2.0
Harley POV
Zgodnie z obietnicą dzwonił do mnie kilka razy dziennie. Niestety nie miał dobrych wieści. Nadal nie udało im się niczego znaleźć, a minęły już dwa dni. Dwie doby. Czterdzieści osiem godzin, o ile się nie mylę. Niecierpliwie czekałam na ich powrót. Szczególnie, że nie wiedziałam, czy w Gotham nadal możemy czuć się bezpiecznie.
W mieście nie działo się dobrze. Ten sam człowiek robi coraz większe szkody. Morduje ludzi. Jedynym plusem jest to, że policja już nas nie podejrzewa. Nawet oni wiedzą, że nigdy nie atakujemy setek ludzi naraz. Nie bezcelowo. A ten psychopata, właśnie to robi. Zabija duże ilości ludzi. Mówiłam, że nie powinniśmy się martwić, ale teraz sama zaczynam się odrobinę niepokoić. Tak jak mówiła Pamela, kimkolwiek jest... jest bardziej popieprzony od nas. Nie zależy mu na pieniądzach, ani na władzy, tak jak nam. Szczególną satysfakcje daje mu zabijanie. Co gorsza, zabijanie dzieci. Zaatakował już trzy szkoły, dlatego też władze odwołały wszystkie zajęcia do czasu, aż sytuacja się uspokoi. Naprawdę nie wiem co ten pojeb ma w głowie.
Zastanawiam się czy Joker ma o czymkolwiek pojęcie. Sama mu jeszcze nic nie powiedziałam. No bo gdyby wiedział, pewnie zaczął by panikować. Nie potrzebowałam tego. Z drugiej strony, przecież ma tutaj kontakt z praktycznie każdym. Na pewno o wszystkim wie, a ja bez potrzeby się tym zadręczam.
Joker POV
Sytuacja w Gotham City daje sporo do myślenia. Moi ludzie nie odbierają telefonów. Planowałem dowiedzieć się nieco więcej na temat ,,nowego złoczyńcy", czy jak oni to tam nazywają.
Zastanawia mnie też to, dlaczego Harley wiedząc o tym od samego początku nawet mi nic nie wspomniała. Dowiedziałem się dopiero dzisiaj rano, po tym jak Deadshot zakończył rozmowę z Pamelą. Wtedy wytłumaczył o co chodzi. Od razu wykonałem kilka telefonów, jednak tak jak już wspomniałem nikt nie odbierał. Wszyscy gdzieś poznikali.
- Po co znowu tu przyszliśmy? - zdziwił się Boomerang, gdy po raz setny sprawdzaliśmy lotnisko. - Od dwóch dni nie znaleźliśmy nic nowego. - dodał, tak jakbyśmy o tym nie wiedzieli. Czasami naprawdę, wydawał się być dosyć tępy.
- Spostrzegawczy jesteś. - burknął Deadshot wchodząc do kolejnego pomieszczenia. Niedowierzająco spojrzałem na ścianę do której przypięty był człowiek po którym ślad zaginął ponad cztery miesiące temu. Teo. Mógłbym przysiąc, że wczoraj go tutaj nie było. Chłopak był nieprzytomny. Natychmiast znaleźliśmy się obok niego i rozcięliśmy łańcuchy, którymi był związany. Wtedy się trochę ocknął.
- To podstęp. Ona już jest w Gotham. Nie jest sama. Zabiją Harley. Zabiją wszystkich. - szepnął niemrawo, a mnie dopiero wtedy ocknęło.
To wszystko. Te wszystkie wydarzenia w Gotham. To Amanda. Specjalnie odwróciła naszą uwagę. Wiedziała, że pojedziemy jej szukać. Zostawiliśmy ich. Nie poradzą sobie z walką. Zostawiłem Harley.
- Musimy wracać. - powiedziałem natychmiast podtrzymując blondyna z jednej strony. Po drugiej stał Deadshot. Szybko zapakowaliśmy go do auta i sami również wsiedliśmy. Najszybciej jak zdołaliśmy, zaczęliśmy wracać do Gotham. Jeśli się spóźnimy wszyscy zginą. Amanda nie zawaha się. Zabije Harley. Zabije ją pierwszą. Nie mogę na to pozwolić.
Harley POV
Dochodziła godzina osiemnasta. Całą ,,rodzinką" usiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać jakiś film. Rozmawialiśmy przy tym i zajadaliśmy się słodyczami. Było naprawdę przytulnie. Jak za czasów mojego dzieciństwa. Ja, moja siostra i rodzice. Tylko, że teraz było nas odrobinę więcej. Brakowało mi tylko Joker' a.
- Zoe, nie jesteś zmęczona? - spytała troskliwie Pamela kładąc dłoń na ramieniu dziewczynki. Brunetka spojrzała na nią zdziwioną miną.
- Jest dopiero osiemnasta. - mruknęła, na co się lekko zaśmiałam. Miała rację. Kto normalny kładzie się spać o tej porze spać? Moja przyjaciółka bardzo się o nią troszczyła. Traktowała ją jak własne dziecko.
- No tak. - mruknęła cicho Pamela z uśmiechem. Już miałam coś powiedzieć, kiedy niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi.
- Spodziewacie się kogoś? - spytałam niepewnie patrząc na każdego po kolei. Pokręcili głowami więc jako pani tego domu, wstałam z kanapy i zaczęłam iść w kierunku drzwi. Jeszcze dobrze do nich nie doszłam jak konstrukcja otworzyła się z impetem odrzucając mnie z dużą siłą. Wylądowałam na przeciwnej ścianie. Z bólem spadłam na ziemię.
- Witaj, moja droga Harley. - usłyszałam jej głos, a wtedy już wiedziałam, że to źle się skończy. Uniosłam niepewnie głowę do góry. Amanda. Amanda Waller żyje. To prawda. Ta suka nadal żyje i jest tutaj. - Załatwcie ich. - powiedziała odwracając się na moment, a wtedy moim oczom ukazało się kilkanaście dziwnych maszyn. Wyglądali jak ludzie, ale poruszali się jak jakieś roboty i chyba tym właśnie byli. Amanda miała przy sobie armię robotów. Mordercy zaczęli zmierzać w stronę moich przyjaciół.
- Zostaw ich suko! - warknęłam, na co Waller spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.
- Wzorowa z ciebie przyjaciółeczka. - mruknęła robiąc uroczą minkę, która mnie po prostu obrzydziła. Cała Amanda było tylko obleśną i podłą żmiją.
- Harley, nie! - krzyknęła Pamela widząc, że chcę ich chronić kosztem własnego życia.
- Zamknijcie ich gdzieś skąd nie wyjdą, ale nie róbcie im krzywdy. Właściwie to chcę tylko ją. - dodała ponownie spoglądając w moją stronę. W oczach miałam nienawiść. Podniosłam się z ziemi słysząc krzyki moich przyjaciół. Pamela, Katana, Melanie a nawet Croc, wszyscy byli bezradni. Nie mieliśmy z nią najmniejszych szans. Nie tym razem. Nie bez broni.
- Czego chcesz!? - warknęłam uderzając ją z całej siły w twarz. Odsunęła się nieco wycierając powoli krew sączącą się z nosa. - Zostaw nas w spokoju! - dodałam i ponownie chciałam uderzyć, tyle, że tym razem powstrzymała mnie zimna i twarda ręka jej podwładnego. Wykręcił mi łokieć przerzucając mnie sobie przez ramię. Uderzyłam głową w ziemię, przez co wszystko zaczęło mi się trochę rozmazywać. Ból spowodował cichy jęk, który wyrwał się z moich ust.
- Ładnie się urządziłaś. - stwierdziła rozglądając się po rezydencji. - Szkoda, że za brudne pieniądze. - dodała z lekką pogardą, na co ja się zaczęłam śmiać.
- Ja przynajmniej nie zabijam dzieci. Nie robię z ludzi maszyn stworzonych do zabijania. W porównaniu do ciebie potrafię być uczuciowa. Ty jesteś zimną suką. - prychnęłam próbując wstać jednak robot nadepnął żelazną stopą na moje palce u ręki. Jęknęłam czując, jak kości powoli pękają. Zacisnęłam zęby czując potworny ból.
- Wystarczy. - mruknęła Waller, a wtedy poczułam chwilową ulgę. - Masz rację. Nie mam skrupułów, ale stałam się taka przez brak sprawiedliwościowi. Jestem taka przez szumowiny takie jak ty. - odparła przez zaciśnięte zęby. Wtedy znowu chciałam się podnieść jednak mężczyzna kopnął mnie w twarz. W ustach zebrała się krew, którą szybko wyplułam. Spuściłam lekko głowę. Nie miałam już siły. - Tak łatwo chcesz się poddać, słoneczko? Nie będziesz walczyć? - spytała ze zdziwieniem, a ja tylko nabrałam do płuc dużo powietrza i wstałam na równe nogi. Stanęłam przed maszyną. - Grzeczna dziewczynka. - mruknęła, na co obróciłam się wokół własnej osi i z całej siły kopnęłam ją w brzuch. Upadła ze stłumionym krzykiem. Zawsze jestem górą, nawet jeśli zaraz zginę, to mam tą satysfakcję, że zrobiłam jej chociażby delikatną krzywdę.
- Pokaż jej co potrafisz. - powiedziała wściekła zaraz po wstaniu z ziemi. Robot słuchając jej rozkazu podszedł do mnie i uderzył w twarz. Cofnęłam się trochę do tyłu próbując odzyskać równowagę. Udało się jednak co mi to dało? Uderzając w niego pięściami zadawałam sobie tylko większy ból. Nie byłam w stanie go pokonać. Nie bez pomocy. Nie bez broni. Nie wiedziałam nawet do końca czym był. Czy rozumiał co do niego mówię. Nie miałam najmniejszego pojęcia z czym walczę. Po chwili złapał mnie za włosy i podszedł do pierwszej lepszej szyby rozbijając ją moją głową. Szkło wbiło się w moje policzki i czoło. Poczułam krew spływającą po mojej twarzy. Już prawie niczego nie widziałam. Tylko jedna czarna plama. Po chwili poczułam kopnięcie w brzuch przez co wylądowałam na ścianie. Nie miałam siły. Już nie zdołałam się podnieść. Upadłam na twarz nie ruszając się. Nie czułam mięśni. Ból też odszedł.
Jedyną rzeczą o której teraz marzyłam, było to, żeby taki sam los nie spotkał moich przyjaciół. Jeśli chciała mogła mnie dalej torturować. I tak już nie mogła zrobić mi większej krzywdy. Moje ciało było totalnie zmasakrowane. Teraz liczyło się tylko to, że reszta jest bezpieczna. Że nie zabije Zoe, żeby zemścić się na Floyd' e. Ani, że nie zrobi krzywdy swojej córce, za to, że ją zdradziła. Tylko to jest ważne. Joker' a nie ma. Nie skrzywdzi go. Jest bezpieczny. Sama mogłam nawet tutaj zdechnąć. Ale oni nie zasługują na śmierć.
Witajcie kochani! Macie swoją upragnioną akcję, która mam nadzieję, spodobała się :D Jakie są wasze uczucia co do tego rozdziału? Piszcie co ogólnie myślicie. Pozdrawiam i do następnego <3 <3 <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro