym podszedł do mnie mijając przeszczęśliwe dziewczyny z trochę zmęczoną miną.
- Cześć, Joker. - powiedział podając mi rękę. Zatkało mnie, jednak uścisnąłem lekko dłoń mężczyzny. Nie spodziewałem się tego. Napewno nie po nim.
- Miałeś jakieś problemy? - spytałem z powagą wsuwając ręce do kieszeni spodni.
- Raczej nie. A wy? - oprócz tego, że prawie skrzywdziłem Harley, a facet, którego widziałem pierwszy raz w życiu twierdzi, że jest moim bratem to...
- Nie. - zaprzeczyłem kręcąc lekko głową. Deadshot odwrócił wzrok słysząc głos Harley wypowiadający jego imię. Blondynka pobiegła i przytuliła go mocno z radością. Przewróciłem oczami.
- Nikt jeszcze nie dojechał? - spytała Pamela, a ja spojrzałem na Harley surowym wzrokiem. Szybko jednak się uśmiechnąłem i odwróciłem do Isley.
- Jesteście pierwsi. - oznajmiłem najmilej jak się dało. Harley zachowywała powagę. Wiedziała, że to był sarkazm. I wiedziała, że jestem niezadowolony z tego, że mnie okłamała.
- Pewnie jesteście wykończeni podróżą. - powiedziała Harley kładąc dłoń na ramieniu Zoe. Dziecko stało z zamkniętymi prawie oczami.
- To prawda. - stwierdził Deadshot spoglądając na córkę. - W takim razie widzimy się rano. W pełnym Squad' ie. - zażartował Floyd, co nawet spowodowało niewidzialny uśmiech na moich ustach. Pamela i Harley zaśmiały się krótko.
Po zażyciu chłodnego prysznicu położyłem się na łóżku. Jutro rano będą tu wszyscy. Nie cieszyło mnie to nawet w najmniejszym stopniu.
Usłyszałem ciche otworzenie się drzwi do mojej sypialni. Nie odwróciłem się nawet w tamtą stronę, bo zwyczajnie czułem obecność Harley. To była ona.
- Joker. - szepnęła siadając na łóżku obok mnie. Położyła dłoń na moim ramieniu, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. - Nie chciałam Ci mówić, bo... wiedziałam, że będziesz zły. - wyznała ze skruchą. Wtedy podniosłem się do pozycji siedzącej poprawiając lekko włosy. Światło lampki nocnej oświetlało jej bladą twarz. Była smutna.
- Uważasz, że teraz nie jestem? - spytałem z lekkim zdziwieniem. Oboje znaliśmy odpowiedź na to pytanie.
- Musiałam ich tutaj ściągnąć. - wyznała z pewnością siebie. Do czego? Żeby przyciągnąć Amandę? Świetny pomysł. - Potrzebujemy ich. - dodała, a ja poczułem rozbawienie.
- Skoro tak uważasz, to lepiej zajmij się organizacją szkolenia. Naucz ich jak walczyć z maszynami Amandy. - prychnąłem strącając jej rękę z ramienia. Byłem zły. Nie chciałem zrobić czegoś głupiego.
- Sama nie dam rady. - mruknęła niepewnie ponownie kładąc dłoń na mojej ręce. Zapatrzyłem się w jeden punkt. - Potrzebuje cię. - dodała ściskając lekko moją dłoń. Dopiero wtedy na nią spojrzałem. - Prędzej czy później Amanda przyjdzie po nas. Będziemy wtedy razem albo osobno. - powiedziała wzruszając lekko ramionami. Może i miała trochę racji. - Pomyśl też o tym, że jeśli mam pomóc Ci odzyskać wspomnienia, to oboje potrzebujemy choć odrobiny spokoju. - stwierdziła po kilku sekundach ciszy. - Ich obecność zapewni nam bezpieczństwo. - wytłumaczyła z pewnością w głosie. - Przynajmniej potencjalne. - dodała z uśmiechem, zaraz po tym jak wyczuła że przeszła mi już złość.
- Od teraz ty będziesz dowodzić. - powiedziałem stanowczo. Nadawała się do tego lepiej ode mnie. Miała z nimi dobre relacje. Podejmowała przemyślane decyzje.
- Co? - zdziwiła się, jakby nie usłyszała co właśnie powiedziałem. - Nie chcę. - stwierdziła po chwili zastanowienia.
- To najlepsze rozwiązanie. - odparłem patrząc jej w oczy. - Mnie nie słuchasz. - dodałem cicho dając jej do zrozumienia, że nadal mam wyrzuty za to co zrobiła.
- Nie bądź taki. - mruknęła, na co ja tylko odwróciłem wzrok.
- Od teraz ty rządzisz. - powiedziałem zakończając tym samym temat. Blondynka posmutniała, więc położyłem ręce na jej udach. Przyciągnąłem ją do siebie odrobinę.
- Nie robię tego, żeby się zemścić. Chcę tylko żebyś mnie wyręczyła na jakiś czas. Muszę poukładać sobie niektóre sprawy. - wytłumaczyłem nachylając się nad jej uchem. - Możesz liczyć na moją pomoc. - dodałem cicho zakładając jej włosy za ucho. Blondynka położyła dłonie na mojej szyi i przyciągnęła mnie bliżej wpijając się w moje usta z namiętnością. Oddałem pocałunek obejmując ją w pasie. Zawisnęła nade mną błądząc dłoniami po mojej klatce piersiowej. Co chwilę zaciskałem dłonie na jej idealnych pośladkach.
Każdy ruch z mojej strony musiał być zaakceptowany przez dziewczynę. Próbowałem się na to godzić. Starałem się być delikatny i ostrożny, ale łapałem się na aktach... przemocy, gniewu. Chyba to jest dobre określenie. Harley nic nie mówiła, ale wiem, że w niektórych momentach sprawiałem jej ból. Ból, który wcale nie musiał się pojawiać. Szaleństwo znowu brało nade mną górę. Chciałem panować nad tym co robię, ale głos w głowie podpowiadał mi, że powinienem ją związać i bić. Wtedy dopiero miałbym niezły ubaw. Tylko, że to ściema. Bicie, ani związywanie nie daje satysfakcji. Więc dlaczego o tym myślisz? Mętlik. To dobre określenie na mój obecny stan.
Harley POV
Zaraz po przebudzeniu pocałowałem lekko policzek Puddin' a i wstałam z łóżka. Udałam się do swojej sypialni, żeby wziąć prysznic. Przed wyjściem założyłam na siebie jakąś zwiewną sukienkę i zrobiłam delikatny makijaż. Gotowa zeszłam na dół, licząc, że zaraz spotkam się z przyjaciółmi. Nie myliłam się. Siedzieli w kuchni przy stole rozmawiając o czymś. Przynajmniej część. Z szerokim uśmiechem przywitałam się z każdym z nich. Tak bardzo brakowało mi ich obecności.
- Jak wam minęła podróż? - spytałam podchodząc do June. Zarzuciłam jej rękę na ramię i przytuliła lekko. Jej brzuch był już naprawdę duży, co oznaczało, że do narodzin dziecka coraz mniej czasu.
- Bez większych problemów. - odparła z lekkim uśmiechemm. - A ty miałaś mi o czymś powiedzieć, pamiętasz? - spytała cicho spoglądając na mnie uważnie. Zapomniałam. Podczas rozmowy z June i Pamelą powiedziałam im o tym co się ostatnio wydarzyło. O dziwnym zachowaniu Joker' a. Miałam z nimi o tym pogadać.
- Później. - odparłam spoglądając na June. Dziewczyna tylko kiwnęła lekko głową. Po chwili podeszłam do Katany, która rozmawiała właśnie z Booomerangiem i Melanie.
- Jak tam gołąbkeczki, znacie już datę ślubu? - spytałam zarzucając jedna rękę na szyję dziewczyny, a drugą na Bokmerang' a. Świdrowałam ich wzrokiem czekając na odpowiedź.
- Właściwie to... - zaczęła Katany, jednak Digger przerwał jej szybko.
- Nie twoja sprawa słoneczko. - prychnął mężczyzna robiąc trochę dziwną minę.
- Odłożyliśmy to na potem. - powiedziała cicho dziewczyna wzruszając ramionami.
- Co!? - spytałam ze zdziwieniem.
- Postanowiliśmy, że najpierw zajmiemy się dorwniem Amandy, a dopiero później będziemy świętować. Na jej zwłokach. - powiedział Digger śmiejąc się przy tym Boomerang. Na jego słowa poczułam lekkie obrzydzenie. To samo dotyczyło Katany i Mel. Były zniesmaczone.
- Jesteś obrzydliwy, ale dobry pomysł. - powiedziałem uśmiechając się lekko. - Osobiście dopilnije, żeby wasz ślub był niezapomnianym wydarzeniem. - mruknęłam z pewnością siebie, a oni tylko obdarzyli mnie uroczym uśmiechem. Po wspólnie zjedzonym śniadaniu udaliśmy się do salonu. Dołączył do nas Joker witając się ze wszystkimi dość uprzejmie jak na niego.
- Macie pomysł, co dalej? - spytał Deadshot spoglądając na mnie i Joker' a. Zielonowłosy gestem ręki dał mi znać, że powinnam powiedzieć to o czym wczoraj rozmawialiśmy. Czas wygłosić jakąś mowę.
- Amanda może się tutaj zjawić w każdej chwili. Będzie z nią armia robotów, których nie uda nam się pokonać. - powiedziałam niepewnie rozglądając się wokół. Wszyscy wyglądali tak jakby byli pewni naszej klęski. I tu zaczyna się moja rola, w której muszę dać im jakąś nadzieję. - Chyba że, będziemy dobrze przygotowani. Każdy z nas jest na swój sposób wyjątkowy. Powinniśmy uczyć się od siebie nawzajem. Każdego dnia dawać z siebie wszystko, żeby mieć jakiekolwiek szansę na wygraną. - powiedziałam z pewnością siebie. Nawet całkiem łatwo idzie. Słowa płyną same. - To już nie jest zemsta za to, że wsadziła nas do więzienia. Ani za to, że zabiła Rick' a. Teraz rozpoczyna się wojna. I ktoś musi ją wygrać. Nie wiem jak wy, ale wolałabym, żeby to właśnie Suicide Squad ją wygrał. - dodałam robiąc przy tym zabawną minę. Widziałam, że przyznają mi rację.
- Widzisz? Jesteś świetna. - mruknął Joker nachylając się nad moim ramieniem.
- Gdzie będziemy ćwiczyć? - spytała Pamela wzruszając ramionami. Spojrzałam na Joker' a. Nie wiedziałam, czy znajdzie się gdzieś tutaj miejsce na trening.
- W głębi lasu jest niegdyś opuszcza szkoła. Moi ludzie wyremontowali ją i teraz służy do przechowywania broni. Jest tam całkiem sporo miejsca. Myślę, że się nada. - stwierdził mężczyzna po chwili namysłu. Nigdy o niej nie słyszałam, ale mimo wszystko cieszyłam się, że takie miejsce istnieje. To oznaczało jeden problem mniej.
- W takim razie powinniśmy tam pojechać. - powiedziałam zadowolona wstając z kanapy. - Im szybciej zaczniemy. Tym lepiej. - dodałam z podekscytowaniem w głosie.
- Racja. Jedziemy wszyscy, tak? - spytał dla pewności El Diablo, a ja tylko kiwnęłam głową twierdząco.
- Przygotujcie się. Za godzinę wyjeżdżamy. - powiedziałam łapiąc Joker' a za rękę. Pociągnęłam go na górę. Wszyscy również wstali ze swoich miejsc i zaczęli zmierzać do pokoi. Byłam pewna, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Będziemy ćwiczyć. I uda nam się. Pokonamy Amande. Zdechnie w męczarniach, przysięgam... to będzie najbrutalniejsza śmierć w historii.
Witajcie kochani 💜 Napisałam kolejny rozdział, odrobinę ciekawszy niż poprzedni. Przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym bądź razie czekam na waszą opinię. Pozdrawiam i do następnego 😍💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro