Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Long live

Dobry Deszczowy! Razem z michalinka_1 postanowiłyśmy napisać coś w hołdzie zmarłej królowej jako bliskiej przyjaciółce Mycrofta. Oto moja praca! Bierzcie i jedzcie bo nie samym chlebem człowiek żyje ale historiami też. 



Kondukt żałobny jechał ulicą. Na przodzie kroczyły dumne konie królowej.

Najpierw przejadą konie kare, potem kasztanowe...

Grała podniosła muzyka i ludzie kroczyli równym krokiem ulicami Londynu towarzysząc królowej w jej ostatniej podróży. Nie wiedział czy to tego warte.

Brytyjczycy stali na ulicach i machali by móc po raz ostatni pożegnać ukochaną królową. Niektórzy płakali. Niektórzy mieli puste twarze. Niektórzy wyglądali wręcz pogodnie. Ale wszyscy zgadzali się co do jednego. Śmierć to straszna rzecz. Potworna. Ostateczna. A jednak wszyscy jej ulegamy.

Tak też właśnie myślał Mycroft, który stał przy swoim oknie w Whitehall, ze szklanką Whisky i obserwował jak kondukt powoli wtacza się na ulicę. Widział trumnę owiniętą w sztandar królewski, widział członków rodziny królewskiej, w tym nowego króla, który był niczym cień u boku matki, po raz ostatni przed wejściem na piedestał władzy i świateł. Mycroft musiał przyznać, że trochę tego nie rozumie. Odszedł ktoś tak wielki i wspaniały a reszta ludzi wciąż ma motywację by wstać i iść.
Westchnął. Jako ważny polityk usłyszał nowinę o śmierci królowej jeszcze zanim została podana do wiadomości publicznej. Pamiętał to bardzo dokładnie. Podpisywał akurat jakieś ważne dokumenty gdy nagle zadzwonił telefon a w słuchawce odezwał się dobrze znany mu głos osobistego sekretarza królowej

- Panie Holmes?

- Tak - odpowiedział trochę zdziwiony Mycroft bo ten człowiek chyba wie do kogo dzwoni.

- Proszę słuchać uważnie. London Bridge is down. Powtarzam. London. Bridge. Is. Down.

Ale...

I zanim Mycroft zdołał zbudować na tym słowie jakąś konstruktywną wypowiedź sygnał w słuchawce się urwał pozostawiając Mycrofta samego ze swoimi myślami. Odłożył słuchawkę i oparł czoło na dłoniach. Jasne, usłyszał dziś po południu wieść o ciężkim stanie zdrowia królowej ale to zdarzało się cały czas bo dwór wzywał lekarza za każdym razem gdy królowa chociaż kichnęła więc niezbyt przestraszyła go ta wiadomość. Poza tym widział ją ostatnio tuż po jej spotkaniu z nową minister. Wydawała się całkowicie zdrowa i zadowolona z życia.

-  Przecież zawsze mówiłaś, że się z tego otrząśniesz. Że musisz tylko odpocząć. Zawsze tak mówiłaś. Więc dlaczego nie teraz?- szepnął do siebie.

W istocie, królowa często tak odpowiadała gdy Mycroft pytał się jej o samopoczucie. Zawsze padała odpowiedź  "Jestem tylko zmęczona"

Wydawało mu się jakby to było wczoraj gdy pił z królową po godzinach w jej rezydencji i razem śmiali się z jakiegoś żartu, którego już nie pamiętali. Ani on, ani ona. (Pewnie znowu chodziło o popielniczkę, którą jego przeklęty brat ukradł z Buckingham dla Johna. Królowa była bardzo rozbawiona faktem, że jej popielniczka posłużyła do próby zaimponowania partnerowi Sherlocka).

W rzeczywistości ona i Holmes bardzo dobrze się dogadywali. Łączyła ich jedna miłość do monarchii, przywiązanie do zasad i całkowite zrozumienie głęboko zakorzenionego poczucia obowiązku wobec ojczyzny, która tak dużo im powierzyła... Cóż. Jak to ktoś kiedyś napisał "Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie"

Stojąc teraz przy oknie i patrząc na kondukt uniósł szklankę z bursztynowym płynem jakby wznosił pożegnalny toast. Za swoją szefową, za swoją królową i za swoją najlepszą przyjaciółkę. Wiedział, że będzie za nią tęsknił.
Stał jeszcze chwilę przy oknie pozwalają sobie na chwilę smutku po czym wyciągnął z kieszeni swój prywatny telefon i wybierając numer. Musiał podzielić się z kimś stratą przyjaciela. Z kimś, kto go nie wyśmieje za zbytni sentymentalizm czy odczuwanie emocji. Tylko z kimś kto go zrozumie.

- Greg?


Dziękuję za uwagę. Do....eeeeee....pojawienia się ponownie weny *ściska*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro