Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.0

Joker POV

Od jakichś trzech godzin byłem w Gotham. Siedziałem na kanapie w rezydencji popijając Whisky. W prawej ręce trzymałem mocno zaciśnięty telefon. Dzwoniłem do Harley ze sto razy, ale ona nie zamierzała ze mną rozmawiać. Nie raczyła powiedzieć mi co się z nią dzieje. Ani tego gdzie jest. Ignorowała mnie. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak cholernie się martwię. W końcu, po wypiciu kilku kieliszków trunku przestałem się nią przejmować. Dałem sobie spokój. W końcu jest dorosła.

Ewidentnie przestała mnie słuchać. Straciłem nad nią kontrolę. Nie mogłem zrobić nic, żeby znowu traktowała mnie poważnie. Nie zamierzałem jej bić, ani karać, ale jej zachowanie, sprawiało, że właśnie to chciałem zrobić. Nie wiedziałam dlaczego, ale tak było. Połowa mnie za żadne skarby nie chciała jej cierpienia ani tym bardziej utraty. Druga natomiast domagała się powrotu do przeszłości. Władzy. Szaleństwa. Nie wiedziałem, która z nich była silniejsza. Który miała przewagę nad tą drugą? Ani która przejmie nade mną kontrolę.

W końcu usłyszałem dzwonek do drzwi. Podszedłem do drewnianej konstrukcji po czym bez zastanowienia otworzyłem drzwi. Za nimi zauważyłem średniego wzrostu mężczyznę. Brązowe włosy miał gładko zaczesane do tyłu. Na jego nosie spoczywały okulary przeciwsłoneczne. Patrząc na niego towarzyszyło mi dziwne uczucie. Przypominał mi kogoś. Kogoś, za kim niezbyt przepadałem. Już na wstępie czułem do niego niechęć.

- Witaj Jorge. - powiedziałem z szerokim uśmiechem i odsunąłem się z przejścia. Chyba czas na zmianę osobowości. Mężczyzna wszedł do środka. Zamknąłem za nim drzwi po czym podszedłem do dużego okna. - Piękną dziś mamy pogodę, nieprawdaż? - spytałem nie zwracając uwagi na to, że za oknem panował już mrok, a czarne niebo oświetlały jedynie jasne gwiazdy.

- Naturalnie. - mruknął, a ja nie dając po sobie tego poznać zdziwiłem się lekko. Naturalnie? Ta odpowiedź nie miała sensu. Zupełnie jak pytanie przeze mnie zadane.

- Zdradzę ci pewien sekret. - zacząłem po kilku minutach ciszy. Spojrzałem na niego opierając się ręką o szybę. - Najbardziej na świecie nie znoszę oszustów. Pieprzonych kłamców, którzy boją się prawdy. - wyznałem przy czym każde słowo wypowiadałem z nienawiścią. Chyba wiedział do czego zmierzam, bo opuścił głowę i zdjął z nosa okulary.

- Wiesz, że nie jestem kimś za kogo się podałem. - zaczął wzruszając ramionami, a ja tylko upiłem łyk trunku z kieliszka, który znajdował się w mojej dłoni. - Nazywam się Daniel Bein. - dodał, a ja poczułem nagły i silny ból w skroni. BEIN. Daniel? Daniel Bein. Kim jesteś do cholery? Złapałem się za głowę zaciskając powieki. Po chwili ból zniknął. Tak samo szybko jak się pojawił. Spojrzałem na niego ze złością, zdziwieniem i dezorientacją jednocześnie. - Amanda była tylko przykrywką. Nie znam jej. Nigdy jej nie widziałem. Tylko słyszałem co nieco o jej dziwactwach. - dodał, a ja się głośno zaśmiałem. Intuicja nigdy mnie nie zawodzi. Wiedziałem, że jest oszustem. Wiedziałem też, że nie ma mi nic więcej do zaoferowania i może jedynie spieprzać.

- A więc przyszedłeś po autograf? A może po kulkę w łeb? - spytałem z uśmiechem. W końcu czułem to co kiedyś. Dobrze się bawiłem. - To drugie masz jak w banku. - dodałem stanowczo i poprawiłem lekko zieloną czuprynę. Mężczyzna milczał przez moment.

- Nie powiedziałem prawdy, bo gdybyś ją znał nie spotkał byś się ze mną. - wytłumaczył patrząc mi w oczy. Odwróciłem szybko głowę bo coś powodowało, że jego spojrzenie, przyprawiało mnie o zakłopotanie. To było coś dziwnego. Nikt nie wywoływał u mnie takiego zamieszania.

- Skąd taka pewność, chłoptasiu? - zdziwiłem się poważniejąc i starając się opanować głos.

- Nie pamiętasz przeszłości, ale ja tak. Szukałem cię od dawna. - powiedział a ja nagle poczułem, że kipi we mnie złość. To jakiś żart, czy jak? Nikt nie ma prawa mówić o przeszłości. A już napewo nie o mojej.

- Nie pogrywaj ze mną w ten sposób! - warknąłem zaciskając zęby. Nachyliłem się nad nim. Byłem o głowę wyższy. - Jeśli szukasz przyjaciół, to źle trafiłeś. - stwierdziłem uspokajając się odrobinę. Nie chciałem nie potrzebnych awantur.

- Nie przyjaciół. Chciałem odnaleźć brata i udało mi się. - powiedział z pewnością siebie, a ja na nagle poczułem jak zatyka mnie od środka. Odebrało mi mowę. Kieliszek w mojej ręce rozpadł się na milion kawałeczków. Straciłem czucie w każdej kończynie swojego ciała. Widziałem jedynie czarną plamę, która odbierała mi aktualnie wszystkie zmysły.

Harley POV

Wszystko poszło zgodnie z moim planem. Nie miałam żadnych trudności podczas lotu. W ciągu kilkunastu godzin znalazłam się na prywatnym lotnisku znajdującym się na obrzeżach Gotham.
Z małą pomocą June wylądowałam bez większych problemów. Nie robiłam się o ziemię, ani nie wleciałam w żadnego ptaka, a to był wielki sukces. Udało mi się.

Tak jak przypuszczałam w garażu na terenie lotniska stało kilka samochodów. Po chwili namysłu wsiadłam do czarnego Porsche. Zaczęłam jechać w kierunku rezydencji. Podróż zajęła mi około godziny. Zaparkowałam samochód na parkingu. Wysiadłam z auta czując ulgę. Widząc rezydencję, była jednocześnie moim domem, uśmiechnęłam się. Tak bardzo tęskniłam za tym miejscem. Wzięłam z bagażnika torby i udałam się do środka. Drzwi były otwarte, a to oznaczało, że gdzieś tutaj jest Joker. Byłam na niego zła, ale mimo wszystko chciałam go w końcu zobaczyć. Upewnić się, że wszystko z nim w porządku.

W salonie było ciemno, więc nie zapalałam światła. Stukot moich szpilek był jedynym źródłem dźwięku w całym domu. Torby rzuciłam na kanapę. Rozejrzałam się jednak nigdzie nie dostrzegłam zielonowłosego. Szczerze mówiąc myślałam, że będzie gdzieś tutaj czekał na mnie z niecierpliwością. Że będzie się o mnie martwił.

Nagle poczułam na szyi czyjś lodowaty oddech. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Wiedziałam, że to on. Odwróciłam się i tak jak myślałam stał za mną Joker. Uśmiechnęłam się jednak czując jego oddech spoważniałam. Śmierdziało od niego alkoholem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Spojrzałam krótko na stolik znajdujący się za jego plecami. Stało na nim ze dwadzieścia pustych butelek po Whisky, Martini i jeszcze innych trunkach.

- Wiesz na co mam teraz ochotę? - spytał szorstko i bez najmniejszych uczuć. Bałam się odpowiedzi.

- Nie mam pojęcia. - mruknęłam cicho. Czułam, że to się źle skończy. Zapewne dla nas obojga.

- Mam ochotę cię zabić. - powiedział uśmiechając się lekko. Spojrzałam na niego ze strachem. Nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Nigdy. - Jednak nie zrobię tego. Chyba lepiej będzie... jeśli ty zabijesz mnie. W końcu przestanę się męczyć. Mam dosyć robienia za twoją niańkę. Nigdy mnie nie słuchasz. - powiedział robiąc co chwilę krótkie przerwy. Spojrzałam na niego z jeszcze większym zdziwieniem. To co mówił było bez sensu. Męczył się ze mną? Powiedział, to dlatego, że jest pijany. Mam nadzieję, że właśnie to było powodem.

Mężczyzna odwrócił się na moment i wziął do ręki pistolet, który wepchnął mi siłą w ręce. Chwyciłam go przerażona.

- Zrób to. Zabij mnie, proszę. - krzyknął bezradnie i rozłożył ręce. Zacisnął powieki, tak jakby naprawdę wierzył w to, że go zabije. Nie był sobą.
Wykorzystując to, że nie patrzył w moją stronę zrobiłam dwa kroki do przodu i mocno przytuliłam się do mężczyzny.

- Kocham cię. - mruknęłam gdy ten próbował się odsunąć. - Proszę. - dodałam wtulając twarz w jego ramię. Musnęłam delikatnie jego szyję mając nadzieję, że może to coś pomoże. W końcu poczułam jego dłonie oplatające mnie w pasie. Odetchnęłam z ulgą. Jednak przeliczyłam się. Mężczyzna złapał mnie nagle za ramiona i odepchnął. Upadłam na łóżko. - Dlaczego to robisz? - spytałam ze smutkiem i strachem jednocześnie. Bałam się, że go poniesie. Że mnie skrzywdzi. A później będzie tego żałował.

- Był tutaj. - powiedział po chwili zbliżając się do mnie. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Przegapiłam coś ważnego.

- Kto? - spytałam cicho, na co on pokręcił lekko głową. Coś się stało. Wiedziałam, że jego samodzielny przyjazd tutaj to zły pomysł.

- Miałaś nie wracać. - powiedział zmieniając temat. Podszedł jeszcze bliżej i ratowanie złapał mnie za nadgarstki. - Nie posłuchałaś. - warknął podnosząc mnie lekko do góry. Poczułam ból. Szczególnie, że jeszcze niedawno miałam uraz prawej ręki.

- Joker, to mnie boli. - jęknęłam wykrzywiając się lekko w grymasie, na co on jeszcze mocniej zacisnął dłonie.

- Mogłaś mnie zabić. Teraz byś nie cierpiała. - powiedział z powagą, a ja pokręciłam lekko głową. Powinnam się chyba jakoś obronić. W końcu nie mogę pozwolić, żeby nadal mnie krzywdził. Kopnęłam go z całej siły w krocze, a zaraz później odskoczyłam do tyłu i uderzyłam go w twarz. Zaskoczyłam z kanapy robiąc przewrót w przód. Zaczęłam biec w stronę łazienki. Joker coś krzyczał biegnąc za mną. Wpadłam do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi na klucz. Odsunąłem się szybko od konstrukcji.

- Otwórz te drzwi! - krzyknął waląc z całej siły w konstrukcję. - Pożałujesz tego suko! - warknął ze złością, na co ja tylko poczułam łzy spływające po moich policzkach. Właśnie tego się bałam. Powrotu do przeszłości.
Zjechałam po ścianie na ziemię. Byłam tak potwornie zmęczona. Nie zmrużyłam oka od ponad dwudziestu godzin. W dodatku to dziwne zachowanie Joker' a. Wydarzyło się coś, co spowodowało, że mężczyzna przestał myśleć racjonalnie i porządnie się wkurzył. Oczywiście ja, jak zawsze pojawiłam się w nieodpowiedniej chwili na jego drodze. Miałam nadzieję, że moja obecność spowoduje uśmiech na jego twarzy. Jednak tym razem się przeliczyłam.

Zdjąłem z nóg szpilki i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Poczułam jak zamykają mi się powieki. Pozwoliłam sobie na sen. Dzisiaj już nic nie zdziałam. Nie pomogę mu. Muszę poczekać do rana. Oby mu przeszło. Inaczej przyjdzie mi spędzić w tej łazience trochę więcej czasu, niż bym chciała.

Hi, guys! To znowu ja 😊😊 Czekam na wasze opinie 💞 Nie chce mi się pisać, więc powiem tak... Pozdrawiam was wszystkich z całego serduszka i do następnego ❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro