Wyprowadzka
Yep! Dzień dobry, jak wakacje? Z racji iż wakacje to jest dość krótki tekst ale porusza ważną kwestię. Mam nadzieję, że nie za gorąco. Proszę tutaj oddaje wam to. Aha i powiedzcie przyjaciołom, że ich doceniacie!
_______________________________________________________
"Myślę to tym jak wiele zależy od przyjaciela. Kiedy budzisz się rano, po prostu wyciągasz nogi , stawiasz stopy na podłodze i wstajesz. Nie zerkasz za krawędź łóżka, by się upewnić czy podłoga wciąż jest na swoim miejscu. Podłoga zawsze tam jest. Aż pewnego dnia jej nie ma"
- Nad czym tak dumasz, mój bracie?- zapytał jego brat Mycroft gdy obaj siedzieli w jego rezydencji na północy Londynu, w pewną marcową niedzielę
Jego młodszy brat westchnął
- A więc zauważyłeś?
- Trudno było nie zauważyć. Przybyłeś tutaj późnym wieczorem, w wieczornym ubraniu. Cały czas gapisz się w szklankę i zapominasz o świecie wokół ciebie. O co chodzi?
- Przepraszam. Ja tylko...- jakby się rozmyślił.
- Jesteś pewien, że nie jest to coś, czego by zwykłe tajemnicze morderstwo nie rozwiązało?- zażartował
Zapadła cisza podczas, której Sherlock Holmes wstał, przeszedł parę kroków po pokoju i stanął twarzą do okna, lekko przygarbiony. Nagle jego sylwetka przestała przypominać już młodego, energicznego dżentelmena, a upodobniła się raczej do zmęczonego człowieka, którego życie już nie raz położyło twarzą w błocie. Znowu westchnął a po chwili zaczął mówić do Mycrofta ciężkim tonem.
- Jestem zmęczony, Mycroft. Tak naprawdę chciałbym już odpocząć od morderstw, zagadek, pościgów adrenaliny. Chcę czegoś spokojnego. Jakieś spokojnej chatki w Sussex. Śpiewu ptaków, brzęczenia pszczół...
Mycoft odchylił się w fotelu. Ach, tak, więc tak się zmieniły priorytety jego młodszego braciszka. No tak. Uśmiechnął się delikatnie.
- Sam... Sherlocku?
Młodszy brat zwiesił głowę.
- Powiedziałem mu...a on...chyba nie chce jechać ze mną
- Och Sherlock- Mycroft podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu- Po prostu go zapytaj, Sherlock. Przecież on cię kocha, wiesz o tym.
- Mycroft ty nic nie rozumiesz! Jak on się zachowuje! To prawie tak...prawie tak, jakbym
- Jakbyś co?- zapytał Mycroft po długiej pauzie, choć nie był pewien czy chce znać odpowiedź
- Jakbym stracił przyjaciela.
***
Pili herbatę wieczorem. Sherlock brzdąkał od niechcenia na skrzypcach. Lubił siedzieć z Watsonem przy kominku w tej cichej i bezpiecznej bańce ich mieszkania kiedy mógł z powodzeniem udawać, że na świecie istnieją tylko oni. Po chwili odchrząknął, zwracając na siebie uwagę Watsona
- A więc myślałem ostatnio...
- Bardzo intensywnie należy dodać- wtrącił Watson
- Hm?
- Ostatnio cały czas byłeś dość zamyślony. Obserwowałeś jak powolnie parzy się herbata i jak wzbija się para i jak gruchają ptaki za oknem. W ogóle nie narzekałeś na brak spraw i nudę. Więc teraz z radością usłyszę co cię tak zajmowało, mój drogi.
Holmes zarumienił się. Watson jednak zyskał pewne zdolności wnikliwej obserwacji.
- Myślę, że obaj możemy się zgodzić Watsonie, że w Londynie zrobiło się zbyt tłoczno. Zbyt głośno i nie do zniesienia. Chciałbym odpocząć. Myślałem o przeniesieniu się....do Sussex. Na emeryturę. Żeby wreszcie odpocząć do tego wszystkiego. Co myślisz?
Nie wiedział jakiej reakcji Watsona się spodziewał. Ale na pewno nie takiej. Nagle na jego twarzy pojawił się wyraz....strachu. Zbladł i jakby słabiej trzymał szklankę z whisky. Jego wzrok błąkał się po kątach jakby się bał skupić na jednym punkcie.
- Wszystko w porządku?- zapytał Holmes marszcząc brwi
- Wjeżdżasz- powiedział zamiast odpowiedzi na pytanie.
Detektyw skinął głową trochę zdezorientowany.
- Tak właśnie powiedziałem. Poważnie nad tym myślałem.
- Na emeryturę. Na stałe.
Z tobą. Taki był plan. Nie zapytasz?
- Tak! To właśnie oznacza słowo 'emerytura'. Watsonie co się dziś z tobą dzieje?!
Dobry lekarz wstał powoli. Holmesowi wydawało się, że również lekko zbladł. Po chwili odezwał się drżącym głosem.
- W takim razie gratuluję. Mam nadzieję, że będziesz tam szczęśliwy.- parsknął- oczywiście będę za tobą tęsknił. Ale skoro tak chcesz....
- Watson...
- Nie będę cię niepokoił.... Zasłużyłeś sobie na odpoczynek po całym tak pełnym niebezpieczeństw i wyczerpującym życiu.
- Watson, na litość....
- Pójdę się położyć. To był męczący dzień!
I skierował się ku przerażeniu Holmesa- do własnej sypialni. Była ona jeszcze w ciągłym użytku ale w ciągu ostatniego miesiąca jej używalność bardzo zmalała- jak z zadowoleniem odnotowywał Holmes. A teraz nagle Watson kieruje się w tamtym kierunku...dlaczego?
Watson zniknął. I to nie tylko w dosłownym sensie.
***
Przez kilka następnych dni Holmes się martwił. Watson rzeczywiście zniknął. Nie odzywał się, chodził markotny, późno wracał do domu, nie mówiąc gdzie był. A najbardziej... dlaczego Watson tak usilnie stara się go....wyprowadzić? Cały czas pojawiały się pytania. „Czy Holmes chce zabrać ze sobą ten niebieski czajnik" „Czy detektyw zamierza przeprowadzić się jeszcze w tym roku czy dopiero na wiosnę?" A on chciał tylko wyjechać z miłością swojego życia! „Czy jego przyjaciel zamierza zabrać ze sobą wszystkie trzy książki o pszczołach?" co akurat można zrozumieć. Watson często narzekał, że nie wszystkie jego książki mieszczą się w biblioteczce, przygniecioną ciężkimi naukowymi tomami Holmesa. W efekcie detektyw niezamierzenie spieszył się jeszcze bardziej. W efekcie czuł, że stracił przyjaciela.
Zawieruchę nieustannego pakowania przerwała tylko na parę dni sprawa, podczas której kobieta przyznała, że jej narzeczony zniknął bez śladu a ostatnio na przedstawieniu cyrkowym widziała klauna, który wyglądał dokładnie jak on. Holmes rozwiązał ją po trzech fajkach i jednej wycieczce do cyrku. Było to najwspanialszy czas od czasów gdy Holmes ogłosił wyprowadzkę. Było prawie...normalnie. Prawie, tak, jakby nic się nigdy nie zmieniło i nigdy nie miało. Jakby zatrzymali czas. Znów biegali, znów śmiali się na schodach, znów jedli w knajpach szybkie przekąski. Ale gdy w końcu usiedli w fotelach Watson wzniósł kieliszek brandy i powiedział cicho
- Będę za tym tęsknił
A nie musiałbyś gdybyś tylko zapytał- pomyślał Holmes
Niestety wyglądało na to, że Gregson został poinformowany o sprawie emerytury (Detektyw podejrzewał, że jego brat napisał jakąś anonimową wiadomość, że teraz ci imbecyle będą musieli radzić sobie sami. Niefortunnie) W związku z tym Gregson też wyraził ubolewanie, że może zapomnieć o awansie na stanowisko komendanta. Powiedział to oczywiście ze śmiechem ale pojawiła się tam wyczuwalna nutka smutku. A potem powiedział, że skoro Watson traci najlepszego przyjaciela, może powinni częściej wychodzić na baru na obiad.
Na to stwierdzenie Holmes prawie westchnął. Kto kogo traci w tym nieporozumieniu?
Jeszcze tego samego wieczora nałożył na wymiętą koszulę płaszcz i wyszedł w ciemną noc udając się po radę do kogoś mądrzejszego niż on sam. Kogoś, kto zwykle miał dobre odpowiedzi.
***
- I tak jest cały czas, Mycroft!- wykrzyknął Sherlock załamując ręce- myślałem, że chce być ze mną! Dogadywaliśmy się, to idealne rozwiązanie. Nie byłbym sam, nie byłby sam! A on tylko cały czas pyta. Jakby... jakby chciał się upewnić- wyszeptał cicho jakby te zdanie go wyczerpało, po czym osunął się na pobliskie krzesło.
Jego brat poruszył z namysłem ramionami.
- Może pomyślał, że chcesz iść na emeryturę...sam.
Holmes zmarszczył brwi
- Jak mógłbym chcieć odejść sam? To niedorzeczne. Kocham go. Potrzebuję go przy sobie gdziekolwiek pójdę. To oczywiste, że pójdzie razem ze mną albo nigdzie się nie ruszę! To tak oczywiste, że nie trzeba było tego mówić! Jest moim przyjaciele, Mycroft jak bardzo intensywnie bym nie myślał, mam tylko jego! Wiesz ile ludzi ma tylko jedną przyjazną duszę na całym świecie?! Zawsz byłam sam, a potem wkroczył John i nagle jakby ktoś zapalił światło. Nagle świat zrobił się lepszy!
- Może on o tym nie wie? Może właśnie to trzeba było powiedzieć.
- Jak? Jeżeli do teraz nie zrozumiał, że jest moim jedynym przyjacielem to chyba źle robiłem to wszystko.
- To wszystko?
- Wszystkie rzeczy w przyjaźni, Mycroft!
- Może czuje się niepewnie co do twojego oddania...nadal? Powinieneś mu dosadnie powiedzieć jakie są twoje pragnienia.
Westchnięcie
- Obawiam się, że komunikacja nigdy nie była naszą mocną stroną. A przynajmniej nie moją. Musi być inny sposób!- powiedział to z wymaganiem w głosie. Jeżeli istniał prosty sposób na rozwiązanie problemu to Mycrpft go miał. Sherlock nigdy do końca nie wyleczył się z dziecinnego wierzenia, że Mycroft zawsze wie wszystko i zawsze kontroluje każdą sytuację. W końcu zawsze był jego starszym bratem. Był jego pierwszym przyjacielem i pierwszym nauczycielem. Musiał wiedzieć.
- Nie ma innego sposobu, drogi bracie- wysyczał Mycroft przez zaciśnięte zęby- Jesteś dużo szczęśliwszy z lekarzem u twojego boku więc wysil się trochę by tak pozostało. Uratuj to, co schrzaniłeś. A to nie jest wcale takie trudne. Wystarczy powiedzieć parę słów.
Brak prostej odpowiedzi sprawił, że Sherlock stracił cierpliwość. Nie miał czasu, spieszył się! Musiał odzyskać Watsona i zabrać go ze sobą gdziekolwiek pójdzie.
- A skąd ty o tym wiesz, hm?! Siedzisz tutaj zupełnie sam, w tej....wierzy z kości słoniowej i prawisz mi mądrości jak mam coś zrobić? To mój wybór co zrobię!
Mycroft uśmiechnął się leniwie
- Ale ty nadal tu jesteś....I nadal chcesz mieć przyjaciela.
Sherlock zdecydował już, że Mycroft ma rację więc zabrał swój płaszcz i poszedł w kierunku wyjścia. Zanim drzwi się za nim zamknęły rzucił tylko
- Wszyscy potrzebujemy przyjaciół. Nawet ty!- poddał się
***
Dwie godziny później przeszklone drzwi skrzypnęły gdy dżentelmen wszedł do środka.
- Witam pana- odezwał się siwobrody sprzedawca zza lady- Pomóc w czymś?
Jegomość podniósł ciemną głowę a światło rozjaśniło jego ostre rysy i haczykowaty nos. Uśmiechnął się uprzejmie.
- Szukam zegarków kieszonkowych. Srebrnych.
- Oczywiście, już.
Sprzedawca wyciągnął spod lady tacę z błyszczącymi zegarkami.
- Czy któryś z tych zgadza się z pańskim gustem?- zapytał uprzejmie, nie zdając sobie sprawy, że jego klient przeżywa właśnie falę załamania i niezdecydowania.
Jaki najbardziej spodoba się Watsonowi?- myślał gorączkowo- ten złoty? Nie, za bardzo się błyszczy. Ten brązowy? Nie, ma zbyt wielkie zdobienia. Z bezsilności podniósł głowę na jeszcze jeden zegarek wiszący w przeszklonej szafie. Był srebrny, mały ale niezbyt mały. Nie miał zbędnych zdobień. Zwrócił uwagę na tamten na co sprzedawca podał mu zegarek, a Holmes od razu wiedział, że trafił w punkt. Tego chciał dla Watsona.
Cena zegarka nie była zbyt wielka, zapewne ze względu na jego wielkość ale to jeszcze lepiej. Nazwa 'kieszonkowy" nie była nadaremno!
Wrócił do domu z postanowieniem, ż dzisiaj dokładnie powie Watsonowi o co chodziło od samego początku, że nigdzie bez niego nie idzie i że jeżeli Watson zostaje to on też. Zrobi im obu herbatę (zapewne zrobi to Watson ale można chcieć), zapali ogień w kominku, zagra na skrzypcach i potem wyjaśni. Tak zrobi. W domu. Tak. Dom to dobre miejsce. Przez chwilę tak mocno utwierdzał się, w tym postanowieniu, że czuł jakby to się już dokonało i mógł ponownie oddychać, wiedząc, że ziemia, która go utrzymuje, nie rozpadnie się pod jego stopami i nie zostawi go bez oddechu i bez przyjaciela.
Jednak w domu czekał go okropny widok.
Cała reszta jego rzeczy została spakowana do kartonowych pudeł i poukładane w stosik. Holmes przez chwilę rozglądał się niepewnie dookoła zanim jego wzrok nie spoczął na Watsonie, który stał na środku pokoju.
- Wats....- stracił powietrze w płucach- Watson. Przyjacielu, co ty robisz?
Lekarz spuścił głowę
- A jak to wygląda? Chciałeś odejść w takim pośpiechu. Nie chciałem cię dłużej skazywać na moje męczące towarzystwo.
- Co? Watson co ty...
- Spakowałem cię....I twoje rzeczy. Żebyś mógł odejść. Tak się spieszyłeś.
- Watson, ja...
- Rozumiem Holmesie!- zawołał Watson- Rozumiem, że chcesz odejść, że Londyn jest męczący i, cóż. Rozumiem też, że JA jestem męczący. Tak często narzekałeś na moją nieumiejętność logicznego, myślenia, łączenia faktów, że...no cóż. Rozumiem
Holmes zamilkł na chwilę. Jeżeli naprawdę jego przyjaciel tak o nim myśli, to znaczy, że zawiódł jako takowy. Że nie przekonał go, że był jedynym elementem w jego życiu, na którym Holmes całkowicie się opierał i któremu całkowicie ufał. Otworzył usta by coś powiedzieć ale rozczarowanie sobą samym skutecznie odebrało mu głos. Mycroft miał rację.
Tymczasem lekarz cały czas czekał jakby spodziewał się, że usłyszy potwierdzenie jego poprzedniego stwierdzenia. O mój....
Detektyw mógł zrobić tylko jedno bo rozczarowanie na twarzy przyjaciela było wręcz....fizycznie bolesne. Musiał coś powiedzieć zanim skończy się to bardzo źle dla nich obu. I ostatecznie- dla Holmesa.
- Watsonie to nie...nie tak! Jestem....boże, John jak możesz nie znać swojego miejsca w moim życiu? Od tylu lat twoje miejsce jest u mojego boku a moje u twojego bo nie mógłbym żyć nigdzie indziej, rozumiesz? Nigdzie!
Wyciągnął drżącą rękę zegarek kieszonkowy na łańcuszku
- Teraz wiem co pomyślałeś, gdy powiedziałem, że JA odchodzę na emeryturę więc pozwól, że to sprostuję. Chcę jechać z tobą. Chcę żebyś ty pojechał ze mną. Nie chcę się już nigdy z tobą rozstawać. Chcę być z tobą na zawsze. I...i chciałbym żebyś przyjął ten zegarek jako wyraz mojej miłości do ciebie, choć może być to zbyt nagle, a z drugiej strony to było tam od zawsze. Nie mogę dać ci pierścionka, który bym mógł, gdybyśmy żyli kiedy indziej. W innych czasach. I nie mogę dać ci też kajdanków i zmusić do zatrzymania przy sobie by pozbyć się tego obezwładniającego lęku, że któregoś dnia ode mnie odejdziesz bo znajdziesz innego, normalnego przyjaciela. Mogę dać ci tylko ten zegarek z prostą obietnicą. Że jakąkolwiek godzinę będzie on wskazywał- będzie to godzina, w której będę cię kochać i cenić jako przyjaciela jeżeli miłość nie jest tym, co chcesz ode mnie otrzymać.
Lekarz odezwał się zdezorientowany
- Chcesz żebym pojechał...z tobą?
- Chryste! Watsonie, oczywiście, że tak. Od początku tak miało być. Gdzie ty, tam ja. Czy nie dałem ci przez te wszystkie lata wystarczająco do zrozumienia, że nie chcę i nie mam zamiaru się z tobą rozstawać?
- ...pomyślałeś o tym wszystkim....że miałbym tam być.
- Dom jest duży. A w sąsiedniej wiosce poszukują lekarza na pół etatu. Pomyślałem o wszystkim bo byłem pewien, że to oczywiste! Że będziesz ze mną.
- Myślałem, że masz mnie dość, gdy powiedziałeś, że to ty odchodzisz- szepnął Watson nieco jakby załamany
Wstał i przygarnął lekarza do siebie. Było to tak piorunujące uczucie, że musiał się na chwilę zatrzymać. Nigdy przedtem nie przytulał Watsona, a uczucie było...niezwykle przyjemne. Jakby przez chwilę czuł, że może go obronić przed wszystkim. Czuł ciepło niepochodzące z zewnątrz, ze świata. Ono pochodziło z wewnątrz. Ogrzało go całego, zostawiając z przekonaniem, ze nie jest całkiem sam na tym zimnym, beznadziejnym i absolutnie brzydkim świecie. Zasiało w jego sercu to przekonanie, że już nigdy więcej nie będzie sam.
- Nigdy Watsonie. Nigdy bez ciebie nie odejdę bo bez ciebie nie będę ani bezpieczny, ani szczęśliwy, ani żywy.- szepnął
Pozostała jeszcze jedna kwestia do omówienia, którą poruszył Watson, nadal obejmując Holmesa ramionami.
- Kochasz mnie?
- Kocham. Miałem nadzieję, że możemy coś z tym zrobić w Sussex. Jeżeli oczywiście też....tak czujesz. Jeżeli nie po prostu to zostawmy, nic się nie musi zmienić, przysięgam Watsonie. Po prostu nie wyobrażam sobie po po tym, co razem przeżyliśmy, moglibyśmy być osobno. Myślę, że nie dałbym rady Watsonie, myślę, że nieodwracalnie związałem swój los z twoim i nic już nie mogę na to poradzić.
- Dobrze. Myślę, że przed długi czas nie chcę się z tobą rozstawać. Nigdy nie chcę. Bo cię kocham
_______________________________
\____/ <---------- kosz na opinie
Odezwę się za niedługo z kolejnym.....czymś
Mam nadzieję, że nie czujecie się zawiedzeni, i że niezmiennie moje ff trzymają poziom!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro