11.0 ~ cz. 2
Deadshot POV
Gdy dotarliśmy na miejsce, zadzwonił telefon. Katana poinformowała nas o tym, że jest sposób na zniszczenie robotów. Ich zasilanie było w oku, i właśnie w nie mieliśmy celować w razie potrzeby. Kobieta nie brzmiała najlepiej. Miałem wrażenie, że im się nie udało. Wolałbym się pomylić.
- Tyson, prowadź nas do jej celi. - warknąłem pchając na przód zakneblowanego i związanego mężczyznę. Ten zaczął nas prowadzić jakimś zupełnie ciemnym korytarzem. Na samym końcu spotkaliśmy się z zamkniętymi na kłódkę drzwiami.
- Odsuńcie się. - szepnęła Pamela i podeszła do drewnianej konstrukcji. Wyjęła z kieszeni kawałek gałązki i wsunęła do kłódki. Już po chwili otworzyła zamek, a niewielki metalowy przedmiot spadł na ziemię. Spojrzałem na nią z wielkim podziwem. - Nie ma za co. - mruknęła z uśmiechem i otworzyła drzwi. Weszła do środka, a ja zaraz za nią. Na łóżku leżała Harley. Wyglądała jak sto nieszczęść. Chyba spała, bo nawet nie zwróciła uwagi na to, że weszliśmy. Pam i June podeszły do niej, a ja razem z El Diablo stałem przy drzwiach i pilnowałem, czy nikt nie idzie. Wszędzie było pusto.
Harley POV
Poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. Uchyliłam lekko oczy. Widziałam przed sobą dwie rozmazane postacie. Podniosłam się lekko i przetarłam oczy. Nie mogłam uwierzyć w to, co wiedzę.
- June, Pamela. - jęknęłam cicho i zarzuciłam im ręce szyję. Przytuliły mnie mocno. I pomogły wstać z łóżka. Byłam cholernie wycieńczona. Ledwo utrzymywałam się na nogach. - Gdzie Joker? - spytałam zdziwiona nie widząc nigdzie zielonowłosego. Miałam nadzieję, że po mnie przyjdzie.
- Nie ma go z nami. On i reszta Squadu pojechali zabić Daniel' a. - powiedziała June, a ja pokiwałam zdezorientowana głową. Zastanawiłam się. Bein jest cholernie niebezpieczny. Może ich zabić. Napewno. Ktoś zginie. A nie chcę tego.
- Chodźmy. - rozkazał Deadshot, a wszyscy zaczęli kierować się do wyjścia z celi jednak mój stan nie pozwolił mi się normalnie poruszać. Poczułam jak uginają się pode mną nogi. Upadłam na ziemię, a obok mnie szybko zjawiły się El Diablo i przyjaciółki.
- Nie da rady iść o własnych siłach. - stwierdziła June, a Floyd się chwilę zastanowił. Nagle podszedł do tego kreatyna Tyson' a i go rozkuł. Wyjął mu z ust szmatkę, którą rzucił gdzieś w kąt.
- Weźmiesz ją na ręce. - powiedział stanowczo, jednak czułam tak potworne obrzydzenie, że wolałam zostać tutaj niż pozwolić się mu dotknąć. Tyson zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Spieprzaj skurwielu. - warknęłam stanowczo, Floyd westchnął.
- Przecież ja mogę ją wziąć. - stwierdził Chato, jednak cimnoskóry mężczyzna pokręcił lekko głową.
- Wtedy nie poradzimy sobie, gdy ktoś nas zaatakuje. - powiedział z lekką złością, więc nikt się już nie odzywał. Po chwilu zastanowienia podszedł do Tyson' a.
- Jeśli wywiniesz jakiś numer, urządze ci piekło gorsze od tego, które zaserwował ci Joker. - ostrzegł mężczyzna i podał mu swoją broń. Byłam pewna, że i tak ma coś do obrony przy sobie. Sam podszedł do nas i wziął mnie na ręce. Oparłam głowę o jego ramię. - Diablo, idź obok niego. Pilnuj go. - dodał cicho, a Chato od razu stanął obok Tyson' a.
- Dziękuję. - mruknęłam a ciemnoskóry mężczyzna nie odzywając się wyszedł z pomieszczenia. Szliśmy długim korytarzem.
- Gdzie znajdziemy Amandę? - spytał krótko Floyd, a młody mężczyzna się się chwilę zastanowił.
- Powinna być w swojej sypialni, ale najpierw powinniśmy odnieść Harley do śmigłowca. Gdy trzeba będzie uciekać, będziemy mieli większe szanse. - wytłumaczył, a Deadshot kiwnął głową. Wyszliśmy z budynku i wróciliśmy do śmigłowca. Razem ze mną została June i Pamela. Deadshot, Diablo i Tyson poszli odnaleźć Amandę. Odnaleźć i zabić.
June POV
Podałam Harley koc, którym się od razu okryła. Była wycieńczona. Ja również, ale nie chciałam o tym nikomu mówić. Co kilka minut łapał mnie skurcz, którego nie potrafiłam powstrzymać.
- Dziękuję, że po mnie przyjechaliście. - mruknęła Quinn, ze łzami w oczach. Pamela objęła ją ramieniem.
- Przecież wiesz, nie moglibyśmy cię tam zostawić. Nigdy. - przyznałam szczerze i pogłaskałam ją lekko po policzku.
Po kilku minutach usłyszałam z zewnątrz jakieś głosy, a właściwie krzyki. Szybko wstałam z ziemii, żeby wyjrzeć z śmigłowca, ale wtedy poczułam potworny ból. Skurcz. Najgorszy za wszystkich. Stanęłam jak wyryta. Poczułam jak odchodzą mi wody. Nie. Nie. Błagam tylko nie teraz, słoneczko.
Jęknęłam z bólu i upadłam na ziemię. W ciągu ułamka sekundy obok mnie znalazły się Quinn i Isley. Wyglądały na totalnie przerażone.
- June tylko spokojnie. - mruknęła Pamela podkładając mi pod głowę miękki koc. Byłam tak strasznie przestraszona. Bałam się, że coś pójdzie nie tak. Chciałam jedynie, żeby moje dziecko przeżyło. Jeszcze jakiś czas temu ani trochę nie obchodziły mnie jego losy, jednak teraz byłam gotowa oddać za nie życie. Tylko ono się dla mnie liczyło. Ono i Teo.
Czułam jak przez moje ciało co chwilę przechodzi silny ból. Kręciło mi się w głowie. Harley trzymała mnie za rękę, natomiast Pamela próbowała odebrać poród. Najgorszy ból w całym moim życiu.
- Nie mogę. Nie mogę, go wyjąć. - warknęła, Pamela. - Postaraj się mocniej, June. Jeszcze trochę. - powiedziała, a ja kolejny raz z cholernym bólem spróbowałam pomóc jej i dziecku.
W końcu po kilku minutach dziecko było na zewnątrz. Dziewczynka. Prześliczna. Cudowna i urocza. Pamela podała ją Harley. Dziewczyna wzięła ostrożnie małą i otuliła ją w kocyk. Następnie mi ją podała. Mogłam patrzeć na nią wieki, jednak moje szczęście nie trwało długo, bo do śmigłowca wpadły trzy roboty.
- Harley zabierz, je. - krzyknęła Pamela i wzięła do ręki pistolet. Maszyny również miały broń. Strzelały gdzie popadnie. Harley najpierw wyniosła dziecko, a chwilę później wróciła po mnie. Objęła mnie w pasie i pomogła wstać. Zaczęła prowadzić do bezpiecznego przedziału. Nagle poczułam krótki, ale przeszywający ból. Przez chwilę myślałam, że to tylko kolejny po porodowy skurcz. Pomyliłam się. Quinn oparła mnie o jedną ścianę i wybiegła z pomieszczenia zamykając za sobą szczelnie drzwi. Czułam jak po mojej klatce piersiowej spływa gorąca ciecz. Westchnęłam z bólem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem ranna. Że moje oddechy są coraz słabsze. Maleństwo leżało na ziemii i płakało krzycząc w niebo głosy. Metalowe drzwi się w końcu rozchyliły, a do środka weszła Harley razem z Pam. Poczułam jak śmigłowiec powoli unosi się do góry. Odlatujemy. Jednak nie wrócę do domu. Nie wrócę do Teo.
- Amanda nie żyje. - powiedziała Pamela z lekkim uśmiechem, jednak Harley widząc wyraz mojej twarzy natychmiast zaczęła zmierzać w moją stronę.
- Wszystko w porządku? - spytała, a ja tylko westchnęłam i zabrałam rękę pokazując jej tym samym postrzeloną pierś.
- Pamela ona jest ranna. - powiedziała natychmiast Quinn spoglądając mi w oczy.
- Pójdę po pomoc. - szepnęła dziewczyna i wybiegła na moment z przedziału.
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. - zapewniła Harley głaszcząc mnie lekko po policzku. - Tylko nie zasypiaj. - dodała widząc jak ciężko mi pozostać przytomną. Do środka wbiegła Pamela z El Diablo. Mężczyzna szybko kucnął obok mnie.
- Trzeba wyjąć kulę. - powiedział ze zmartwieniem i przechylił moją głowę. Każdy dobrze wiedział, że już nie ma dla mnie ratunku. Zaraz się wykrwawię i wyjęcie kuli nic już nie da.
Teraz chciałam porozmawiać z Harley. Musiałam to zrobić właśnie w tym momencie, bo zaraz mogło być już za późno.
- Muszę z tobą porozmawiać. - jęknęłam cicho patrząc jej w oczy. - Tylko z tobą. - dodałam widząc, że nikt nie zamierza wyjść.
- Nie June. Trzeba się tobą zająć. - odparła stanowczo, jednak głos jej zadrżał. Po policzku spływały łzy.
- Proszę. - jęknęłam czując jak powoli uchodzi ze mnie życie.
- Zostawcie nas. - powiedziała stanowczo Quinn, a wtedy Diablo i Pamela wstali i skierowali się do wyjścia spoglądając na mnie ostatni raz.
- Możesz mi ją podać? - spytałam cicho, a ona rozumiejąc o co chodzi podniosła z ziemii dziecko i mi je dała. Uśmiechnęłam się lekko widząc córkę całą i zdrową. - Obie wiemy, że za parę chwil umrę. - zaczęłam cicho, a ona tylko pokręciła głową ze smutkiem. - Proszę cię tylko o jedno. Zajmij się nią. - wybłagałam kładąc dłoń na główce maleństwa. Harley spojrzała na mnie z jeszcze większym smutkiem i strachem. - Wychowaj ją jak własną córkę, proszę. Nie pozwól nikomu jej skrzywdzić. - dodałam, a ona tylko milczała wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. Widziałam jak bardzo się boi.
- Nie możesz umrzeć June. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Kocham cię. - załkała, a ja poczułam, że mi również zaszkliły się oczy. Chyba nikt nie chciałby umierać w takiej chwili. Zostawiać przyjaciół ani nowonarodzonego dzicko. To było smutne, ale prawdziwe. Realne. Czułam sttach, ale wiedziałam, że skoro Rick nie bał się śmierci, to ja też nie powinnam. To czekało każdego z nas. Na mnie przyszedł czas trochę wcześniej niż bym tego chciała.
- Tak miało być, Harley. - powiedziałam czując jak powoli zamykają mi się oczy. - Obiecaj, że się nią zajmiesz. Proszę. - szepnęłam, a ona wybuchła płaczem i pokiwała lekko głową.
- Obiecuję. - jęknęła, a ja poczułam ulgę. Wiedziałam, że Harley Quinn nie złamałaby obietnicy. Jest najwspanialszą osobą jaką znam.
- Też cię kocham Harley. Zawsze przy was będę. - wyznałam i się lekko uśmiechnęłam. Wtedy gdy już wyznałam wszystko, zabrakło mi tchu, a serce przestało bić.
Pamela POV
Ze środka wydobył się głośny płacz Harley. To mogło oznaczać tylko jedno. June odeszła. Już jej z nami nie ma. Weszłam do środka razem z El Diablo i Deadshot' em. Harley płakała trzymając w rękach córkę June. Mała też płakała.
Spojrzałam na wyczerpaną June,a wtedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wtuliłam się w Deadshot' a. Natomiast Chato podszedł do Harley i kleknął obok przytulając ją lekko. Bez słowa się do niego przytuliła. Odzyskaliśmy Harley, ale straciliśmy June. Kto by pomyślał, że tak to się skończy?
Hej wam! Jestem okropna ale przyznam, że kiedy pisałam rozdział, chciało mi się płakać 😢 😢 musiałam tak zrobić, żeby Harley mogła wychować dziecko jakby było jej i Joker' a. No a Teo zabiłam żeby nie cierpiał po stracie June. Wtedy też bym płakała 😞😞 no nic smutny rozdział, raczej nie poprawi wam humoru ale jest... Mam nadzieję, że nadal będziecie czytać 📖 przepraszam za błędy
Pozdrawiam i do następnego ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro