Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pogrzebowy list

Witajcie! Dobra to jest coś co...nadal mi nie gra do końca. Gdzieś tu jest jakaś dziura ale it is what it is. Czasem człowiek tak ma, że mu nie wychodzi. Ale co można zrobić innego niż z tym żyć! W każdym razie wrócę niebawem z czymś lepszym. Tylko proszę o chwilę cierpliwości!

Na razie zostawiam was z tym! 

Ach i wesołych świąt wielkanocnych bo to już niebawem a tak szybko to ja nie piszę fanfików

A ten ff  publikuję z myślą o osobie, która przez ostatni miesiąc mniej więcej codziennie pytała się "Czy napisałaś już ten mega fluffiasty fanfik z pogrzebem?" 

Dzięki, że jesteś! 

(Chociaż tutaj jest chyba więcej dramy....)

_____________________________________________________________________

Sherlock nienawidzi pogrzebów. Nienawidził i absolutnie nimi gardził. Wszyscy udawali, że są smutni i pogrążeni w żałobie by nie wyjść na bezdusznych i pozbawionych empatii ludzi, którymi i tak byli. Udawali o grali by mieć korzyści bądź otrzymać współczucie ludzi (których i tak nie lubili)

Poluzował krawat i westchnął. Mama obok uroniła kolejną łzę a jej ciałem wstrząsnął szloch. Pan Holmes objął ją jednym ramieniem. Bardzo cierpiała po stracie... kuzyna? Kolegi? Chłopak nie był pewien. Jęknął wewnętrznie z nudów i uniósł głowę do góry, patrząc na szklany gmach kościoła. Przezeń było widać lecące w oddali ptaki na tle szarego nieba. Gdyby miał skrzydła też mógłby stąd odlecieć, a nie wysłuchiwać tego głupiego gadania.

- Świeć Panie nad jego duszą- ksiądz zakończył mszę.

Szli w długim korowodzie, przeciskając się między nagrobkami. Sherlock widział jak młoda blondynka idzie na przedzie orszaku ze zwieszoną głową. Wkrótce zatrzymali się. Teraz nastąpiła część ostatecznego pożegnania czy coś takiego. Ojciec tłumaczył mu w domu jak wyglądają pogrzeby, ale chłopiec nie za bardzo był zainteresowany. Trumna została opuszczona w dół a grabarze poczęli ją zakopywać i oto był koniec nudów. Niestety, jego matka podeszła jeszcze do blondynki wciąż stojącej przy grobie. Mówiła coś o 'dobrym tonie' wsparcia ludzi w żałobie.

- Olivia- Violet dotknęła ramienia kobiety- Ogromnie ci współczuję z powodu straty. Był jeszcze taki młody....

Sherlock przewrócił oczami. Jak ludzie mogli tego słuchać ze spokojem?

- ...byłaś jego dziewczyną, prawda?

Dziewczyna pokręciła głową i zaśmiała się bez humoru. Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy.

- Gdzie tam. Chciałam mu powiedzieć, że go kocham ale nigdy nie było okazji. A potem ten wypadek i...- jej wargi zaczęły drżeć- nie było już czasu.

Pani Holmes objęła dziewczynę i zaczęła głaskać ją po plecach. Sherlock oddalił się parę kroków by nie musieć tego wysłuchiwać. Nagle za nim pojawił się jego ojciec i położył mu rękę na ramieniu.

- Chcesz iść?- zapytał cicho, na co Sherlock skinął głową. Jego ojciec tylko westchnął i zaczął mówić dalej- Życie jest krótkie, Sherlocku. I kruche, nigdy o tym nie zapominaj. Lepiej coś powiedzieć, niż milczeć i potem żałować.

Pan Holmes bardzo lubił prawić takie mądrości. Tylko jego syn nie za bardzo lubił ich słuchać.

Odchodząc z cmentarza Olivia uścisnęła Sherlockowi rękę i powiedziała

- Nie popełniaj tego błędu co ja, młody człowieku. Jeżeli ją kochasz, powiedz jej. Życie kończy się bardzo niespodziewanie. Na pewno ta piękna dziewczyna chciałaby wiedzieć, że darzysz ją tak pięknym uczuciem.

Chłopak tylko prychnął w duchu.

***

Rozmyślał nad tym, siedząc na tylnim siedzeniu samochodu swoich rodziców. Nie było żadnej 'dziewczyny', oczywiście. Obrzydliwe.

Ale był ktoś. Był piękny, wysportowany, ciepły i czuły John Watson.

John Watson- kapitan drużyny rugby

John Watson- ulubieniec wszystkich dziewczyn.

John Watson- jego najlepszy przyjaciel.

John Watson- jego największa miłość.

Johna kochali wszyscy w szkole. A sam John - jakimś cudem- lubił Sherlocka. Chodzili do swoich domów i oglądali zabawne filmy po szkole. Czasami szturchali się na korytarzach w szkole gdy coś ich rozśmieszyło. Jedli razem lody na przerwie i drugie śniadania w stołówce.

Sherlock westchnął. John oczywiście nie był nim zainteresowany, spójrzmy prawdzie w oczy. Gdyby John się zakochał wybrałby jedną z tych dziewczyn, które wszędzie za nim chodziły. Wybrałby dziewczynę o długich, uczesanych włosach, smukłych nogach, krągłym tyłku i dużymi ciemnymi oczami. Nie wybrałby chudego chłopaka z burzą kręconych, wiecznie nieposkromionych włosów i śmiesznie wystającymi kośćmi policzkowymi. John był jego najlepszym przyjacielem i to powinno wystarczyć. A miał tylko Johna. To nie byłoby fair gdyby chciał od niego czegoś więcej. Od chłopca, który i tak dał mu wszystko i który sprawił, że zaczął żyć trochę bardziej. Sherlock został obdarowany najlepszym przyjacielem na świecie. Nie potrzebował nic innego. 

Oparł głowę o szybę i zaczął recytować w myślach kolejne cyfry Pi.

***

Wieczorem znalazł się sam w swoim pokoju, za oknem zaczęło się ściemniać a deszcz zaczął bębnić w parapet. Próbował zasnąć ale nie umiał przestać myśleć o pogrzebie i straconych szansach. W świetle dnia wydawało się to trywialne ale noc zawsze czyni nas sentymentalnymi.

Chłopiec, który nigdy nie był wrażliwy ani emocjonalny bez potrzeby poczuł nagle wielki smutek, że nie może zadzwonić do Johna tylko by powiedzieć, że go kocha, tak jak chciał (i tak, jak w rzeczywistości było). Sfrustrowany, wstał z łóżka, owinął się kocem, a następnie wziął długopis i kartkę papieru. W końcu, jak powiedziała Olivia, on może wkrótce nie żyć. Wiedział oczywiście, że to bzdury ale na wszelki wypadek. Spisał więc skrupulatnie swoje myśli i pragnienia, które kołatały się w jego sercu. Spisał, by móc wypuścić uczucia na zewnątrz i by odciążyć siebie. By poczuć jakąkolwiek ulgę.

***

Sherlock stał przy swojej szafce na szkolnym korytarzem, tuż przed godziną ósmą rano. Pakował swoje książki do środka, a te potrzebne brał ze sobą. Gdy zatrzasnął drzwiczki z końca korytarza rozległ się huk trzaskania drzwiami a w nich ukazał się John Watson, wracający z porannego trening z trzema dziewczynami wzajemnie przekrzykującymi się by coś mu powiedzieć. Jednak John nie zwracał na nie uwagi bowiem gdy tylko zobaczył Sherlocka uśmiechnął się i ruszył żwawym krokiem w jego stronę. Był absolutnie przemoczony z powodu ulewy, a na kolanach miał zielone plamy od trawy. Pachniał potem i deszczem a Sherlockowi zakręciło się w głowie.

- Cześć, Sherlocku!- powiedział gdy stanął przed chłopcem.

- Hej John!- uśmiechnął się radośnie.

- Słuchaj, tak sobie pomyślałem...- zaczął John drapiąc się po głowie- może przyszedłbyś jutro na mój mecz po szkole? Oczywiście nie musisz ale pomyślałem, że może nie masz co robić i chciałbyś...-urwał nieco zmieszany

Sherlockowi zaschło w ustach. John zapraszał go na mecz? Jego!? Chciał, żeby Sherlock przyszedł, usiadł na trybunach w pobliżu i obserwował Johna? To mógł być najpiękniejszy dzień w życiu. A może po meczu poszliby na pizzę albo gorącą czekoladę. Wziął głęboki oddech i starając się nie podskakiwać z podekscytowania wysapał

- Ja....tak, John. Bardzo chętnie przyjdę! Jestem pewny, że świetnie ci pójdzie!

Czy będzie przesadą, jeśli ubierze fioletową koszulę i te nieco zbyt obcisłe spodnie. A może mama pozwoli mu wziąć tę niebieską marynarkę, która tak dobrze uwydatnia kolor jego oczu?

John też posłał mu rozpromieniony spojrzenie co sprawiło, że Sherlocka bolały policzki od zbytniego uśmiechu.

-Wspaniale, Sherlock! Bardzo się cieszę! - przeczesał dłonią zwichrzone włosy a palce Sherlocka zaswędziały by powtórzyć ten gest- Usiądziesz obok Lary, dobrze? Nie zna jeszcze nikogo w szkole i zapewnienie, że mój przyjaciel zaopiekuję się nią w trakcie meczu na pewno będzie dla niej bardzo pocieszające. Dziękuję, że...

...

Oł.

Lara.

Szybko zaczął szukać w głowie imienia 'Lara', ale nic nie znalazł. To znaczy, że to nowa dziewczyna Johna, która dopiero co dołączyła do szkoły. Jego uśmiech zbladł. Czy John widział go w roli opiekuna jego dziewczyny w trakcie meczu? Ochroniarza? Zrobiło mu się niedobrze a oczy zaczęły go niebezpiecznie kłuć.

- Och ja...errr....- zaczął się jąkać i wiercić w miejscu.

Tymczasem John mówił dalej.

- ...to bardzo miła dziewczyna, zobaczysz, dogadacie się...lubi koty...

Jednak chłopcu zbyt szumiało w uszach by go słuchać. Chciał zapaść się pod ziemię. Chciał wszystko odwołać ale rozczarowanie na twarzy Johna byłoby gorsze niż cokolwiek. Przestał go już słuchać. Opuścił głowę by John nie zobaczył jego łez.

- Jasne John...- powiedział cicho nie zwracając uwagi na to, że mu przerwał- To cześć.

Odwrócił się i wmieszał w tłum ludzi. Słyszał, że John woła go jeszcze ale spuścił głowę przyspieszając kroku. Nie mógł znieść nadmiaru emocji buzujących w jego żyłach. Za każdym razem łamało mu się serce.

Żałosny...

***

Sherlock chodził po domu wściekły i załamany zarazem. John ma dziewczynę. I nie wie nic o cierpieniu i życzeniu Sherlocka. Nie mogło tak być! John musiał wiedzieć o uczuciu jakim chłopiec go darzy. Musiał wiedzieć o tęsknocie rozdzierającej jego duszę jak silne ręce mogą drzeć kartkę papieru. Może nic to nie zmieni ale przynajmniej Sherlock będzie miał czyste sumienie i poczucie, że zrobił co mógł zamiast wpatrywać się w niego z trybun żałując i życząc.

Wyciągnął list z szuflady, chowając do plecaka szkolnego.

***

Następnego dnia rano Sherlock zakradł się do szafki Johna i wrzucił list przez szczelinę między drzwiczkami a ścianką. Uśmiechnął się gdy widział jak list wpada do środka. Poczuł jak wraz z tą kopertą, spada z niego ogromny ciężar tajemnicy. Może nie zmieni to relacji między Johnem a Larą, ale przynajmniej John będzie wiedział. A Sherlock będzie pewien. Westchnął i powlókł się do  klasy.

***

- "Wiem, że wszyscy uważanie, iż jestem samowolny, ale to rezultat nemezys charakteru i przeciwności życia. Byłem problemem nie do rozwiązania"- tymi słowami Oscara Wilde'a lekcja angielskiego dobiegała końca, a nauczyciel rzucił im jeszcze na pożegnanie- Nie przejmujcie się, jeżeli czasami się tak czujecie. Właściwie każdy z nas jest dla samego siebie problemem nie do rozwiązania. Do zobaczenia!

Sherlock wstał, wziął plecak i skierował się kolejnej sali lecz nagle stwierdził, że woli pójść do biblioteki. To było ciche i spokojne miejsce a bibliotekarka zdawała się go lubić. Zawsze się uśmiechała na jego widok. Skręcił więc w stronę głównego korytarza. Gdy tam dotarł, jego wzrok padł na charakterystyczną sylwetkę Johna, pochylonego nad kartką papieru.

John coś czytał.

John czytał kartkę zapisaną z jednej strony i ze śladem zgięcia idealnie na jej środku.

John czytał jego list.

Sherlock zamarł na ten widok. Umknął szybko za otwarte drzwi najbliższej klasy obok i nieśmiało zerkał jak John kończy czytać, a następnie zgina kartkę w pierwotny sposób, chowa do książki i odchodzi.

John. Przeczytał. Jego. List.

O Boże. Czy to coś zmieni?

Z uśmiechem oparł się o drzwi oddychając głęboko.

***

Mój Johnie!

Dlaczego tak napisałem? Mój. Oczywiście, jesteś mój na wiele sposobów. Jesteś moim przyjacielem. Moim najlepszym przyjacielem. Jedynym przyjacielem. Partnerem na laboratorium. W tak wielu aspektach jesteś mój.

I to powinno mi wystarczać. Mój przyjaciel. Ale czy nie mógłbyś być trochę bardziej mój? Trochę mocniej mój, niż jesteś teraz?

Chciałabym żebyś był mój, tak całkowicie i najmocniej jak się da. Chciałbym mieć do Ciebie wszelkie prawo. Żebyś był mój do narzekania na świat. Do śmiania się. Do przytulania. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i to już wydaje się o wiele większym szczęściem niż zasługuję, ale taki już jestem. Chcę więcej. Przepraszam. Do tych wszystkich rzeczy 'więcej' należysz przecież do kogoś innego.

Dlaczego więc to piszę skoro moje nadzieje są próżne? Byłem na pogrzebie i usłyszałem, że życie jest krótkie a partnerka nieboszczka nie zdążyła mu powiedzieć jak bardzo go kocha Wtedy pomyślałem sobie, że gdybyś to był Ty. Gdybym musiał uczestniczyć w Twoim pogrzebie nic Ci nigdy nie mówiąc...byłoby to zbyt okropne by wytrzymać. Dlatego mówię Ci nawet jeżeli miałoby to spowodować koniec naszej przyjaźni. Kocham Cię. Kocham też naszą przyjaźń i znaczy ona dla mnie niewypowiedzianie dużo. A gdybym miał też Twoją miłość, miałbym wszystko czego mógłbym pragnąć.

Johnie Watsonie, kocham cię.

Zawsze Twój i szczerze Ci oddany (przyjaciel)

Sherlock Holmes

PS. Wszyscy mówili na pogrzebie, że facet zginął w wypadku ale tak naprawdę zabił go sąsiad. Spokojnie, wysłałem już anonimową wiadomość do policji.

***

Szedł trawnikiem podczas przerwy na lunch podskakując trochę. Stołówki nie były miłym miejscem, było tam tłoczno i głośno z powodu dzisiejszego meczu a on chciał odetchnąć świeżym powietrzem w spokoju.

Był w dobrym nastroju. Od zobaczenie Johna z kartką w dłoni mógł powstrzymać się przed nadzieję, że może...ale tylko może....Ach, marzenia. Ale marzenia to połowa tego, co mamy. Oczywiście pójdzie na mecz z Larą, jak obiecał, ale miał cichą nadzieję, że coś się zmieni. Że może okaże się, że John też...tak samo jak on...Uśmiechnął się. Słońce wyszło zza chmury i zalazło świat w złotej poświacie, a Sherlock wyciągnął szyję i przechylił twarz w stronę słońca by poczuć na twarzy ciepłe promienie. Czuł się cudownie i lekko. Przeszedł tak parę kroków ale w pewnym momencie pomyślał, by w drodze na następną lekcję okrążyć boisko by jeszcze trochę cieszyć się ciepłem. Skręcił więc na róg.

I tam ich zobaczył.

John stał z dziewczyną na boisku i trzymał dłonie na jej ramionach. Ona lekko pochylała się w jego stronę kiwając głową.

Sherlock zamarł a jego serce na kilka sekund przestało bić. A następnie zaczęło boleć. Pulsowało bólem tak oślepiającym, że chłopiec osunął się na pobliską ławkę. John wiedział...I nic to nie zmieniło....

Oczywiście, że nie, Sherlock. Co ty sobie myślałeś..?

Patrzył w ich stronę tak długo aż nie poczuł się jak szpieg i aż oczy nie zaczęły go kłuć. Ponownie spojrzał w stronę słońca. Teraz nie było już piękne. Sherlock modlił się by wypaliło mu oczy i serce. Teraz wydawało się zimne i pełne nienawiści do tego, co oświetla. Zimne i bezduszne wisiało na nieboskłonie, który groził upadkiem i pogrzebaniem w gruzach na zawsze.

Lara...

Znowu spojrzał przez łzawiące oczy na parę stojącą na boisku. John przytulał do siebie dziewczynę a ona, co dziwne, płakała. Jednak po zastanowieniu się Sherlock nie był tym zdziwiony. On też zacząłby płakać gdyby John stał z nim na boisku i mówił tak czule.

A teraz nie płakał ze szczęścia tylko z absolutnej głupoty. To było oczywiste, że John lubił dziewczyny ale Sherlock tak rozpaczliwie miał nadzieję....

Parsknął śmiechem przez łzy.

Nie powinien dawać tego listu. Był skrajnie głupi. Oczywiście, że John w duchu wyśmiał tę kartkę papieru, tak ważną dla Sherlocka. Te szczere słowa miłości. Mały, głupi Sherlock Co on sobie myślał? Może John przy odrobinie szczęścia dalej będzie jego przyjacielem ale na pewno skończą się dłonie na ramieniu, szturchanie w bok czy ciche śmianie się z twarzami bardzo blisko siebie. John będzie się trzymał w rozsądnej odległości, będzie przestraszony tym co Sherlock mógłby i chce mu zrobić.

Rzucił ostatnie spojrzenie Johnowi i tej dziewczynie po czym pobiegł do domu, nie dbając o kilka lekcji, które miał jeszcze w planie tego dnia. Biegnąc, wystraszył gromadę głębi, które spokojnie skubały sobie ziarna rozsypane przez dzieci bawiące się tu wcześniej. Zawsze lubił gołębie. Lubił te szare zwierzęta, na które wszyscy narzekali. Nikt ich nie lubi i nie chce. Czasami miał wrażenie, że tylko one potrafią go zrozumieć. Biegł dalej, bo nie miał skrzydeł by odlecieć jak one.

Zaczął padać nagły deszcz i czysta woda mieszała się z łzami na jego policzkach.

Wpadł do domu i rzucił się twarzą na swoje niepościelone łóżko. W pokoju panował półmrok ponieważ Sherlock nigdy do końca nie odsłaniał okna. To była jego żelazna zasada. A teraz przynajmniej słońce nie widziało jak żałosny jest. Żałośnie zakochany. Nie widziało i nie mogło powiedzieć chmurom, które powiedziałyby wietrze, który przekazałby drzewom, a one szepnęły by ptakom, które rozniosłyby to na resztę świata.

Owszem, słońce jak się okazało nie widziało. Ale za to widział jego brat, który słysząc huk, pojawił się w drzwiach jego pokoju.

- Och, Sherlock- westchnął- co się stało?

- Odejdź, Mycroft!- wrzasnął Sherlock do poduszki, bijąc pięściami w materac.

Biłby tak dalej gdyby nie dłonie brata, które chwyciły jego nadgarstki i delikatnie pociągnęły do siebie. Głowa została oderwana od poduszki i położona na kolanach Mycrofta, który siedział teraz obok niego na łóżku i głaskał go po włosach. Gest, który zawsze działał na Sherlocka kojąco, a Mycroft doskonale o tym wiedział.

- Spokojnie, Sherlock. Shhh.... Już, spokojnie. Co tam się stało?

A chłopiec czując się całkowicie bezpiecznie w objęciach brata, wiedząc, że może tu zostać ile zechce zaczął opowiadać o wszystkim. O Johnie, o liście, o dziewczynie na boisku i o problemie nie do rozwiązania. A jego brat tylko słuchał i kołysał go delikatnie jak dziecko, którym przecież jest. Jak dziecko, którym wszyscy jesteśmy.

W końcu opowieść dobiegła końca a Mycroft nie zadając żadnych pytań czy dodatkowych wyjaśnień przykrył go kołdrą i pozwolił spać na swoich kolanach.

***

- Nie płacz, Laro. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz- położył ręce na jej ramionach i lekko ścisnął. Dziewczyna nadal drżała. Przyszła do niego na długiej przerwie i powiedziała, że chłopak z klasy powiedział jej, że jest głupia.

- Ale...n-nikt mnie nie lubi.- zaszlochała

John pochylił się w jej stronę i powiedział cicho

- Jesteś tutaj dopiero drugi tydzień. Ludzie potrzebują czasu, żeby się do ciebie przyzwyczaić i cię poznać. Poza tym- dodał szybko- Ja cię lubię. Zawsze będę cię lubiał

- Wiem. Jesteś cudowny. Ale ty lubisz wszystkich- uśmiechnęła się lekko- Twoja dziewczyna będzie bardzo szczęśliwa.

- Mam nadzieję- mruknął cicho John, na co Lara podniosła głowę i podniosła się na palcach

- Och...John!- zawołała nagle zupełnie wesoło- Mogłam się tego spodziewać! Kim ona jest? Na pewno jest piękna!

- To nie...to nie ona- zarumienił się chłopak...to...

- On!?- zrobiła wielkie oczy. Po chwili jednak pojaśniała- To ten chłopak, do którego robisz szczenięce oczy, prawda? Ten twój przyjaciel!

John westchnął co samo w sobie mogło być odpowiedzią. Pomyślał o tym wspaniałym liście od Sherlocka. List miłosny od Sherlocka...na samo wspomnienie zarumienił się. Oczywiście, że kochał Sherlocka. Chryste, jak można go było nie kochać? Dotychczas był przekonany, że Sherlock go nie kocha (bo jakżeby mógł) i próbował ignorować i tłumić to uczucie. Jednak jeżeli żyje się blisko śpiącego smoka zawsze trzeba go wliczać w swoje kalkulacje. Porozmawia z nim po meczu i powie...ah. Spojrzał prosto w słońce jakby posiadało odpowiedzi na wszystkie pytania a przynajmniej na kilka najważniejszych.

***

Mecz się odbył. Oczywiście wygrali. John zachwycony podbiegł do Lary, która siedziała na trybunach

- Wspaniały rzut, John!- powiedziała, szczerząc się

- Dzięki!- nachylił się ponad barierki i rozejrzał się z nadzieją- A gdzie Sherlock? Już poszedł?
Jednak Lara pokręciła przecząco głową

- Nie, John. Nie pojawił się nawet na chwilę. W ogóle nie przyszedł.

***

Watson chodził od klasy do klasy szukając swojego przyjaciela. Martwił się z powodu jego nieobecności na meczu. Sherlock nigdy nie łamał obietnic. A teraz John bał się, że coś mogło się stać temu wspaniałemu chłopcu. Zobaczył na korytarzu koleżankę z klasy Sherlocka- Molly.

- Molly!- zawołał, podbiegając do niej.

Przystanęła

- O, cześć, John!- uśmiechnęła się ale widząc jego zaniepokojone spojrzenie nabrała poważnego wyrazu twarzy- Czy coś się stało?

- Tak...widziałaś Sherlocka? Nie było go na meczu a obiecał, że będzie i...wiesz- wzruszył ramionami- martwię się

Zrobiła zawiedzioną minę

- Och, nie. Nie widziałam go. Był na mojej lekcji chemii ale na biologii już nie. Może wrócił do domu?- zasugerowała- Albo po prostu mu się znudziło. Znasz go- powiedziała ze słabo ukrywaną czułością.

Wszyscy wiedzieli, że Sherlock jej się podobał. Niestety wiedziała też, że on jest gejem więc mimo zauroczenia nie miała żadnych nadziei.

- Taaa- westchnął John- w każdym razie dzięki za pomoc.

- W porządku- powiedziała- Tylko...daj mi znać jak go znajdziesz, tak? Chcę by był bezpieczny.

- Wiem, wiem, dzięki- zapewnił ją- Miłego dnia!

I odszedł.

***

Sherlock obudził się następnego poranka, gdy słońce było już wysoko na niebie ale i tak nie wstawał. Nie miał siły wstać. Postanowił dziś zostać w łóżku do południa. Może do tego czas szlak trafi połowę świata i życie będzie o połowę prostsze.

Może.

***

Po południu, gdy wreszcie zwlókł się z łóżka by sprawiać jakiekolwiek pozory zadzwonił dzwonek. Nie zareagował. Listonosz i tak zostawi awizo. Po chwili jednak rozległy się kroki Mycrofta i odgłos trzaskania drzwiami. Przynajmniej jedna osoba w tym domu funkcjonuje. Brat jednak nie wracał długo więc postanowił zajrzeć przez okno swojego pokoju.

Ku swojemu zdumieniu zobaczył Johna rozmawiającego z Mycroftem. Gwałtownie gestykulował i wymachiwał kartką w dłoni. Kartką zapisaną z jednej strony czarnym, eleganckim pismem i z charakterystyczną linią zgięcia na środku.

Jego list....

Uchylił delikatnie okno.

- ....muszę z nim porozmawiać, Mycroft. Muszę go zobaczyć.

- Mój brat nie jest dłużej pod twoją opieką, John, Nie martw się o niego. Poradzimy sobie- usłyszał lodowaty głos jego brata

- To mój najlepszy przyjaciel i jasne, że będę się cholernie o niego martwić! Przyszedłem tutaj po dwóch dniach jego nieobecności bo się martwiłem! A teraz pozwól mi z nim porozmawiać!

- Nie, John. Zraniłeś go już wystarczająco. A teraz odwróć się i wracaj z powrotem do swojego nudnego życia i zostaw mojego brata w spokoju. Czy to jasne?

- Ja...Co? Zraniłem go? Jak?

Sherlockowi serce krwawiło na widok udręczonej miny Johna, a z drugiej strony nic też nie czuł. John to tylko kolejny chłopiec.

Prawda?

Mimo wszystko wygrało krwawiące serce, które domagało się rozmowy, kontaktu i widoku ukochanego chłopca. Serca już mają to do siebie. Zszedł na dół i stanął u boku brata. Twarz Johna opadła z ulgi na widok Sherlocka całego i zdrowego.

- W porządku, Mycroft. Porozmawiam z nim- młodszy Holmes westchnął. Mógł to zrobić. Mógł powiedzieć Johnowi co myślał, a potem poprosić go by tu więcej nie przychodził - W porządku.

Mycroft zmarszczył brwi. Oczywiście, Sherlock to rozumiał. Chciał chronić swojego młodszego brata przed zranieniem i krzywdą. Chciał być obrońcą. Ale dla Sherlocka zawsze był obrońcą. Wojownikiem i aniołem stróżem. Nawet jeżeli teraz chciał się zająć tym problemem sam. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak Mycroft nie zawaha się walczyć za i o swojego brata.

- Czy na pewno....?

- Och, na litość boską, nie jestem ze szkła.

Mycroft skinął głową i wycofał się do domu. Przechodząc obok musnął bark brata w niewypowiedzianym wsparciu.

Sherlock wyszedł z progu balansując na czubkach palców

- Nie wiem czego chcesz, ale cokolwiek to jest, streszczaj się. Twoja dziewczyna będzie za Tobą tęsknić- A ja już tęsknię- dodał w myślach

John zmarszczył brwi zupełnie zapominając o słowach cisnących mu sie na język jeszcze sekundę temu.

- Jaka dziewczyna?

Sherlock parsknął.

- Nie kojarzysz swojej dziewczyny? Ojej- pokręcił głową- Źle z tobą. Tą, z którą stałeś na boisku. Nie jestem, ślepy, John. Widziałem. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Mam tylko nadzieję, że po tych paru niefortunnie napisanych przeze mnie słowach nie zniszczysz naszej przyjaźni i...

- Czekaj!- przerwał mu John unosząc ręce.

Sherlock uniósł brwi i zamknął usta z pyknięciem.

- Słucham?

Wiedział co John mu powie ale niech poczuje, ze to dialog mimo wszystko. Przymknął oczy.

A na następne słowa gwałtownie je otworzył.

- Ta dziewczyna...Lara. To nie jest moja dziewczyna.

Nastała cisza przerywana tylko szelestem drzew i przejeżdżającymi samochodami w oddali

- Jak to nie?- zapytał niepewnie Sherlock

- To moja kuzynka! Jest nowa w szkole i chciałem żeby nie czuła się sama na początku!

Sherlock popatrzył na Johna z szeroko otwartymi oczami. Następnie pochylił głowę, wpatrując się w swoje buty

- Kuzynka?- zapytał cicho

- Lara. Kuzynka- rozległo się potwierdzenie

- Och...Dobrze- uśmiechnął się blado. Nagle stracił całą odwagę, determinację i sarkazm, które towarzyszyły mu jeszcze chwilę temu.

Teraz, dalej.

Kiwnął głową na list by pozbyć się tej żenującej rzeczy z dłoni Johna

- Czy mogę odzyskać...

Uśmiech Johna zbladł. A w zamian pojawiło się zrozumienie czego i dlaczego chce Sherlock.

- Och- powiedział- chcesz... Sherlock, ten list jest....

- Wiem- przerwał cicho- Przepraszam jeżeli to coś zepsuje- zacisnął dłonie w pięści- Ale nie mogłem nic nie mówić, bo to było jeszcze gorsze! A teraz go oddaj. Proszę!

Podniósł głowę i popatrzył ze przez łzy złości na Johna. Z zaskoczeniem zobaczył, że John....uśmiecha się.

- J...John?- zapytał zdezorientowany.

Ale John, kochany John tylko podszedł do Sherlocka, położył dłoń na jego policzku i kciukiem starł słone krople z policzków chłopca.

- Niczego nie zepsułeś, Sherlocku. Niczego. Właściwie to...od dawna chciałem ci powiedzieć.  Że czuję to samo...

- Że co? Że mnie kochasz?- wysapał Sherlock

- Że cię kocham- potwierdził John

Zapadła między nimi cisza tak wielka, jakby wszystko na świecie umarło a pozostał tylko kontakt tych dwóch par oczy wpatrzonych w siebie takim samym strachem i niepewnością. Świadomością, że jeżeli coś poszło nie tak, mogą zostać z niczym zamiast mieć wszystko.

- Kochasz. Mnie?- powtórzył głupio na co John kiwnął głową.

Sherlock stał przez chwilę nieruchomo po czym powoli i niepewnie objął chłopca ramionami, przygarniając go bardzo blisko siebie. Blondyn nie stawiał oporu.

- Czy to oznacza, że teraz jesteś mój? Tak całkiem i całkowicie?- wymruczał Sherlock w te wspaniałe włosy przyjaciela

John pochylił głowę, dotykając nosem szyi młodszego chłopca.

- Tak, Sherlock. Jestem cały twój. A ty jesteś mój, tak?

- Tylko i wyłącznie- odpowiedział Sherlock

Zostali tak spleceni razem mając nadzieję, że już nie sprawią sobie bólu, bo nie mogliby znieść ran od siebie nawzajem. Na tym właśnie zasadza się miłość. I przyjaźń. I każde uczucie na świecie. 


The eeeeeend! 



\____/  <------- kosz na opinie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro