Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pijacki wybryk. Oczywiście.


Hahaaa! Tęskniliście?

Wiem, że nie. Bez oczekiwań xD 

Dzień dobry! Przybywa do was z kolejnym one-shotem mojego autorstwa. Teraz niestety wyjeżdżam ale mam nadzieję, że powrócę z kolejną historią i to już niebawem.

Przepraszam za interpunkcję ale....ale to ja haha

Zapraszam więc do poświęcenia tych paru minut!!!

____________________________________________________________


Sherlock parsknął udawanym śmiechem w stronę swojej szklanki, dyskretnie poprawiając mikrofon przymocowany do wewnętrznej strony jego płaszcza.

- Nie masz przypadkiem zazdrosnego chłopaka?- zapytał podejrzany, oplatając talię Sherlocka ramieniem- Bo jeżeli nie, powiem Ci, że mógłbym Cię pieprzyć tak długo i mocno, aż zapomnisz jak się nazywasz...-szepnął zmysłowo.

John siedzący obok niego prawie warknął, co spotkało się z rozbawionym wzrokiem Victora. Jego spojrzenie wręcz się śmiało „Ktoś tu jest zazdrosny..."

W klubie było bardzo dużo ludzi. Niezwykle tłoczno i duszno. Oddychało się potem ludzi dookoła. Płuca się pociły.

- Czyli to przez ciebie tak bardzo w Anglii rozwinął się handel ludźmi?- zapytał z udawanym podziwem John, przekrzykując tłum.

- No a jak! Trzeba znać się robocie!- odparł już lekko wstawiony Victor.

I zagłębił się w długą opowieść i tłumaczenie sposobu pozyskiwania towaru.

- Już prawie, John!- szepnął Sherlock do ucha lekarza- Musimy go przycisnąć jeszcze trochę! Wyślę SMS-a do Grahama, żeby zbierał chłopaków i czekał przed wejściem- dodał. John parsknął jakby Sherlock powiedział coś niezwykle zabawnego.

Głos miał lekko niewyraźny przez ilość wypitego alkoholu. Ale niestety tego wymagała sprawa. Na szczęście w miarę jak upijali się oni, upijał się też ich podejrzany.

W sumie to zagadka była dość prosta. Chodziło o handel ludźmi z zagranicy. Podejrzany ponoć dość często przebywał w barze „Pod zdechłym psem". Tak więc chłopcy z Baker Street bywali tutaj już od tygodnia, by wypatrzeć go wśród tłumu, a teraz wreszcie mogli się przysiąść i zacząć działać. Obaj mieli nadzieję, że tego wieczoru misja dobiegnie końca. Przesiadywanie w dusznym barze, obserwując tłum przez cały czas, późną nocą, nie było najlepszym sposobem na spędzanie wolnego czasu.

John stuknął się szklankami z Sherlockiem, wziął łyk piwa i oblizał usta, na co detektyw stłumił jęk. Zawsze miał słabość do tego gestu.

Opowieści Victora dobiegła końca więc mógł się z powrotem skupić na podrywaniu przystojnego detektywa.

- Chętnie zobaczyłbym twoje idealne wargi wokół mojego fiuta.- szepnął Victor do Sherlocka- Jesteś taki wspaniały....

Ten tylko uśmiechnął się zawadiacko i wziął kolejny łyk whisky.


Posiedzieli jeszcze przez chwilę. Nagle podejrzany wstał, ziewając głośno.

- Mam nadzieję, że skorzystacie z moich bezcennych rad. Na mnie już niestety czas.

Na to detektyw i blogger również wstali, chwiejąc się lekko.

- My także będziemy się już zbierać.... I coś mi się wydaję....- powiedział Sherlock obejmując Victora jednym ramieniem- Że idziemy w tym samym kierunku!- I poprowadził delikwenta do drzwi.

Ten już chciał coś odrzec ale wtem przed nimi nagle pojawił się Lestrade.

Na jego widok podejrzany chciał uciekać, ale Sherlock przytrzymał go mocniej, a John chwycił od tyłu, i warknął do jego ucha, że ma się nie ruszać,

- Gavin!- wykrzyknął Sherlock trochę zbyt radośnie- W samą porę! Oto twój podejrzany. Wolałbym, żebyś skuł go osobiście. Nie jestem pewien, czy Anderson potrafi obsługiwać kajdanki, na tyle, żeby samemu się nie zakleszczyć. A oto- dodał wyciągając z płaszcza mały mikrofon- Twoje dowody. Tych też nie dawaj Andersonowi, jeszcze je zgubi i tyle z tego będzie.

- Kolejny raz uratowałeś mi tyłek.- uśmiechnął się policjant- Jakbyś kiedyś chciał wstąpić do policji to moje stanowisko czeka.

Sherlock już miał odpowiedzieć, ale nagle w jego uchu pojawił się szept.

- Pamiętaj, że oferta z niezapomnianym seksem jest nadal aktualna. Bez zobowiązań, oczywiście.- Victor puścił do niego oczko.

Detektyw spojrzał na niego ze wstrętem.

- Nie dotknął bym cię nawet gdybym miał wybierać między tobą a moim bratem. Lestrade zabierzcie go!- krzyknął a następnie lekko czknął.

- Na pewno wszystko w porządku?- zapytał Lestrade patrząc na nich- Jesteście pijani! Może podwieźć was do domu?

- Zajmij się swoim zatrzymanym, Goffey, a my zajmiemy się sobą....

John mruknął coś niezrozumiałego.

- Co?!

- Greg...To jest Greg

Oczywiście.

Detektyw mruknął

- Byłem pewien, że Jeff!

Lestarde stwierdził, że nie będzie się dalej kłócił. Odwrócił się by powiedzieć coś do Andersona.

Tymczasem okazało się, że Sherlock i po pijaku ma zdolność wyczarowywania taksówek znikąd. Po minucie siedzieli już w taksówce, uprzednio rzucając kierowcy adres.



Droga na Baker Street przebiegła szybko. Chłopcy wtoczyli się na górę. John usiadł na podłodze przed swoim fotelem a Sherlock stanął przy kominku opierając się o niego lekko. Śmiali się lekko, jak po każdej wspólnej sprawie, kiedy adrenalina i alkohol tańczyły jeszcze w ich żyłach, a wspomnienia chłodnego, nocnego powietrza wciąż muskały ich skórę.

- Kolejna misja zakończona sukcesem- mruknął John, spod półprzymkniętych powiek.

- Czego się spodziewałeś?- zapytał detektyw sennie- Jestem detektywem o ogólnoświatowej sławie. A ty?

- Eeeee.... Nie?

- Nie.

Siedzieli przez chwilę. John w końcu odezwał się mówiąc to, co od przygody w barze niezmiernie go irytowało.

- Myślałem, że przeleci Cię na miejscu!

- Jestem piękny, czego chcesz!- zawołał oburzony Sherlock.

Trunek naprawdę dawał o sobie znać.

- I skromny...- mruknął John, a potem już na głos powiedział- On rozbierał Cię wzrokiem!

- Zazdrosny?- zapytał detektyw prowokacyjnym tonem.

- Chciałbyś.- prychnął John

- Nie bądź głupi. - szepnął detektyw nachylając się nad Johnem, tak, że ich czoła się dotykały.- Nie on jest osobą, z którą chcę iść do łóżka....

Jego oddech łaskotał Johna po policzku.

- Poza tym....

Ale John nigdy nie dowiedział się co poza tym, bo w tym momencie mimowolnie oblizał wargi z powodu zbyt bliskiej odległości. Detektyw widząc to, stracił resztki swojej samokontroli i zredukował dzielącą ich odległość.

Watson jęknął w jego usta i przyciągnął go bliżej, wplatając palce w miękkie loki Holmesa.

Połączenie adrenaliny i alkoholu zawsze w końcu daje o sobie znać. I szuka ujścia.

Całowali się tak jeszcze przez chwilę, wręcz pożerając sobie twarze, dotykając każdego kawałka nagiej skóry.

Było już oczywiste do czego to wszystko zmierza. Detektyw, oplatając wszystkimi kończynami ciało Johna, jak małpka, gdy ten kierował się do sypialni westchnął bez tchu.

- Trzymaj mnie, proszę!

Drzwi sypialni zamknęły się za nimi z hukiem.

Była to noc pełna krzyków i westchnień i zduszonych jęków w poduszkę. Było mnóstwo palców zaplątanych we włosach i ogrom pocałunków. Ubrania zostały zapomniane gdzieś po drodze, aż w końcu dzieliła ich tylko skóra, Byli tak blisko, jak blisko mogą być dwie osoby, bo następnym krokiem byłoby otworzenie klatki piersiowej. Szeptano sobie do ucha słowa wzajemnego piękna. Polały się cicho szeptane zapewnienia, zapomniane w świetle poranka. Mimo płynącego w ich żyłach alkoholu, była w ich czynnościach pewna delikatność, szacunek i wzajemne uszanowanie. Nie wahali się, ani nie pędzili na łeb na szyję, i na złamanie karku. Byli spokojni ale i stanowczy. Wiedzieli czego chcą, i każdy z osobna wiedział dlaczego.

I tak to było. Aż do rana.

Oczywiście.


***

Obudził się z głową na piersi Johna. Jego ramiona mocno trzymały go w talii a nos blondyna był schowany w jego lokach. Potrzebował chwili by przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia. Wbrew rozsądkowi, na jego twarz wpłynął uśmiech. Głowa pulsowała mu nieznośnym bólem, ale nie to było teraz najważniejsze. Detektyw przez chwilę czuł jak ogarnia go szczęście. Wreszcie....po tych wszystkich latach. Zrobił to z człowiekiem, którego kochał z całą mocą. Gdyby tylko....gdyby tylko mógł pozostać tak jeszcze trochę. Wtulił się ostatni raz (był tego pewien) w tors swojego ukochanego wyobrażają sobie jak by to było gdyby mógł robić to codziennie. Przytulać się do niego tak mocno, że nie mógłby oddychać.

Nie był naiwny. Wiedział, że John za niedługo się obudzi i będzie co najmniej bardzo zły. Więc najlepszym sposobem będzie udawać, że nic się nie wydarzyło....

Prawda?

Oczywiście.

Najciszej jak umiał, wstał i wymknął się z sypialni, ze łzami w oczach.

Wziął szybki prysznic, a następnie usiadł w kuchni, chwytając pierwszą napotkaną probówkę, leżącą na stole i ładując ją drżącym pacami pod mikroskop, usiłując sprawiać wrażenie, że świat zewnętrzny nie istnieje naprawdę i jest tylko wytworem jego genialnego mózgu.

Najpierw usłyszał szum prysznica, a jakiś czas później John wszedł do salonu. Spod rękawów koszulki jego ramiona były wciąż różowe od ciepłej wody, a Sherlock mimowolnie zapatrzył się na nie kątem oka. Przypomniał sobie jak ostatniej nocy te ramiona oplatały go z ogromną siłą. To było wspaniałe. Sherlock nigdy wcześniej nie czuł się tak....bezpieczny, i kochany? Szybko jednak upomniał się w myślach

„To był 'wypadek'. John nie jest gejem i lada chwila przyprowadzi do domu kolejną pannę. Nuda."

- Herbaty?

To pytanie było tak niespodziewane, że Holmes lekko podskoczył, ale

skinął głową, nawet nie patrząc na Johna, próbując sprawiać wrażenie jakby obraz w mikroskopie był najważniejszy na świecie.

John z westchnieniem zaczął robić herbatę. Czy teraz tak będzie? Będą się ignorować nawzajem, jednocześnie udając, że wszystko jest w porządku? Będą krążyć wokół siebie jak dwie kaczki, niepewne czy wskoczyć w te bajorko, czy stać na brzegu i udawać, że w ogóle go nie widzą?

Rozmyślał tak czekając aż woda się zaparzy. Chciał sięgnąć do lodówki, by wyjąć mleko, lecz nagle zamarł.

W gładkiej powierzchni drzwi lodówki widać było zniekształcone odbicie detektywa. Sherlock patrzył się na niego intensywnym wzrokiem, a jego ręce były nieruchome, i wydawało się, że detektyw nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowany sprzętem.

John nie widział wyrazu jego oczu, niemniej całe ciało detektywa było wręcz pochylone w jego stronę.

W tej chwili jednak czajnik zaczął niespodziewanie gwizdać na co Holmes drgnął i czym prędzej, odwrócił się z powrotem do mikroskopu.

John po chwili również otrząsnął się z odrętwienia i sięgnął do lodówki by wyjąć mleko. Okazało się jednak, ze mleka nie ma. Zamiast tego, po otwarciu drzwi, lekarza powitał widok odciętej ludzkiej głowy. No nic. Herbata będzie bez mleka.

Watson postawił oba kubki na stole i usiadł naprzeciwko detektywa. Nie wiedział dlaczego to zrobił. Mógł usiąść równie dobrze w fotelu i udawać, że wydarzenie sprzed paru godzin w ogóle go nie obeszły. Albo na kanapie i włączyć poranne wiadomości BBC, jak gdyby to one były najważniejsze, a nie detektyw, nadal wpatrzony w mikroskop.

Oczywiście.

Oczywiście, było to kłamstwo.

Oczywiście, to Sherlock był najważniejszy.

Oczywiście.

Jednak usiadł na krześle. W kuchni. Z detektywem. Co powinien mu powiedzieć? „Przepraszam, za ostatnią noc. Przepraszam, że się upiłem i pozwoliłem sobie na wspaniałą noc twoim kosztem, bo ty nie robisz takich rzeczy. Oczywiście nie jestem gejem."?

Oczywiście.

Ku zdumieniu Watsona, to Sherlock nagle się odezwał.

- Żałujesz- bardziej stwierdził niż zapytał. Obrócił dłoń by skorygować obraz w mikroskopie.

John wbił w niego wzrok.

- O czym Ty mówisz? Czy ja tak powiedziałem?

- Nie musisz- odparł Sherlock, dalej wpatrzony w mikroskop- To oczywiste, biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe deklarację.

- Co?- W głowie Johna utworzyły się najgorsze z scenariusze. Wszystkie naraz. Zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie powiedział tego wszystkiego na głos.- Co ja takiego....

- Nie jesteś gejem! (oczywiście)- zawołał Sherlock, wstając od stołu, tak gwałtownie, że kubki z herbatą zakołysały się.- Zawsze to mówisz, więc dlaczego jedna noc miałaby zmienić cokolwiek?!

Zapadła cisza, przerywana tylko tykaniem zegara, oraz odgłosami krzątania się Pani Hudson na dole.

- No właśnie. Nic- dokończył Sherlock, ale nie siadając- Nic nie zmienia.

Wydawał się lekko...rozczarowany?

Pochylił głowę jakby w geście rezygnacji. John z kolei obserwował go i zastanawiał się czy powiedzieć to, co mu tak bardzo ciąży na sercu. Odetchnął głęboko.

- To nie była jedna noc.- rzekł cicho

- Słucham?- zapytał detektyw wytrzeszczając oczy- O czym Ty mówisz?

John westchnął. Więc to to, tak? To czas, kiedy mówi Sherlockowi co do niego czuje, a detektyw prosi go by się wyprowadził. Schemat, który John przerabiał w głowie już tysiące, jeżeli nie miliony razy i za każdym razem tak się to skończyło.

- Jestem więcej niż jedną noc szalenie zakochany w Tobie- wstał - Ta noc...była tylko potwierdzeniem, że nigdy nikogo tak bardzo nie kochałem...- zaczął się kierować do swojej sypialni.

- John, Ja....- zaczął Holmes, ale John nie pozwolił, nie chciał dać mu skończyć.

- ....jak Ciebie. Przepraszam, naprawdę próbowałem nie, ale nie jestem w stanie przestać. Jesteś zbyt....- westchnął, gdy głos mu się załamał- Idę teraz do swojej sypialni i zabiorę parę rzeczy. Wrócę po resztę gdy będziesz na sprawie. Tak, żebyś nie musiał mnie oglądać.

- John...- zaczął znowu Sherlock

Ale John już wyszedł.



Wszedł do sypialni, zabierając telefon, i ubrania na zmianę, oraz pistolet z szuflady. Gdy się odwrócił, zobaczył Holmesa stojącego w drzwiach, więc zaczął mówić, by zagłuszyć ciszę albo nie usłyszeć co chce powiedzieć.

- John....

- Nie, słuchaj, rozumiem. Nie jesteś...taki. I nie chcesz takich rzeczy. Bycie twoim współlokatorem było naj...

- Zamknij się na chwilę i daj mi powiedzieć!!!- Sherlock położył obie ręce na futrynie drzwi, tak, by lekarz nie mógł wyjść.

- Ale...

- Nie! Próbowałeś ukryć swe uczucia do mnie, rozumiem! Upiliśmy się i stało się, co się stało, w porządku, Ale John- wyrzucił ręce w powietrze a następnie zaczął się zbliżać do Johna- Ukrywanie siebie jest jak....jak ukrywanie się w ciemnym zaułku. Nikt nie może Cię zobaczyć...- położył dłonie na ramionach lekarza- ....ale i Ty nikogo nie widzisz. I nie widzisz jak oni się ukrywają. Po prostu w tym całym ukrywaniu się nie zobaczyłeś, że ja....-głos mu się załamał i pochylił lekko głowę- Że ja też....- wyszeptał niemal ze skruchą

John podniósł głowę zaskoczony. Twarz Sherlocka była tuż przy jego i John czuł już perfumy Holmesa i jego oddech na policzku.

- John....-wyszeptał Holmes tak, by jego usta muskały jego, gdy mówił-....mój John....proszę...

A potem się całowali, naprawdę się całowali, zupełnie inaczej niż jeszcze parę godzin temu. Wtedy zwierzęco i brudno pożerali sobie twarze. Teraz jednak robili to delikatnie i z uczuciem i z lekką dozą niepewności.

- Naprawdę tego chcesz?- zapytał Sherlock między pocałunkami- Dalej będę trzymał ograny w lodówce i coś wysadzał i robił eksperymenty. Może od czasu do czasu pójdę po mleko.

John zaśmiał się cicho.

- Wiem. Zakochałem się w tobie, gdy robiłeś to wszystko. Dlaczego coś nagle miałoby się zmienić?

- Jestem niebezpiecznie zaborczy John.- mówił dalej Holmes- Nie będę się dzielić. Otulę Cię całym sobą, całym moim życiem. Utopię Cię w nim, wiesz o tym?- zapytał z niepokojem, bojąc się, że wobec tej okropnej i przerażającej prawdy, lekarz zmieni zdanie i serce Holmesa dalej będzie biedne i samotne. Jak zawsze było.

- Już to zrobiłeś. - rzekł John przytulając mocniej detektywa, na co ten wbrew sobie wtulił się weń mocniej.- Kochałem Cię od tak dawna....

Przez chwilę panowała cisza.

- Jesteś pewien?- szepną cichutko Sherlock w jego pierś- nie będziesz żałował? Mówiłem, nie będę grzeczny. Mogę obiecać tylko, że będę Cię kochał. Bardzo mocno i z całych sił. Jak zawsze kochałem. Zawsze.

- Twoja miłość mi wystarczy. Właściwie jest wszystkim czego chcę. A jedyne czego żałuję - rzekł lekarz z całą mocą- to tego, że stało się to tak późno.

Oczywiście, że tak.



Koooniec! 

Jak się podobało? Piszcie, chętnie poczytam

A ja znikam, jak zawsze 

Pufff...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro