Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.5

Joker POV

Od pogrzebu minął niecały tydzień. Wszystko zaczynało powoli powracać do normy... chociaż nadal zastanawiam się, czy takie określenie jest w naszym przypadku właściwe. Normalność to chyba za dużo powiedziane.   

Państwa Dickens, którzy mieli przejąć opiekę nad June i zostać jej rodziców, spotkał bardzo   nieszczęśliwy wypadek. Ich dom spłonąłw środku nocy, chociaż wcale nie twierdzę, że nie maczałem w tym palców. Pomyśleć, że gdy powiedziałem im o tym, że jednak nie mogę im oddać córki, to wycelowali we mnie lufę pistoletu. Nie chcieli rozmawiać ze mną po dobroci. To nie moja wina. Nie miałem innego wyjścia. Grozili mojej rodzinie,a na to nie pozwolę. Króko mówiąc... okazało się, że wcale nie byli tacy, jak mi się z początku wydawało. Zaczynam doceniać to, że June do nich nie trafiła. To byłby wielki błąd. Mogłaby ucierpieć, a przecież właśnie tego chciałem uniknąć. Tylko tego.

Zaraz po powrocie z miasta, zaparkowałem samochód i opuściłem go, zamykając za sobą drzwi. Poprawiłem marynarkę i zacząłem zmierzać na górę. Przygotowałem małą niespodziankę dla mojej królowej. Postanowiłem oficjalnie zakwaterować June w rezydencji. Kupiłem, wszystko co było potrzebne tak małemu dziecku. Nowe ubranka, łóżeczko, zabawki, meble do jej pokoju. Zupełnie wszystko, każdy drobiazg. Miałem tylko nadzieję, że Harley będzie zadowolona, że ucieszy się, kiedy jej to wszystko pokaże.

Wszedłem do salonu, po czym od razu skierowałem się w stronę schodów. Chciałem szybko odnaleźć Harley, jednak nietypowe odgłosy dochodzące z pokoju Tyson' a mnie zatrzymały. Miałem dziwne przeczucie. Bez zastanowienia udałem się w tamtą stronę. Wszedłem do sypialni mężczyzny, ale to co tam zobaczyłem wbiło mnie w ziemię. Stanąłem jak wyryty. Ten sukinsyn przydusił Harley do szafy i jedną ręką zatkał jej usta. Drugą wsadził w jej spodenki i mogę sobie jedynie wyobrazić co w tej chwili robił. Poczułem obrzydzenie i nieopanowywaną złość. Natychmiast podszedłem do mężczyzny i odciągnąłem go od przerażonej kobiety. Cała drżała. Usłyszałem, jak blondynka nabiera do ust powietrza, po czym wybucha głośnym płaczem. Złapałem Tyson' a za szyję i przydusiłem go do ściany pierwszej lepszej ściany. Po jego minie można było się domyśleć, że wie co go teraz czeka. Bez zbędnych słów zacząłem go uderzać z całej siły w twarz. Był coraz bardziej zakrwawiony, ale nie przejmowałem się tym. Chciałem, żeby cierpiał. Za którymś razem usłyszałem dźwięk łamanej kości. Z chęcią połamałbym mu je wszystkie. Każdą kość. Każdą chrząstkę i wszystko co dało się połamać.

- Joker! - usłyszałem jak przez mgłę.Niespodziewanie ktoś złapał mnie za ręce i odciągnął od zakrwawionego Tyson' a. Nie kontrolowanie się odwróciłem i uderzyłem kogoś w twarz. Tym kimś okazał się być Deadshot. Spojrzałem na niego, a po chwili się odrobinę uspokoiłem.

Miałem cholerną nadzieję, że Tyson nie żyje, że udało mi się go zabić gołymi rękami. Już nigdy nie spojrzy na moją kobietę, nie dotknie jej, ani nie skrzywdzi. Nie mogę tylko uwierzyć, że zrobił to ponownie. Wiedział, co go czeka, jeśli chociażby spojrzy krzywo na Harley. Dobrze wiedział, do czego mogę być zdolny. 

Wytarłem zakrwawione dłonie w spodnie i spojrzałem na Harley. Stała nieruchomo, przytulana przez Pamele. Natychmiast podszedłem do kobiety, a wtedy Isley się odsunęła. Przydusiłem do siebie Harls i pocałowałem jej głowę. Oparła głowę o mój tors i wybuchła płaczem. Wtedy pożałowałem, że nie załatwiłem go wcześniej. Tak długo pałętał się po naszej rezydencji. Tak długo to planował. Planował ponownie zrobić jej krzywdę, a ja na to pozwoliłem. 

- Przepraszam. - szepnąłem i pogłaskałem jej plecy. - To się już nigdy więcej nie powtórzy. - zapewniłem a ona zaczęła się powoli uspokajać. Killer Croc razem z Boomerang' em wynieśli z rezydencji Tyson' a. Nie obchodziło mnie, co z nim zrobią. Szkoda tylko, że tak szybko stracił przytomność, bo nie zadałem mu wystarczająco dużo bólu. Nie tyle, ile chciałem.

- Chodźmy do sypialni. - poprosiła kobieta, a ja kiwnąłem głową. Wspólnie udaliśmy się do jej pokoju. W środku usiadłem na łóżku. Harley podeszła do wózka i wyciągnęła June. Usiadła z małą obok mnie i oparła się o moje ramię. 

- Właściwie, to przygotowałem dla ciebie niespodziankę. - mruknąłem po chwili ciszy, a ona się lekko zdziwiła. Spojrzała na mnie uważnie. - Kupiłem trochę rzeczy dla małej. Pomyślałem, że zechcesz urządzić jej pokój. - wytłumaczyłem, a ona się uśmiechnęła. 

- I miałeś rację. Myślałam o tym, już od dłuższego czasu. - przyznała, a ja musnąłem jej policzek i pogłaskałem po głowie June. 

- W takim razie, jeśli chcesz możemy się zabrać do pracy. Wszystko czeka w garażu. - powiedziałem, a ona od razu kiwnęła głową. Wstała z łóżka i wsadziła June do wózka.

- Co z nią zrobimy? - zastanowiła się, ale ja już miałem pomysł. 

- Założę się, że Zoe z chęcią się nią zajmie. - stwierdziłem z pewnością, a ona od razu przyznała mi rację. Zaprowadziła dziewczynkę do pokoju córki Deadshot' a, a ja udałem się do garażu. W pobliżu był akurat Chato, więc poprosiłem go o pomoc. Wspólnie przenieśliśmy wszystkie pudła do pokoju, który od teraz miał oficjalnie należeć do June. Był cały biały, włącznie z podłogą. Na jednej ścianie znajdowały się białe drzwi, prowadzące do łazienki. W pokoju były dwa duże okna, a przy jednym z nich wyjście na balkon. Z pomocą Diablo rozpakowałem wszystkie pudła. Zaraz później przyszła Harley, która była ewidentnie zachwycona wyborem mebli. Biało czarne łóżeczko z różowym baldachimem. Do tego białe meble. Bujany fotel. Różowe i fioletowe naklejki, których przyczepianiem miała zająć się Harley. Kilkanaście siatek z ubrankami w krótkim czasie zostały rozpakowane i poukładane na miejsca. Kilka zabawek znalazło swoje miejsce na komodzie. Gdy skończyliśmy, Quinn poszła po June. Włożyła ją do łóżeczka, a sama podeszła do mnie i pocałowała namiętnie moje usta. Oddałem pocałunek rozkoszując się smakiem jej ust. 

- Jest przecudownie. - oznajmiła z radością, a ja tylko kiwnąłem lekko głową. Około dwudziestej, gdy już wszystko było zapięte na ostatni guzik, wyszedłem z pokoju dziewczynki i udałem się do mojego biura. Harley miała w planie umyć, nakarmić a na końcu uśpić June, dlatego miałem trochę czasu dla siebie. Zamierzałem poświęcić go na ponowną próbę odszukania Daniel' a. Jakkolwiek długo miałoby mi to zająć, zamierzałem go odnaleźć i zabić. Nie mógłbym drugi raz, zaryzykować życia przyjaciół, dlatego też tym razem stworzę swoją własną armię. Gdy tylko go znajdę, zwołam posiłki i zabije tego skurwiela... Minęła jakaś godzina. Może więcej, a wtedy do biura weszła Harley. Spojrzała na komputer, więc go wyłączyłem. Nie chciałem, żeby się martwiła. Ani wybijała mi z głowy jego zabicie, bo i tak bym to zrobił. Bez względu na wszystko.

- Nie musisz ukrywać przede mną swoich planów. - stwierdziła cicho, a ja niemrawo pokręciłem głową. Kobieta spojrzała na mnie z lekkim rozczarowaniem.

- Nic przed tobą nie ukrywam. Po prostu nie chcę... - zacząłem po chwili namysłu, ale blondynka mi natychmiast przerwała.

- Nie chcesz, żebym dramatyzowała... wiem o tym. - powiedziała spokojnie przy czym usiadła na moich kolanach. Jedną ręką objęła moją szyję, a drugą splotła z moją dłonią. Zapowiadało się na poważną rozmowę... na jaki temat? - Jednak jest coś, czego Ci nie powiedziałam. - dodała ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Spojrzałem na nią z dezorientacją. O czym mi nie powiedziała? 

- Co takiego masz na myśli? - spytałem wzruszając lekko ramionami. Puściłem jej dłoń po czym poprawiłem włosy. 

- Mam nadzieję, że zrozumiesz, dlaczego nie powiedziałam Ci tego wcześniej. - westchnęła i zeskoczyła z moich kolan. Usiadła na biurku, tuż przede mną i położyła ręce na swoich nogach. Uniosłem lekko głowę, żeby móc dokładnie obserwować jej twarz. - Daniel kłamał, ale inaczej niż ci się wydaje. Wszystko co nam pokazywał i co mówił było po części prawdą. - wyznała, a ja poczułem dezorientację. Jaką znowu prawdę? Jest coś o czym nie wiem, ale Harley tak. Ona zna prawdę, która może wszystko zmienić.

- Wydaje mi się, czy ty go bronisz? - spytałem z lekką złością, na co ona od razu zaprzeczyła. Wyglądało to zupełnie inaczej.

- Oczywiście, że nie. Po prostu opowiedział mi historię, która zmieniła jego życie w piekło, wasze życie zmieniła w piekło... i wszystko co go spotkało miało silny związek z tobą, dlatego obwinił właśnie ciebie o zniszczenie mu życia. - powiedziała, a ja byłem w zupełnej rozsypce. Nie miałem pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Co takiego zrobiłem? 

- Oświecisz mnie? - spytałem trochę oschle, co zabrzmiało, też złośliwie. Kobieta zebrała myśli, po czym w końcu zaczęła mówić. 

- Gdy byłeś mały, wychowywałeś się w naprawdę kochającej i dobrej rodzinie. Zarówno matka jak i ojciec, kochali Ciebie i Daniel' a ponad wszystko. Twój tata ciężko pracował na wasze utrzymanie, stale wyjeżdżał na służbę. - zaczęła, tak jakby zapowiadało się na bajkowe zakończenie, jednak ono nie mogło się tam znaleźć. Nie mogło być bajkowe. - Cały ten idealny stan rzeczy, zmienił wypadek... - zatrzymała się na moment, żeby nabrać do płuc powietrza - Ty, twoja matka i brat, jechaliście wtedy na dworzec. Mieliście odebrać ojca. Podobno nie dopisywał Ci humor... zbliżaliście się do przejazdu kolejowego. Wtedy niespodziewanie otworzyłeś drzwi i prawie wypadłeś z auta, ale twoja matka zaczęła cię ratować. Była w szoku, a przez to nie zauważyła, że szlaban jest zamknięty. Gdy się zorientowała było już za późno, żeby zahamować. Wtedy cię wypchnęła, a sama wjechała razem z twoim bratem pod koła pociągu. Jechał nim twój ojciec. - powiedziała ze smutkiem, a ja zawiesiłem wzrok i wstrzymałem oddech. Nie byłem, pewny, czy chcę znać zakończenie. Może się okazać, zbyt okrutne. Sam początek był. 

- Zabiłem ją? - spytałem niemrawo, ze spuszczoną głową. Harley szybko położyła dłonie na moich policzkach i uniosła moją głowę do góry. Złapałem jej ręce i odsunąłem od siebie. Czułem do niej żal, że nie powiedziała mi wcześniej. To była rzecz na którą czekałem od dawna, ale ona zwlekała i być może dalej by to robiła. 

- Nie. To nie była twoja wina. To był tylko wypadek. - zapewniła, ale to i tak mnie nie usatysfakcjonowało. Myśl, że zabiłem własną matkę, była przerażająca.

- Co się stało, po jej śmierci? - spytałem krótko, a Harley tylko przygryzła wargę.

- Daniel zapadł w śpiączkę, stracił w wypadku nogę. - odparła cicho. - Zostałeś z ojcem, który z rozpaczy za swoją ukochaną żoną, zaczął pić i zadawać się z nieodpowiednimi ludźmi... - westchnęła, nabierając siły na ciąg dalszy. - Był tak zrozpaczony, że zaczął obwiniać ciebie. Stałeś się jego wrogiem. Chciał się na tobie zemścić. Potem wrócił ze szpitala Daniel i on też został karany. Trwało to do ukończenia przez ciebie osiemnastego roku życia, w dniu urodzin wyprowadziłeś się z rodzinnego domu. Zacząłeś pracować jako komik. Twój brat, był na ciebie tak samo zły jak ojciec, ale mimo wszystko chciał się pogodzić. Dlatego też, któregoś razu przyszedł na twój występ. Zabrał ze sobą dziewczynę, którą była... Sophie. - wyznała, a ja tylko wybałuszyłem oczy. Odebrałem mu matkę, ojca. Zniszczyłem całe dzieciństwo i odbiłem dziewczynę. - Ciąg dalszy znasz, tyle, że było coś jeszcze... Po śmierci żony nasłałeś na ojca ludzi. Był z nim twój brat, a gdy twoi ludzi spytali co mają z nim zrobić, kazałeś strzelać. Tak też zrobili, ale Daniel przeżył. Kilka dni później dowiedział się o śmierci ojca i o tym,  że ty to zrobiłeś. - stwierdziła, a ja tylko przełknąłem ślinę. Zniszczyłem wszystko. Zupełnie wszystko co miał, wszystko na co sobie zapracował. Zabiłem własnego ojca, który stał się okrutny przeze mnie. Zabiłem matkę, która podtrzymywała rodzinę. Odebrałem bratu ukochaną, a później doprowadziłem do wypadku w którym zginęła. Nie zostało mu zupełnie nic. Tylko zemsta. Zemsta za całe zło, które mu wyrządziłem. Zemsta na mnie i na moich bliskich. 

- Jak długo chciałaś z tym czekać? - prychnąłem po kilku minutach ciszy. - Jak długo zamierzałaś mnie oszukiwać!? - warknąłem wstając z hukiem z krzesła, które upadło na ziemię. Harley zeskoczyła z biurka i podeszła do mnie.

- Czekałem na odpowiedni moment. Nie chciałam, żebyś się obwiniał za to wszystko szczególnie teraz gdy cię potrzebuje. - wyjąkała kładąc dłonie na moich ramionach. - Joker, nie bądź zły. Nie chciałam, żebyś cierpiał. - wytłumaczyła, a ja zacisnąłem dłonie w pięści po czym je lekko rozluźniłem. Poprawiłem włosy i odsunąłem się od kobiety. 

- Chcę zostać sam. - oznajmiłem nie mając siły, na nic innego. Musiałem pomyśleć, ochłonąć i zaakceptować to czego się dowiedziałem. Zaakceptować przeszłość.

 Hej, tak jak mówiłam jest rozdział już dzisiaj. Nie chciałam żeby był taki długi, bo zapewne was przynudził także przepraszam za to. W każdym bądź razie, czekam na waszą opinię i pozdrawiam <3 DO następnego <3 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro